Część 95.

Cecil przeciągnęła się leniwie i otworzyła smętnie oko, ale w głębi duszy czuła, że coś jest nie tak. Gwałtownie usiadła i rozejrzała się dookoła. Leżała w swojej komnacie, przykryta ciepłym kocem, jej buty stały ułożone obok łóżka, a na stoliku nocnym znajdował się ciepły posiłek. Zmarszczyła brwi sięgając po herbatę. Ktoś ją tu przyniósł. Ta świadomość przypomniała jej o pewnym istotnym fakcie i szybko się zerwała.

Musiała zasnąć przy łóżku McLevisa, w końcu była padnięta, choć nie chciała tego przyznać. Poczuła się nieco winna i szybko podbiegła do szafki po czyste ubrania.

Tymczasem Severus Snape przyglądał się kamiennej twarzy dyrektora, próbując ogarnąć jego tok rozumowania. Dumbledore zawsze był skomplikowanym, choć intrygującym człowiekiem.

-Ministerstwo nie potrafi być dyskretne, wieści się rozeszły, niedługo w całym czarodziejskim świecie będzie się mówić o Rowleyu-mruknął staruszek-Wiecie co to oznacza?-spytał zerkając na Severusa, Poppy i Minervę. W tym momencie do sali szpitalnej wpadła Cecil, zapinając ostatni guzik swojej koszuli.

-Przepraszam!-wyrzuciła z siebie-Nie chciałam zasnąć i was tu zostawiać!

-Spokojnie-Pomfrey posłała jej delikatny uśmiech-Należało ci się. Jeśli czujesz się na siłach, chodź z nami porozmawiać.

-Moi drodzy, obawiam się, że mamy problem-westchnął Dumbledore-Voldemort pewnie już się dowiedział o tym, że Rowley zniknął z jego starej posiadłości i na pewno będzie chciał go znaleźć, by chłopak nie zdążył powiedzieć nic o Horkruksach.

-Szlag, masz rację-fuknął Severus zerkając zaniepokojony na łóżko, na którym w zupełnej ciszy leżał nieprzytomny McLevis.

-Nie możemy pozwolić, by go dopadł-wtrąciła Minerva-Tyle wycierpiał, trzeba coś zrobić.

-Powiemy reporterom, że jeszcze nie odzyskał przytomności-westchnął dyrektor-I że się na to nie zapowiada.

-To spowolni działania Voldemorta, masz rację-Pomfrey postukała palcem w brodę w zamyśleniu-Cóż, stwierdzi, że nie musi się spieszyć z uciszeniem go.

-Mogę mówić dla reporterów-westchnęła Cecil cicho-Mam wrażenie, że teraz na nic więcej mnie nie stać.

-Pójdziesz z Severusem-zadecydował dyrektor. Dyskutowali jeszcze chwilę, po czym Dumbledore ze swoją zastępczynią musieli opuścić skrzydło szpitalne. Davis zagryzła wargę i spojrzała na nieporuszającego się Rowleya.

-Czy on... może się budził? Albo stało się cokolwiek, co świadczy, że jego stan jest lepszy?-zapytała. Pomfrey posłała jej smutny uśmiech i pokręciła głową.

-Słuchaj, on przebył długą drogę przez mękę-wtrącił Severus-Nie możemy oczekiwać, że będzie mu lepiej po jednym dniu.

-Severusie!-skarciła go cicho Poppy. Przewrócił oczami.

-Ale twoja obecność na pewno mu pomoże-dodał starając się ukryć sarkazm, by nie denerwować pielęgniarki. Sam chodził podenerwowany. Musiał dać niewidzialną ochronę   nie tylko Rowleyowi, ale również Belli, Lunie i Harry'emu. Jego rodzina była zagrożona, bo Umbridge ostatnio cały czas się na nich nastawiała, Jego żona nie wychodziła teraz z komnaty, dla bezpieczeństwa ich nienarodzonej jeszcze córki, ale  przecież dwójka starszych podopiecznych miała z tą niezrównoważoną kobietą lekcje. Przez to cały czas chodził w złym humorze, a teraz, gdy w końcu po tylu miesiącach znaleziono Rowleya, widząc jego okropny stan czuł wyrzuty sumienia.

-Muszę porozmawiać z Severusem na osobności-oznajmiła Poppy i pociągnęła mężczyznę na zewnątrz. Cecil spojrzała na nieprzytomnego McLevisa, po czym stwierdziła, że ma niesamowicie suche, blade usta. Podeszła do niego, zwilżyła wodą szmatkę i delikatnie dotknęła jego warg, wiedząc, że sprawi mu to chociaż delikatną ulgę.

Co prawda Davis była odpowiednio szkolona, również przez samą Poppy, ale nie była przygotowana, że zobaczy kiedyś człowieka w tak strasznym stanie. Ręce McLevisa były całkowicie zabandażowane i usztywnione, choć najpierw trzeba było usunąć połamane kości z dłoni i podać Szkiele-Wzro. Mimo wszystko Pomfrey dalej nie była pewna, czy to starczy by uratować czucie i możliwość poruszania palcami. Cecil nie zdawała sobie sprawy z zasięgu obrażeń, dopóki już w Hogwarcie nie oczyścili ciała Rowleya. Jego plecy były rozorane, posiadał wiele poparzeń, ale także obrażeń wewnętrznych. 

Dziewczyna usiadła koło niego i westchnęła.

Przypomniała sobie czasy, kiedy oznajmiła rodzicom, że jej marzeniem jest zostanie pielęgniarką i pomoc innym. Było to jeszcze przed Hogwartem, gdy właściwie nie wiedziała o magicznym świecie. Matka, czarownica często jej wspominała, że nie jest tylko zwykłym dzieckiem, ale dziewczynka nic z tego nie rozumiała. Na szczęście posiadanie magicznych zdolności nie wykluczało pomocy innym, a Cecil od razu ukierunkowała się w stronę magomedycyny.

Davis ocknęła się ze wspomnień i zmarszczyła brwi, czując, że coś jest nie tak. Oddech Rowleya znacznie przyspieszył, a jego ciało zaczęło drgać. W następnym momencie otworzył przekrwione oczy.

-Merlinie-szepnęła dziewczyna-Nie panikuj, jesteś w Hogwarcie, bezpieczny. Już nikt cię nie skrzywdzi.

Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas niezrozumienia i strachu, co bardzo zaniepokoiło stażystkę. Sięgnęła do jego czoła, by skontrolować temperaturę, ale McLevis odsunął się, co poskutkowało falą bólu. Cecil przywołała zaklęciem eliksiry przeciwbólowe, które szybko podała opierającemu się mężczyźnie.

-Madame Pomfrey!-krzyknęła. Magomedyczka wbiegła do pomieszczenia, a od razu za nią Snape-Obudził się-dodała ciszej i jej wzrok wrócił z powrotem na byłego profesora. Rowley z powrotem tracił przytomność, ale ten krótki przejaw był bardzo obiecujący.

-Coś mówił? Robił?-zapytała Poppy nachylając się nad pacjentem.

-Nie... A właściwie to tak, unikał dotyku-mruknęła dziewczyna-Chciałam zobaczyć jego temperaturę, wygiął się w bok i najwyraźniej naruszył jakąś ranę, bo zaczął cicho stękać z bólu.

-To normalne, że unika dotyku-dodał od siebie Snape-Kojarzy go z bólem i cierpieniem.

-Może wyleczymy dolegliwości fizyczne, ale psychiczne zależą jedynie od niego-Poppy poprawiła ułożenie zabandażowanych rąk mężczyzny i szczelniej przykryła go kocem.

-Co z panem Alexandrem McLevisem?-zapytała Cecil.

-Jest w świętym Mungo-odparł Severus-Leczą jego ogólnie osłabiony organizm i oczy. Dawno nie widział światła słonecznego.

-Mogłabym go odwiedzić? Opowiedziałabym mu nieco o synu-zaproponowała dziewczyna. Poppy uśmiechnęła się łagodnie i skinęła głową.

-Na pewno się ucieszy.

-Ale najpierw musimy załatwić sprawę w ministerstwie-westchnął Severus. Chcesz to zrobić od razu? Moim zdaniem im szybciej, tym lepiej.

-Dobry pomysł.

***

Dolores Umbridge spojrzała na fiolkę z jaskrawo-czerwonym płynem i delikatnie podała ją skrzatowi.

-Upewnij się, że pół znajdzie się w herbacie tej dziewuchy, a pół w Pomfrey-mruknęła, a stworzenie skinęło głową i zniknęło z cichym pyknięciem.

***

-Dzień dobry, panie Alexandrze-Cecil weszła do pokoju szpitalnego. Mężczyzna uśmiechnął się i machnął ręką na powitanie.

-Co was sprowadza?-zapytał bacznie przyglądając się Snape'owi i jego towarzyszce.

-Chciałam zapytać jak pan się czuje?-Davis podeszła bliżej-To jeden z profesorów z Hogwartu, przyjaciel pana syna, profesor Severus Snape.

-Miło mi-skinęli sobie głowami-Czuję się jako tako. Bardziej interesuje mnie, co z Rowleyem.

-Cóż, musi pan wiedzieć, że prasie podaliśmy fałszywe informacje, że nie zapowiada się, by miał być przytomny w najbliższym czasie-zaczął Mistrz Eliksirów-Ale jako jego ojciec, ma pan pełne prawo do poznania prawdy.

-Jaki tam pan, po prostu Alexander-mruknął mężczyzna.

-Dobrze, więc Alexandrze. Twój syn miał dziś epizod wybudzenia się-westchnął Snape-Był krótki i nieprzyjemny, dowiedzieliśmy się, że bardzo źle reaguje na dotyk. Mamy pewne obawy, co do jego przyszłego zdrowia psychicznego.

-Cholera...-McLevis przetarł twarz-On nawet nie wie, że ja żyję.

Cecil gwałtownie podniosła głowę do góry.

-Nie wie?-zapytała pospiesznie. Otrzymując potwierdzenie, uśmiechnęła się-Gdy fizyczne obrażenia zostaną wyleczone, a jego psychika będzie w złym stanie, do akcji wkroczy pan-jej oczy migotały radośnie. Mężczyzna uniósł łagodnie kąciki ust.
Właśnie wtedy do sali weszła pielęgniarka z głównym lekarzem.

-Na nas już czas, do zobaczenia-Snape skinął głową i wyszedł, a  za nim podążała radosnym krokiem Cecil-Nie skacz tak, bo ludzie pomyślą, że jesteś pacjentką oddziału psychiatrii.

***

Harry przewrócił się na drugi bok, ale koszmary wcale go tym sposobem nie opuściły. Tej nocy towarzyszyły mu dziwne wizje, które zdawały się nie być wysyłane przez Voldemorta. Dotyczyły McLevisa.

Już cała szkoła wiedziała o jego powrocie i każdy interesował się zdrowiem nauczyciela, jednak nikogo tam nie wpuszczano, a na pytania dyrektor odpowiadał dość zbywająco. Potter zmarszczył brwi rozbudzony i zdecydował, że nie będzie marnował czasu na zastanawianie się co wizje mogą znaczyć. Ubrał buty i po kryjomu opuścił pokój. Hogwart o tej godzinie był niesamowicie cichy, nawet portrety milczały.

Brunet po długich rozmyślaniach zdecydował, że uda się do swojego ojca, by opowiedzieć mu o niepokojących wizjach, a przy okazji być może razem z nim udać się do skrzydła szpitalnego. Czuł, że coś grozi McLevisowi i nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby zbagatelizował dziwne obrazy w snach. W lochach było ciemno, więc musiał użyć zaklęcia Lumos, ale wyjątkowo każdy portret milczał niezrażony światłem.
Harry zapukał do drzwi komnaty ojca, licząc, że ten jakimś cudem to usłyszał i faktycznie nie przeliczył się, chociaż w drzwiach stanęła rozespana Bellatrix.

-O tej godzinie?-zapytała morderczym tonem.

-Profesorowi McLevisowi coś grozi, jak sądzę. Miałem dziwne wizje-sprostował chłopak. Kobieta zmarszczyła brwi, przetrawiła słowa i cofnęła się z zaskoczonym wyrazem twarzy.

-Dobra, czekaj. Obudzę Severusa-mruknęła przejęta i zniknęła w pokoju, ale Potter wiedział, że nie może tam bezczynnie stać. Zaczął biec przez korytarze, schody, aż w końcu po kilku minutach dotarł zdyszany pod skrzydło szpitalne. Drzwi do kantorka były uchylone i świece rzucały przez nie delikatne światło. Chłopak zajrzał do środka i zaskoczony odkrył widok śpiącej madame Pomfrey, ledwo trzymającej w ręku kubek. Gryfon musiał przyznać, że był to conajmniej dziwny widok. Szybko prześlizgnął się do głównej sali i dopiero gdy spojrzał wgłąb, ujrzał postaci.

Cecil Davis leżała na podłodze, wyglądając jakby spała, obok niej znajdowała się roztrzaskana filiżanka. Wyżej rozgrywała się koszmarna scena.

Osoba na łóżku, czyli McLevis, leżała szarpiąc się i nieudolnie próbując odepchnąć od twarzy dociskaną do niej poduszkę. Uniemożliwiały mu to obrażenia rąk. Pod grubym materiałem słychać było jego chrapliwe, ostatnie wdechy i postękiwanie. Sprawca tego wszystkiego był bezwzględny, szeptał coś do swojej ofiary i śmiał się, zabijając ją. Potter musiał zareagować.

-Umbridge?-wypalił tępo. Nauczycielka OPCM gwałtownie odwróciła się w jego stronę i przewróciła oczami.

-Naprawdę Potter? Wszędzie ty?-prychnęła. Harry wyciągnął różdżkę w jej stronę, widząc, że siły Rowleya praktycznie całkowicie opadły.

-Zostaw go-syknął chłopak groźnie-Teraz.

-Bo co mi zrobisz? Czarny Pan będzie zadowolony, gdy w gratisie dostanie jeszcze  ciebie-zaśmiała się Dolores. W tym samym momencie puściła poduszkę i rzuciła jakieś wyjątkowo nieprzyjemne zaklęcie w stronę ucznia. Gryfon odskoczył unikając go, ale wyraźnie podskoczyła mu adrenalina. Zerknął na Rowleya, który drgając w spazmach i trzymając się obramowania łóżka próbował odzyskać oddech i uderzyła go nagła furia. Niestety nie miał szansy jej spożytkować, bo ktoś pociągnął go do tyłu, a jednocześnie na przód wyszedł Snape i Dumbledore. Bellatrix, która go odciągnęła, teraz delikatnie objęła go ramieniem.

-Skończ z tym, Umbridge-prychnął z kpiną Severus-Mamy niezbite dowody, za które nie tylko zostaniesz zwolniona, ale będziesz oglądać świat z perspektywy Azkabanu.

-Zawsze zjawiacie się nie tam gdzie trzeba-Dolores z sadystycznym uśmiechem złapała przedramię Rowleya, wyginając je pod dziwnym kątem i zmuszając tym samym chłopaka do bolesnego krzyku, pełnego wspomnień-Severusie, widzę, że przyprowadziłeś małżonkę... Ty chyba naprawdę chcesz teraz stracić to dziecko.

Mistrz Eliksirów ochronnie zasłonił żonę i Harry'ego.

-Bella wyjdzcie-mruknął.

-Ale...-próbowała kobieta, jednak jeden gest ręką w stronę drzwi powiedział jej co robić. Pociągnęła Pottera do kantorka i zaczęła badać co się stało Poppy.

Umbridge była sadystką, udowadniała to wiele razy, ale teraz, gdy przy ważnych osobach zdawała ból Rowleyowi, bardzo jej się to podobało.

-Zbliżcie się, a wystarczy jedno zaklęcie i zginie-mruknęła, po czym gwałtownie nacisnęła na klatkę piersiową mężczyzny.

-Nie-zaskomlał cicho, a z jego oczu wydostały się pojedyncze łzy. Snape chrząknął poirytowany, wtedy Dolores zaczęła iść w ich stronę. Kopnęła ciało nieprzytomnej Davis, leżącej na jej drodze i wymierzyła w mężczyzn przed nią.

-Żal mi was-szepnęła.

-Drętwota-krzyknął nagle Harry, zupełnie niespodziewanie wyskakując zza dyrektora. Umbridge poleciała na ścianę i upadła na ziemię z zaskoczonym wyrazem twarzy. Snape pocałował czoło Harry'ego, co zdarzało się bardzo rzadko, ale chłopak niespecjalnie był zdziwiony tym nagłym przejawem miłości. Dawno nie spędzali czasu razem, bo działo się zbyt dużo złych rzeczy. Dyrektor już obezwładniał magicznymi więzami Umbridge, przy czym również odebrał jej różdżkę.

Severus podbiegł do Rowleya, który na przemian drgał i się nie ruszał patrząc tępo w sufit.

-Co z Poppy?-krzyknął mężczyzna. Bellatrix wychyliła się z kantorka.

-Dolano jej coś do herbaty. Cecil pewnie też-oznajmiła-Mam nadzieję, że to nic inwazyjnego.

Snape skinął głową i delikatnie nachylił się nad przyjacielem.

-Cześć-mruknął łagodnie-Średnio wyglądasz.

Rowley spojrzał w jego oczy z lękiem i nic nie odpowiedział. Mistrz Eliksirów szybko ocenił, że trzeba będzie na nowo zająć się jego rękoma, ale też sprawdzić, czy żadne złamane żebro na powrót nie przemieściło się w niepożądane miejsce. Dopóki Poppy I Davis spały, musiał to zrobić sam.

-Severusie, co z nim?-zapytał dyrektor. Z tyłu słuchał również zainteresowany Harry.

-Zaraz zajmę się szczególnie jego rękoma, dam sobie radę-odpowiedział Snape I chciał coś dodać, ale przerwał mu cichy szept.

-Dajcie mi już umrzeć-wydusił Rowley, po czym opadł bezsilnie na poduszkę. Severus w ciszy obserwował nieprzytomnego przyjaciela, potem zerknął na Harry'ego, który stał pod ścianą z zaniepokojoną miną.

-Nie martwcie się-wtrącił nagle dyrektor-Jeszcze damy mu powód do życia.

×××

Wiem, że cholernie się dłużyło, ale mi ten czas wolny wcale nie służy xddd

Mam nadzieję, że chociaż warto było czekać i się wam podoba.

❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top