Część 89.
Severus odłożył kolejny sprawdzony esej na bok i potarł skronie. Był bardzo zmęczony, a jednocześnie czuł, że coś go właśnie omija. Bellatrix wychodząc z pokoju rzuciła mu tylko, że idzie na długi spacer. Chciał jej towarzyszyć, ale wzrok który mu posłała świadczył o tym iż nie chciała by z nią szedł. Odpuścił i zajął się swoimi obowiązkami, jednak coś nie dawało mu spokoju.
Rzucił plik kartek na biurko i wstał.
-Na pewno coś się dzieje-mruknął do siebie, zakładając pelerynę. Szybko opuścił gabinet, choć zdawał sobie sprawę, że Bella wyszła już jakąś godzinę temu. Mógł przecież spotkać ją wracającą.
Ostatnio kobieta stała się bardziej nerwowa niż zwykle. Gadała na osobności z Harrym, Lunie błyszczały oczy gdy tylko się mijały, a inni uczniowie również traktowali ją z szacunkiem. Zdawało się, że pomimo, iż dzieci miały świadomość co robiła, to i tak zawsze była lepsza od Umbridge.
Kobieta zaprzyjaźniła się nawet z praktykantką Davis. Ukradkiem rzucały sobie spojrzenia, których teoretycznie nikt nie miał wychwycić. Severus jednak zdawał się wszystko wyłapywać.
Szedł teraz ciemnym korytarzem, w którym słychać było tylko jego kroki i ciche szepty portretów. Czarne, skórzane buty głośno odbijały się od posadzki. Szedł dalej, aż w końcu znalazł się na dziedzińcu wejściowym, na którym było prawie pusto. Jedna jedyna osoba siedziała przy wejściu. Snape zacisnął pięści i podszedł bliżej.
-Co ty tu robisz?-warknął. Rudolfus Lestrange zdjął kaptur i uśmiechnął się złośliwie.
-Cóż, aktualnie zwiedzam-odparł spokojnie.
-Kto cię wpuścił? Jak się tu dostałeś, mów?-Mistrz Eliksirów jedną ręką złapał różdżkę, jednak cały czas utrzymując kontakt wzrokowy z Lestrangem.
-Czy to ważne? Siedzę i tyle-mężczyzna wzruszył ramionami i wstał z murka na którym siedział-Co u Belli? Dobrze się czuje?
-Ciąża jej służy-warknął Severus-Nawet się do niej nie zbliżaj.
-Czemu od razu tyle agresji?-zapytał Rudolf z tym swoim zadziornym uśmieszkiem. Snape zaczął głębiej oddychać.
-Spadaj stąd, bo zawiadomię Dumbledora i inaczej sobie pogadamy-warknął.
-Severus? To ty?-od strony szkoły rozległ się kobiecy głos, a Mistrz Eliksirów zamarł.
Bellatrix nie była do końca przekonana, czy powinna podchodzić bliżej, bo widziała, że jej mąż z kimś rozmawia i nie jest to zbyt przyjemna wymiana zdań. Zacisnęła usta, a Snape i drugi mężczyzna spojrzeli na nią. Wyszła z jasnego pomieszczenia, a mrok na dworzu nie ułatwiał widoczności. Postanowiła podejść bliżej.
-No no, Rudolfus-prychnęła i stanęła za ramieniem męża-Za cholerę nie wiem po co tu przylazłeś, ale już możesz iść, rozumiesz? Wypad stąd.
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
-Ale powiedz mi, po co?-Bella posłała mu zmęczone spojrzenie-Nie możesz po prostu zostawić nas samych? Niedługo urodzę Severusowi dziecko i już mnie nie zobaczysz, Czarny Pan do tego nie dopuści.
-Kto wpuścił cię do Hogwartu?-Snape zmarszczył brwi, a Rudolfus zaśmiał się gorzko i pokręcił głową.
-A ty dalej myślisz, że akurat ci powiem?
-Zawsze znajdą się sposoby na wyduszenie tego z ciebie-Snape wcisnął różdżkę w brzuch Lestrange'a. Ten nie pozostawał dłużny i natychmiast wyjął swoją.
Bellatrix stanęła między nimi.
-Przestańcie!-warknęła-Nie zachowujcie się jak dzieci, błagam. Rudlofie, odpowiedz mi na jedno proste pytanie. Czego właściwie chcesz?
-Ciebie-parsknął mężczyzna.
-Jestem najgorszym wyborem-odparł ostro-Starsza, nie mam w sobie nic specjalnego, dodatkowo w ciąży.
-Ciąża to żaden problem, są zaklęcia-zaśmiał się Lestrange, a po chwili poczuł różdżkę Snape'a na szyi. Bellatrix przewróciła oczami.
-Odejdź i nie wracaj, to Czarny Pan się nie dowie-mruknęła-Nikt się nie dowie.
Mężczyzna prychnął i głośno się zaśmiał. Pokręcił głową, ale jednocześnie podniósł się z murka.
-Już mnie tu nie ma-wzruszył ramionami i zaczął iść w stronę wyjścia. Snape nie odpuścił sobie przyjemności eskortowania go do bram-Do zobaczenia-powiedział Rudolfus na pożegnanie, jednak Severus natychmiast wypchnął go na zewnątrz.
Bellatrix usiadła na murku, a jej dłonie lekko drżały. Czuła coś w aurze byłego męża, co ją zaniepokoiło. Zmarszczyła brwi i poczuła irytujące drapanie w brzuchu. Pokręciła głową z dezaprobatą, ale się uśmiechnęła. Jej syn powoli dawał o sobie znać.
Na moście pojawił się Severus, którego szaty latały na wszystkie strony. Kobieta delikatnie wykrzywiła usta, wiedząc, że zaraz dostanie kilka ostrych uwag.
-I właśnie dlatego nie chcę cię puszczać samej-warknął Snape podchodząc-Nic ci nie jest?
-Wszystko w porządku-odparła spokojnie. Po dzisiejszych zajęciach była nieco zmęczona, bo trwał na nich nieustanny hałas. Uczniowie bardzo się angażowali, zdając sobie sprawę że na ten moment to ich jedyny kontakt z samoobroną czy atakiem. Potter pod wpływem zaklęcia jednego z bliźniaków przeleciał dziś przez całą salę. Był to kosmiczny widok, na którego wspomnienie aż się uśmiechnęła.
-Ten idiota nas nie zostawi-mruknął Severus-Trzeba powiedzieć Czarnemu Panu.
-Do tej pory nic nie zrobił-Bella wzruszyła ramionami-Nic zagrażającego naszemu życiu.
-Do czasu-prychnął Mistrz Eliksirów i potarł odruchowo skronie-Nie pamiętasz już sytuacji, tuż przed naszym ślubem, gdy razem z Minervą cudem powstrzymaliśmy go przed zrobieniem ci krzywdy? To niebezpieczny mężczyzna, nawet jeśli głupi. A teraz ktoś go wpuścił do Hogwartu. I gdzie tak właściwie się włóczyłaś?
-Jest coś, co muszę ci powiedzieć-westchnęła Bellatrix. Severus spojrzał na nią zaniepokojony i zaintrygowany jednocześnie-Wiesz, jak wygląda sytuacja uczniów jeśli chodzi o naukę obrony przed czarną magią, prawda?
-Oczywiście, że wiem-potwierdził coraz bardziej zaciekawiony mężczyzna.
-Postanowiłam im trochę pomóc i teraz dwa, czasem trzy razy w tygodniu prowadzę potajemnie zajęcia-powiedziała to na jednym wydechu, obserwując blednącą w świetle księżyca twarz męża.
-Nie wiem, co cię do tego skusiło, ale błagam przestań-odparł szybko-Pomyśl o sobie, o dziecku.
-Przecież mam swoich pomocników. Ja tylko tłumaczę, ewentualnie pokażę ruch ręki-by to podkreślić, pokazała gest jakiegoś zaklęcia.
-Czy ty wiesz, co będzie jak Czarny Pan się dowie?-Snape złapał żonę za ramiona.
-Och, nie musisz się o mnie martwić. Dobrze manipuluję.
-Nikt nie jest w stanie go zmanipulować, Bella-Mistrz Eliksirów pokręcił głową z niedowierzaniem-Myślałem, że to wiesz.
-Jasne, Sever. Bo ty wcale tego nie robisz od długiego czasu-zaśmiała się.
-Ja to co innego. Ty po prostu musisz żyć, ja nie.
-Proszę, nie mów w ten sposób-powiedziała poważnie kobieta-Mamy żyć razem, do końca.
-Bella...-Snape opuścił głowę-Jeśli kiedyś dojdzie do bitwy, ja prawdopodobnie jej nie przeżyję.
-Proszę, nie mówmy o takich rzeczach-szepnęła kobieta i dłońmi objęła twarz Severusa-Harry jest bardzo pojętnym uczniem, Luna też...
-Nie zmieniaj tematu. Musimy to kiedyś przerobić-Mistrz Eliksirów uciął jej w pół zdania i spojrzał w jej ciemne oczy-Czarny Pan może dowiedzieć się kim tak naprawdę jestem i sądzę, że mu się to nie spodoba. On ci ufa, Bella. Musisz zrobić wtedy wszystko, żeby pokazać iż o niczym nie wiedziałaś i jak bardzo mnie nienawidzisz. Zmień wtedy naszemu synowi nazwisko.
-Dlaczego o tym rozmawiamy?-kobieta nieco zbladła-Myślisz, że ktoś wie?
-Nie, ale musisz wiedzieć co zrobić w takim przypadku-odparł smętnie-Znajdziesz Syriusza i Remusa i to im powierzysz opiekę nad Harrym i Luną.
-Błagam, to bez sensu. Nic ci nie będzie.
-To samo mówiłem Rowleyowi-powiedział sucho-Teraz prawdopodobnie nie żyje.
-Nie ma dowodu, a ty znowu się obwiniasz-mruknęła Bellatrix.
-Bo go bagatelizowałem i przeze mnie prawdopodobnie długo cierpiał-głos Snape'a nieco się załamał. Bella objęła go w czułym geście.
-Nie rozmawiajmy już o tym. Znajdziemy go, żywego.
***
W drodze do dormitorium Harry minął grupkę Ślizgonów, którzy rzucili mu kilka wyzwisk. Przewrócił jedynie oczami i ruszył dalej, słysząc ich śmiech.
Książkę, którą wypożyczył właśnie z biblioteki, przyciągnął do siebie, bo w powietrzu unosiło się coś niepokojącego. Z reguły jego instynkt go nie zawodził, więc i tym razem chciał być przygotowany.
Na korytarzu w którym obecnie był, panowała przytłaczająca cisza, którą przerwało ciche łkanie. Chłopak otworzył szerzej oczy, jednak ciekawość wzięła górę i ruszył ku dźwiękom. W jednej z bocznych odnóg głównego holu, siedziała dziewczyna. Krótkie włosy zasłaniały jej twarz, trzymała przy ciele swoją rękę, a Potter zaczął się domyślać o co chodzi.
Powoli podszedł bliżej.
-Wszystko w porządku?-zapytał ostrożnie. Uczennica podskoczyła i spojrzała na niego przestraszona-Pansy? To ty?
Harry nie spodziewał się, że to akurat Parkinson znajdzie się w podobnej sytuacji. Zmarszczył brwi i przykucnął.
-Pokaż rękę-kazał, patrząc w jej nieufne oczy-Umbridge zrobiła mi to samo, pokaż.
Powoli Ślizgonka odsłoniła rękaw, odsłaniając wyryte w skórze litery. Nie będę opowiadała kłamstw.
Potter ujął delikatną dłoń nielubianej dziewczyny i zmarszczył brwi. Co takiego zrobiła, że Umbridge ukarała ją tak samo? Myślał, że nauczycielka OPCM uwzięła się tylko na niego.
-Pansy, jak to się stało?-spytał zaskoczony.
-Komentowałam w większej grupie, że Voldemort wrócił, że ja tam ci wierzę i Ministerstwo nic nie zmieni, ona to usłyszała-w głosie Parkinson była odrobina żalu, ale i determinacji. Potter pokręcił głową.
-Dopóki robiła to tylko mi, byłem w stanie to znieść-zaczął-Ale nie może wyżywać się na innych.
-Też pisałeś tym linijki?-szkliste oczy dziewczyny zaświeciły się. Pokazał jej nie do końca zagojone blizny-Nikomu nie mówiłeś?
-A po co?-wzruszył ramionami-A i jeszcze jedno. Dziękuję, za wiarę we mnie-posłał jej uśmiech. Odwzajemniła go, jednocześnie wycierając rękawem ostatnie łzy.
-Nie chcę, żeby ktoś wiedział. Nie teraz-szepnęła-Boję się, że Umbridge zrobi pod górę moim rodzicom, którzy i tak nie mają łatwo.
-Znajdziemy inny sposób-Harry wzruszył ramionami. Skinęła głową i krzywiąc się, wstała-Bardzo boli? Mam w dormitorium trochę zapasów przeciwbólowego.
-Byłabym wdzięczna-odparła z ulgą. Przed wejściem na główny korytarz, Potter rozejrzał się dokładnie, czy nikt nie idzie i ruszyli. Przez długi czas panowała cisza, którą w końcu przełamała dziewczyna-Rozmawiałam z Draco.
-O Krwawym Piórze?-zaciekawił się Harry.
-Nie, o tobie-mruknęła. Spojrzał na nią, marszcząc brwi w sposób podobny do Severusa-Mówię ci to, bo chcę żebyś wiedział, że jestem po waszej stronie. Nasze stosunki raczej nigdy nie były dobre, ale ze względu na Draco...
-Co, podoba ci się?-Gryfon posłał jej złośliwy uśmieszek.
-Nie-odparła poważnie-Ale jest moim przyjacielem, z którym jest bardzo nie tak. On chce to ukryć, ale ja nie pozostanę bierna. Chcę, żeby był szczęśliwy, a jest szczęśliwy z wami. Dlatego cię popieram.
-Popierasz mnie, bo chcesz sprawić radość Draconowi?-spytał.
-Tak. Może nie, sama nie wiem-szepnęła patrząc na swoją rękę-Jak widzę, co Sam-Wiesz-Kto zrobił Draco... Nie chcę tego samego.
-Boisz się-Harry bardziej stwierdził niż zapytał. Skinęła głową.
-Tak, boję się. A jestem wręcz pewna że czeka mnie to samo-mruknęła.
~×××~
Here I am, guys.
Może nie za długi, ale czeka nas piekło prawdopodobnie w następnym rozdziale, sooo...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top