Część 68.

Snape całą noc nie mógł spać. Wyobrażenie, że w pokoju jego dziecka jest zdrajca, a on musi trzymać się planu, przerażało go. Bał się, że w każdej minucie szaleniec Pettigrew mógł przemienić się w człowieka i zabić tego małego, niepozornego chłopca, albo przynajmniej porwać go do Czarnego Pana, gdzie zginąłby w jeszcze gorszych mękach. Czarnowłosy budził się przez liczne koszmary, które nawiedzały jego udręczoną duszę i miał wrażenie, że nie dożyje do rana. Nie miał już nawet siły iść po Ognistą, a była dopiero pierwsza w nocy. W połowie drogi opadł na fotel i potarł twarz dłońmi.

Ktoś nagle dość cicho zawołał jego imię przez kominek. Odwrócił się w stronę płomieni, by zobaczyć umartwioną twarz McGonagall.

-Och, Severusie, przepraszam że ci przeszkadzam, ale Harry obudził się ze strasznym bólem blizny. Nie wiedziałam co zrobić-kobieta weszła do środka, prowadząc za sobą ubranego w błękitną piżamę Gryfona. Jego syn miał skrzywioną z bólu minę i wyglądał, jakby zaraz miał się przewrócić. Snape wyciągnął do niego ramiona, w których dziecko od razu się znalazło. Mężczyzna wygodniej podciągnął go na kolanach i położył chłodną dłoń na jego czole.

-Minervo, otworzysz tamtą górną szafkę?-zapytał czarnowłosy pokazując jeden z regałów-Dziękuję. Weź ten pierwszy z brzegu eliksir, tak, ten zielony.

Kobieta machnęła w jego stronę jakąś buteleczką, a on skinął głową.

-Trochę sobie zaśniesz-mruknął Snape powoli wlewając miksturę w rozchylone usta Harry'ego. Po chwili chłopiec zwiotczał, a mężczyzna przyjrzał mu się dokładnie. Teraz przynajmniej Harry był zdala od tego potwora, który czaił się pod postacią szczura w jego pokoju. Snape tylko tego potrzebował. Ułożył syna na kanapie w wygodnej pozycji i spojrzał na Minervę. Zatroskany wzrok kobiety spoczął na nim.

-Nie mogę tego przed tobą ukrywać.

-Czego Severusie?

-Cała historia z Blackiem to jakiś żart-westchnął-Zrządzenie głupiego losu, kiedy nieodpowiedni człowiek pojawi się w nieodpowiednim czasie.

-O czym ty mówisz?-Minerva podeszła bliżej-Może masz gorączkę?

-Słuchaj, to nie Black zdradził Potterów-Snape wydusił z siebie-To Peter Pettigrew, który zmienił się w szczura i zwiał.

-Rozumiem, że albo próbujesz mnie nabrać, albo naprawdę się rozchorowałeś. W sumie początek maja, a skoki pogodowe są tragiczne...

-Minervo ja nie żartuję!-Snape uciął i położył dłonie na ramionach kobiety-Pettigrew ukrywa się pod postacią szczura w rodzinie Weasleyów od jedenastu lat, a od dobrych kilku jeździ z tymi rudzielcami tutaj.

-Skąd ty masz takie pomysły?-McGonagall skrzywiła się.

-Rok temu spotkałem się z Syriuszem. To zajście nie należało do najprzyjemniejszych, ale było przełomem-Mistrz Eliksirów podszedł do szafki w której trzymał Ognistą i wziął dwie butelki-Na trzeźwo tego nie przeżyjesz.

Kobieta chętnie przyjęła butelkę, zaintrygowana bzdurami, które opowiadał jej przyjaciel.

-Mam kontakt z Blackiem tak od roku. Harry i jego przyjaciele wiedzą o nim, a nawet co jakiś czas pozwalam im się z nim spotkać.

-Że co proszę?-Minerva cofnęła się oburzona-Z twoim wrogiem? Z mordercą?

-Minnie, tłumaczę ci coś od dwóch minut! Skup się-Snape powoli tracił cierpliwość do koleżanki, która usiadła w fotelu w totalnym szoku-Nie będę się powtarzał.

-Chcesz mi powiedzieć, że tak od roku masz konszachty ze zbiegłym więźniem, któremu uwierzyłeś w byle bajeczkę bez dowodów i do tego zabierasz do niego uczniów?-McGonagall odłożyła butelkę na stolik i spojrzała wymownie na śpiącego Harry'ego-Rozumiem, że wiesz co robisz.

-Mogę ci udowodnić, że Pettigrew żyje.

-Niby w jaki sposób?

Na twarzy mężczyzny zakwitł złośliwy uśmiech.
Po około piętnastu minutach do komnaty Snape'a wróciła Minerva z jakimś pergaminem w ręku. Rozłożyła go na stole i coś mruknęła, a na papierze pojawiać zaczęły się kontury mapy i wiele nazwisk.

-Spójrzmy do dormitorium Gryfonów-szepnął Severus jadąc palcem wprost do nazwisk takich jak Neville Longbottom, czy Seamus Finnigan. Nagle zatrzymał się wprost na przesuwającym się napisie.

-O mój Merlinie-Minerva straciła oddech-Czyli to prawda!

Imię Pettigrew właśnie 'wychodziło' z dormitorium Gryfonów wprost na korytarz.

-Zróbmy coś z tym, chodź!-nauczycielka transmutacji poderwała się do góry i przed pobiegnięciem na zewnątrz powstrzymała ją tylko silna ręka Snape'a.

-Oszalałaś? To trzeba planu-warknął-Na starość twój mózg przestał działać?

-Nie pozwalaj sobie-obruszyła się kobieta-A masz w ogóle jakiś plan?

-Myślałem nad tym bardzo długo. Chyba na coś wpadłem.

***

Wiadomość o palnowanym Dniu Zwierzaka wprawiła uczniów w zachwyt, ale informacja, że jednym z pomysłodawców był profesor Snape, spotkała się z wielkim zaskoczeniem i zdziwieniem. Dumbledore ogłosił, że nic nawet nie słyszał o takim pomyśle, ale skoro nauczyciele się zaangażowali, warto to wykorzystać. Święto pupili wszystkich uczniów miało się odbyć w sobotę i trwać prawie cały dzień. McGonagall powiedziała, że nie będzie zdradzać szczegółów.

Sobotni poranek rozpoczął się rozgardiaszem. Ron krytycznym wzrokiem spojrzał na Parszywka leżącego mu na kolanach, Hermiona chwyciła grzebień i ganiała Krzywołapa po całym salonie wspólnym, a Harry szukał Hadesa, który prawdopodobnie znów poszedł żebrać o coś do kuchni. Reszta uczniów też nie mogła uporać się z pupilami i tylko nieliczni byli gotowi.

Tymczasem McLevis przygryzał nerwowo wargę, słuchając planu Snape'a. Remus widząc jego lęk poklepał go po ramieniu.

-A jak to się stanie, to co z uczniami? Muszą być bezpieczni-stwierdził chłopak.

-Tym zajmiesz się ty, Rowle-mruknął -Będziesz musiał zapewnić im jak najspokojniejsze przeżycie tego. Rozumiesz? Odciągniesz tych, co stali najbliżej i będziesz musiał ogarnąć, żeby nikomu nic się nie stało.

Młody mężczyzna kiwnął głową.

-Jesteśmy gotowi? Chodźmy na śniadanie-zaproponował Remus-Trochę się wszyscy zdziwią, jak mnie zobaczą.

-Nie przeceniaj się-mruknął Severus i odchrząknął przed wyjściem.

Dzień upływał spokojnie. Wszyscy mogli przedstawić dziwne, nietypowe i zaskakujące umiejętności swoich podopiecznych, a potem odbył się ogólny spacer i tak dalej. Na dobrą sprawę Minerva wymyślała wszystko na poczekaniu, więc nikt nie wiedział co będzie się działo. Po powrocie do Hogwartu nadszedł czas na badanie każdego zwierzaka, w które zaangażowano Poppy. Pielęgniarka z cierpliwą miną wysłuchiwała co właściciele myślą o swoich pupilach oraz o ich zachowaniu, a potem rzucała szybkie zaklęcie diagnozujące. Trzeba było przyznać, że nawet sama McGonagall była zażenowana swoimi szybkimi pomysłami.

Ale wtedy przyszedł czas na Rona, który położył Parszywka na stoliku, a dziki szczur zaczął uciekać. Pomfrey nie chcąc się szarpać, rzuciła szybką Drętwotę. Severus odwrócił się w stronę Remusa, Minervy, a potem Rowleya. Wszyscy po kolei skinęli głowami, a Mistrz Eliksirów czuł gotowość. W jednej chwili ku zaskoczeniu każdego ucznia i większości nauczycieli w Wielkiej Sali, wyciągnął różdżkę, wypuścił zaklęcie, a w tym samym momencie McLevis szarpnął najbliżej stojących uczniów do tyłu i razem z Lupinem wyjęli swoje różdżki. Nim Dumbledore zdążył zareagować na to co się właśnie działo, na stole Poppy zamiast szczura, leżał potraktowany Drętwotą człowiek. Był dość otyły i niski, Rowley stwierdził, że nawet jego twarz wyglądała szczurzo. Zapadła cisza i tylko czwórka czarodziei podeszła bliżej.

-Mówiłem-Snape zwrócił się w stronę McGonagall i Lupina-Teraz zostaje wam tylko zawsze mi ufać. Może ktoś wezwać Ministerstwo? Zdaje mi się, że musimy złożyć nowe zeznania w nie zakończonej sprawie Syriusza Blacka. Pomona Sprout podeszła do przodu, za nią Albus. Sinistra i reszta nauczycieli jakoś nie kwapiła się, by znaleźć się choć odrobinę bliżej, ale prawdopodobnie przeżyli szok.

-Wyjaśnijecie-przemówił Dumbledore słabym, zachrypniętym, jakby wypranym z emocji głosem, a na sali wśród uczniów zapanowała panika. Wszyscy się przekrzykiwali i nic nie dało się zrozumieć. Dyrektor podniósł rękę do góry i z powrotem zapadła cisza.

-Powiem ci to, Albusie, ale myślę że nie teraz-mruknął Snape-Finite Incantatem!

Gruby człowieczek poderwał się do góry i rzucił naprzód, ale różdżka Remusa wbiła mu się w szyję.

-Nie próbuj.

Animag rozejrzał się wokol szukając deski ratunku i dojrzał McLevisa mocno trzymającego zaskoczonego Weasleya.

-Ron! To ja, pamiętasz mnie? Twój kochany szczurek!-to nic nie dało, oprócz odruchu wymiotnego u rudowłosego, do którego od razu podeszli bliźniacy i Percy-Harry! Harry! Byłem przyjacielem twoich rodziców, chyba nie pozwolisz, żeby ktoś coś mi zrobił!?

Potter otworzył szeroko oczy, gdy Pettigrew zaczął się czołgać w jego stronę. Sam nie wiedział co robić i szybko odnalazł wzrok Snape'a, który kazał mu stać w miejscu. Podszedł do niego Flint, starszy Ślizgon, który stanął przed nim i go zasłonił.

-Nie myślisz chyba, morderco, że pozwolimy ci zbliżyć się do Pottera-duża grupa osób dołączyła do niego, a Harry w głębi serca się uśmiechnął.

-Tak? Doprawdy?-Peter wybuchł psychodelicznym śmiechem-To dlaczego was wszystkich uczy mężczyzna, który pierwszy zdradził, hm?-wskazał tłustym palcem na mierzącego w niego Snape'a, który lekko zbladł, ale dalej stał niewzruszenie.

-Ty chyba nie wiesz o kim mówisz-na przód szeregu wyszedł Draco-Nie waż się obrażać profesora, bo nie masz pojęcia z kim zadarłeś-spojrzał na starszych znajomych.

-I pan Malfoy? Nieudane dziecko rodziców? Szczerze im współczuję. Coś takiego można cofnąć tylko jednym z niewybaczalnych. A nie, zapomniałem że oni boją się nawet tego-zachichotał, ale zanim zdążył kontynuować osunął się na ziemię pod wpływem uderzenia w głowę z buta Minervy.

-Denerwował mnie-kobieta wzruszyła ramionami. Albus Dumbledore stał bez ruchu, a jego mimika wyrażała konsternację.

-Myślę, że teraz możecie mi to wytłumaczyć.

Czerwony na policzkach Ron zwiotczał lekko pod rękami McLevisa, który pomógł mu usiąść i wyczarował kubek z wodą. Bliźniacy, Percy i Ginny ze strachem w oczach obserwowali Petera leżącego na podłodze.

-Mama będzie zła-stwierdziła dziewczynka. Koło nich pojawili się Harry, Draco i kilku innych ciekawskich uczniów.

W tym samym momencie przez drzwi Wielkiej Sali wbiegli jacyś ludzie, między innymi Lucjusz, Umbridge a nawet sam Minister. Od razu część podeszła do dyrektora, a część do nieprzytomnego. McGonagall i Remus zaczęli coś szybko tłumaczyć.

Snape rozejrzał się nerwowo wśród tego zamieszania. Pettigrew miał rację-to on zdradził pierwszy.




~•~

Okeeeeeej
Pisałam cały rozdział po kilka razy i ta wersja wydawała mi się najlepsza.

A wy co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top