Rozdział XV - Trucizna
Elfka odeszła od obozu, gdy wreszcie stanęli. Skryła się za jedną z kamiennych ścian i wpatrywała w szarzejące niebo. Obraz strażnika, który padł na kolana, nie potrafił opuścić jej myśli. Nikt nic nie wiedział... Nie powiedzieli nawet tym, którzy ją szukali. Pustka w jego oczach, chyba przerażała ją najbardziej. Jakby wszystko straciło dla niego sens. Dobrze to znała, a jednak myśl, że wszyscy żyją w zakłamaniu i zmowie milczenia dobijała ją. Inne kobiety cierpiały i bezwiednie wykonywały polecenia, a kapłani żyli w dostatku i kierowali wszystkim. To nie działo się tylko u niej. W innych miastach ponoć nie było lepiej. Czy w nich też były takie elfki jak ona? Skoro kłamali we wszystkim, może było więcej kobiet posiadający dar, a ona nie była jedyną. Może...
Opuściła głowę, chowając ją w kolanach. Słyszała ciężkie kroki i dobrze wiedziała kto idzie, a nie chciała, żeby dostrzegł łzy zbierające się w jej oczach. Nic nie powiedziała, gdy usiadł obok. Nie zareagowała, gdy jego dłoń znalazła się na jej głowie.
- Wiem, że coś cię męczy. Inaczej nie chowałabyś się.
- Chce być po prostu sama - odpowiedziała zaciskając powieki. Troll odetchnął i oparł się o kamień.
- Chodzi o strażników czy Okare? - spytał przyglądając się modrowłosej, ale ta nawet nie drgnęła. Dopiero po chwili jej dłonie wplotły się we włosy i zacisnęły na nich. Cichy szloch wydobył się przez jej zaciśnięte zęby, choć z całych sił starała się do powstrzymać. Łzy kapały na spodnie, a ona nie potrafiła się ruszyć. Jakby żal, ból i wszystkie wątpliwości przejęły nad nią władze i uniemożliwiały jej to. Czuła jak dłoń białowłosego delikatnie gładzi jej głowę. Popłynął nią w dół po karku, po czym przemknął jednym palcem po jej uchu.
- Zostaw mnie - wydusiła. - Co ja tu właściwie robię?! Powinnam umrzeć zanim tu dotarłam. Powinnam się zabić, zamiast uciekać, wtedy... - Płacz nie pozwolił jej powiedzieć więcej. Łkała nadal kryjąc się w nogach i przysłaniając ramionami. To wszystko nie miało sensu. Jej życie nie miała sensu. Po co budziła się każdego dnia? Po co parła na przód, skoro była sama?
Kidlat odetchnął lekko. Złapał ją za nadgarstek i pociągnął. W jednej chwili patrzył na twarz, której do tej pory nigdy u niej nie widział. Biła od niej całkowita rezygnacja, a łzy spływały po policzkach, jakby miały się nie skończyć.
- Żyjesz - powiedział cicho, a jej oczy drgnęły i przeniosły się na niego. Po części ją rozumiał i jej wątpliwości. Czy sam nie miał takich, gdy odchodził od swoich? Czy za każdym razem nie zatruwały go, gdy musiał tam wracać? - Idziesz przed siebie, żeby zrozumieć samą siebie, żeby znaleźć cel, który chciano ci narzucić, a później go odebrano. - Wolną dłoń zaczął gładzić ją po policzku. - Nie możesz się poddać przez tych, którzy stają ci na drodze.
- Nie powinno mnie tu być. - Zaprzeczyła lekkim ruchem głowy. - Powinnam być z elfami. Powinnam pokazać im prawdę. Ujawnić wszystkie kłamstwa i...
- I co? Co zrobisz dalej, nawet gdy to ci się uda? Nie myślałaś o tym, dlaczego kapłani zamykają i izolują kobiety, które mogą mieć dar? Czemu chcą, żeby były posłuszne jak marionetki? Boją się, że te zwalą ich z piedestału, a jednocześnie potrzebują ich. Gdybyś próbowała zawalczyć o prawdę, zabiliby cię. Nie pozwoliliby odebrać sobie tego, co wypracowali sobie przez pokolenia. - Złapał ją za podbródek i popatrzył prosto w oczy. - Do tego elfy nie potrafiłyby się podporządkować kobiecie. Czczą kapłanki, ale nawet was nie szanują. Myślisz, że mężczyźni byliby zachwyceni z takiego obrotu spraw? Kobieta miałaby stanąć nad nimi, a nie być tylko narzędziem. - Zbliżył się, a ich twarze dzieliło kilka centymetrów. - Co z resztą elfów? Prostych, żyjących w kłamstwie i uważający, że ten świat jest zbudowany tak jak im wmawiano od dziecka. Myślisz, że zaakceptowaliby prawdę? Że nie straciliby sensu i celu w życiu? Że ich oczy nie biłyby pustką jak kapitana straży? - Modrowłosa nie wytrzymała i przymknęła powieki. Nie chciała na niego patrzeć. Nie chciała, żeby widział jak płacze, choć łzy same przeciskały się na zewnątrz. - Nie każdy jest tak silny jak ty - kontynuował. - Nie każdy sobie z nią poradzi, a będą i tacy, którzy dążyliby do zrobienia z ciebie kłamcy. Aż tak kochasz swój lud, że chcesz dla nich walczyć? Poświęcić własne życie, nie wiedząc, czy cokolwiek zmienisz?
- A co mi pozostało? - Otworzyła oczy i skupiła się na jego błękitnych tęczówkach. Chciała odnaleźć oskarżające spojrzenie... Pogardę czy rozbawienie z tego w jakim stanie jest. Zamiast tego widziała smutek i niepokój. - Kidlat... - Kolejne łzy znów popłynęły po jej policzkach. - Gdzie indziej miałabym pójść? Nigdzie nie ma dla mnie miejsca. Nigdzie nie będę u siebie. Zawsze będę tą obcą.
- Miałaś zostać u mego boku - stwierdził cicho i puścił jej rękę, a ta niemal spadła na ziemię. - Iść przed siebie tam, gdzie akurat popcha nas wiatr. - Wstał, a elfka zerwała się za nim. Przylgnęła do jego pleców, oplatając brzuch rękami. Troll uniósł delikatnie kąciki ust. Ten gest znaczył dla niego więcej niż słowa i był pewien jednego. Przywiązała się do niego. Mimo ich burzliwego początku i rozstania na dłuższy czas. Mimo tego wszystkiego, co działo się wokół... Myśli, które zaprzątały jej głowę. - Skinandi. - Przerwał ciszę układając dłoń na jej splecionych rękach. - Musisz się uspokoić, a ja wrócić do Vasi. Lepiej, żeby nie zobaczyła nas tak. - Elfka przytaknęła lekko głową i odsunęła się o dwa kroki pociągając nosem. Białowłosy obrócił się, żeby na nią spojrzeć. Znów wyglądała jak zagubione dziecko, którym była na początku, jednak teraz miała prawo nim być. - Nie siedź tu długo. - Położył jej rękę na głowie. - Samotność przysparza niepotrzebnych myśli - dodał i ruszył w stronę obozu. Modrowłosa podniosła wzrok i przyglądała się jego sylwetce. Nie drwił z niej... Nie wypomniał zachowania.
- Czemu nie mieszkasz wśród swoich? - spytała pod nosem i przeniosła wzrok na niebo. - Czemu podróżujesz?
Kolejne dni nie różniły się zbytnio od siebie. Skinandi była nieobecna i cicha, jednak nie odchodziła już od obozu jak pierwszej nocy. Siedziała patrząc się w ogień lub gwiazdy. Nawet Vasi przyglądała się jej z niepokojem i raz podpytywała trolla, o to co się wydarzyło i stało się elfce, lecz ten nie chciał jej nic zdradzić i kazał zapomnieć o tym co widziała. Jednak taurenka nie potrafiła wyrzucić z głowy obrazu, gdy modrowłosa samymi dłońmi zaleczyła rany. Zaczęła się ten zastanawiać, czy to nie była odpowiedź na jej pytanie, czemu Kidlat chronił elfkę.
Przeniosła wzrok na swoje dłonie. Czuła, że powinna myśleć o sobie. W końcu miała znów znaleźć się między taurenami, a to jak odeszła... Zazgrzytała zębami i poczuła dłoń na ramieniu. Obróciła się zdziwiona, a jej spojrzenie spotkało się z niebieskimi tęczówkami.
- Trzymaj nerwy na wodzy - powiedział cicho i wstał. Podążyła za nim wzrokiem. Nie wiedziała co ją tam czeka. Nie wiedziała na ile tam zostanie. O niczym nie chciał z nią rozmawiać. Dlaczego?
Kidlat zniknął kobietą z oczu i stanął napawając się zapachem wiatru. Wszystkie jego plany się posypały. Do tego martwił go stan elfki. Jeśli pojawienie się u taurenów jej nie pomoże, to... Zaczesał włosy do tyłu i przymknął powieki. Ile on potrzebował, żeby pogodzić się z prawami i postępowaniem własnego ludu? Ile dni i nocy minęło nim znów mógł patrzeć w tamtą stronę?
- Odkleiłeś się wreszcie od niej? - spytał cicho, gdy poczuł raptora ocierającego się o jego dłoń. - Znowu się wpakowaliśmy, co przyjacielu? - Jaszczur popatrzył na niego pytająco i zadowolony przyjął pieszczoty.
Skinandi weszła do osady z lekkim uśmiechem. Gwar, który towarzyszył porannemu targowi przypomniał jej o tych dobrych i spokojnych dniach.
- Ski!!! - Nim zdążyła się obrócić, mała taurenka przytuliła się do jej nogi oplatając ją.
- Ruva. - Uśmiechnęła się radośnie, ale nim zdążyła coś powiedzieć została zamknięta w potężnych ramionach.
- Tak się o ciebie martwiliśmy - powiedziała ściskając dziewczynie żebra. Kidlat lekko kaszlnął widząc walczącą o oddech elfkę, a Tsaona puściła ją i popatrzyła na nią uradowana. - Tak dobrze, że nic ci nie jest i zmieniłaś ciuchy. Wyglądasz w nich dużo lepiej niż w tych łachach, w których wcześniej chodziłaś.
- Też się cieszę, że cię widzę - stwierdziła, po zaczerpnięciu powietrza.
- Zostaniesz z nami? - spytała od razu Ruva, unosząc wysoko głowę. Dziewczyna od razu zaprzeczyła ruchem głowy.
- Jutro będzie cała twoja - wtrącił się białowłosy, kładąc rękę na ramieniu elki. - Dziś jeszcze jej potrzebuje. - Dziewczynka zmrużyła oczy przyglądając się przez chwilę mężczyźnie.
- Zgoda, ale jutro nie oddam ci jej choć na chwilę - odpowiedziała.
- Na to mogę się zgodzić. - Uniósł kąciki ust, a Skinandi odetchnęła lekko. - Idziemy? - spytał modrowłosom, a ta przytaknęła lekko głową.
- To czekamy jutro na ciebie - rzuciła Tsaona i szybko złapała córkę, która chciała podążyć za elfką.
- Kto to był? - dopytała zdziwiona Vasi.
- Mieszkałam z nią i jej dziećmi podczas pobytu tutaj - odpowiedziała jej Skinandi i przeniosła wzrok przed siebie. Dobrze wiedziała gdzie zmierzają i cieszyła się, że znów zobaczy przyjaciela. Jednak był też cień, który przypominał jej o wątpliwościach, które zrodziły się zanim pojawił się topór. Teraz mogła mieć nadzieję, że jego narzeczona okazała się dobrą kobietą i przekonała go do siebie. Przez to wszystko nawet nie miała okazji jej spotkać, a tym bardziej poznać. Z jednej strony była nikim i nie powinna oczekiwać takiego traktowania. Z drugiej Ibwe był jej zbyt bliski, choć... Przecież nie mogła namawiać go do przeciwstawienia się ojcu. Potrząsnęła lekko głową. Po co właściwie o tym myślała? Podniosła wzrok widząc, że białowłosy się jej przygląda. Posłał jej lekki uśmiech, po czym przeniósł wzrok przed siebie. Elfka jednak nadal nie odrywała od jego profilu. Był zbyt cichy jak na niego. Czy jego też coś trapiło, a ona zamiast zwrócić uwagę na to co działo się dookoła, skupiła się na czubku własnego nosa?
Wódz powitał ich z uśmiechem i zamknął elfkę w ramionach na kilka sekund.
- Jak dobrze was widzieć - powiedział przenosząc wzrok na białowłosego.
- Ostatnio nie było nam dane się spotkać - odpowiedział i podszedł do starego taurena. Ułożyli dłonie na ramionach drugiego i popatrzyli sobie prosto w oczy.
- A kim jest ta młoda dziewka? - dopytał przenosząc wzrok na taurenkę, która pozostawała w tyle.
- To Vasingadiwi. - Cofnął się o krok i przeniósł wzrok na dziewczynę. - Nie mogła zostać w dotychczasowym domu, więc musiałem zabrać ją ze sobą.
- Kłopoty to wasze drugie imię - zaśmiał się i spojrzał na elfkę. - Chodźcie. Usiądziemy w domu i tam mi wszystko opowiecie.
Cała czwórka usiadła do stołu, a modrowłosa zajęła miejsce przy lewym ramieniu wodza. Sam zaproponował to miejsce, więc nie mogła odmówić. Patrzyła na towarzyszy, którzy siedzieli na przeciwko nich.
- Więc w co się znowu wpakowałaś dziecko? - spytał najpierw ją.
- Ja?! Przecież... - Zobaczyła jak się śmieje pod nosem i zrobiła niezadowoloną minę.
- Czyli to nie było związane z tobą? - dopytał.
- Było - stwierdziła cicho. - Strażnicy... - Urwała znów widząc twarz ich kapitana.
- Wytropili nas - wtrącił się Kidlat. - Zaskoczyli wieczorem i zabili jednego z nas.
- Rozumiem - przytaknął i spojrzał na elfkę. Położył jej dłoń na głowę i posłał lekki uśmiech, gdy podniosła wzrok. - Więc z czym tym razem do mnie przybywasz? - Przeniósł wzrok na białowłosego i obie ręce położył na stole.
- Vasi nie może z nami podróżować. - Taurenka otworzyła usta, ale troll nie pozwolił się jej wtrącić. - Jest nauczona osiadłego trybu życia i powinna żyć wśród swoich.
- Przyprowadzasz mi same zagubione kobiety - zaśmiał się wódz i pogłaskał brodę. - Tsaonie brakuje rąk do pomocy od kiedy Skinandi odeszła, więc mogłaby zająć jej miejsce. Do niej topór się nie przyczepi, gdy wrócą.
- Skąd pewność, że wrócą? - Kidlat skupił na nim spojrzenie. Nie chciał zostawić dziewczyny wilkom na pożarcie, choć wiedział jak stary tauren dba o wszystkich w osadzie. Nie było dla niego ważne czy urodzili się tu, czy żyli z nimi od niedawna. Każdy stawał się swój, gdy chciał osiąść w tej osadzie.
- Szukają chętnych taurenów na swe wojaczki. Pewnie wrócą tędy, żeby jeszcze raz spróbować szczęścia, tym bardziej, że jesteśmy jedną z osad, która jest najbliżej murów chroniących nasze ziemie.
- Myślisz, że ktoś z nimi pójdzie?
- Zawsze znajdą się młodzi, którym się krew gotuje. Młodzi i głupi, nie wiedzą na co się piszą, a topór opowiada piękne bajki.
- A później już nie mogą się wycofać, dopóki nie dotrzymają danego słowa - westchnął i od razu dostrzegł spojrzenie modrowłosej. Badali się przez chwilę w ciszy. Rozproszył ich Hovu Nhem, który wstał, żeby się rozprostować i podszedł do okna.
- Oczywiście Vasi może tu zostać, jeśli tylko chce - powiedział z lekkim uśmiechem. - Ale teraz... - Nie zdążył dokończyć, bo do izby wpadł młody tauren.
- Skinandi! - Zamknął elfkę w uścisku, wywołując jej uśmiech. - Jak dobrze wiedzieć, że nic ci nie jest.
- Ibwe... Udusisz mnie.
- Wybacz. - Puścił ją i popatrzył na nią z góry. - Coś się stało? - dopytał i przeniósł spojrzenie na białowłosego. - Co ty robicie, gdy topór może wrócić w każdej chwili?
- Przybyliśmy na dwa, góra trzy dni - zapewnił go białowłosy. - Później już nas nie zobaczysz.
- Ty nigdy nie wpadasz bez zapowiedzi, chyba że coś się dzieje - stwierdził i znów przeniósł wzrok na dziewczynę, która stała przed nim. - Więc co się dzieje? - Skinandi zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie chodzi o mnie. Vasi nie ma gdzie się podziać. - Ibwe przeniósł spojrzenie na stół, a młoda taurenka opuściła głowę. Mężczyzna pochylił się, a jego ciepły oddech otulił jej ucho. - Twoje oczy są pełne smutku. - Wyprostował się, a elfka popatrzyła na niego pytająco. - Ale to wieczorem. - Posłał jej lekki uśmiech i położył dłoń na głowie. - Teraz musimy was dobrze nakarmić, bo pewnie szliście bez odpoczynku pół dnia.
- Za dobrze mnie znasz przyjacielu - odpowiedział Kidlat lekko przymykając oczy. Nigdy się nie dowiedział, co było między nimi, ale myśl, że modrowłosa mogłaby wybrać jego, a nie...
- Doskonały pomysł. - Hovu Nhem zabrał głos. - Będą mogli poznać twoją narzeczoną. - Na te słowa młody tauren skrzywił się, a białowłosy aż się wyprostował na sekundę.
- Narzeczoną? - dopytał nie dowierzając.
- Nie rób takiej miny - skarciła mężczyznę Skinandi i uderzyła go lekko w ramię. - Coś czuję, że dzisiejszy wieczór będzie długi. - Tauren zaśmiał się lekko.
- Tęskniłem za tobą - stwierdził, a elfka na chwilę wybiła się z wcześniejszego stanu. Uniosła kąciki ust, a w jej spojrzeniu można było dostrzec iskierki radości. Ona też za nim tęskniła, ale nie potrafiła powiedzieć tego na głos. Emocje, uczucia... Nie potrafiła o nich mówić. Mogła tylko lekko przytulić się do jego ramienia. Ibwe od razu zrozumiał i objął ją ramieniem. Sam jej widok go uszczęśliwił, a ten gest był niczym zimny okład na bolesną ranę. Ta krótka chwila dała mu do zrozumienia, że wieczorem musi z nią porozmawiać. Nie chciał ukrywać przed nią dłużej swoich uczuć. Nie teraz, gdy nie wie, kiedy znów ją zobaczy.
Elfa zajmowała miejsce przy lewym ramieniu białowłosego. Po prawej siedziała oczywiście Vasi, a cała trójka siedziała na przeciwko samego wodza. Po jego prawej było miejsce Ibwe, a tuż obok niego młodej taurenki, która była widocznie speszona tym wszystkim. Kidlat spojrzał na modrowłosom, która znów była nieobecna. Szturchnął ją lekko kolanem, a ta posłała mu pytające spojrzenie.
- Przestaniesz? - spytał cicho.
- Sam przestań - mruknęła niezadowolona. - Zajmij się swoją kobietą.
- Ty i taki ton. - Pochylił się w jej stronę. - Czyżbyś była zazdrosna? - szepnął niemal wprost do jej ucha.
- Przeceniasz się - warknęła obracając się, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.
- A wam co? - spytała Vasi pochylając się lekko, żeby widzieć oboje. Skinandi tylko obróciła wzrok, a troll wyprostował się.
- Nic takiego - odpowiedział taurence, lekko unosząc kąciki ust.
- Co robiliście przez ten czas? - spytał Ibwe niezadowolony z szeptów tej dwójki, choć widocznie widział, że między białowłosym, a elfką jest jakieś napięcie.
- Zatrzymaliśmy się w obozie nieopodal szczeliny.
- Szczeliny? - zdziwiła się modrowłosa.
- Tak nazywamy dolinę z osadami ludzkimi, która zatapia się w ziemie orków - odpowiedział Kidlat posyłając jej tylko pojedyncze spojrzenie.
- Ryzykowałeś. - Młody tauren przymknął lekko oczy, a jego spojrzenie spotkało się z błękitnymi tęczówkami przyjaciela.
- Ludzie nie wiedzą o istnieniu tego obozu. Zresztą orkowie też.
- Ale was znaleźli, jak? -Ibwe był nieugięty.
- Odrzucenie i pieniądze robią swoje, co Skinandi? - Troll przeniósł spojrzenie na elfkę, a ta splotła ręce pod piersiami.
- Ja myślałam, że wiesz, czemu pozwalam mu się kręcić koło siebie.
- Nie wyszło ci - odpowiedział z wrednym uśmiechem.
- Dlatego nie żyje - odpowiedziała mierząc się z nim spojrzeniem.
- Kto nie żyje? - dopytał Hovu Nhem, któremu nie podobała się ta wymiana zdań.
- Pół elf, który zdradził strażnikom, gdzie mnie szukać - odpowiedziała modrowłosa z lekkim westchnieniem.
- Jego imię nie przejdzie ci przez gardło? - Dalej droczył się Kidlat.
- Po co wymawiać imię osoby, której już nie ma?
- Nie zapominaj, że ty zostawiłaś go na śmierć. - Skinandi zacisnęła ręce w pięści.
- Niby ty uratowałbyś go? Sam chciałeś go zabić, a ja po prostu pozwoliłam mu umrzeć.
- Spokojnie. - Wódź wstał. - Targają wami jeszcze emocje. Musicie odpocząć i przetrawić to, co przeszliście w ostatnich dniach. Pamiętajcie, że emocje nie są dobrym doradcą.
- Masz rację wodzu. - Elfka wstała z lekkim uśmiechem.
- Odprowadzę cię. - Ibwe podniósł się zaraz za nią, a dziewczyna nie mogła zrobić nic innego jak lekko przytaknąć. Białowłosy nie spuszczał z nich spojrzenia, dopóki nie zniknęli w przejściu.
- Nie chce was wyganiać, ale muszę porozmawiać z Kidlatem na osobności - odezwał się wódz, a kobiety zniknęły, żegnając się nieśmiało. Białowłosy przeniósł na niego pytające spojrzenie. - Widziałeś zachowanie mojego syna - westchnął. - Chciałbym cię spytać, co o tym sądzisz?
- Od razu widać, że Ibwe zależy na elfce. Jednak po tych krótkich chwilach, nie jestem w stanie stwierdzić, czy to jest niebezpieczne dla tego, co planujesz.
- Skinandi nie jest głupia. - Przeniósł spojrzenie na okno. - Zawsze kierowała się dobrem Ibwe i całej osady, nie ważne w jakiej sytuacji była. Mój syn jest jednak zbyt lekkomyślny. Boje się, że będzie chciał rzucić wszystko, aby tylko być u jej boku.
- A jego narzeczona? - dopytał zaniepokojony. Tauren już raz rzucił wszystko podążając za miłością. Gdyby on naprawdę zaproponował to elfce...
- Traktuje ją jak powietrze lub zło konieczne, choć to bardzo miła dziewczyna. - Oparł się o ścianę i przeniósł wzrok na trolla. - Dla osadników jest jedną z nich, jednak przy samym Ibwe zachowuje się jakby tu była pierwszy dzień, a on unika jej, jakby zarażała jakąś chorobą.
- Nie myślałeś, żeby porozmawiać o tym ze Skinandi? Skoro potrafiła na niego wpłynąć do tej pory, to może teraz udałoby się jej.
- Nie wiem jakie ona kryje uczucie. Nie mam prawa prosić jej, żeby sprzeciwiała się sobie.
- Ibwe nie jest już tym młodym taurenem, który uciekł za kobietą. - Białowłosy wstał i położył rękę na ramieniu wodza. - A wątpię, żeby Skinandi mu na to pozwoliła. Wiem, że zależy jej na nim, osadzie i na was wszystkich. Wie, że dobro osady zależy od Ibwe i nigdy nie pozwoliłaby mu stąd odejść.
- Oboje są młodzi i porywczy - westchnął. - Choć ona pokazała, że potrafi trzeźwo myśleć w trudnych sytuacjach, to to jest zupełnie co innego.
- Porozmawiam z nią o tym. Jeśli poznamy jej stanowisko w tej sprawie, będziemy mogli pomyśleć co zrobić z Ibwe, a nie tylko spekulować. - Hovu Nhem wstał i uniósł kąciki ust przyglądając się trollowi.
- Przyznaj, że ty też masz w tym swój interes.
- Nie tak duży jak ty. - Poklepał taurena po ramieniu. - Nie taki jak ty. - Wódź zaśmiał się i odetchnął, gdy mężczyzna wyszedł z izby.
- Oboje daliście się jej oczarować - stwierdził i podszedł do okna. Szare niebo było pochłaniane przez granat, a pierwsza gwiazda już się na nim pojawiła. - Wyjątkowa z ciebie kobieta Skinandi.
Elfka milczała przez większość drogi. Nie chciała go zdenerwować tematem, o którym nie chciał rozmawiać. Za to ona... Jej głowę wciąż zatruwały myśli i twarze, które chciała przestać widzieć. Ta jedna chwila... Jeden moment sprawił, że wszystko runęło. Chęć wolności zniknęła, a sama podróż stała się udręką.
- Powiedź mi, co się dzieje - odezwał się wreszcie Ibwe, nie mogąc znieść jej widoku w takim stanie. Chciał poczekać, aż dojdą na skarpę, ale serce go bolało, gdy widział smutek bijący z jej oczu.
- To nic...
- Właśnie widzę. - Złapał ją za dłoń i zmusił do zatrzymania się. - Skinandi tak bardzo cieszyłem się, że cię widzę i że nic ci nie jest. - Przyłożył drugą dłoń do jej policzka. - Jednak teraz widzę, że ktoś cię zranił. Skinandi... - Popatrzył prosto w jej platynowe tęczówki, gdy tylko podniosła wzrok. - Proszę powiedz mi, co zajmuje twoje myśli i doprowadza do takiego stanu. - Dziewczyna przymknęła oczy czując jak łzy zaczynają się w nich zbierać. Załkała cicho i wtuliła się w taurena, przytulając policzek do jego piersi.
- Nie powinnam... - zająknęła się. - Zdradziłam ich... Uciekłam... Porzuciłam odbierając nadzieję... - Płakała wtulając się w niego. Tauren zrozumiał o czym mówiła, choć nie pojmował, skąd nagle takie myśli. Gładził ją po głowie, czując wściekłość. Chciałby widzieć tylko jej uśmiech, a nie łzy.
- Już dobrze. Jestem przy tobie. - Przejechał brodą po jej głowie. - Powiedz mi wszystko. Co się stało i co cię tak dręczy. - Elfka przytaknęła głową i nabrała powietrza przez nos. Potrzebowała chwili, żeby się pozbierać.
- Strażnicy... Ci którzy przybyli do obozu. Oni... - Zacisnęła powieki wtulając czoło w ciepłą pierś. - Nic nie wiedzieli. Nie powiedzieli im o mojej tajemnicy.
- Powiedziałaś im? - Zaprzeczyła ruchem głowy i pociągnęła nosem.
- Kapitan ranił Kidlata... Powiedział o truciźnie, która pokrywa ich miecze. Czytałam o niej, ale nie sądziłam... - Urwała i przygryzła dolną wargę.
- Uleczyłaś go.
- Tak. - Pociągnęła nosem. - Wtedy oni... - Zaczęła drzeć, a tauren przytulił ją mocniej. - Padli na kolana. Ich oczy pełne nienawiści, stały się puste.
- Skinandi...
- Oni stracili nadzieję... W jednej chwili uznali, że nasz ojciec ich opuścił. - Poczuła jego dłoń przy szyi i uchu.
- Nie jesteś im nic dłużna. Nie po tym jak cię skrzywdzili.
- Mogłabym pomóc innym kobietą! - Podniosła na niego wzrok. - Pokazać wszystkim prawdę, którą ukrywają przed nimi. Mogłabym... Dać im nadzieję na lepszą przyszłość. - Ibwe popatrzył na nią z ulgą. Jego kciuk znalazł się przy jej policzku i delikatnie ją gładził.
- Chcesz dobrze dla swego ludu. Dla swojej rodziny i tych, którzy cierpią. Ukarać tych, którzy rządzą i sprowadzają ból. Rozumiem to. - Modrowłosa patrzyła na niego nie dowierzając. Czemu to wszystko mówił? - Ale Skinandi... Jedna sama nic nie poradzisz. Tak jak my nie możemy się sprzeciwić toporowi jako osada, tak ty nie dasz rady przeciwstawić się władzy elfów. - Dziewczyna opuściła wzrok i wtuliła się w niego. Jego ramiona otuliły ją mocno. - Masz dobre serce i chcesz jak najlepiej, ale nie zmienisz świata.
- To co mam robić? - spytała cicho. - Wtedy poczułam, jakbym nie powinna tu być, jednak nadal podążam przy boku Kidlata. Nie wiem... Nie rozumiem.
- Zostań ze mną - powiedział cicho, a elfka spięła się. - Jeśli nie chcesz podróżować, zostań w osadzie.
- Nie Ibwe... Nie mogę. - Podniosła głowę i uniosła kąciki ust. - Tu czułabym się jeszcze gorzej. Teraz chce się znaleźć jak najdalej od wszystkiego. - Uniosła dłoń i przyłożyła do jego policzka. - Ale dziękuję. - Tauren odetchnął lekko i pochylił się, żeby przyłożyć czoło do jej.
- Pamiętaj, że ja tu będę. Zawsze możesz wrócić. - Skinandi nie odpowiedziała. Po prostu wtuliła się znów w mężczyznę. Nie potrafiła go po prostu odepchnąć od siebie. Nie chciała tego, choć jego słowa były dla niej tak bardzo oczywiste. Zebrała myśli i odsunęła się od niego.
- Dziękuję Ibwe, że jesteś obok. - Posłała mu szczery uśmiech i ruszyła dalej. - Musimy dotrzeć na miejsce zanim zastanie nas świt. - Mężczyzna zaśmiał się lekko i ruszył za nią.
- Czyżbyś wiedziała, że jutro czeka cię ciężki dzień?
- Ktoś obiecał Ruvie, że będzie mieć mnie na wyłączność. - Tauren dogonił ją i przyglądał z uwagą. Zrozumiała jego propozycje? Nie była głupia. Nie odpowiedziała, bo... Nie chciała, czy nie wiedziała co odpowiedzieć? Odetchnął lekko i przeniósł wzrok przed siebie. Nie powinien myśleć o tym przy niej. Będzie miał na to całą resztę nocy, gdy jej nie będzie już obok.
Modrowłosa usiadła na skarpie i nabrała powietrza w płuca, podziwiając gwiazdy. Oparła się ramieniem o taurena, gdy tylko zajął miejsce obok niej. Mężczyzna objął ją ramieniem i skupił wzrok na niebie. Czuł przy niej spokój i widział, że ona czuła się lepiej po ich rozmowie. Smutek znikł z jej oczu, choć nie potrafił określić co teraz w nich widział. Za bardzo skupiał się na gwiazdach, które odbijały się w nich. Elfka przeniosła na niego spojrzenie i uniosła kąciki ust.
- Teraz to ja muszę z tobą porozmawiać - stwierdziła, a ten odetchnął.
- Wiem o tym i jakoś wolałbym, żebyś nie psuła tego wieczoru. - Skinandi zaprzeczyła kręcąc głową na boki.
- Jeśli ja ci nie przemówię do rozsądku, to nikt tego nie zrobi.
- Do rozsądku - powtórzył ze złością wypuszczając powietrze przez nos.
- A nie? - Odsunęła się i podwinęła jedną nogę, żeby usiąść przodem do niego. - Czy choć raz pomyślałeś o tym, co przeżywa ta taurenka, gdy traktujesz ją jak powietrze? Miałeś choć spróbować...
- Jest tu, bo mój ojciec tak zdecydował, a nie ja.
- Więc przyprowadź mu inną taurenke, a on odeślę ją do domu. Przynajmniej nie będzie się męczyć będąc tutaj. - Mężczyzna odetchnął na jej słowa i podniósł dłoń, żeby pogładzić ją po policzku.
- A gdybym pragnął mieć inną kobietę u boku?
- Ibwe. - Przyłożyła swoją dłoń do jego. - Jesteś synem wodza. Jesteś odpowiedzialny za ludzi. Oni ci ufają.
- Więc mam poświęcić wszystko dla nich?! - spytał zły.
- Czy tego nie chciałeś? Mówiłeś, że pragniesz, żeby oni byli bezpieczni. Chciałeś dać im spokój i szczęście. Co się zmieniło?
- Pojawiłaś się ty - odpowiedział, a elfka poczuła jak niewidzialna ściana pojawia się za nią. Teraz nie mogła uciec. Nie mogła go zbyć, czy po prostu przemilczeć tego. Uklękła i przyłożyła swoje czoło do jego. Tauren objął ją w tali, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Kocham cię Ibwe, ale nie tak jak tego pragniesz - powiedziała cicho. - Zależy mi na tobie i na twoim szczęściu, ale nie mogę iść u twego boku. - Odsunęła się odrobinę, żeby bez problemu patrzeć mu w oczy. - Jesteś moim przyjacielem. Szybciej nazwałabym cię bratem niż... - Nie dokończyła, bo tauren przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej szyję.
- Nie kończ - szepnął, a modrowłosa poczuła jak łzy zbierają się w jej oczach. Otuliła go rękami i sama wtuliła się w niego.
Białowłosy obserwował wszystko z daleka. Nie słyszał niczego, ale widział. Jego palce wbiły się w kamienną skałę, krusząc ją lekko. Musiał powstrzymać ich... Skinandi miała być tą rozsądną?! Właśnie widział jej rozsądek. Musiał odepchnąć Ibwe od niej. To była jedyna szansa dla Hovu Nhema, choćby miał odepchnąć od siebie przyjaciela. Nie mógł pozwolić, żeby po raz kolejny popełnił błąd. Jego życie nie mogło się znów rozpaść. Był potrzebny ojcu i osadzie, a elfka sprowadziłaby na niego tylko ból i problemy.
Zmrużył oczy widząc, jak elfka odsuwa się od taurena. Uśmiechnęła się mówiąc coś, po czym po prostu usiadła obok. Kidlat aż uniósł brew. Może jednak Hovu Nhem się nie mylił... Wredny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Obyś jutro współpracowała - powiedział pod nosem i skierował swoje kroki w stronę osady. Jutrzejszy dzień zapowiadał mu się bardzo ciekawie, choćby miał zmusić modrowłosom do tego, co chciał zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top