11

— Dobrze, że jeszcze tu nie wlazł — wkurza się Aiden i chodzi w kółko po swoim pokoju. Panuje tu taki bałagan, że nie zdziwiłabym się jeśli by zaraz się o coś potknął. Mój brat niestety nie posiada zbyt wielkiego poczucia estetyki.

— Mi też się to nie podoba. Sądzę, że on ma cię pilnować, a nie dbać o twoje bezpieczeństwo — Peter mówi zupełnie to samo co ja pomyślałam jak się dowiedziałam o tym pomyślę.

Leży rozwalony na łóżku Aidena. Ja na pewno bez zdezynfekowania tego miejsca na pewno bym się na to nie zdecydowała. Zajmuje więc miejsce w czarnym skórzanym fotelu, z którego musiałam zrzucić jakieś ciuchy by usiąść.

— Też na to wpadłam. A może on się domyślił, że wtedy próbowałam go otruć? — mówię swoje myśli na głos, lecz szybko sobie uświadamiam, że gdyby tak było to inaczej by mnie traktował. A raczej od razu zabił.

— Nie sądzę — odzywa się Peter.

— Jakby tak było to już byśmy cię dostali w częściach — zimny dreszcz przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa. Nie chce nawet sobie wyobrażać jakim torturom by mnie poddał. — Ale się nie przejmuj, niedługo sprawa zostanie załatwiona, a te małżeństwo będzie można potraktować jedynie jak zły sen.

Aiden milknie, bo słychać, że ktoś się zbliża do jego pokoju. A osoby, które mogą wiedzieć o naszym spisku są tutaj.

Nagle drzwi się otwierają, a do pomieszczenia wchodzi ojciec. O kurwa osobiście się tu pofatygował.

— Czy zaraz po przyjeździe nie powinnaś odwiedzić stęsknionego ojca? — pyta patrząc na mnie, ale po jego wyrazie twarzy widać, że nie jest na mnie zły.

— Trzeba było jej nie sprzedawać — mruczy Aiden po nosem, ale tata najwyraźniej nie chce psuć atmosfery, bo poszcza te słowa mimo uszu.

Wstaje i wpada w rozłożone ramiona ojca. On jako jedyny przytula mnie normalnie, widocznie wierzy, że nie jestem posiniaczona. Chociaż gdyby moi bracia mieli rozum to by sobie to uświadomili patrząc na mnie. Mam na sobie przecież krótkie spodenki i top na ramiączka.

Po chwili odsuwam się od ojca, bo nie chce by pomyślał, że już mi przeszła na niego złość. Nigdy mu nie wybaczę tego jak zostałam przez niego potraktowana.

— Dobrze, że jesteś, bo już się do ciebie wybierałem. Ja ci tam jest moja słodka truskaweczko — dla zmiękczenia mnie używa mojej ksywki.

— I tak już zaraz muszę wracać, bo dostałam pozwolenie jedynie na godzinę — miałam o tym nie wspominać, ale wprost nie mogę się przed tym powstrzymać.

— Jak kurwa godzinę! — wyrywa się Aiden. Ze złości oczy zaczynają mu się aż świecić. — Nie to, że nam ją odebrał to jeszcze śmie wyliczać czas, który z nią spędzamy. Już ja mu powiem do słuchu! — mój nadopiekuńczy brat rusza do drzwi, ale na szczęście ojciec go powstrzymuje.

Wolałabym żeby nie wkurzał Harry'ego, bo to może się na mnie odbić.

— To nie są twoje sprawy — ojciec warczy do Aidena. — A ty kochanie zostaniesz tu do wieczora. A Harrym to się nie musisz przejmować, bo sam go poinformuje, że dłużej u nas posiedzisz.

Tata wychodzi głośno trzaskając drzwiami, a ja wracam na swój fotel. Teraz to już nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam się odzywając. Na pewno Harry nie będzie zadowolony, że na niego naskarżyłam.

Nie, muszę to szybko odkręcić.

Gwałtownie wstaje i biegnę za ojcem któryś z braci coś tam za mną krzyczy, ale nie zwracam już na to uwagi. Muszę się pośpieszyć, bo inaczej dojdzie do tragedii.

— Tato! — doganiam go na schodach. Dobrze, że od razu do niego nie zadzwonił.

Ojciec odwraca się w moją stronę i staje.

— Proszę nie rozmawiaj z nim o tym. Nie powinnam wam tego mówić. Nie chce już na samym początku się z nim kłócić — tata kładzie dłoń na moim policzku i pociera go kciukiem. — Jeśli nie chcesz mi narobić problemów to proszę zapomnij o tym co powiedziałam.

— Słoneczko na pewno nie zrobiłbym nic co mogłoby ci zaszkodzić. Jednak tak bardzo się za tobą stęskniłem, że chcę byś dłużej dziś u nas pobyła. Harry'emu powiem, że to jest mój pomysł. Na pewno nie będzie miał do siebie pretensji o nadopiekuńczego ojca.

Delikatnie się uśmiecha, a on całuje mnie w czoło.

***

Dawno już nie miałam takiego apetytu. Chociaż nie raz narzekałam na moją rodzinę to teraz jak nie miałam z nimi kontaktu przez kilka dni to doceniam każdą chwilę z nimi. Boże, co ja bym dała by móc z nimi pozostać.

— Pamiętasz, że w następnym tygodniu rusza nowa kolekcja tych twoich torebek — spoglądam na Willa z kpiną. Jakbym mogła zapomnieć o nowościach od Gucciego. Dużo osób uważa go za przereklamowaną markę, ale ją uwielbiam.

Mało która rzecz mnie od nich nie zachwyca, ale niestety nie sądzę żeby Harry mnie puścił do Mediolanu.

— Będę musiała sobie zamówić coś przez internet.

— Mam trochę wolnego czasu i mogę z tobą tam polecieć. Twój mąż na pewno nie będzie miał nic przeciwko — dobrze, że nic nie przeżuwałam, bo najpewniej bym się zaksztusiła. Mój najstarszy brat rzadko kiedy spędza ze mną czas. A już na pewno nie daje się wyciągnąć na zagraniczne wyjazdy.

— Ale lizus — komentuje Aiden.

— Poleciałeś do niej na drugi dzień po ślubie i to z samego rana, więc lepiej się nie odzywaj. To co Verino wybierzemy się do tego Mediolanu?

Parskam śmiechem na jego słowa. Jednak się dobrze nie przygotował.

— Ale to jest we Florencji — na twarzy Wiliama pojawia się zmieszanie. On zawsze stara się wiedzieć wszystko.

— No to do Florencji.

Do jadalni wchodzi Betty nie niesie ze sobą jednak żadnego jedzenia. Za to zbliża się do mnie.

— Pani ochroniarz prosi o pośpiech. Pani mąż już chce byście wracali — no i koniec tego dobrego. Dziwne też, że nie zadzwonił bezpośrednio do mnie tylko do Kevina.

— Niech już idzie do samochodu ja zaraz tam będę — odpowiadam Betty.

— Nie podoba mi się jak on ją traktuje. Stara nam się ją odebrać, to nie jest normalne — oznajmia Aiden.

— Przestań dramatyzować — odzywa się ojciec. Podnoszę się że swoje miejsca, a on robi to samo i się do mnie zbliża. — Pamiętaj córeczko by przed snem do mnie zadzwonić. Chciałbym jeszcze dziś z tobą porozmawiać.

Nie wiem czemu, ale po tych słowach mam bardzo złe przeczucia.

Liczę na wasze opinie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top