Rozdział III - Obroża
Piasek był już niemal wszędzie. Otaczał elfke, w którą stronę nie obróciłaby się. Pojedyncze krzewy i kaktusy były jedynymi zielonymi elementami w pobliżu. Powietrze było suche i w zależności od strony, z której zawiał raz był gorący i palący skórę, innym razem był chłodny, jakby nawiewał znam wody.
- Na tych ziemiach będą gorsi niż ci, których spotkałaś w mieście ludzi. - Lawendowoskóra ocknęła się słysząc jego głos i przeniosła na niego badawcze spojrzenie. - Tu mogą robić, co im się podoba. Tu nie ma prawa miejskiego. Jest tylko prawo siły. Honor i lojalność do własnej rasy, a przede wszystkim do własnego klanu i wodza.
- Chcesz dać mi do zrozumienia, że nie powinno mnie tu być. - Troll stanął, a dziewczyna zaraz za nim. - Kidlat...
- Dopóki jesteś obok mnie, nic ci nie zrobią. Jak zostaniesz sama, będą niczym stado wilków bawiących się zającem.
- Czyli zaatakują, gdy tylko znikniesz im z oczu? - dopytała.
- Nie udawaj mądrej. - Uniósł delikatnie kąciki ust i lekko pociągnął ją za pasmo włosów. - Lepiej zejdźmy z traktu. Niedługo zacznie się ścieniać, a do osady lepiej zawitać za dnia. - Ruszył skręcając w prawo, skąd przybywało palące powietrze.
- Dziwnie się zachowujesz, wiesz? - Skinandi dogoniła go, przyglądając mu się uważnie.
- Zdefiniuj, co jest dla ciebie dziwnym zachowaniem. - Posłał jej wredny uśmiech.
- Aż do dziś pewność siebie i energia wyciekały ci z butów, jakby twojemu ciała brakowało na nie miejsca. Dziś jesteś częściowo przygaszony.
- Mówiłem. - Stanął i popatrzył na nią. - Nie wymądrzaj się. - Pociągnął ją za ucho, a ta jęknęła i uderzyła go w ramię, gdy znów ruszył.
- Ty wiesz, że to boli?!
- Nie mów - zadrwił. Elfka złapała go za ucho i pociągnęła. Ten spiął się, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. - Nie pozwalaj sobie.
- Czyżbym cię zdenerwowała? - Posłała mu złośliwy uśmiech.
- Jesteś nieznośna.
- Komplement z ust trolla? - Rzuciła mu wyzwanie spojrzeniem. Białowłosy zbliżył się do jej twarzy, ale ta nawet nie drgnęła. Patrzyła się pewnie wprost w jego oczy. Mężczyzna uniósł kąciki ust i odsunął się puszczając ją.
- Szybko się uczysz - stwierdził i ruszył ponownie.
- Choć ta jedna rzecz mi w życiu wychodzi - odpowiedziała znów idąc koło jego ramienia. Troll posłał jej tylko pojedyncze spojrzenie, szybko wracając wzrokiem na horyzont. Jej towarzystwo robiło się coraz ciekawsze, a informację, które mu zdradziła były bezcenne. Elfy były rasą, która pilnie strzegła wszystkiego, co było z nimi związane. On miał informacje z pierwszej ręki, jednak ta ręka będzie zbyt atrakcyjną ofiarą dla jego pobratymców. Nie mówiąc nawet o tym, co będzie, gdy stanie się mrocznym elfem. Znów spojrzał na nią, gdy niczym dziecko zaczęła zachwycać się stadem dzikich wołów, które poiły się przy małym zbiorniku wodnym. Sam nie wiedział co myśleć o tej dziewczynie. Raz była wulkanem energii i zachowywała jak dziecko, żeby innym razem być zadziorną i wyrachowaną kobietą. Była bardzo spostrzegawcza i szybko nowo poznaną wiedzę stosowała w praktyce. Zastanawiało go, która z nich jest prawdziwą Skinandi, a która została wykreowana na potrzeby bycia kapłanką. A może żadna z nich nią nie jest? Może ona sama tego nie wie i wraz ze światem poznaje dopiero sama siebie? A to kim była to tylko pozory, które musiała zachować?
Przetarł oczy. Za dużo myślał, a zbliżali się do jaskiń.
- Kidlat. - Jej głos jeszcze bardziej upewnił go, że za długo pozostaje w zamyśleniu. - Powiesz, co ci jest?
- Czy ty, nie potrafisz być przez chwilę cicho? - Zarzucił jej i od razu dostrzegł uśmiech na jej twarzy.
- A ty, nie wiesz, że kobietą nigdy usta się nie zamykają?
- Zawsze można je czymś zająć. - Uniósł kąciki ust.
- Jesteś obrzydliwy - mruknęła, a troll zaczął się śmiać pod nosem. - A teraz z czego rechoczesz?
- Bo mówiłem o jedzeniu. - Stanął i spojrzał elfce prosto w oczy. - A ty o czym mówiłaś, Skinandi? - Od razu dostrzegł jej zakłopotanie. - Na pewno znajdziesz na tych ziemiach orka, który gustuje w elfach. - Ruszył dalej.
- Co?! Żartujesz sobie? W życiu nie dałabym się dotknąć orkowi w taki sposób i jeszcze czerpać z tego przyjemność.
- Czyli jakiś mężczyzna sprawił ci przyjemność? - Niebieskoskóry posłał jej pojedyncze spojrzenie.
- Nie w taki sposób jak myślisz - mruknęła splatając ręce pod piersiami i uciekając wzrokiem.
- Mówiłaś, że kapłanki muszą być czyste.
- Byłam czysta - warknęła, ale szybko emocje jej przeszły. - Ale to nie znaczy, że wcześniej nie miałam do czynienia z mężczyznami. Nigdy nie chciałam być kapłanką... - Kidlat spojrzał na nią i widząc jej nastrój, objął ręką jej ramiona.
- Nie jesteś nią Skinandi. I nigdy się nią nie stałaś, skoro jesteś tutaj. - Lawendowoskóra spojrzała na niego zdziwiona. - Ty decydujesz o tym kim jesteś i gdzie jesteś. Czyż nie?
- A ja myślałam, że ty decydujesz o kierunku - odpowiedziała zadziornie, a troll od razu zrozumiał, że ucieka od nie wygodnego tematu. Nie miał zamiaru jednak go drążyć.
- Oczywiście. W końcu chce cię zaciągnąć do jaskini. - Znów pociągnął ją za pasemko włosów i zabrał rękę. Z lekkim uśmiechem obserwował jak denerwuje się i coś mu wyrzuca. Przebywanie z nią było na razie zbyt ciekawe, żeby rzucić ją na pastwę orków. Dawno już z nikim nie podróżował, a na jej towarzystwo mógł przystać.
Usiedli razem przy ognisku. Troll wcześniej zadbał, żeby mieli co nad nim upiec, więc Skinandi siedziała pociągając nosem. Sam zapach sprawiał, że miała usta pełne śliny. Kidlat siedział lekko uśmiechnięty, widząc jak dziewczyna wyczekuje posiłku.
- Pomyśleć, że elfce nie przeszkadza zabijanie zwierząt - powiedział i od razu zobaczył jej niezadowolony wyraz twarzy.
- Tu nie ma nic innego do jedzenia. Nie dziwie się teraz, czemu jadacie głównie mięso.
- Każdy przystosowuje się do otoczenia, w którym się znajduje. - Elfka zmarszczyła brwi i przeniósł na niego spojrzenie. - Nie patrz tak na mnie. - Podał jej kawałek mięsa na patyku. - Tylko jedz.
- Mówił ci już ktoś, że można czytać z ciebie jak z otwartej księgi? - Białowłosy popatrzył na nią unosząc brew. - Gdy ukrywasz coś przede mną, mniej mi dogryzasz i jesteś zamyślony.
- Skąd pewność, że przed tobą?
- Nie ma tu nikogo innego. - Patrzyli sobie prosto w oczy, a troll uniósł kąciki ust.
- Zawsze wszystkich tak obserwujesz? - Wziął swój patyk i zaczął jeść.
- Miałam mówić tylko to co wypada, więc wolałam się nie odzywać wcale. Etykieta była najważniejsza, choćbym miała łgać. Wolałam więc patrzeć. - Skupiła wzrok na posiłku. - Obserwowałam i zapamiętywałam gesty czy zachowania. Dzięki temu potrafiłam rozpoznać prawdę i fałsz.
- Myślisz, że inni tego nie robią? - Lawendowoskóra uniosła kąciki ust.
- Elfy są zbyt zapatrzone w siebie, żeby zwracać uwagę na innych.
- Ale ty jesteś inna.
- Nigdy tam nie pasowałam i teraz jestem tego jeszcze bardziej pewna niż kiedyś.
- Zastanawia mnie jedno. - Dziewczyna przeniosła na niego wzrok. - Skoro kapłanki rodzą dzieci, które oddaje się na wychowanie do dobrych rodzin...
- Nie kończ. - Przerwała mu. - Sama się nad tym zastanawiam odkąd poznałam prawdę. - Zacisnęła ręce w pięści. - Od dziecka kształtowali mnie na kapłankę, a każde uchybienie karano.
- Skąd mieliby pewność, że zostaniesz wybrana? - Elfka popatrzyła mu prosto w oczy. Nie mogła się przed nim zdradzić, ale akurat tą tajemnicę uczyła się ukrywać od dziecka.
- Skąd mieli pewność? - Powtórzyła za nim. Kidlat przyglądał się jej twarzy, która była obojętna. Nie widział na niej żadnych emocji, ani choćby cienia zawahania. Czy już podjął decyzję? Zresztą, czy miał jakieś wyjście? Nie mógł jej zostawić samej sobie. To już bardziej litościwym byłoby zabicie jej tu i teraz. Nie miał innego wyjścia, choć głęboko westchnął w głębi. To będą ciężkie dni.
- Muszę ci coś dać. - Podszedł do torby i zaczął w niej grzebać.
- Nie planowałeś tego?
- Uznajmy, że... - Wrócił do niej i kucnął. - Wiem, że ci się nie spodoba. - Uniósł rękę, a pomiędzy palcami wisiał kawałek karbowanej skóry.
- Co to?
- Obroża. - Elfka zmrużyła oczy. Nie podobało się jej to. Czemu chciał dać jej akurat obroże?
- Chcesz, żebym...
- Nosiła ją. Pomoże ci.
- Niby w jaki sposób?
- Zostaniesz moją niewolnicą - powiedział patrząc jej prosto w oczy.
- Wal się - warknęła i zerwała się na równe nogi. - A więc o to ci chodziło przez ten cały czas?! Zabawiałeś się mną!
- Skinandi...
- Zamknij się - syknęła. - Nie po to uciekałam od elfów, żeby stać się niewolnicą trolla! - krzyknęła oddychając głęboko. Białowłosy przewrócił oczami i rzucił obroże na torby.
- Uspokój się i połóż spać.
- Dla ciebie nic się nie stało?!
- Zaproponowałem. Nie chcesz, to nie. - Położył się i zamknął oczy.
- Pieprz się Kidlat! - Wyszła z jaskini i stanęła przed nią. Zacisnęła palce na swoich ramionach czując jak łzy spływają jej po policzkach. Oparła się o skałę i zaczęła łkać. Emocje buzowały w niej, a ona nie potrafiła sobie z tym poradzić. Czemu nikt nie uczył jej jak żyć? Czemu całe życie wpajano jej wiedzę, która nijak miała się do rzeczywistości? Czemu...
Patrzyła na księżyc delikatnie drżąc. Temperatura spadła, a ona cały czas starała poukładać sobie wszystko w głowie. Myślała o całym dzisiejszym dniu. O tym o czym rozmawiali i tym jak się zachowywał.
- Co ty chciałeś osiągnąć? - spytała cicho i przymknęła powieki. Próbowała odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Cały czas miała jednak w głowie obraz tej obroży. Spojrzała na nią zaledwie przez ułamek sekundy. Może ona cokolwiek nasunie jej na myśl. Weszła do jaskini i spojrzała na ostatnie drobinki żaru w ognisku, które już dogasały. Nie potrzebowała światła, żeby wszystko dokładnie widzieć. Podeszła do torby i szybko odnalazła przedmiot, który nadal leżał na wierzchu. Wróciła przed jaskinie i przyglądała się obroży. Garbowana, jasno brązowa skóra była gładka i miękka w dotyku. Na jej środku była przyczepiona kość podobna, do tej jaką troll miał w uchu.
- Uspokoiłaś się już? - Białowłosy wyszedł z jaskini i stanął obok opierając się o piaskową ścianę.
- Powiesz o co ci chodziło?
- A nie zrozumiałaś pytania? - Zęby elfki zazgrzytały, a mężczyzna odetchnął. Czy ona cała czas musiała zadzierać nosa? - Pozbądź się swojej dumy, to wrócimy do tematu.
- Czemu mi to zaproponowałeś? - Przeniosła na niego wzrok. - Nie sądzę, że chciałeś mnie upokorzyć, więc jaki był powód?
- W ten sposób mogę cię chronić nic nie robiąc. - Lawendoskóra zmarszczyła brwi. - U nas każdy może stać się niewolnikiem. Nie ważne czy jesteś synem wodza czy zwykłym pasterzem. Honor jest najważniejszy na tych ziemiach. Nie ważne czy jesteś orkiem, trollem, ogrem czy taurenem. Jeśli ktoś wyzwie cię na pojedynek na śmierć i życie, musisz go przyjąć. Jeśli odmówisz, wykluczą cię ze społeczeństwa i jesteś kimś gorszym od niewolnika, bo on chociaż próbował walczyć o siebie.
- O czym ty mówisz? - Przyglądała się mu próbując pojąć, co ona miała z tym wspólnego.
- Jeśli wyzywasz kogoś na pojedynek masz dwie możliwości jako zwycięzca. - Pokazał dwa swoje palce. - Zabić przeciwnika. - Zgiął jeden palec. - Lub kazać mu przyrzec, że jego życie należy do ciebie.
- Staje się twoim niewolnikiem - powiedziała cicho i poczuła jakby ktoś położył jej worek kamieni na ramionach. Wykrzyczała mu tyle rzeczy i kazała się pieprzyć, a on chciał ją tylko chronić.
- Tak. Jeśli należysz do kogoś, nikt nie ma prawa cię ruszyć ani skrzywdzić bez zgody twojego właściciela. Twoje życie należy do niego i tylko on ma prawo o tobie decydować.
- A jeśli ktoś chciałby odebrać komuś niewolnika?
- Może go odkupić. Może też wyzwać właściciela na pojedynek, ale o jego życie. Zasada jest taka, że jeśli właściciel zginie niewolnik ginie wraz z nim. Jeśli sam przyjmie rolę niewolnika to ma prawo do decyzji czy oddaje swojego niewolnika czy zabija go. Niewolnik nie może mieć niewolnika. - Modrowłosa opuściła głowę.
- Wybacz. - Kidlat tylko pokręcił głową na boki i podszedł do niej. Złapał za podbródek i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
- Przyznam, że chciałem zobaczyć twoją reakcje. Najpierw powinienem ci wszystko wytłumaczyć, ale pamiętaj, że nie będę twoim cieniem. Nie będę chodzić krok w krok i pilnować, żeby jakiś ork nie zaciągnął cię do swojej chaty. Nie będę też ryzykować życia i nie będę mordować pobratymców, tylko po to, żebyś ty mogła wszystkich pokazywać swoją dumę. - Cofnął się o krok, choć pierwszy raz widział u niej takie spojrzenie. Było przepełnione goryczą, a cały wyraz twarzy mówił, że zrozumiała jak głupio, pochopnie i dziecinnie postąpiła. - Jesteś ciekawą towarzyszką Skinandi, tylko dlatego ci to zaproponowałem. - Podszedł do wejścia do jaskini. - Nie chciałbym mieć tak problematycznej niewolnicy, ale obroża daje pozór, który sprawi, że będziesz bezpieczna, choć pewnie usłyszysz wiele dogryzek, które będziesz musiała przełknąć bez słowa lub ugryźć się w język, żeby nie sprowadzić śmierci na nas oboje. - Zniknął, a dziewczyna wypuściła powietrze z płuc i szybko nabierała kolejne porcje. Nie wiedziała, kiedy przestała je czerpać, ale czuła się, jakby przygniotła ją tona kamieni. Naskoczyła na niego, gdy chciał ją po prostu chronić. Zacisnęła pięść, ściskając w niej część obroży z kością. Nie zasługiwała na nią, ani na jego towarzystwo. Zachowywała się jak swoi pobratymcy patrzący na resztę z góry.
- Przepraszam Kidlat - powiedziała cicho i zacisnęła powieki. Musiała zacząć nad sobą panować. Myśleć co robi i mówi. Trzymać nerwy na wodzy, żeby nie stracić jedynej osoby, która o dziwo z nią wytrzymywała. Czy była aż tak zła? Może jednak była jak reszta elfów.
Troll przeciągnął się i uchylił powieki. Od razu spostrzegł, że elfki nie ma w jaskini.
- Łatwo przyszło, łatwo poszło, co Ginto? - Raptor podszedł do właściciela i dał się podrapać po gardle. Niebieskoskóry westchnął lekko. Teraz żałował, że nie wyciągnął z niej więcej informacji dopóki miał szansę. Wstał i rozciągnął się. Usłyszał wtedy kroki i przeniósł wzrok na wejście do jaskini. Skinandi pojawiła się w środku i delikatnie uniosła kąciki ust.
- Napełniłam manierki, więc to już mamy z głowy. - Mężczyzna uniósł brew przyglądając się jej. - Co? I tak nie mogłam spać, a w nocy na tych ziemiach panuje niemal bezruch.
- Nic nie mówię - odpowiedział z lekkim uśmiechem i zabrał się za pakowanie.
- Ale myślisz. Twój wyraz twarzy mówi sam za siebie. - Kidlat podszedł do niej i uniósł podbródek. Przejechał kciukiem po szyi zahaczając nim o obroże. Nigdy wcześniej nie widział obroży na szyi elfa, a u niej prezentowało się to całkiem dobrze. Wręcz za dobrze jak na jego gust. Czy orkowie uwierzą w tą bajeczkę? Choć teraz powinien skupić się na czym innym.
- Sądziłem, że odeszłaś - stwierdził i przeniósł spojrzenie wprost na jej platynowe tęczówki.
- Oboje wiemy, że skończyłoby się to moją śmiercią. Albo zostałabym niewolnicą jakiegoś orka, który chciałby sobie tylko poużywać. - Troll uniósł kąciki ust. - Nie mówiąc ile byłbyś stratny. Jeszcze tyle rzeczy mogę ci opowiedzieć o elfach. Nie tylko nocnych, ale leśnych czy wodnych. W końcu po to mi pomagasz. - Patrzyła mu prosto w oczy próbując wyłapać, choćby drgania mięśni, które w jakiś sposób zdradziłyby go. Chciała nauczyć się czytać jego myśli i intencje bez słów. Mogłaby wtedy lepiej dobierać słowa, które kieruje w jego stronę.
- Jesteś tego pewna? - Zachowywał powagę, przejeżdżając palcem po jej wargach. Dobrze wiedział, że droczy się z nim.
- Miałeś tyle okazji do wychędożenia mnie, że lepsze się już chyba nie powtórzą. - Uśmiechnęła się wrednie, a troll zaśmiał się.
- Nawet nie próbowałem. - Odsunął się od niej.
- Twoja strata. - Wzruszyła ramionami.
- Strata? - Uniósł brew znów przenosząc na nią wzrok. Czy ona...
- Wtedy mógłbyś powiedzieć, że posiadłeś elfkę wbrew jej woli. - Podeszła dwa kroki wyrzucając biodra na boki, po czym przyłożyła rękę do piersi patrząc mu prosto w oczy. - Chędożenie niewolnicy, to chyba nic nowego? - Uśmiechnęła się wrednie, a białowłosy zaczął się śmiać pod nosem.
- Czyli zostałaś moją niewolnicą? - Objął ją ręką przyciągając do siebie.
- Nie, ale sprawie, że wszyscy tak pomyślą. Musisz mi tylko powiedzieć jak się zachowywać.
- Zamknij oczy. - Lawendoskóra zmarszczyła brwi. - Musisz mi zaufać Skinandi. Tylko w ten sposób sprawimy, że nam uwierzą. - Dziewczyna przytaknęła lekko głową i przymknęła powieki. Poczuła jak troll ją puszcza i odsuwa się. Miała ochotę go od razu zawołać, ale przygryzła dolną wargę. - To dla pewności. - Usłyszała przy uchu, a kawałek materiału zakrył jej oczy. - Niewolnica należy do swojego pana, więc godzi się na to, co on robi - szepnął, a obie jego ręce znalazły się na jej biodrach. - Jednak nie tknę cię Skinandi. Jeśli będę coś robić, to tylko dlatego, że zobaczę zwątpienie na twarzach pobratymców. - Stanął tuż za nią, a ich ciała złączyły się. Przejechał palcami po jej policzku i szyi. - A ty masz być uległa i pozwalać mi na wszystko. - Odchylił jej głowę kładąc na swoim ramieniu. Od razu dostrzegł jej płytszy oddech. Jej wargi były lekko rozchylone, a jego dłoń podążyła po jej tali. - Nie odzywaj się, gdy ci na to nie pozwolę. - Pochylił się otulając jej szyję ciepłym oddechem. - Obserwuj mnie tak jak to tej pory, a będziesz wiedziała co robić - szepnął i odsunął się, choć miał wielką chęć złapania obroży zębami. Lecz na to mogłaby zareagować zbyt emocjonalnie jak na pierwszy raz. W końcu czuł spięcie jej ciała. Słyszał walenie serca i oddech. Była niczym dzika kotka, która jest w stanie zaatakować w każdej chwili. Rozwiązał materiał, a dziewczyna posłała mu tylko pojedyncze spojrzenie.
- Rozumiem, ale zrób tak jeszcze raz jak nikt nie patrzy, a uwierz, że znajdę sposób, żeby się odpłacić.
- Oczywiście. - Kidlat posłał jej wredny uśmiech, a elfka zaczęła zbierać rzeczy. Dziwnie się czuła, jakby miała zawroty głowy, choć te były zupełnie inne, niż te, gdy była osłabiona. Dotykał ją... I będzie robił to jeszcze nie raz, gdy orkowie zwątpią w samą obrożę. O tym nie powiedział na początku, ale... Przygryzła lekko dolną wargę. Nie dała się dotknąć temu, którego dotyku pragnęła, a pozwoliła na to trollowi, którego znała zaledwie parę dni. Spojrzała na niego kątem oka. Co było dopuszczalne na tych ziemiach? Na ile mógł sobie pozwolić mężczyzna i na ile on sobie pozwoli, albo jak daleko się posunie? Sama nie wiedziała, czy powinna się obawiać tego co zrobi. W końcu powiedział, że jej nie tknie. Zrobi tylko tyle ile musi.
Dotarli do pierwszej osady, którą Skinandi uważnie badała wzrokiem. Chaty były gliniane, a część z nich była połączeniem ziemi ze skórami zwierząt. Nie wyglądały jak nic co do tej pory widziała. Jeden z domów był okrągłym, glinianym budynkiem, od którego wyrastały trzy, a może cztery pomieszczenia ze skór. Nie miała czasu policzyć, bo nie chciała odstąpić trolla choćby na krok. Szła przy jego prawym ramieniu prowadząc raptora, który bez sprzeciwów oddał się jej woli. Czuła na sobie spojrzenia innych, mimo że skrywała twarz w kapturze.
- Biruske. - Jeden z orków wyszedł trollowi na przeciw. - Dawno nie zawitałeś do nas. - Skinandi opuściła wzrok, choć miała ochotę przyjrzeć się mężczyźnie. Wyglądał na dużo starszego niż orkowie, których spotkała do tej pory.
- Znasz mnie Hiskere Hestiye. Jestem tam, gdzie popcha mnie wiatr.
- W rzeczy samej, to też dziwi mnie to z czym podróżujesz. - Lawendoskóra spięła się słysząc jego ton. Ona była tym czymś.
- Należy do mnie. Nie sprawi ci problemu.
- Należy?
- Skinandi. - Głos trolla sprawił, że zrobiła krok w jego stronę, stając tuż przy nim. Ten ściągnął jej kaptur i objął ramieniem, po czym palcem uniósł podbródek, żeby wódz mógł dostrzec obroże. - Należy do mnie - powtórzył, a pewność siebie wręcz biła wtedy od niego. Elfka widziała, że mierzy się spojrzeniem z orkiem, któremu mogła mu się teraz przyjrzeć. Jeden z kłów był złapany, a głowa zgolona na łyso. Widniały na niej tatuaże, a wierzchnie przyodzienie ze skór sprawiało, że wyróżniał się na tle innych orków, którzy ich otaczali.
- Niecodzienny to widok Biruske. - Ork uśmiechnął się, a białowłosy przeniósł dłoń na ramię dziewczyny, dzięki czemu mogła lekko opuścić głowę. - Elf niewolnik - zaśmiał się.
- Czyż to honor nie jest najważniejszy w życiu Hiskere?
- Nie sądziłem, że te parszywe stworzenia go mają. - Machnął ręką.
- Czasem chęć życia jest większa od dumy.
- Prawda. - Ork podszedł do nich, a Skinandi od razu opuściła głowę. Nie miała patrzeć orką w oczy, a głupia nie była. Od razu wzięła go za wodza tej osady. - Co oznacza twoje imię w języku potocznym? - Słowa skierowane do niej były szorstkie niczym parchaty kamień. Nie dało się nie wyczuć niechęci do jej osoby z jego strony.
- Jaśniejąca - odpowiedziała cicho.
- Więc jesteś Ku-Sewq-Ji. Zapamiętaj to imię elfko, bo nie będziemy kalać swoich ziem twym językiem.
- Zna zasady Hiskere. Nie będzie sprawiać problemów.
- Oby Biruske, oby - odpowiedział ork znów skupiając się na trollu. - Na ile chcesz się zatrzymać?
- Jedną noc. Musimy tylko odpocząć i z rana wyruszymy do Ax Gund.
- Niech tak będzie. - Wódz odszedł, a orkowie częściowo rozeszli się.
- Idziemy - powiedział Kidlat zabierając rękę, a Skinandi ruszyła od razu za nim, żeby po kilku krokach znów iść przy jego ramieniu. Zrozumiała, że gdyby sama pojawiła się na tych ziemiach czekało by ją ciężkie dni, dopóki nie znudziłaby się orką. Wtedy zabiliby ją, a wszelki ślad po niej zaginąłby. Spojrzała na białowłosego, który odpowiadał coś przypadkowym orkom. Gdyby nie on już dawno nie żyłaby. Jest aż tak słaba i nieporadna? Do tego widziała ile sam ryzykuje wstawiając się za nią. Czy informację, które posiadała, były tak cenne?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top