Część 69.

Tydzień po okropnym odkryciu rzekomo zmarłego Petera Pettigrew, Ministerstwo Magii oficjalnie ogłosiło, że jeśli Syriusz Black żyje, jest niewinny. Remus Lupin popłakał się podczas orzeczenia sądu i gdy tylko znalazł się w Norze razem w Arturem i Severusem, rzucił się w ramiona animaga. Ten lekko zdezorientowany odnalazł wzrok Snape'a, a mężczyzna przewrócił oczami.

-Uniewinnili cię. Jesteś wolny, Black-oznajmił-Wydali dziś oficjalne oświadczenie, że nawet jeśli nie żyjesz, to pośmiertnie też zostaniesz oczyszczony z zarzutów oraz bliscy dostaną odszkodowanie, jak w przypadku Belli.

-To niesamowite!-krzyknęła Molly wychodząc z kuchni i zdejmując fartuch-Tak bardzo się cieszymy!

-Na Merlina, to prawda?-zapytał Syriusz. Artur skinął głową.

-Oczywiście. To co, idziemy dziś wszyscy na spacer?

***

Snape usiadł na krześle, powoli przygotowywując się psychicznie, na to co miało nadejść już jutro. Jego ślub był nieunikniony i nic nie mogło zmienić tej decyzji, którą podjął razem z Czarnym Panem w przypływie złości na Dumbledora. Mężczyzna bardzo chciał spędzić ten czas z dzieciakami, zapewniając i obiecując im, że wszystko wróci do normy, gdy tylko Voldemort polegnie.

Co mogło nie nadejść nigdy.
Poza tym miał teraz pójść i przeprowadzić ostatnią dzisiejszego dnia, wieczorną lekcję.

Mistrz Eliksirów zmusił się do wstania, gdy przez kominek wleciał mały skrawek papieru. Złapał go i odczytał treść.

'Severusie, przyjdź do mojego gabinetu
Albus. D'

Snape nie miał ochoty widzieć starca, ale w obecnej sytuacji wolał to, od umartwiania się nad sobą, tudzież pójścia na własne zajęcia. Chwycił różdżkę i wszedł w zielone płomienie.

Dyrektor czekał na niego razem z Minervą, siedząc na kanapie, jednak gdy czarnowłosy tylko wszedł do środka, wstali.

-Witaj, Severusie-uśmiechnęła się McGonagall.

-Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że teoretycznie za minutę prowadzę zajęcia?-westchnął Snape patrząc w stronę drzwi.

-Och, nie dzisiaj. Akurat tak się złożyło, że na niebie przez kilka godzin będziemy mogli obserwować niesamowite wydarzenie, nie zagłębiałem się jakie, chyba coś z deszczem meteorytów, ale Aurora i Sybilla niemalże oszalały gdy tylko przeczytały o tym w jakichś astronomicznych czasopismach dla czarownic, więc przypadkiem pozwoliłem im zebrać całą szkołę i uczniów na błoniach-dyrektor zachichotał.

-Do czego zmierzasz, Albusie?-Snape spojrzał krzywo na staruszka. Okazało się, że to Minerva przejęła pałeczkę.

-Albusowi chodzi o to, że twoje zajęcia nie odbędą się, a wtedy będziesz miał chwilę, by... Porozmawiać z Luną i Harrym chociażby-mruknęła kobieta-Dziś czternasty. Już jutro masz ślub, a my nie chcemy pozwolić, byś nie mógł nawet im niczego wyjaśnić. To twoje dzieci.

Snape uniósł surowy wzrok wprost na nauczycielkę transmutacji, ale tak naprawdę w pełni się z nią zgadzał. Zerknął w stronę drzwi, a Albus tylko uśmiechnął się dobrodusznie.

-No idź już.

Snape znalazł Harry'ego jak zwykle koło jego przyjaciół, Luna natomiast opierała się o ramię podsypiającej Ginny. Złapał ich oboje i pociągnął na bok. Zaskoczone dzieciaki usiadły tam, gdzie im wskazał. Byli dużo dalej od reszty, chyba nikt nie mógł ich zobaczyć. Severus sam usiadł po turecku i dopiero wtedy zaczął się zastanawiać, co właściwie ma powiedzieć. Potter i Lovegood patrzyli na niego wyczekująco.

-Zaczyna się! Zaczyna się!-usłyszeli skrzeczący głos profesor Trelawney, a już po chwili mimo maja i godziny dziewiętnastej, zaczęło się ściemniać. Mistrz Eliksirów uchylił wargi i wypuścił oddech.

-Wiem, że może któreś z was, czuje się zdradzone-szepnął-Może macie do mnie żal, że najpierw deklaruję, że chcę pomóc, a potem was zostawiam. Nie jestem stworzony do bycia ojcem, co potwierdzi każdy. Potrafię tylko czerpać satysfakcję z moich sarkastycznych uwag, lęku innych i ogólnej paniki jaką wzbudzam. Gdy w zeszłym roku Dumbledore oznajmił mi, że chce, bym zajął się tobą Harry, wyśmiałem go. Dla mnie to rozwiązanie było najgorszym jakie mógł wymyślić. Wiedziałem, że ze mną będzie ci gorzej, a ja sam nie podołam roli szpiega i opiekuna jednocześnie. Z czasem nasze relacje poprawiły się, prawda? To sprawiło, że poczułem iż mogę bronić osób, na których mi zależy.

Harry patrzył zasłuchany na twarz ojca, który patrzył w ciemniejące niebo. Nigdy z nim tak nie rozmawiał.

-Potem, jak usłyszałem, że Luna może trafić do sierocińca postanowiłem, że zrobię podobnie jak z tobą-mężczyzna spojrzał na Pottera bardzo łagodnym i spokojnym wzrokiem-Myślałem, że dam radę was wszystkich chronić. Chciałbym...

-Przecież nas pan chroni!-Luna uśmiechnęła się i wyciągnęła swoje drobne rączki w stronę opiekuna. Uczepiła się jego szyi, objął ją jedną ręką. Harry obserwował przybraną siostrę i ojca, a sam prawie zaczynał płakać. Już jutro ta 'sielanka' miała się skończyć. Jego smutne rozmyślania przerwał sam Severus, który przyciągnął syna do siebie.

-Będzie dobrze. Damy sobie radę, prawda?-Mistrz Eliksirów znów spojrzał w ciemne, prawie nocne niebo, na którym coś zaczynalo się dziać i usłyszał ciche potaknięcia swoich podopiecznych. Zaczął go boleć żołądek.

***

Snape stał przed lustrem patrząc się w swoje przygnębione odbicie, podczas gdy Lucjusz poprawiał mu kołnierzyk. Blondyn stanął obok przyjaciela i położył mu rękę na ramieniu.

-Zgodziłeś się na to-mruknął-Od razu uprzedzam, że raczej wszystkie kobiety z rodu Blacków są bardzo uparte i nie dają za wygraną. Można się do tego przyzwyczaić.

-Obawiam się, że nie podołam-szepnął Severus i przetarł twarz dłonią, po czym wrócił do swojej normalnej, surowej mimiki. Wyglądał na pewnego siebie, a Lucjusz patrzył na czarnowłosego z dumą.

-Robisz to dla dzieci, pamiętaj.

-Robię to dla dzieci-powtórzył Mistrz Eliksirów i poprawił rękawy swego czarnego stroju. Bankietowy dom Śmierciożerców był ogromnym budynkiem, z wieloma dużymi salami i mniejszymi komnatami do przenocowania. Kiedyś był użytkowany do wszelakich przyjęć, nawet głupich urodzin, ale to co miało nadejść, było pierwszym takim wydarzeniem od dawna.
Severus nie bał się samego ślubu. Przerażała go wizja spędzenia dłuższego czasu z osobą, której nie kochał.
Mimo wszystko musiał to zrobić, by zaspokoić swoich panów.

Lucjusz z troską wpatrywał się w mężczyznę, po czym poklepał go po plecach.

-Słuchaj, ja też myślałem, że Cyzia jest przerażająca, szczególnie jak na naszych spotkaniach patrzyła na mnie takim zachłannym wzrokiem-wzdrygnął się na samą myśl-Okazało się zupełnie na odwrót.

-Nie zapominaj o tym, że żadnej innej wtedy nie kochałeś-zauważył ponuro Snape.

-Nie mów, że jeszcze nie wyleczyłeś się z miłości do Evans!-Lucjusz spojrzał na niego zaskoczony. Severus wzruszył ramionami, zapinając rękawy nerwowo-Wiesz, że mimo wszystko to trochę niepokojące? Ona nie żyje.

-Super, skończmy już tą rozmowę-uciął ostro czarnowłosy i spojrzał surowo na przyjaciela.

-Ten wzrok może działa na twoich uczniów, na mnie niestety nie-zaśmiał się Malfoy-Chodźmy już, najwyższy czas.

Wyszli z komnaty i schodami udali się do głównej sali, w której miała się odbyć uroczystość.
Prawie wszystkie miejsca były zajęte. Zasiadali na nich zamożni lub najbardziej wpływowi Śmierciożercy i sprzymierzeńcy Czarnego Pana. Było ich naprawdę sporo. Snape powoli ruszył do głównego punktu sali, by tam poczekać na rozpoczęcie ceremonii. Wiele osób posyłało mu iście szlachciańskie, wymuszone uśmiechy, ale Severus je zbywał, bądź ignorował. W końcu stanął na podeście i wyprostował się dumnie. Zerknął w stronę wejścia, czekając na to co ujrzy. W jego wyobrażeniach Bellatrix miała wyglądać jak zawsze, czyli rozczochrane włosy, ubranie z dziurami, niedbale zrobiony makijaż i ciężki chód. W istocie, gdy tylko drzwi się otworzyły i kobieta stanęła w nich w całej swej okazałości, Severus poczuł się oszukany.
Uczesana została w kok, w którym upięty był czarny welon. Suknia w tym samym kolorze ciągnęła się za nią delikatnie. Szła wolno, trzymając w dłoni bukiet czerwonych kwiatów. Miała bardzo poważną minę i wyglądała trochę jakby zbierało się jej na płacz.
Snape starał się to rozgryźć. Nie interesowało go otoczenie, które w akompaniamencie muzyki wzdychało na widok odmienionego wizerunku kobiety. Patrzył cały czas, jak przyszła małżonka podąża w jego stronę.

Wkrótce Bellatrix znalazła się pod podestem i wyciągnęła rękę do Mistrza Eliksirów, by ten pomógł jej wejść. Wykonał to natychmiastowo. Poczuł lekki uścisk dłoni i spojrzał w ciemne oczy Belli. Nie widział w nich ani krzty dawnego szaleństwa, czy też obłędu. Wyglądała po prostu łagodnie i delikatnie.
Nie poznawał jej.

Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, Voldemort wystąpił na środek.

-Jak zapewne wszyscy wiedzą, zebraliśmy się tu, by na wieki połączyć dwie spragnione siebie dusze-zaczął swym irytująco syczącym, ale donośnym głosem-Już za chwilę w obecności nas wszystkich, przysięgi złożą moi najwięksi i najbardziej zasłużeni poplecznicy. Mimo zatargów i rywalizacji, udało nam się sprawić, by stali się jednością i wielką potęgą, być może zaraz po mnie. Kto wie? Cóż, chcielibyśmy cieszyć się już ich szczęściem, więc może zaczniemy?

Nagły skurcz żołądka nie był niespodziewany u dwójki przyszłych małżonków. Severus zerknął wprost w duże, czarne oczy Belli i przestał oddychać. Kobieta zagryzła wargę od środka przymknęła powieki, po czym otworzyła je już zrelaksowana. Obdarzyła Mistrza Eliksirów spokojnym spojrzeniem, a ten również postarał się rozluźnić. Voldemort stanął przed nimi.

-Złapcie się za dłonie-nakazał, co wykonali bez sprzeciwu. Wyciągnął różdżkę w ich stronę i po szepnięciu odpowiedniej inkantacji wyleciała z niej złota mgiełka. Dziwne uczucie szarpnęło Severusem, który uspokoił bicie swojego serca i na wszelki wypadek wzmocnił bariery w umyśle. To miał być ten moment-Zaczniemy od ciebie-Czarny Pan zwrócił się do ciemnowłosej kobiety-Czy ty, Bellatrix ze szlachetnego rodu Black'ów, przysięgasz dopełniać wszystkich powierzonych ci obowiązków oraz spełniać się w roli małżonki i być wierną?

-Przysięgam-odparła Śmierciożerczyni zduszonym głosem i złota mgiełka wyostrzyła swój kolor.

-Czy przysięgać zostać z tym mężczyzną do końca swych dni, bez względu na dzielące was spory?

To pytanie było podchwytliwe, więc Bella zawahała się na moment, po czym patrząc głęboko w oczy Severusa, przysięgła.

-Oczywiście najważniejsze pytanie-mruknął Voldemort-Czy ty, Bellatrix z rodu Black z własnej woli bierzesz tego mężczyznę, Severusa Snape'a za męża?

-Biorę-ucięła szybko i zerknęła w inną stronę. Kobiety wzdychał i płakały ze wzruszenia, dumni mężczyźni nie okazywali żadnych emocji, oprócz Lucjusza, który stał z lekko rozchylonymi ustami, czekając na dalszy ciąg tych wydarzeń.

-Teraz twoja kolej-Czarny Pan spojrzał swoimi czerwonymi oczami wprost na bladą twarz Mistrza Eliksirów-Czy ty, Severusie Snape przysięgasz dopełniać wszystkich powierzonych ci obowiązków oraz spełniać się w roli małżonka i być wiernym?

-Przysięgam-odparł czarnowłosy stanowczo. Jego głos nawet nie zadrżał.

-Czy przysięgać zostać z tą kobietą do końca swych dni, bez względu na dzielące was jakiekolwiek spory?

-Przysięgam.

-A czy z własnej woli bierzesz stojącą naprzeciw ciebie Bellatrix Black za żonę?

-Biorę-wydusił resztką sił. Złota smuga oplotła ich ręce i złączyła jeszcze silniej. Voldemort przywołał obrączki, które nowożeńcy natychmiast nawzajem sobie nałożyli.

-Więc nadszedł moment, na który tak długo czekaliśmy. Zostaliście małżeństwem. Możecie się pocałować, nie krępujcie się-w tym momencie Bellatrix delikatnie wysunęła się w stronę męża i gdy się schylił, pocałowała go. Ten sam wkrótce przejął inicjatywę. Nie zwracali uwagi na wiwatujących w koło ludzi i gdy oboje stali na środku, przypomniał im się pierwszy pocałunek. Tamte święta były czymś więcej niż tylko przypadkiem. Mogłoby się wydawać, że to właśnie już wtedy ich relacje uległy nieznacznej zmianie. Teraz ani jedno, ani drugie nie wiedziało, czy robią to na pokaz, czy naprawdę coś między nimi się pojawiło, zaiskrzyło.

Po chwili zorientowali się, że złota smuga zniknęła i ich dłonie, mimo iż nie były już zmuszone, dalej się trzymały. Bellatrix posłała lekki impuls, a Severus wykrzywił się w  czymś na kształt grymasu uśmiechu. Zaczęli schodzić po stopniach i od razu podbiegły do nich tłumy wzruszonych gości. Snape zauważył w oddali Lucjusza z Narcyzą, której oczy spuchnięte były od płaczu. Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę i przytuliła do męża, coś do niego szepcząc. Mistrz Eliksirów poświęcił myśl swoim dzieciakom, gdyż nie za bardzo obchodziły go gratulacje i podarunki ślubne. Harry był już młodym człowiekiem i musiał dać sobie radę, ale pozostawała jeszcze kwestia co z nim zrobi Dumbledore. To przez tego głupiego starca była ta cała sytuacja i właśnie przez niego Snape nie mógł cieszyć się normalną rodziną.

Mężczyzna został szturchnięty przez Bellę, która najwyraźniej zauważyła, że coś jest nie tak i postanowiła przywrócić męża do porządku. Czarnowłosy ponuro podziękował komuś za kolejny prezent i z powrotem się zamyślił.

-Zapraszamy do sali jadalnej, w której odbędzie się dalsza część ślubu-oznajmiła wszystkim Bellatrix-Serdecznie dziękujemy za życzenia i prezenty-dodała.

***

Gdy przyszło co do czego i 'państwo Snape' wyszli na parkiet, by zacząć pierwszy taniec do którego nigdy wcześniej się nie przygotowywali, okazało się iż oboje nie są takimi złymi tancerzami. Oczywiście Severus zdecydowanie dominował. Prowadził Bellę w walcu, a ona tak się kręciła, że prawie spadł jej welon i rozpadł się kok. Gdy taniec się skończył, zachichotała trzymając resztkę fryzury i starając się ją jakoś podpiąć. Pomogła jej Narcyza, używając magii. Wesele nie było aż takie tragiczne jak Snape myślał. Goście choć z początku trochę sztywni, po paru kieliszkach się rozluźnili, a wkrótce bardziej przypominało to jakaś wiejską biesiadę niż przyjęcie zamożnych i dobrze sytuowanych ludzi. Nawet Voldemort trochę popił, jednak wydawać by się mogło, że na niego alkohol nie działa. Na weselu nic ciekawego się nie działo-jedzenie, wino i inne trunki, trochę tańczenia, życzenia i tak dalej.

Jednak Snape wiedział co miało nadejść. Nawet Voldemort dawał mu lekkie znaki, że to już czas. Mężczyzna stanął na małym podeście i odchrząknął, a hołota zamilkła.

-Pozwolicie, że teraz razem z moją małżonką was opuścimy-rozległy się sugestywne, trochę niesmaczne okrzyki i pogwizdywanie-Życzę dalszej udanej zabawy.

Mężczyzna zszedł z podestu i wyciągnął ramię w stronę Bellatrix. Kobieta przyjęła je i ruszyli powoli w stronę sypialni, która zarezerwowana była dla nich. Pokój był duży, a na samym środku stało łóżko dość dużych rozmiarów, posiadające baldachim w pastelowych kolorach.
Stanęli na chwilę, niezbyt wiedząc co zrobić, gdy nagle to Bellatrix przejęła inicjatywę.

-Wiesz, że musimy to zrobić-mruknęła stając do niego tyłem i odgarniając włosy na bok, by pomógł jej ściągnąć suknię. Kiwnął głową sam do siebie i wziął głęboki oddech, po czym swoimi delikatnymi dłońmi zaczął rozwiązywać jej gorset-Robiłeś to już kiedyś?-spytała kobieta prosto z mostu. Snape natychmiast zatrzymał się i spiął.

-Co to ma znaczyć? Kto zadaje takie pytania? Oczywiście, że tak-warknął.

-No cóż, pewnie dawno-zaśmiała się-Nie musisz się denerwować. Mogę ci pomóc, żebyśmy oboje czuli się komfortowo. Na początku weź się tak nie spinaj, połóż mi dłoń na karku-wykonał to o co go prosiła i palcami zaczął ją lekko masować, tymczasem druga ręka dalej rozwiązywała czarny gorset. Bella zamruczała cicho-Od razu lepiej. Niby jesteś taki władczy, ale masz w sobie tą delikatność, której brakowało Rudolfowi. Ten idiota myślał tylko o sobie.

-Mhm-mruknął pod nosem Severus i w pewnym momencie, gdy wykonał dosc energiczny ruch, kobieta momentalnie się spięła.

-Przepraszam-szepnęła-Może trochę za szybko-odsunęła się od niego i usiadła na brzegu łóżka-Możemy dać sobie chwilę?

-Przecież to nie ja chciałem mieć to już za sobą-sarknął mężczyzna, ale dosiadł się do żony-Czy Rudolf był dla ciebie brutalny?-zapytał poważnie.
Ciemnowłosa unosiła głowę delikatnie się uśmiechając.

-Jeśli chodzi o te sprawy, to owszem. Nigdy mnie o nic nie pytał-odparła-Natomiast jeśli chodzi o życie codzienne, to starałam się mu odpłacać.

-Wiesz dlaczego jesteśmy razem?-Severus zmienił temat.

-Nie rozumiem pytania.

-Chodzi o to, że Voldemort zaraz po zdjęciu z ciebie Imperiusa pomyślał o tym, by ktoś mógł cię kontrolować, podejmować z tobą decyzje, mieć nad tobą kontrolę-powiedział-On mi ufa, ale ja nie mam ochoty bawić się w twoją niańkę.

-Nigdy cię nie lubiłam-prychnęła kobieta.

-Vice versa-burknął mężczyzna i westchnął-Chciałbym, żeby to wszystko potoczyło się inaczej.

-A czemu niby nie można tego zmienić?-zaproponowała pani Snape.

-W jakim sensie?

-Zacznijmy wszystko od nowa. Jakbyśmy się nie znali, nigdy nie kłócili, byli bezstronni...-zaczęła wymieniać-Czy nie byłoby tak łatwiej?

-Może pierwszy raz się z tobą zgodzę-mruknął.

-Jestem Bellatrix Snape-kobieta ze złośliwym uśmieszkiem wyciągnęła rękę w jego stronę.

-Severus Snape-ujął jej dłoń i ucałował.

-Po prostu Sever, tak?

-Mhm, po prostu Bella?

***

Pragnę i łaknę opinii!

Nie chciałam odwalić jakiegoś erotyka, więc końcówka wyszła spontanicznie, mam nadzieję że koncepcja się podobała!!!
😌

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top