Część 79.
Cela do której go wrzucili była wilgotna, chłodna i ciemna. Wokół unosił się zapach stęchlizny, a po ścianach powoli staczały się kropelki wody. Mężczyzna upadł na kolana i siedział w tej pozycji, dopóki go nie zostawili. Następnie gwałtownie wstał i podbiegł do krat, szarpiąc je i krzycząc coś niezrozumiale. Odpowiedziało mu jedynie echo, kiedy głośne dźwięki rozeszły się po długim korytarzu. Takich cel było tu więcej, ale przez ograniczoną widoczność brunet nie mógł określić, czy ktoś w nich przebywał. Jak na złość panowała tu też bolesna cisza.
Rowley usiadł pod ścianą i pociągnął kolana pod brodę.
Wiedział.
Wiedział, że Voldemort go przejrzy, że nie będzie wystarczająco przekonujący. Nie był tchórzem, więc nie zamierzał wydać swoich przyjaciół i sprzymierzeńców, ale tak cholernie się bał.
Zabrali mu różdżkę i na jego oczach ją połamali. Coś w nim pękło, kiedy uświadomił sobie, że już nigdy nie rzuci nią zaklęcia.
Potem uświadomił sobie, jak bardzo zawiódł się na Severusie. Jego towarzysz, przyjaciel, kazał mu nie przesadzać. Nie przesadzać!
Teraz, kiedy McLevis siedział w niewoli samego Voldemorta, wydawało się to absurdem.
Ale przecież kiedy zobaczą, że go nie ma, może zaczną nawet szukać.
On wtedy prawdopodobnie będzie już martwy.
Brunet przetarł rękawem twarz i starał się uspokoić oddech.
Nie jestem tchorzem, nie jestem słaby, wytrzymam, powtarzał sobie jak mantrę, zaciskając pięści.
Porwanie go było tak szybkie, że nawet nie zdążył rzucić jednego zaklęcia.
Właśnie w tym roku postanowił wrócić na wakacje do swojego starego, rodzinnego domu w Norwegii. Najwyraźniej lokum przynosiło pecha. Najpierw zginęli tam jego rodzice, teraz on został pojmany.
Jeden z zamaskowanych Śmierciożerców dosłownie wyciągnął go z łóżka, a sypiał w samych spodniach, dlatego też teraz jego tors był nagi.
Chłód, wszędzie chłód i wilgoć.
Chciał płakać, ale przecież to i tak nie miałoby znaczenia. Usłyszał czyjeś kroki, więc przygotował swoją psychikę.
***
Severus podparł głowę ręką i przetarł oczy. Już drugą noc byli w Norze.
Kiedy pierwszy raz zobaczył McLevisa, wiedział, że ten niepozorny chłopak namiesza w życiu ich wszystkich. Nie zdawał sobie sprawy, że zostaną dobrymi kumplami, a nawet przyjaciółmi. Czarnowłosy westchnął ciężko, masując skronie i zerknął kątem oka na śpiącą Bellę.
Sam miał teraz odpoczywać, bo jutro wyruszał razem z aurorami na poszukiwania Rowleya.
Był na siebie tak wściekły, że zignorował cichą prośbę chłopaka o pomoc, że w tym momencie się siebie brzydził. Czarny Pan z pewnością przejrzał młodego, który nie był tak odporny na ból, więc tortury mogły zakończyć się albo śmiercią, albo powiedzeniem cennych informacji. Szczerze, Severusa nie obchodziło to drugie, bo wolał, żeby jego przyjaciel żył.
Usłyszał cichy szelest ze strony łóżka.
-Sever, przyjdziesz w końcu?-mruknęła sennie Bella. Nie odpowiedział jej, wciąż wpatrując się w biurko-Przestań się obwiniać, bo to w niczym nie pomoże. Chodź spać. I weź zgaś tę świecę, wiesz która jest godzina?!
-Druga w nocy-burknął mężczyzna, ale spełnił polecenie żony, po czym położył się obok niej.
Natomiast w salonie Draco zamiast spać, obserwował spokojne oblicze Harry'ego. Brunet wyglądał nieco lepiej, a eliksiry działały wyśmienicie, więc jego organizm szybko się regenerował. Rany na twarzy były już tylko czerwone, a siniaki i skaleczenia na torsie zdawały się blednąć. Malfoy nie wiedział czemu właściwie obserwuje Gryfona, ale nie miał nic lepszego do roboty, bo sen do niego za nic nie przychodził.
Ostatnie dni były burzliwe dla obu chłopaków. Draco prawie na dobre dobrowolnie zakończył swoje życie, podczas gdy Harry o nie walczył. Blondyn wstydził się tego faktu, więc nie chciał, by ktokolwiek oprócz ciotki o tym wiedział. Jednocześnie bardzo ucieszył się, słysząc, że to profesor McGonagall będzie pomagała dyrektorowi. Zapowiadało to trochę korzystnych zmian.
Potter poruszył się niespokojnie i coś wymamrotał, po czym szarpnął mocno nogami. Draco doskoczył do niego, próbując zrozumieć co się działo. Gryfon zaczął łykać powietrze, przewracając głowę na bok. Malfoy dotknął jego policzka i delikatnie poklepał, próbując go ocucić.
-Hej, obudź się-szepnął, kiedy Wybraniec niemal się zachłysnął i znów przeszyła go fala wstrząsów-Harry, Harry no już... Daj spokój.
Brunet otworzył oczy, które w księżycowym świetle wpadającym do środka, lśniły od łez. Ślizgon pociągnął go delikatnie w swoje ramiona i gdy Potter się ich uczepił, zaczął kojąco głaskać go po plecach. Milczeli i jednocześnie się rozumieli.
-Lepiej?-spytał po jakimś czasie Draco.
-Tak, dziękuję-odchrząknął Harry niemrawo-Już dobrze.
-Przyniosę ci wodę-Malfoy poderwał się do góry, by udać się do kuchni, ale silna dłoń bruneta go zatrzymała.
-Możesz... Możesz zostać? W sensie nie odchodzić?-wymamrotał z lekkim wstydem. Draco starał się ukryć swoje zaskoczenie, więc kiwnął głową i usiadł obok-Tyle mi wystarczy, dziękuję.
Blondyn złapał go za dłoń i delikatnie głaskał jego kostki kciukiem. Po jakimś czasie oboje zapadli w sen.
***
-Ach Rowley, Rowley, Rowley...-cichy syk zdawał się osiąść w najmniejszej szczelinie celi-Mój nic nie warty sługo...
Brunet milczał, patrząc tępo w ziemię, starając się zignorować bijące dziko serce.
-Wiesz, że ci, którzy cię tu przywlekli już nie żyją?-zachichotał Voldemort-Wiem o tobie tylko ja! Niesamowite. Nikt ci nie pomoże. Na twojej twarzy, mimo, że próbujesz to ukryć, maluje się teraz rozpacz i bezradność. Zawsze mnie to w więźniach podnieca.
Zapadła cisza, przerywana nierównym oddechem Rowleya. Czarny Pan obracał swoją różdżkę w palcach, po czym postukał nią w swoją brodę.
-Wiesz dlaczego tu jesteś?-zapytał Lord. Nie otrzymał odpowiedzi-Chciałeś ukryć zdradę, niewdzięczniku. Byłem twoją jedyną szansą. Mogłem cię zabić pstryknięciem palca, ale ufałem ci. Tak mi się odpłacasz?-Voldemort kucnął przy McLevisie i delikatnie, jakby niemal z czcią uniósł jego głowę do góry-Wstydzisz się? Nie? To czemu na mnie nie patrzysz, kochany. Aaa... Widzę strach w twoich oczach. Jakie to przewidywalne. Wy, zwykli śmiertelnicy nie umiecie ukrywać emocji. Podczas tortur na waszych twarzach zawsze gości ból. Jak będzie z tobą?
McLevis wyszarpnął się czarnoksiężnikowi i wyzywająco spojrzał w jego oczy.
-Nie ważne co mi zrobisz, ja zginę, ale ci nic nie powiem.
-Będziesz cierpiał-syknął agresywnie Voldemort-Jak twoja niebywale piękna matka, kiedy ty siedziałeś w swoim pokoju i nie mogłeś nic zrobić.
-Nie waż się o niej wspominać-warknął Rowley, a Lord wybuchł śmiechem, który rozniósł się po całym korytarzu. Pierwsze zaklęcie, które rzucił, było nieco dziwne. Zdawało ogromny ból, ale prawie nie pozostawiało śladów, potem nastąpiła pełna seria Cruciatusów, ale tego każdy mógł się spodziewać. Na samym końcu Voldemort z obojętnym wyrazem twarzy podszedł do mężczyzny, złapał go za szyję i uniósł do góry.
-A będzie tylko gorzej-szepnął, puszczając go na ścianę.
Rowley zsunął się po szorstkim kamieniu, czując, że na jego odsłoniętych plecach robi się seria skaleczeń. Czarny Pan opuścił celę, a mężczyzna usiadł wygodniej i wziął długi, drżący oddech.
-Przyzwyczaisz się-mruknął ktoś, a jego silny, męski głos rozległ się po korytarzu. Pochodził zza ściany o którą opierał się brunet-Siedzę tu już blisko dwunastu lat, w zasadzie dawno nikogo tu nie było. Przez większość czasu jestem sam. Mam wrażenie, że Voldemort o mnie zapomniał i tylko skrzat wyuczył się na pamięć kiedy przynosić mi posiłki.
-Kim ty w ogóle jesteś?-zapytał Rowley słabym głosem, zastanawiając się, czy nie ma jakichś omamów.
-Nazywam się Alexander, jeśli coś ci to mówi-odparł mężczyzna.
-I siedzisz tu od dwunastu lat?!-McLevis był zdziwiony.
-Ta-prychnął Alex zza ściany-Przywlekli mnie tu w przeddzień fizycznej śmierci Voldemorta, kiedy wybili moją rodzinę. Dobrze, że był tu ten skrzat, bo nikt o mnie nie wiedział.
-Kim jesteś? W sensie kim byłeś zanim tu trafiłeś?
-Właściwie nikim ważnym, nie jestem nawet czarodziejem-mruknął mężczyzna-Nigdy nie potrafiłem zrozumieć czemu ten idiota nie zabił mnie razem z rodziną. Wielokrotnie sam próbowałem to zrobić, ale ten skrzat mnie ratował, bo tak mu przykazał pan. Zaiste, bardzo śmieszne. Teraz twoja kolej, opowiadaj.
Rowley zawahał się. A co jeśli był to ktoś postawiony przez Voldemorta? W każdym razie nie zamierzał powiedzieć nic o Zakonie, ale motywy swoich czynów mógł podać.
-Jestem Rowley McLevis. Moja rodzina również została zamordowana w przeddzień śmierci Czarnego Pana-westchnął po chwili-Uciekłem jak tchórz, bo ojciec kazał mi nie wychodzić w miejsce walki. Jego ciała nie znalazłem, matka leżała powykrzywiana na podłodze.
W korytarzu zapadła cisza, nikt nie śmiał czegokolwiek powiedzieć, bo oboje musieli pewne rzeczy przetrawić. Rowley sam fakt, że powiedział komuś po tylu latach o swoich najgorszych wspomnieniach, a po drugiej stronie Alexander-powoli łączący zawiłe informacje w całość i orientujący się, że może nie został na tym świecie sam. Starszy mężczyzna zacisnął usta w wąską kreskę i potarł skronie.
-Skąd jesteś?-zapytał zrezygnowany.
-Matka z ojcem poznali się w Norwegii i tam zamieszkali-odparł cichy głos zza ściany, a na twarzy Alexandra wykwitł mały uśmiech pełen nadziei. Tak mało dzieliło go teraz od rzekomo zmarłego syna.
***
Harry obudził się pierwszy, czując, że ktoś sprawdza my gorączkę. Otworzył jedną zaspaną powiekę i uśmiechnął się widząc duże stężenie czerni.
-Hej tato-szepnął sennie, po czym zorientował się, że nie może ruszyć nogami. Najpierw wywołało to w nim lekką panikę, ale gdy kopnął i usłyszał cichy jęk, wszystko sobie przypomniał. Na jego nogach musiał spać Draco.
-Ja zaraz wyruszam z aurorami na poszukiwanie McLevisa, a tobą zajmie się dziś Bella, dobrze?-zapytał, ale przecież i tak nie przyjmował odmowy.
-Oczywiście, jeśli dla niej to nie kłopot-odparł.
-Nie sądzę-burknął pod nosem Mistrz Eliksirów. Z pewnością miał bardzo zły dzień, a wskazywała na to nie tylko jego mina-Wstawaj Draco, bo mu nogi odpadną.
Malfoy ześlizgnął się na podłogę i tam kontynuował sen, a zdegustowany Snape pacnął go w głowę.
-Co by twoi rodzice powiedzieli, jakby zobaczyli, że śpisz na ziemi?
-Pewnie nic-blondyn wzruszył ramionami, ale posłusznie wstał i usiadł na fotelu-To była ciężka noc.
-Nie wątpię-sarknął czarnowłosy unosząc brew z lekką kpiną. Speszeni chłopcy zaczerwienili się-Harry, jak się czujesz?
-Teraz dobrze, chociaż trochę bolą mnie plecy-odparł.
-Dobrze, weź ten eliksir-Snape dał mu fiolkę i poprawił koc-Na mnie już czas, wrócę późnym wieczorem.
Bellatrix obudziła się wczesnym rankiem, gdy nie wyczuła obok siebie sylwetki męża. Zmarszczyła brwi, przypominając sobie, że miał dziś wyjść na cały dzień. Bez niego było trochę dziwnie-chłodno, pusto i samotnie, choć tak naprawdę Bella nigdy nie była sama. Delikatnie odchyliła pościel i położyła rękę na brzuchu.
Nagle w jej głowie pojawiły się obawy. Od razu pomyślała jak złą matką będzie. Mordowała i torturowała z zimną krwią, a żaden Imperius jej nie usprawiedliwiał. Nosiła pod sercem niewinną istotkę, która mogła urodzić się w złym świecie, jeśli do tej pory niczego nie zrobią.
Kobieta pogłaskała swój zaokrąglony brzuch i zaczęła cicho nucić. Wiedziała, że jej synek jeszcze jej do końca nie słyszał, ale czuł przyjemne drgania, które rozpoznawał jako swoją mamę.
Od tygodnia ani razu nie miała żadnych mdłości, za to do tego wszystkiego doszły różnorodne zachcianki, niekoniecznie chodziło o jedzenie. Chciała, żeby Severus był blisko, cały czas koło niej. Jego obecność dziwnym trafem dodawała Belli pewności siebie, ale też poczucia bezpieczeństwa. Znała męża i wiedziała, że dla bliskich potrafił wiele zrobić. Wystarczyło choćby popatrzeć na Harry'ego.
Bellatrix potrafiła zaakceptować młodego Gryfona, a wręcz go polubiła. Wiedziała, że odpalił jej się instynkt macierzyński, który musiała na kimś wykorzystać, nawet jeśli nie do końca mu się to podobało. Trudno.
Kobieta jeszcze raz przed wstaniem spojrzała na okrągły brzuszek i położyła na nim szczupłą dłoń.
Nie chcę cię stracić, maleńki. Kiedy już pojawisz się na tym świecie, dopilnuję, by nikt cię nie skrzywdził. Będziesz wolny i niezależny od żadnego pana, synku. Przysięgam.
~×××~
!!!
Odnośnie ostatniego głosowania. Chodziło o to, by sprawdzić wasze preferencje, a wyniki były wyrównane. Cóż, chciałabym żeby wszystkie strony były usatysfakcjonowane, a jest to ciężkie. Muszę to poważnie przemyśleć. Mam nadzieję, że mimo mojego wyboru, zostaniecie ze mną i tą książką do końca ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top