144

Cardan: *odpoczywa na łóżku i coś czyta*

Jude: *wchodzi do pokoju, poprawia zasłony i siada przy toaletce. Rozpuszcza włosy*

Cardan: Pomóc?

Jude: Możesz nalać wody do wanny.

Cardan: Już się robi.

*Cardan nalewa ciepłej wody i olejek*

*Cardan rozpina jej gorset i pomaga zdjąć cały tiul. Przytula ją*

Cardan: Miłej kąpieli.

Jude: Nie wykąpiesz się ze mną?

Cardan: *w szoku* A jestem zaproszony?

Jude: *postanawia w końcu mu powiedzieć* Tak. A przy okazji... a z resztą poczekaj chwilę.

Cardan: Aż się boję.

Cardan: *zdejmuje koszulę przez głowę, masuje Jude plecy*

Jude: *po dłuższej pełnej napięcia ciszy* No dobra, czas w końcu powiedzieć. Pamiętasz jak postanowiliśmy starać się o dziecko?

Cardan: Jesteś w ciąży?! Wiedziałem, ha!

Jude: Będziemy rodzicami... Czekaj, co?! Wiedziałeś?

Cardan: Domyślałem się. Zaczęłaś inaczej się zachowywać, ciągle coś było nie tak, no i zakrywałaś się przede mną. Ale nie chciałem pytać. Wolałem, żebyś sama bez przymusu to powiedziała.

Jude: Nie spodziewałam się tego.

Cardan: Nawet zakładaliśmy się z Bombą i Karakanem o to, czy jesteś w ciąży. Bomba i ja zakładaliśmy że tak, Karakan uważał, że jesteś za mądra by mieć ze mną dzieci.

Jude, śmiejąc się: Jesteście głupi!

*Cardan i Jude przytulają się w wannie, część wody wylewa się na posadzkę*

Cardan: To najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia zaraz po tym, jak zgodziłaś się być moją żoną.

Jude: Cardan!

*oboje się śmieją, Jude czuje się o wiele lepiej z tym, że jej mąż już wie o dzidziusiu*

Cardan: Kto by pomyślał, że kiedyś będę tatą. A tu takie zaskoczenie. Moje dziecko... To znaczy nasze. Ktoś wie oprócz mnie Bomby i Karakana?

Jude: Vivi i Heather. I Oriana. A Madoka jak na razie lepiej nie mieszać.

Cardan: Okej. Chodź tu do mnie, rybko.

Jest i scena jak Cardan się dowiaduje, bo słyszę ciągłe narzekania, że nigdy by się nie dowiedział. Oto i jest :>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top