3 (maraton ³/³)

*Vivi przyniosła siostrze plastikowe pistolety, które kupiła w hurtowni zabawek. Wyglądały na prawdziwe, nawet naboje wyglądały na autentyczne*

Jude: Dziewczęta siadajcie, będzie się działo. Cardan! Loki!

Cardan i Loki: *weszli*

Cardan: I jak, kochanie? Gdzie nasze miecze? Lub cokolwiek? Omówione warunki walki?

Jude: Ależ oczywiście. Postanowiłam, że walka odbędzie się jak u ludzi by było ciekawie. Vivi z wielką trudnością załatwiła ludzkie pistolety.

Loki: Pisto... co?

Taryn: Gówno.

Jude: Pistolety. Naciska się spust i strzelasz do przeciwnika, przez co się wykrwawia. Bardzo podobne do strzelania ze słomek kulkami, tylko wersja na śmierć i życie.

Cardan: To mi się podoba.

Jude: Stańcie w odległości dwudziestu kroków od siebie.

*Cardan i Loki ustawiają się, wpierw się kłaniają, a później odwróceni liczą dokładną ilość kroków. Cardan z tą plastikową strzelbą prezentuje się prawdziwie męsko*

Vivi: Zapowiada się ciekawie.

Jude: Na trzy. Raz... Dwa... Trzy!

Cardan do Lokiego: A masz, ty szmato!

Cardan *kliknął spust, w kierunku Lokiego, w jego kierunku poleciał pocisk, co prawda był nieprawdziwy, jednak Loki dostał strzałką w oko, więc krzyknął z bólu*

Loki: AAA, TY IDIOTO, TO BOLI!

Cardan: TAKI BYŁ ZAMIAR! UMIERAJ DO CHOLERY!

*mija chwila, jednak Loki nie umiera*

Vivi: Co tu się odjebuje, WTF.

Cardan: Coś tu, cholera, nie gra. Jude? To nie działa!

Jude, śmiejąc się: Wszystko działa! Jesteś taki mężny, że nawet Madok by zazdrościł!

Cardan: To dlaczego nic mu nie jest?!

Jude: Bo to zabawkowe, idioto~

Jude: *zabrała mężowi zabawkę i zniszczyła kopnięciem* Widzisz? Plastik.

Cardan: To było nieuczciwe. Walczyłem o twój honor.

Jude: Mój? To ciebie potrącił.

Cardan: Ale ciebie obraził. Obraził moją damę serca. Nie mogłem dopuścić do śmiania się z mojej Królowej.

*Cardan objął Jude ramieniem, a ona po chwili pocałowała go w skroń*

Loki: BARDZO TO ROMANTYCZNE! POMOŻE MI KTOŚ WSTAĆ? 

Taryn: Męcz się.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top