Część 99.
Severus usiadł w gabinecie Dumbledora, który go tam wezwał i spojrzał na niego pytająco. Ostatnie dni były bardzo intensywne, ale podobno dyrektor miał dla niego dobre wieści.
-Jak się czujesz Severusie?-zapytał mężczyzna-Co u Belli i waszego dziecka?
-Nie przyszliśmy tu rozmawiać o tym, jak mniemam-mruknął Mistrz Eliksirów marszcząc brwi-Poproszę konkrety.
-No tak, nic się nie zmieniłeś-zaśmiał się Albus, a czarnowłosy przewrócił oczami.
-Nie przedłużajmy tego, proszę-westchnął Snape-Mam jeszcze kilka ważnych rzeczy do zrobienia.
-A ja zapewniam cię, że moje wieści są ważniejsze.
-W takim razie mnie oświeć.
-Umbridge zostanie skazana i osadzona w Azkabanie, choć jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć na jaki czas-zaczął dyrektor-Aleee to nie o tym chciałem cię poinformować-otworzył szufladę i coś z niej wyjął-Oto medalion Salazara Slytherina.
-Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy w posiadaniu jednego z horkruksów?-Snape zmarszczył brwi i wyciągnął rękę w stronę artefaktu. W pewnym momencie zawahał się-Lepiej nie będę go dotykał. Jak udało Ci się go dostać?
-Och cóż, to bardzo długa i skomplikowana historia, więc opowiem ją w skrócie-dyrektor schował medalion w szufladzie i rozsiadł się wygodnie-Pamiętasz Regulusa?
-Brata Syriusza? Tego młodego chłopaka, który razem z nami był Śmierciożercą? Co on ma z tym wspólnego-spytał Severus marszcząc brwi.
-Więcej niż ci się wydaje-w oczach dyrektora błysnęła iskierka-Syriusz i Remus robili ostatnio porządki w domu na Grimmauld Place i to znaleźli. Oczywiście z początku nie mieli pojęcia czym ten przedmiot jest, ale Syriusz wiedząc, że Stworek, skrzat jego rodziny coś wie, kazał mu wszystko powiedzieć. Okazało się, że Regulus wiedział o planach Voldemorta, chciał je zniszczyć. Medalion znajdował się w jaskini. Żeby go dostać, należało wypić eliksir. Chłopak wpadł na pomysł, że podczas gdy on będzie pił, Stworek podmieni prawdziwy horkruks na falsyfikat. Tak się stało, ale... Cóż, biedny Regulus został wciągnięty do wody przez inferiusy...
-Nigdy nie spodziewałbym się takiego obrotu spraw-mruknął Severus.
- Ja również, a mam bardzo szerokie horyzonty. Pozostaje pytanie jak tego horkruksa zniszczyć-Dumbledore zacisnął usta wpatrując się w medalion.
-Jeśli Rowley będzie się czuł na siłach, postaram się z nim porozmawiać-zapewnił Snape-Zrobię to jak najszybciej.
-Na szczęście nasz młody bohater ma dużo kochanych osób w otoczeniu, teraz musi tylko wypoczywać-Albus uśmiechnął się ciepło i w tym momencie do gabinetu weszła McGonagall-Witaj Minerwo, czy coś się stało?
-Przyszłam poplotkować-prychnęła sarkastycznie-Lepiej mnie poinformujcie o swoich działaniach i to w tym momencie, bo nie ręczę za siebie.
-Spokojnie, miałem Ci dzisiaj powiedzieć-oznajmił skruszony dyrektor. Severus przewrócił oczami i pokręcił zrezygnowany głową. Jego przyjaciółka była zdecydowanie zbyt dynamiczna.
-To ja lepiej już pójdę-Mistrz Eliksirów wstał zwinnie i wyszedł z gabinetu, a jego nogi skierowały się do Skrzydła Szpitalnego. Standardowo zastał tam Pomfrey, porządkującą jakieś fiolki, a przy łóżku Rowleya siedział Alexander, który bardzo powoli i cierpliwie karmił go zupą. Minęło trochę czasu i chłopak zaczął nieco więcej mówić, jego organizm był poddany rehabilitacji, a ręce, choć jeszcze słabe, zaczynały normalnie funkcjonować-Nie ma Davis?-zapytał Snape zdziwiony, że gdy wszedł od razu nie usłyszał gadaniny młodej praktykantki.
-Razem z Poppy kazaliśmy pójść jej odpocząć, ostatnio dość się napracowała, słaniała się na nogach-odparł rozbawiony Alexander. Mistrz Eliksirów nie odpowiedział, ale usiadł koło Rowleya i spojrzał na niego oceniającym wzrokiem.
-Jak się czujesz?-zapytał.
-Dobrze-mruknął chłopak suchym i zmęczonym głosem-Jakoś się trzymam.
-Czy mógłbyś nas na chwilę zostawić?-Snape zwrócił się do Alexandra. Mężczyzna spojrzał na niego wątpliwie, ale wzrok Severusa od razu utwierdził go, że lepiej na chwilę odstąpić. Poszedł do Poppy, a Mistrz Eliksirów wziął głęboki oddech-Nie mieliśmy okazji pogadać, od kiedy... Sam wiesz.
-Wiem-odparł neutralnie Rowley.
-Chcę, żebyś wiedział, że to prawda, że cię wtedy zlekceważyłem. Takich rzeczy nie można ukrywać-Snape spuścił wzrok-Ale musisz też zrozumieć, że napatoczyło się sporo problemów z Harrym i byłem na tyle zdenerwowany, że nie myślałem do końca świadomie. Młody prawie zginął, gdyby nie Bella.
-Wiem, Cecil wszystko mi opowiedziała-chłopak kaszlnął, ale po chwili kontynuował-I nie mam ci nic za złe, zawsze byłem paranoikiem, kto by pomyślał, że w tym wypadku to się sprawdzi?
-Na przykład ja, zawsze jestem przezorny i ostrożny, a tym razem za bardzo skupiłem się na sobie-westchnął Snape.
-Severusie, skupiłeś się na synu. I doskonale cię rozumiem-McLevis wydawał się być lekko zmęczony-Nie tłumacz się.
-Mówiłeś komuś o tym co cię spotkało? Jeśli chcesz, wysłucham cię-Snape czuł, że ta rozmowa mogłaby nie być przyjemna, ale wiedział, że był to jego obowiązek.
-Tylko pobieżnie, nie wiem, czy mam na to ochotę.
-Ale wiedz, że teraz nigdy już cię nie zlekceważę, przysięgam-powiedział Severus poważnie. Rowley przewrócił oczami.
-Nie poznaję cię, widocznie bycie w małżeństwie zmienia. Nigdy nie chcę wpaść w tę pułapkę-prychnął chłopak. Snape uniósł brwi kpiąco.
-Jesteś pewien? Znalazłoby się kilka chętnych kandydatek-sarknął Mistrz Eliksirów.
-No, w końcu wrócił ci humorek. Teraz możemy gadać.
-Mhm, zaraz zawołam Pomfrey, żeby ci coś dała, bo już za dużo ględzisz. Na rozmawianie ci się zebrało po takim czasie!
-Dobra dobra, co się dzieje? Bo domyślam się, że jednak przyszedłeś po coś innego.
-Cóż...-Severus usiadł wygodniej-Jesteśmy pełni podziwu, że zapamiętałeś wszystkie horkruksy.
-Ciężko byłoby nie zapamiętać, przeklęty egoista cały czas o nich mówił-chłopak wykonał gest splunięcia.
-Czy wspominał może jak je zniszczyć?-w głosie Snape'a nie było nadziei, bo doskonale wiedział, że Czarny Pan był głupi, ale nie na tyle-Słuchaj, mogę ci powiedzieć, że znaleźliśmy medalion, szukamy tylko sposobu na jego zniszczenie.
-Naprawdę? Cóż, czasem jak zostawałem sam, zastanawiałem się nad tym-głos Rowleya powoli cichł, wydawał się być wyjątkowo zmęczony-Myślę, że warto spróbować czymś związanym ze Slytherinem.
-Jedyne co przychodzi mi do głowy, to Komnata Tajemnic, konkretnie bazyliszek, a do niego nie mam zamiaru się fatygować-prychnął Snape.
-Ale...-McLevis zaczął się krztusić i zaraz koło nich pojawił się Alexander. Zmarszczył brwi gniewnie i pomógł synowi uspokoić kaszel.
-Chyba starczy na dziś-warknął nieprzyjemnie, widząc jak zmęczony syn wiotczeje w ramionach.
-Masz rację, wybacz, że tak długo-mruknął Snape.
-Czekaj-wykrztusił Rowley-Mój pokój, druga półka od góry w szafie, tam jest pudełko. Otwórz i będziesz wiedział...
Severus nie za bardzo rozumiał, więc zmarszczył brwi, ale skinął głową i wyszedł. Gdzieś w korytarzu minął się z Cecil.
Dziewczyna była wyspana pierwszy raz od bardzo dawna, ale wcale nie chciała pokazać nikomu swojej radości z tego powodu. Tak naprawdę bardzo potrzebowała odpoczynku, bo czasem czuwała całe doby w skrzydle szpitalnym, a przecież oprócz Rowleya miała masę innych pacjentów. Weszła energicznym krokiem do sali i od razu pod pretekstem segregowania leków usiadła niedaleko rodziny McLevis'ów. Pomfrey kazała mieć jej dwudniową przerwę od opieki nad młodym chłopakiem, co było dla niej jak kara, bo bardzo polubiła wspólne przekomarzanki podczas rehabilitacji. Zerknęła w ich stronę i napotkała rozbawiony wzrok Rowleya i zdegustowany Alexandra.
-Dobra dobra! Zabieram się do roboty-prychnęła chwytając słoiczki z ziołami-Masakra-mruknęła do siebie i jeszcze kilka razy zaklęła. Postanowiła podsłuchać nieco rozmowę ojca z synem.
-Bardzo cię boli?-zapytał Alex patrząc na zabandażowaną klatkę piersiową swojego dziecka.
-Da się wytrzymać...-odparł chłopak i na chwilę nastała cisza-Tato, chcesz mi coś poopowiadać? Z dzieciństwa mało co pamiętam.
-Pewnie, byłeś bardzo żywym dzieckiem-zaczął-I nieposłusznym, szczególnie wobec mamy. Słuchałeś Black Metalu, co jej zupełnie nie odpowiadało i wszystko zwalała na mnie. Często dostałem ochrzan, że sprowadzam cię na złą drogę, ale sam wybierałeś sobie muzykę.
-Tak, dalej mam słabość do Black Metalu-zaśmiał się chłopak sennie.
-Staraliśmy się zapewnić ci bezpieczeństwo, chociaż wiedzieliśmy na co się piszemy już na samym początku naszego związku, długo przed twoim przybyciem na świat-Alexander głaskał włosy syna, który zamknął oczy i wydawał się zasypiać-Teraz mam do siebie żal, że mi się nie udało. Tyle at żyłeś sam w okrutnym świecie bez litości, a jeszcze potem spotkało cię to wszystko... Nawet tam nie mogłem zapewnić ci ochrony.
***
Severusowi trudno było zgadnąć hasło do komnaty Rowleya, ale gdy w końcu po raz kolejny zaklął z irytacją i drzwi się otworzyły, wcale nie był zdziwiony, raczej nieco zdegustowany. Pokój był zakurzony i ciemny, bo dawno nikogo tu nie było. Snape wszedł i poczuł się trochę nieswojo chociaż wielu uczniów właśnie tak wyobrażało sobie jego gabinet. Grobowa cisza wcale nie pomagała. Mistrz Eliksirów namierzył wzrokiem szafę i od razu do niej podszedł, z nadzieją, że szybko znajdzie rzecz po którą przyszedł. Otworzył drzwi i kichnął od ilości kurzu. Zmarszczył brwi i zaczął się zastanawiać, czemu właściwie nikt tu nie sprzątał. Czy chcieli tu zrobić drugi zagracony pokój życzeń? W każdym razie Severus faktycznie przyszedł tu po rozwiązanie i miał nadzieję na znalezienie go. Na półce przed nim stało kilka starych, nieruchomych fotografii, które prawdopodobnie przedstawiały rodzinę McLevis'ów. Na półce o której wspomniał Rowley stało kilka książek, ale po ich odsunięciu okazało się, że faktycznie było tam pudełko. Mężczyzna z lekką obawą wziął je do ręki i otworzył.
-Kieł bazyliszka?-mruknął do siebie. Chwilę zajęło mu połączenie faktów, ale w końcu coś go olśniło-jad. Zamknął wieczko pudełka i natychmiast skierował się z nowym faktem do dyrektora. Dumbledore nie wyglądał na zaskoczonego jego przybyciem.
-No no, jesteś wyjątkowo szybki-mruknął rozbawiony-Co przynosisz?
-Rozwiązanie-wypalił i szybko dodał-Prawdopodobnie-uchylił pokrywkę pudełka i pokazał je Albusowi. Ten zmarszczył brwi i przeczesał swoją bujną, białą brodę.
-Chyba ogarniam twoje rozumowanie!-dyrektor uśmiechnął się szczerze-I popieram spróbowanie tego sposobu.
-Ale jeszcze nie teraz, chciałbym, żeby zniszczył go Rowley, na znak oderwania się od Czarnego Pana.
-Oczywiście, drogi przyjacielu. Mamy chyba trochę czasu, poczekamy aż młody McLevis będzie sprawniejszy.
***
Harry spojrzał na Pansy siedzącą naprzeciw i przełknął nerwowo ślinę. Dziewczyna była w niego wpatrzona jak obrazek i on poniekąd wiedział dlaczego.
-Co u ciebie?-zapytał nieco sztywno.
-Odkąd nie ma Umbridge, dużo lepiej-odparła żywo-Serio, wydaje mi się, że Lupin będzie lepszym nauczycielem.
-To nie ulega wątpliwości-zaśmiał się Potter. Zapadła niezręczna cisza, gdy po długim i nerwowym westchnięciu Parkinson zaczęła mówić.
-Słuchaj, wiem, że ta rola z reguły przypada chłopakowi, ale ja nigdy nie byłam do końca tradycyjna-wypaliła-A ty naprawdę mi się podobasz Harry, nie za sławę, nie za bliznę, tylko za to kim jesteś i że byłeś obok mnie. Nigdy nie umiałam się powstrzymywać przed gadaniem, teraz też. Czy chciałbyś ze mną być?
Tego się nie spodziewał, myślał, że raczej zostanie zmuszony do pierwszego kroku. Przełknął ślinę nerwowo. To nie tak, że dziewczyna mu się nie podobała, bo była śliczna i kochana, ale przerażała go inna sprawa-była córką zagorzałych śmierciożerców. Nie to co Draco, który był synem Lucjusza i Narcyzy, będących po ich stronie.
-Ja... Pansy, nie wiem, czy to by zadziałało...-wydukał nieśmiało. Dziewczyna wstrzymała oddech, po czym ostro go wypuściła.
-Podoba ci się Hermiona? Mogłam się domyślić, przepraszam, ze zawracałam ci głowę-mruknęła speszona. Potter pokręcił głową.
-Nie, nie podoba mi się Hermiona...
-Ginny?
-Nie, Pansy, poczekaj...
-Jesteś gejem?-zmarszczyła brwi zdziwiona.
-Nie!-Harry wstał-Chodzi o twoją rodzinę. Są Śmierciożercami! Jak sobie to wyobrażasz? Ty i ja?-nie chciał dodawać, że bał się, że mogliby się dowiedzieć i ją ukarać.
-Czyli o to chodzi? Boisz się, że będę taka jak oni-w oczach dziewczyny zebrały się łzy-Szkoda, że nie tak dawno to ty mi wmawiałeś, że nie jestem swoimi rodzicami-odwróciła sie do wyjścia i pobiegła wgłąb korytarza.
-Cholera!-Potter kopnął ścianę i poprzez gniew nawet nie poczuł bólu.
-Średnio to rozegrałeś-prychnęła Bella, która nagle wyszła zza zakrętu-Gorzej być nie mogło.
-Nie powinno cię to interesować-warknął chłopak.
-Poniekąd jesteś moim dzieckiem, więc powinno-wyszeptała rozbawiona. Potter złagodniał i zrezygnowany usiadł przy ścianie.
-Nie chciałem, żeby to tak wyszło! Pansy... Jest śliczna i tak naprawdę mi się podoba, ale nie mogę być z kimś kto jest praktycznie skazany na bycie śmierciożercą.
-Oj bardzo generalizujesz. A Draco?
-To co innego, jego rodzice są po naszej stronie-prychnął chłopak.
-Ale kiedyś nie byli, tak samo ja z twoim ojcem-odparła Bella, a Gryfon zmierzył ją wzrokiem.
-Chodzi o to, że bardzo bym się martwił, że ktoś z jej rodziny odkryje nasz związek i ją ukarają-westchnął Harry, a Bellatrix wciągnęła gwałtownie powietrze.
-Więc cały czas o to ci chodziło?
-Tak...
-To dlaczego jej o tym nie powiesz? To byłby bardzo miły i opiekuńczy gest z twojej strony-poradziła kobieta-A o rodzinę się nie martw, potrafię załagodzić pewne sprawy i chyba mam sposób jak to wszystko rozwiązać.
-Naprawdę?-w oczach Gryfona błysnęła nadzieja. Kobieta skinęła głową.
-Leć do niej i natychmiast to wytłumacz!
Harry poderwał się na nogi i pobiegł szukać Parkinson, którą znalazł płaczącą w jakimś mało dostępnym kącie. Uklęknął koło niej i chciał zetrzeć łzy, ale natychmiast go odepchnęła.
-Najlepiej mnie teraz zostaw, chcę być sama. Idź.
-Poczekaj, wiem, że nie powinienem się teraz tłumaczyć, ale to nie chodzi o to, że mi się nie podobasz, że jesteś córką śmierciożerców...-zaczął Potter i spojrzał wściekły wzrok Ślizgonki.
-Doprawdy? Bo właśnie tak powiedziałeś!
-Chodziło o to, że bardzo się o ciebie zmartwiłem. Co by było, gdyby twoja rodzina się dowiedziała? Byłabyś ukarana, nie chciałbym tego... bo bardzo mi się podobasz, Pansy. Bardzo.
-Naprawdę?-wyszeptała dziewczyna łkając. Skinął głową i delikatnie ją objął. Nie protestowała.
***
Cecil lubiła grudzień, bo był to miesiąc wypełniony ciepłem rodzinnych spotkań przy świątecznym stole i choć w tym roku miała zostać w Hogwarcie, to i tak się cieszyła. Podczas gdy wszyscy powoli przygotowywali się do nadchodzącej wigilii, Cecil z samego rana weszła energicznym krokiem do Skrzydła Szpitalnego i zajęła się rehabilitacją rąk Rowleya. Dziś była wyjątkowo cicha, co chłopaka zdziwiło.
-Kości pięknie się zrosły, rehabilitacja przyniosła oczekiwane efekty, teraz w końcu mogę zdjąć ci te głupie opatrunki-posłała mu uśmiech-Połóż się i odpręż. Potem madame Pomfrey zrobi kontrolę.
-Dobrze, dziękuję-mruknął układając się w wygodnej pozycji. W ruchach Davis było coś szczególnego, co można byłoby nazwać pasją i delikatnością jednocześnie. McLevis obserował z fascynacją jej spokojną i bardzo skupioną twarz, po czym uśmiechnął się lekko.
-Dobra, skończyłam!-Cecil wyprostowała się i pomogła chłopakowi usiąść-Spróbuj poruszać palcami. Pozginaj je i tak dalej-wydała polecenie i poczekała aż je spełni-Świetnie.
Rowley lubił podejmować spontaniczne decyzje, więc obolałymi dłońmi złapał policzki Cecil, przyciągnął ją bliżej i pocałował. Praktykantka najpierw była spięta, teraz rozluźniła się i pogłębiła pocałunek.
-Zawsze ze mną byłaś, to ty mnie znalazłaś, ty odwiodłaś od okropnych myśli i dzięki tobie w dużej części wyzdrowiałem-wyszeptał Rowley patrząc dziewczynie w oczy kiedy się od siebie oderwali-Kocham cię, Cec.
-Ja ciebie też-mruknęła cicho dziewczyna, choć w jej oczach widać było jeszcze szok.
Grudzień zapowiadał się naprawdę dobrze.
×××
No witajcie po przerwie, mam nadzieję że się podobało,
a ponieważ prolog+99 rozdziałów=100 części, to tak jak powiedziałam, pokaże wam swój ryjek❤
To ja piszę to gówno XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top