154
*zbliża się bal*
Jude i Cardan: *są przygotowywani przez służących*
Jude: *stoi na podwyższeniu i czeka, aż Prządka zawiąże jej suknię. Razem z Cardanem ustalili, że na czas ciąży zrezygnują z gorsetu, a później zrezygnują nawet z profilowanych sukni*
Cardan: *wkasuje bufiastą koszulę w spodnie*
Prządka: *robi Jude różki na głowie, zamierza wyjąć jej biżuterię*
Cardan: Możesz wyjść, dziękujemy.
Cardan: *wyjmuje z pudełka naszyjnik z akwamarynami. Odgarnia brązowe włosy i zakłada łańcuszek. Następnie bierze koronę, która była o wiele mniejsza niż jego sama, i układa na głowie Jude*
Cardan: Wyglądasz pięknie, kochanie. Gdyby nie ten bal to bym zaczął rozplątywać twą suknię.
Jude: *wyjmuje z szuflady sztylety, które chowa w kieszeni na udzie*
Cardan: Mam nadzieję, że żaden nie jest na mnie?
Jude: Każdy poszczególny jest na ciebie.
Cardan: To ma mnie spłoszyć czy zachęcić?
Jude: Wzbudzać respekt i przestraszyć.
Cardan: Respekt wzbudzasz nawet bez broni. I już mnie nie straszyć. No może czasem jak wypiję za dużo.
Cardan: *przytula żonę z całych sił i całuje w szyję*
Jude: *po chwili szczypie Cardana w bok*
Cardan: Ej no, za co? Staram się być dobry w roli męża, kochanka, ojca i króla. To nie łatwe!
Jude: To za popędliwość. Chodź na bal.
Cardan: A mogę liczyć na nagrodę?
Jude: Nagrodę będziesz miał za 6 miesięcy. Ale po balu... może?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top