Część 56.
Bellatrix Black naprawdę nienawidziła Severusa Snape'a. Nie podobał jej się charakter tego mężczyzny. Był spokojny, opanowany, potrafił dobrze kłamać i manipulować.
No faktycznie dwie ostatnie cechy były zwykle dość przydatne, ale Bella była zupełnym przeciwieństwem tego mężczyzny! Szaleństwo, amok, brak kontroli... To właśnie wypełniało dużą część jej życia. A poza tym nikt nie traktował jej na poważnie, nawet Voldemort rzucił na nią Imperio dla zabawy.
Ale Bellatrix dokładnie pamiętała świąteczny dzień, w którym jej nieobliczalne po alkoholu ciało, poprowadziło ją wprost do komnat Snape'a. Ten wieczór był inny niż wszystkie. Oni byli inni. Pamiętała tylko whisky, swoje łzy i żale oraz zapach jego perfum. Były delikatne, ale idealnie pasowały do Severusa.
Od tamtej pory na każde wspomnienie o ślubie, czy nawet o samym Mistrzu Eliksirów, panna Black oblewała się rumieńcem jak nastolatka! Nawet Narcyza śmiała się z niej po kątach.
Ale Bella nic nie mówiła... Jej siostra miała tak rzadko uśmiech na ustach, że ciężko byłoby go po prostu zniszczyć. Cyzia przeżywała teraz bardzo ciężkie chwile.
Kiedy dziewczyna Blacków pierwszy raz zobaczyła Severusa, miała o nim mieszane zdanie. Był to młodszy uczeń Hogwartu, zagubiony, zaczytany. Gołym okiem widać było jego niedowagę, czasem sinaki i inne ślady złego traktowania. Bella była wtedy jedną z bardziej znanych i wpływowych uczennic. Miedzy wierszami napomknęła Lucjuszowi o mlodym chłopcu, ale sama nie chciała się do tego mieszać. Może mało osób wiedziało, ale na swój sposób już wtedy dbała o Severusa. Ślizgon był prześladowany na każdym kroku, ale ona z daleka obserwowała go i próbowała... Chronić? Nie, to niezbyt odpowiednie słowo. Raczej strzec, strzec przed gorszymi problemami. Ale przyszło jej skończyć szkołę i zapomnieć o dzieciaku Eileen Prince.
A potem, gdy nadeszła era Czarnego Pana, o ironio, kochała go torturować. Och, Merlinie, uwielbiała ranić i krzywdzić, ale kto wie, czy i wtedy nie była pod wpływem Imperiusa.
Poznała Rudolfa, który był od niej dużo młodszy i wzięła z nim ślub tylko dla świętego spokoju. Rodzina bywała uparta i wymagająca.
Przez wiele lat Lestrange'owie posiadali cele obok siebie.
***
Severus Snape naprawdę nienawidził Bellatrix Black. Stuknięta idiotka, która ucieszyłaby się z możliwości stania się żywą tarczą Voldemorta-tak właśnie ją postrzegał. Mistrz Eliksirów totalnie nie rozumiał idei jej szalonego zachowania. On był przecież totalnym przeciwieństwem! Czarny Pan nie mógł stworzyć gorszej pary. Już nawet z tym smarkaczem Rudolfem bardziej do siebie pasowali-oboje, ona i on, byli nieokrzesani i zachowywali się jak dzieci.
Ale nie, Voldemort musiał spełnić swoje dzikie fanaberie.
Na początku Snape bardzo żałował, że się zgodził. Potem szukał wyjścia z tej sytuacji, a na końcu się z nią pogodził. Wojna i tak mogła się odbyć niedługo, a wtedy... Problem z głowy. Mężczyzna bardzo często pijąc ognistą wspominał pewien świąteczny wieczór. Zastanawiało go, cóż skłoniło Bellę, do wtargnięcia do jego komnat, wypicia większości alkoholu, popłakania się i rzucenia na niego z pocałunkiem.
Nie to, że mu się nie podobało.
Był po prostu zaskoczony, a to zachowanie tłumaczył za dużą ilością wypitej whisky.
Pamiętał Black ze szkoły, jako dużo starszą, piękną dziewczynę. Podczas, gdy on był dręczony i wyśmiewany, ona przechadzała się korytarzami, a wszyscy schodzili jej z drogi. Wtedy mały Snape zaprzyjaźnił się z Lucjuszem, który pewnego dnia ocalił tyłek małemu Ślizgonowi, gdy jacyś Gryfoni chcieli utopić go w jeziorze. Innym razem zamknęli go na trzy doby w komórce z miotłami. Wykończonego chłopca znalazła właśnie Black, która miała odbywać szlaban. Mimo ogólnego omdlenia, pierwszy raz ujrzał na jej twarzy takie przerażenie i smutek jednocześnie. Pamiętał za to doskonale, gdy nachyliła się nad nim, położyła dłoń na jego spoconym z nerwów czole i szepnęła niczym do siebie:
-Dzieciaku, kto ci to zrobił...
Zawołała woźnego, ale dalszych działań Severus nie pamiętał, bo zasłabł z odwodnienia i ogólnego złego stanu.
Potem dziewczyna skończyła szkołę, a on na jakiś czas w ogóle o niej nie wspominał. W jego myślach było miejsce tylko dla Lily. Dopiero będąc starszym, czarnowłosy zrozumiał, że Evans trochę wykorzystywała jego zdolności i inteligencję.
'No mi nie pomożesz w eseju, Sev?'
'Chesz powiedzieć mi jak to zrobić?'
'Hej, Sev! Czy wiesz, co teraz powinnam wykonać? Dodać najpierw oczy żuka, czy może zamieszać pięć razy?'
To było takie... Niewinne. Ona była. Kochał ją już od spotkania na placu zabaw. Ale... To była strata czasu, jednostronna fascynacja, zauroczenie. Bardzo go zabolał fakt, że wzięła ślub z Potterem, mimo tego, że sam wcześniej nazwał ją szlamą. Miał do niej żal. Błagał o wybaczenie, ale ona to olała przez pierwsze kilka miesięcy. Potem potajemnie się spotkali, a po wielu łzach-pogodzili. Miał zostać nawet ojcem chrzestnym ich drugiego dziecka!
Ale zginęli.
Nienawidził Jamesa całym sobą za to, jak traktował go w Hogwarcie. Za to, że odebrał mu nie tylko przyjaciółkę, ale jedyną miłość. Uwielbiał Pottera, bo dzięki niemu na świecie zjawił się Harry, a to był przekonywujący argument.
***
Harry posępnie otworzył oczy i zerknął na chrapiącego Rona. Niedziela była dniem, w którym każdy chciał wypocząć, więc Potter cicho zwlekł się z łóżka, ogarnął wzrokiem przyjaciół (nie zauważył Seamusa), szybko ubrał i wyszedł z dormitorium Gryfonów. Na początku bezsensownie szwędał się po korytarzach, po jakimś czasie zobaczył znajome blond włosy. Draco szedł bez swej obstawy z dziwnym uśmieszkiem. Wybraniec uniósł brew w sposób jaki robił to Snape i rozejrzał się, czy poza nimi nikogo na korytarzu nie było. Malfoy dopiero go spostrzegł.
-Cześć-mruknął podchodząc bliżej-Co ty tak wcześnie wstałeś? Nie ma jeszcze szóstej!
-Nie mogłem spać, po prostu nie potrzebowałem dłużej-odparł Harry wzruszając ramionami-Ale bardziej ciekawi mnie co ty tu robisz?
-Ja... Miałem ten sam powód?-bardziej zapytał niż odpowiedział-A co, zamierzałeś iść właśnie do Komnaty?-zapytał z lekką kpiną, a Potter skrzywił się.
-Bardzo śmieszne-burknął-Nie jestem dziedzicem. To, że mam wężomowę, nic nie oznacza i wszyscy dobrze wiedzą. Ja nawet nie byłbym w stanie nasłać na kogoś jakiejś bestii!
-Spoczko, ja ci wierzę.
-To witam, bo grupa ta jest ograniczona.
-Hej, chyba nie masz zbyt dobrego humoru?-Draco oparł się o ścianę i zmarszczył brwi.
-Chciałbym, żeby to wszystko się skończyło-Harry opuścił wzrok-W tym tygodniu udaremniono na mnie trzy uczniowskie ataki, wiedziałeś? A ja tam wolałbym, żeby coś mi się stało, może w końcu bym stąd zniknął i nikt nie mógłby mnie już o nic podejrzewać.
-Potter-blondyn otworzył szerzej oczy-Jesteś skończonym kretynem! Ludzie gadają i gadać będą, ale im się znudzi.
-To gadają już od mojego urodzenia. Nie sądzisz, że troszkę za długo?-Wybraniec również oparł się o ścianę i wziął głęboki oddech. Miał okropny humor, a na domiar złego jego blizna zaczęła boleć. Pomasował się po czole, a Draco spojrzał na niego z niepokojem.
-Idziemy stąd-zadecydował chłopak-Do lochów w tej chwili-po czym pociągnął Harry'ego i już niedługo stali pod prywatnymi komnatami Snape'a.
Severus nie spał. Zajmował się właśnie warzeniem eliksiru dla Poppy i niespodziewanie ktoś w sąsiednim pokoju zaczął walić w drzwi. Nauczyciel przymknął oczy z westchnieniem i rzucił zaklęcie ochronne na kociołek. Podszedł i otworzył zdenerwowany. Do jego komnat wpadł Draco ciągnący Pottera.
-Co ma oznaczać to poranne wtargnięcie?-zapytał mężczyzna spokojnym, ale nie znoszącym sprzeciwu tonem.
-Harry bredzi-powiedział zrozpaczony Malfoy, a Severus uniósł brew pytająco-Boli go blizna, a do tego zaczął mówić o tym, że lepiej byłoby, gdyby nie istniał.
-Och, Pottera dopadła apatia?-Snape podszedł do syna i położył mu dłoń na czole. Było ciepłe. Skinął głową w stronę kanap, na których chłopcy po chwili usiedli-Dręczy cię coś?-zwrócił się do Harry'ego, podczas gdy przeglądał jedną z szafek z eliksirami-A może ktoś?
-Nie, tato-mruknął-Ale to wszystko jest okropne. Mam dość takiego życia i szczerze mówiąc jeśli miałbym wybór, to wolałbym nie żyć wcale!
Severus zaśmiał się, a Wybraniec spojrzał na niego z wyrzutem.
-Dzieciaku, przed tobą jeszcze tak dużo gorzkich porażek i wzlotów, że się przyzwyczaisz. Każdy przez to przechodzi.
-Czemu Vol... Voldemort po prostu mnie tam nie zabił-zachlipiał nagle dzieciak, a Severus odwrócił się w jego stronę. Zielone oczy wypełniły się łzami, które po chwili zostawiły mokre ślady na policzkach.
-Och-uciekło z ust Dracona siedzącego obok. Blondyn natychmiast zorientował się, że właśnie przypomniał wszystkim o swojej obecności i spuścił wzrok.
-Idź teraz do swojego dormitorium, a później porozpowiadaj w Wielkiej Sali, że Potter ma szlaban za szwędanie się po korytarzach podczas ciszy nocnej, czy coś-nakazał Malfoyowi Snape, a chłopak skinął głową i pospiesznie wyszedł. Zaniepokojony Severus odwrócił się w stronę Harry'ego, kucnął przy nim i przyjrzał dokładnie jego oczom-Masz gorączkę dziecko. Nic dziwnego, że gadasz głupoty.
-Tato, zimno mi-jęknął Potter i skulił się na swoim miejscu-Nie znowu, proszę nie-powiedział do siebie i schował twarz w dłoniach. Mistrz Eliksirów uniósł brew nie mogąc zrozumieć cichego bełkotu.
-Powiedz mi co się dzieje?-zarządał siadając obok bachora, ale ten chyba nie miał zamiaru udzielać odpowiedzi. Snape delikatnie pogłaskał go po zmierzwionych, ciemnych włosach i pozwolił chłopcu wtulić się w jego szaty. Jedną ręką sięgnął po eliksir, który wcześniej postawił na stoliku i zmusił Pottera, by ten go wypił-Powinieneś odpocząć. Czy Czarny Pan zsyłał na ciebie koszmary tej nocy? Nie spałeś?
-Spałem-odparł chłopiec-Ale źle się czułem, więc wcześniej wstałem.
-Musisz teraz spać, dobrze? Masz bardzo wysoką gorączkę, a ja muszę coś załatwić, więc najlepiej byłoby, gdybyś odpoczął-Severus przełożył chłopca ze swoich kolan na poduszki i znów podszedł do szafki z eliksirami. Dźwięk obijających się o siebie szklanych fiolek był dla Snape'a wyjątkowo uspokajający. Mężczyzna zasze wiedział gdzie co ma, nie musiał długo szukać, bo jego podstawową zasadą był porzadek w schowkach-To Eliksir Bezsennego Snu. Będziesz po tym miał sen bez koszmarów.
-Może nie czuję się za dobrze, ale znam jakieś podstawy, tato-burknął Harry słabo.
-Och, widzę, że zdrowie ci wraca? W każdym razie może poproszę, by pod moją chwilową nieobecność nadzorowała cię Poppy. Nie będziesz sam-oznajmił Severus i dał synowi do wypicia porcję mikstury. Po chwili Gryfon smacznie spał, a on postanowił przejść się do szkolnej pielęgniarki. Nie wiedział, że w tym czasie ktoś zjawił się w jego komnatach z niemałym zaskoczeniem wypisanym na twarzy, po czym od razu wycofał się z powrotem.
***
Albus Dumbledore właśnie zamierzał spędzić miły dzień w towarzystwie mugolskich książek i gazet, gdy ten spokój zaburzył mu Mistrz Eliksirów gwałtownie wchodzący do jego gabinetu.
-Severusie, nie spodziewałem się tu ciebie-powiedział dyrektor z uśmiechem. Snape usiadł na przeciw niego i zmarszczył brwi.
-Coś bardzo dziwnego dzieje się z Harrym-oznajmił.
-Och, doparawdy? Cóż tak cię zaniepokoiło?-Albus spoważniał.
-W tym momencie leży u mnie w salonie z gorączką-mruknął Snape, a jego słowa wręcz ociekały sceptycznym nastawieniem do owego zdarzenia-Poppy go pilnuje, choć jakby się obudził, to tak zadręczyłby ją swoimi przemyśleniami, że biedaczka poszłaby na zasłużoną emeryturę. Swoją drogą nie uważasz, że należy jej się trochę wolnego? Jest już w podeszłym wieku i...
-Severusie-rozbawienie przemknęło przez słowa Dumbledora-Przejdź do rzeczy.
-Ach, owszem-Mistrz Eliksirów odchrząknął-On mówi o swojej śmierci w taki sposób, jakby wręcz jej pragnął.
-Ale to tylko dziecko!-mruknął przestraszony dyrektor.
-No właśnie. Dlatego się obawiam, że coś jest na rzeczy-Snape westchnął-Jeszcze się dowiem co. Tylko daj mi trochę czasu.
-Liczę na ciebie, chłopcze. Jakby coś jeszcze cię niepokoiło, pamiętaj, że drzwi mego gabinetu są zawsze otwarte zarówno dla ciebie jak i Harry'ego.
***
Nie dziwnym było, że popołudniu Harry Potter obudził się bez gorączki i w zupełnie lepszym nastroju, ledwo pamiętając zdarzenia z poranka. Wtulił się w koc i pomyślał, że jest naprawdę szczęśliwy.
Ok, już nie mam weny XDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top