Rozdział XIX - Pustka Szkarłatu
Skinandi siedziała przy ognisku z lekkim uśmiechem. Ork po raz kolejny opowiadał jeden ze swoich nie śmiesznych i obleśnych dowcipów, ale już się do nich przyzwyczaiła. Spędzili ponad tydzień w trójkę i musiała przyznać sama przed sobą, że orkowie zyskiwali przy bliższym poznaniu. Ich zamknięcie i niechęć wynikała z ich historii. Traktowali innych tak, jak ich potraktowano. Jednak, gdy te granice zacierały się, stawali się towarzyscy i buzie im się nie zamykały. Przynajmniej Kevir stał się bardziej ludzki w jej rozumieniu tego słowa. Troll tylko utwierdzał ją w tym, mówiąc, że towarzyszący im zielonoskóry nie jest wyjątkiem. W końcu sam Agir też traktował ją, jakby była z nim równa. Może robił to ze względu na Kidlata, ale jednak. Elfy nigdy nie zachowaliby się tak. Nie ważne ile z kimś przebywali. Nie ważne jakiej rasy ktoś był. Były granice, których się nie przekraczało.
Przymknęła oczy, czując jego palce za uchem.
- Gdzie odleciałaś? - spytał cicho, a kobieta uniosła kąciki ust.
- Drap, to może ci powiem - zamruczała.
- Czasem mnie zastanawia - przerwał im ork, widocznie niezadowolony, że przestali zwracać na niego uwagę. - Czy dałaby się dotknąć innemu mężczyźnie.
- Należy do mnie, więc nie ma się nad czym zastanawiać - odpowiedział białowłosy, a Skinandi poprawiła się siadając tuż przy nim. Wtuliła policzek w jego ramię i posłała zielonoskóremu wredny uśmiech.
- A gdyby sytuacja cię do tego zmusiła?
- Po to dałem jej nóż - zaśmiał się.
- Mam jeszcze zęby i pazury - dodała wywołując szerszy uśmiech u trolla.
- Nocna elfka żyjąca wśród nas. Gdybym nie zobaczył tego na własne oczy, nie uwierzyłbym.
- Mroczna - poprawiła go modrowłosa, a ich spojrzenia spotkały się. - Nie chce być porównywana do tych elfów bez honoru.
- A ja myślałem, że nocni są najbardziej honorową rasą ze wszystkich.
- Chyba dumną i zapatrzoną w siebie.
- Rozumiem. - Kevir uniósł kąciki ust i oparł się rękami za sobą. - Choć to nie tłumaczy, czemu tak bardzo chcą cię odzyskać.
- Bo sprzeciwiła się im i zdeptała ich zasady - odpowiedział Kidlat. - Masz przed sobą kapłankę księżyca. - Ork wyprostował się i zmierzył kobietę od góry do dołu.
- Chyba nie mówisz... - Urwał widząc błyszczące oczy, które znów były skierowane na niego. - Co kapłanka robi przy boku trolla? - spytał nie do końca wierząc w to co usłyszał.
- Żyje - odpowiedziała elfka i zarzuciła nogę na udo białowłosego. - Oddając się w ręce honorowego mężczyzny. - Podniosła wzrok i uniosła kąciki ust widząc jak niebieskie tęczówki skierowały się na nią. - A moje życie należy do niego.
Kevir uniósł kąciki ust. Nic więcej nie musiała mówić ani robić, żeby zrozumiał, czemu jest lojalna Kidlatowi. Położył się na posłaniu i życzył towarzyszą spokojnej nocy. Zrozumiał, że próby wykupienia jej w osadzie nie mają sensu. Białowłosemu widocznie podobała się sytuacja w jakiej się znalazł, a wzięcie elfki na siłę było nieatrakcyjne w oczach zielonoskórego. Nie po tym jak troll mu pomógł. Tą kobietę musiał sobie odpuścić.
Skinandi popatrzyła na towarzysza z uśmiechem. Znów zostali sami, a tym razem przeszli przez osadę bez żadnego problemu. Na początku nawet ją zastanawiało, czy to nie za sprawą Kevira, ale długo nie zaprzątała sobie tym głowy.
- Z czego jesteś taka zadowolona? - spytał białowłosy i zobaczył jak mocniej uniosła kąciki ust.
- Wreszcie nie będę musiała słuchać tych nieśmiesznych żartów - odpowiedziała, a troll zaśmiał się.
- Było tak źle?
- Dało się go znieść.
- Ale nadal masz awers do orków.
- To nie tak. Po prostu widzę ich spojrzenia, postawę... Podejście do mojej osoby. Od początku mi powtarzasz, że nie powinnam oceniać ras na podstawie tego, co mi wpojono, a oni to robią. - Kidlat zatrzymał się, a elfka stanęła zaraz za nim.
- Więc wreszcie zrozumiałaś. - Skinandi posłała mu pytające spojrzenie. - Nie wiele jest osób, które patrzą jak my. - Złapał ją za podbródek. - Nawet wśród taurenów, którzy są najbardziej tolerancyjną z ras, nie ma przyzwolenia na mieszanie się krwi. To bluźnierstwo wobec rasy i swoich.
- Więc i ty staniesz się nim w oczach swoich - powiedziała cicho i zobaczyła jak unosi kącik ust.
- Dawno przestało mnie obchodzić, co o mnie mówią i jak na mnie patrzą. - Pogłaskał ją po policzku. - Wracam tam z innego powodu. - Przyłożył palec do jej ust, gdy tylko próbowała zadać kolejne pytanie. - Dowiesz się na miejscu. - Te słowa wywołały burzę w głowie modrowłosej. Miał błysk w oczach jak to mówił. Wiedział, że będzie teraz o tym myśleć, dopóki tam nie dotrą. Co takiego miał na myśli?
Elfka obróciła się i popatrzyła na śpiącego mężczyznę. Ogień powoli dogasał, a trzaski przerywały nocną ciszę. Słowa trolla nadal nie dawały jej spokoju, mimo że minęło już kilka dni. Trzask wybił ją z myśli i pobudził. Wsłuchała się w ciszę i usłyszała szmer. Przysunęła się do białowłosego i wtuliła w niego, pocierając lekko nosem o jego szyję. Kidlat mruknął i objął ją ręką.
- Słyszysz? - szepnęła i poczuła jak się spina. - Chyba ktoś tu jest. - Troll wtulił policzek w jej głowę i zaczął nasłuchiwać. Uchylił lekko oczy od razu rozumiejąc z kim mają do czynienia.
- Weź nóż - powiedział cicho i sam usiadł. Rozciągnął się, jakby tylko się przebudził. Nasłuchiwał przez chwilę, ale wszystko ucichło. Pewnie dostrzegli ruch i czekali aż znów się położy. Wstał i ociężale odszedł na bok. Ziewnął przysłuchując się okolicy. Pojedyncze kroki znów zbliżały się do nich. Wyciągnął bukłak, który leżał obok jego toporów i napił się. Wtedy pierwsze gnomy wybiegły z ukrycia i rzuciły się na niego z dzidami. Białowłosy złapał za topór i jednym machnięcie odrzucił paru do tyłu. Gnomy sięgały mu zaledwie do pasa i przekrzykiwały się celując w niego ostre końce. Troll kątem oka spojrzał na posłanie. Skinandi powoli wycofywała się w stronę skał. Gnomy nie zwróciły na nią większej uwagi z czego mężczyzna się cieszył. Teraz musiał się jednak zająć tymi, którzy go otaczali.
Kobieta oparła się plecami o twardą skałę i starała zachować spokój. Zaciskała palce na rękojeści małego noża przyglądając się białowłosemu. Stworki odskakiwały, gdy tylko zamachnął się bronią. Zastanawiała się czym są. Chochlik, gnomy, a może gobliny? Księgi, które czytała niewiele mówiły o tych mniejszych stworzeniach. Orkowie, trolle, czarci, ogry, taureni. Wszystko co duże i może być straszne.
Przeniosła wzrok przed siebie, gdy jedno ze stworzeń zainteresowało się nią. Wycelowało w nią dzidę i krzyknęło coś w niezrozumiałym języku. Przełknęła ślinę i wystawiła pustą dłoń pokazując, że nie chce zrobić mu krzywdy. Ten jednak krzyknął tylko głośniej i dźgnął dzidą. Elfka zmarszczyła oczy i wykorzystała okazję, gdy znów chciał ją nastraszyć. Złapała za gałąź i wyrwała mu.
- I co teraz zrobisz? - spytała wstając. Potworek popatrzył na nią i zaczął skakać wykrzykując coś. Jeszcze dwa stworzenia doszły do niego i wycelowało w kobietę swoją broń. Ta zawahała się. Miała z nimi walczyć? Ćwiczenia z Kidlatem to jedno, a to co działo się teraz, to zupełnie co innego. Nie zdążyła dobrze tego przemyśleć, gdy topór przeciął powietrze i dwa gnomy. Skinandi otworzyła szerzej oczy i przeniosła wzrok na właściciela broni. Ten był widocznie niezadowolony z jej postawy. Skrzywił się i obrócił z zamachem. Stwory prawie otaczały go. Było ich dużo więcej niż się na początku wydawało. Kobieta chciała coś powiedzieć, ale nawet słowo nie wydobyło się z jej ust. Widziała krew na jego koszuli. Znów dał się zranić, żeby ją chronić. Zacisnęła palce na broni i przeniosła wzrok na stwora, który stracił nią zainteresowanie. Troll zamachnął się na przeciwnika, stając niemal tyłem do gnoma obok elfki, a ten zaatakował. Dzida jednak nie dosięgnęła białowłosego. Stworek podniósł dłoń do szyi, wyczuwając zaostrzony koniec drzewa i padł. Kolejny poczuł ostrze zagłębiające się w jego karku. To jednak zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Gnomy zatrzymały się, a zdziwiony Kidlat spojrzał w bok. Elfka stanęła u jego boku, a z noża kapała krew. Gnom, który stał najbliżej zaatakował ją. Białowłosy nawet nie drgnął. Kobieta złapała dzidę i wyprowadziła szybki cios, wbijając ostrze w gałkę oczną. Wyrwała nóż i puściła drewniany kij, a reszta gnomów cofnęła się o kolejny krok. Spojrzenie modrowłosej było zimne niczym lód.
Skinandi ocknęła się, gdy reszta stworów uciekła. Doszło do niej, co właśnie zrobiła. Opuściła wzrok i spojrzała na swoje dłonie. Lewa wyglądała jak zawsze, ale prawa... Nóż wysunął się z jej dłoni i wbił się w ziemię. Dolna warga zaczęła drżeć, a głowa poruszyła na boki, jakby chciała zaprzeczyć temu, co widzi. Nie wie ile sekund minęło, zanim znalazła się w objęciach trolla. Jedną ręką przytrzymywał ją w pasie, a druga znalazła się przy jej głowie. Zamknęła powieki, ale mimo to łzy pociekły po jej policzkach. Załkała cicho starając się wsłuchać w bicie serca mężczyzny. Wolnymi rękami objęła jego plecy i zacisnęła palce na jego koszuli. Wszystko buntowało się w niej. Brzuch cały skręcał się w środku, a przez głowę przemykały pojedyncze słowa, które utwierdzały ją w tym, co zrobiła. Morderczyni... Odebrała życie. Ta, która miała je dawać. Trzy stworzenia... Czemu zabiła tego ostatniego? Czemu tak zareagowała? Czuła jak nogi jej miękną. Gdyby nie silne ramiona białowłosego, pewnie wylądowałaby na ziemi. W tym momencie pojawiła się inna myśl. Coś, co powinna zrobić od razu, a nie znów skupiać się tylko na sobie. Wsunęła dłoń pod materiał i odszukała ranę.
- Skinandi. - Jego szept sprawił, że kolejne łzy wydostały się na zewnątrz. Wtuliła czoło w jego pierś i cofnęła rękę. Jego dłoń znalazła się przy jej policzku i zmusiła do uniesienia głowy.
Gładził kciukiem jej delikatną skórę patrząc na zaszklone oczy. Powinien się spodziewać tego. W końcu widział jak reagowała na walkę. Potrafiła zamknąć oczy lub uciekać wzrokiem. Nie sądził, że za pierwszym razem posunie się tak daleko.
- Dziękuję - powiedział równie cicho, co wcześniej. Od razu dostrzegł, jak rozpacz częściowo ustępuje zdziwieniu. - Gdybyś nie stanęła do walki, nie odpuściliby tak szybko. - Przymknęła oczy, gdy znów przejechał palcem po jej policzku.
- Nie chciałam... - wydusiła cicho. - Żeby cię zranili.
- Lepiej mnie niż ciebie - odpowiedział i uniósł kąciki ust widząc jej spojrzenie. Pochylił się i przyłożył czoło do jej czoła. - Zawsze możesz mnie uleczyć, prawda? - Patrzył jej prosto w oczy. Kobieta czuła jego oddech. Czy nie stała się zła, okrutna czy po prostu odrażająca w jego oczach? Rodzice mogli się jej wyrzec. Elfy mogły jej nienawidzić i nie robiło to jej różnicy. Jednak, gdy pomyślała, że Kidlat mógłby... Czemu przedkładała go ponad całą resztę? Przymknęła oczy i musnęła jego usta. Pragnęła, żeby ją akceptował, żeby był przy niej. Dlaczego?
Kidlat nie drgnął. Przyglądał się jak cofnęła się po nieśmiałym pocałunku i znów mógł dostrzec jej platynowe tęczówki. Tym razem to on wykonał ruch. Złączył ich usta i mocniej przycisnął do siebie pogłębiając pocałunek. Znów czuł jej drobne dłonie, a żar rozpalił jego ciało. Oderwał się od jej ust. Nie mógł jej wykorzystać. Na pewno nie teraz, gdy była w stanie, gdzie pewnie nie powiedziałaby nawet słowa sprzeciwu na to, co robiłby.
- Musimy się zebrać i zniknąć stąd - powiedział i musnął jej czoło. Puścił ją i z delikatnym uśmiechem otarł łzę z drugiego policzka. - Dzieciak. Nie płacze się nad stworzeniami, które chciały cię zabić. Ty albo oni. To są prawa tej ziemi. - Widział jak przytakuje, choć wcale nie dało to jej ukojenia. Nie musiała nic mówić, żeby to wiedział, jednak teraz ważniejsze było zniknięcie z tego miejsca. Gnomy mogły wrócić i lepiej, żeby ich nie zastały.
Elfka napiła się wody, którą nabrała w dłonie. Obmyła nią twarz i podniosła spojrzenie na szarzejące niebo. Nie potrafiła patrzeć w swoje odbicie. Nie po tym, co zrobiła. Białowłosy usiadł tuż za nią w rozkroku. Przymknęła oczy czując ciepło jego ciała. Jedna ręką oplotła jej brzuch, a druga znalazła się przy szyi.
- Znowu się zadręczasz? - szepnął wprost do jej ucha.
- Chciałabym o tym zapomnieć.
- Nie. - Musnął jej ucho i poczuł jak zadrżała. - Żeby dawać życie, trzeba je też odbierać. Taka jest kolej rzeczy. Sama natura tak postępuje.
- Więc czemu czuję się tak okropnie? - spytała jeszcze ciszej.
- Bo wmówiono ci, że to coś złego. - Wsunął dłoń pod jej koszulę i przejechał nosem po jej szyi. Była taka ciepła, a serce zaczęło jej walić jak szalone. - Oni zabiliby nas bez zastanowienia. Raniliby, dopóki stalibyśmy na nogach. Chroniłaś siebie i mnie, co w tym złego?
- Kidlat... - Przygryzła wargę, ale wtedy znów poczuła jego oddech na szyi. - Spraw, żebym przestała myśleć, choć przez chwilę. - Na odpowiedzieć nie musiała długo czekać, gdy niebieska dłoń wsunęła się w jej spodnie. Instynktownie odszukała jego ust. Pragnęła znów należeć tylko do niego i nie musiała długo na to czekać.
Stali na wzgórzu i przyglądali się osadzie, która znajdowała się w dolinie.
- Czemu stąd odszedłeś? - spytała i jego dłoń od razu wylądowała na jej głowie.
- Sama się zaraz dowiesz.
- Kidlat. - Złapała jego dłoń, gdy chciał ruszyć. Jego niebieskie tęczówki od razu skierowały się na nią. - Nie musimy tam iść.
- Nie po to tyle przeszliśmy. - Uniósł kącik ust, choć było widać, że grał. Ruszyli w dół, a elfka spojrzała na raptora, który szedł przygaszony z lekko opuszczoną głową. Coraz mniej podobało się jej to wszystko.
Weszli do wioski i od razu dostrzegła spojrzenia innych trolli. Byli tak różnorodni jak ludzie czy orkowie. Niscy, wysocy, odrażający, czy ci milsi dla oczu. Jednak nie to zwracało jej uwagę. Wszyscy milkli, gdy dostrzegali białowłosego. Przyglądali się mu i podążali za nim wzrokiem. Dopiero po chwili dostrzegali i ją, a wtedy na ich twarzach było widać różne emocje. Zdziwienie, niechęć, zaciekawienie, odrazę. Tyle różnych i wymieszanych emocji, co ludzi wokół.
- Wrócił... Wyrodny syn... Włóczęga... Co ze sobą prowadzi... Zdrajca... - Różne słowa docierały do uszu modrowłosej. Wyłapywała je z tłumu i szmerów. Nie odrywała spojrzenia od postury niebieskoskórego. Nie reagował na ich słowach. Zaczynała czuć się winna, że wybrała wioskę jako cel. Jednak pojawiły się też pytania. Kim był naprawdę i co skrywała jego przeszłość?
Stanęli pod największą z chat. W wejściu stanął dumny i wyprostowany troll. Miał zieloną skórę i czarne włosy. Uszy były ozdobione wieloma kolczykami z kości, a ubranie wybijało się na tle reszty. Białowłosy klęknął na jedną nogę, a Skinandi szybko poszła w jego ślady. Klęknęła obunóż i przysiadła na stopach opuszczając głowę.
- Wreszcie do nas zawitałeś, Kidlat. Długo ci to zajęło, czyżby było to spowodowane twoją towarzyszką?
- Nie minęło jeszcze dwanaście pełń, czyż nie? - odpowiedział, a dziewczyna spięła się lekko.
- Wstań i pokaż się. - Troll wykonał rozkaz, a wódz podszedł dwa kroki bliżej. - Nic się nie zmieniłeś, choć nadal pamiętam dzień jak zawitałeś tu pierwszy raz po przejęciu przeze mnie władzy.
- Zdjąłeś ciężar z moich barków, choć nigdy nie zapomnę jak postąpiłeś z moją rodziną.
- Sibuyas - zawołał czarnowłosy, a w przejściu pojawiła się kobieta. Oczy jej się szkliły od łez. Wybiegła i rzuciła się białowłosemu na szyję. Miała jaśniejszą skórę niż mężczyzna i szare włosy. Elfka nie drgnęła. Widziała wszystko przez modre pasma, ale pasowało jej to. Zostawała w cieniu, choć coraz więcej pytań miała w głowie.
- Dobrze, że nic ci nie jest. Bałam się... - Urwała, gdy Kidlat odsunął ją od siebie.
- Skoro już się przywitaliście, to może przedstawisz nam swoją towarzyszkę - zaproponował wódz.
- To moja niewolnica - sprostował białowłosy. - Skinandi. - Modrowłosa wstała i stanęła u jego boku. Dopiero teraz odważyła się podnieść wzrok.
- Niewolnica powiadasz. - Wódz stanął tuż przed nią i zmierzył spojrzeniem - Więc należy i do mnie.
- Mało ci, że zmusiłeś moją siostrę do ślubu? Przypraw jej rogi, a osobiście cię zabije. To samo, gdy spróbujesz upokorzyć mnie, odbierając mi moją własność. - Powietrze zrobiło się cięższe, a nikt w tłumie nie odważył się odezwać. Wódz zaczął się śmiać i uderzył niebieskoskórego w ramię.
- Zero poczucia humoru. Kiedy przestaniesz być tak śmiertelnie poważny? - Cofnął się o krok. - Sibuyas, przygotuj wszystko na wieczór. Będziemy świętować przybycie twego brata jak trzeba. - Kobieta przytaknęła, a jej wzrok przez ułamek sekundy spotkał się ze spojrzeniem elfki. Nie rozumiała, czemu jej brat przybył z kimś takim.
- Nie zabawie zbyt długo - rzucił Kidlat i ruszył w prawo. Modrowłosa od razu podążyła za nim, prowadząc raptora. Trolle schodziły im z drogi. Jedne niemal zabijały go wzrokiem, inne patrzyły obojętnie. Skinandi zrozumiała, czemu dążył do tego, żeby Ibwe wypełnił swój obowiązek. Jednak nadal ją nurtowało, co wydarzyło się, że był teraz tu z nią, a nie na miejscu tego wodza.
Weszli do małej chaty, a elfka od razu skrzywiła się lekko czując odór stęchlizny i kurzu. Przyglądała się jak Kidlat walnął się na łóżko, po czym sama zajęła się otworzeniem okien.
- Pytaj jak chcesz - westchnął, a kobieta przewróciła oczami. Usiadła na boku łóżka i położyła rękę na jego piersi.
- Odpocznij przed wieczorem. - Położył palce na jej dłoni i odetchnął ciężko.
- Nie pozwolę mu cię tknąć. - Ich spojrzenia spotkały się. Skinandi uniosła kąciki ust i położyła się koło niego, wtulając w jego pierś.
- Załatw, co masz załatwić i wynośmy się stąd.
- Aż tak ci się nie podoba? - spytał lekko unosząc kąciki ust.
- Chce, żebyś wyszedł stąd w jednym kawałku - odpowiedziała i przymknęła oczy. Troll objął ją ręką i sam zamknął oczy. Miała rację, że musi trzymać nerwy na wodzy. Jednak Matamlay za wiele już zrobił. Za wiele mu odebrał i był pewien, że jej nie pozwoli mu tknąć. Skinandi należała do niego i nie da mu jej tknąć, ani nikomu z jego ludzi.
Modrowłosa przebudziła się, gdy ostatnie promienie słońca wpadły przez okno. Uniosła głowę i rozejrzała się. Nic się nie zmieniło, oprócz powietrza, które było suche i gorące.
- Kidlat - powiedziała cicho przenosząc spojrzenie na niego. Nie drgnął. Oparła się przedramionami na jego piersi i uniosła kąciki ust, widząc jak marszczy brwi. - Chyba czas na ciebie. - Uśmiechnęła się mocniej widząc, że uchylił oczy i teraz patrzy prosto na nią.
- Na nas. - Uniósł rękę i zaczął ją drapać w jej czułym miejscu. - Jeśli nie będzie cię obok mnie, ta chata będzie pierwszym miejscem, w którym będą cię szukać. - Złapała jego dłoń i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Nie spytam o nic, dopóki tu jesteśmy.
- Żeby tylko para nie zaczęła ci iść uszami. - Pociągnął ją za nie i wstał. Uniósł kąciki ust, widząc jej niezadowoloną minę. - Chodź. Musimy wziąć udział w tej szopce. - Modrowłosa przytaknęła głową.
Na środku osady paliło się ognisko, a młode kobiety chodziły przystrojone. Naszyjniki grzechotały, a ciało osłaniały krótkie spódnice i bluzki. Skinandi przełknęła ślinę widząc trolla, którego ciało było pomalowane czarną farbą. Miał długie spodnie i czapkę z rogami, która dodawała mu groteski. Z pod farby prześwitywała różowa skóra, przez co elfka była pewna, że miał odegrać jakąś rolę w tym wszystkim.
- Długo kazałeś nam na siebie czekać - powiedział wódz pokazując miejsce obok siebie. - Wszędzie ją za sobą ciągasz? - dopytał, gdy dziewczyna stanęła za białowłosym.
- Wolę mieć ją na oku.
- Niech więc zajmie miejsce obok nas - zaproponował, ale elfka nie ruszyła się. Wódz dostrzegł jej przelotne spojrzenie. Nie wierzył, że elfka może być niewolnicą. Do tego lojalną niewolnicą i miał już w głowie plan. Musiał zrzucić z piedestału mężczyznę, który siedział obok. Mimo tych wszystkich lat, nadal miał zbyt wielkie poparcie wśród ludu.
- Usiądź Skinandi. - Modrowłosa wykonała rozkaz trolla, a żona wodza przyglądała się jej badawczo.
- To powiedz Kidlat, skąd ją wziąłeś?
- Spotkałem ją w ludzkim mieście. Nie licz, że spotkasz żywego elfa na naszych ziemiach. Topór za bardzo się po nich rozpanoszył.
- A jak założyłeś jej obrożę? - Uśmiechnął się wrednie, pokazując zęby.
- Życie za życie - odpowiedział i ucichł widząc kapłana idącego w ich stronę. Ten stanął za modrowłosom i pochylił się nad nią. Powąchał ją i złapał za głowę. Uderzył nią o stół i odkrył włosy z karku. Światło odbiło się od symbolu, a Kidlat wstał, łapiąc drugą rękę kapłana, która sięgnęła po nóż. - Zostaw ją - warknął, a kapłan zmrużył oczy.
- Zdajesz sobie sprawę, kim ona jest? - syknął próbując wyrwać się.
- Kapłanką, która została przeklęta przez swój lud, żeby móc być lojalna wobec mnie. - Zabijali się wzrokiem przez chwilę, ale kapłan cofnął się.
- Stąpasz po kruchym lodzie, synu Asula - powiedział i odszedł. Białowłosy usiadł i spojrzał na elfkę, która wyprostowała się i lekko skrzywiła.
- Kapłanka? - dopytała Sibuyas kierując wzrok na elfkę.
- Kapłanka księżyca. To najważniejsze z kobiet, wśród nocnych elfów - odpowiedział jej brat. Kobiety patrzyły prosto na siebie przez kilka sekund. Elfka pierwsza obróciła wzrok.
- Wykradłeś ją elfom? - spytał Matamlay.
- Już mówiłem. - Uśmiechnął się. - Życie za życie. Nic więcej nie musisz wiedzieć. - Zmierzyli się wzrokiem. Czarnowłosy był widocznie niezadowolony, ale nie mógł drążyć tematu cały czas.
Skinandi leżała na łóżku wsłuchując się w swój oddech. Za plecami miała trolla, który wpatrywał się w sufit. Jego oddech również słyszała. Był przygaszony odkąd się tu pojawili i zastanawiała się, jak mogłaby mu pomóc. Choć sprawić, żeby uniósł kąciki ust w swoim wrednym uśmiechu. Odetchnęła w sobie i przymknęła oczy słysząc, że zmienia pozycję. Nastała cisza, która ciągnęła się dla kobiety w nieskończoność. Zdziwiła się, czując jego rękę oplatającą jej talię. Znalazła się tuż przy nim. Ciepły oddech spowił jej uchu.
Mężczyzna przejechał nosem przy jego łączeniu z głową i wgryzł się w szyję, którą sama mu udostępniła, zaciskając palce na jej małej piersi. Popłynął dłonią wzdłuż jej ciała, napawając się jej głębszym oddechem. Potrzebował tego. Chwili zapomnienia i rozkoszy, żeby oderwać się od tego, gdzie był. Zarazem pragnął jej jak kobiety. Czuł żar, który palił go i nie po trafił uleżeć obok niej. Jedne odczucia mieszały się z drugimi, a ona wcale mu nie pomagała. Gdyby tylko odebrał jeden sygnał, że tego nie chce... Zamiast tego wręcz udostępniała mu każde miejsce, które chciał mieć pod ręką. Rozwiązał swoje spodnie i wsunął wolną rękę pod nią. Później zajął się jej spodniami. Tak bardzo tego potrzebował... Chwili zapomnienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top