Część 54.

Draco zmarszczył brwi.

-Wiesz co, Anastasia?-zapytał cicho i kontynuował dalej-Potter jest teraz najbardziej sławnym uczniem w szkole.

-Chciałeś powiedzieć: 'mój najlepszy przyjaciel Harry'-upomniał go duch-Poza tym z twych opowiadań wnioskuję, że sławny był już od bardzo dawna, a dokładnie od momentu, gdy po raz pierwszy pokonał Czarnego Pana.

-Niby tak, ale...

-Zazdrościsz mu, blondasku?-zaśmiała się dziewczyna, po czym podleciała bliżej i usiadła.

-Raczej współczuję-Malfoy mruknął cicho-Cała szkoła jest wobec niego podejrzliwa! Nie chciałbym tak-wzdrygnął się.

-A co właściwie się stało?-Anastasia zaciekawiła się.

-Ma bardzo rzadki dar... Dar, który otrzymuje jedynie dziedzic Slytherina.

Zjawa spojrzała gdzieś w bok zdenerwowanym wzrokiem.

-Jest wężoustym, potrafi rozmawiać z wężami, rozumiesz?!-Draco westchnął i pokręcił głową-Zdecydowanie nie będzie mu teraz łatwo, prawda Ana?

-Tak, na pewno-mruknęła dziewczyna-Biedne dziecko...

-Profesor Snape oczywiście nikomu nie pokazuje jak się denerwuje, no bo przecież nie może, ale ja i tak to widzę. Każdemu, kto tylko wspomni o Harrym podczas jego lekcji, od razu daje szlaban, a że temat ten jest teraz popularny to ma pełny komplet do czyszczenia kociołków-Draco zachichotał.

-A jak sprawy z Voldemortem? Uspokoiło się? Dalej siedzi w twoim domu?-Anastasia zgrabnie zmieniła temat.

-Nie, on nie odpuszcza. Matka i ojciec nie wzięli mnie na święta-burknął chłopiec ponuro-Nie chcę być dzieciakiem, ale tęsknię za nimi bardzo. Boję się co on im robi.

-Chciałbyś ich teraz zobaczyć?-zapytała Anastasia.

-Chciałbym, nawet bardzo-pochylił głowę do przodu i schował twarz w dłoniach. Nie płakał, po prostu wziął głęboki oddech, by się uspokoić. Potem znów spojrzał do góry. Anastasia uklękła koło niego i machnęła dłonią. Z jej niebieskich, prawie przezroczystych palców wypłynęła błękitna mgiełka, która uformowała się w okrąg. Draco oglądał to zadziwiony.

-Masz w sobie magię?

-Patrz dalej-mruknęła dziewczyna, a w powstałym kole pojawiły się kolejno dwie postacie.

-Mama... Tata!-Malfoy poderwał się i przejechał opuszkami palców po powstałym magicznym obrazie. Narcyza czytała właśnie książkę, Lucjusz zapinał mankiety marynarki. Rozmawiali. Co prawda chłopiec nie mógł zrozumieć ich słów, ale liczyło się to, że ich widział. Jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie.

Muszę być silny. Muszę dla nich. Nauczyli mnie tego, nie chcę ich zawieść... -powiedział sobie w myślach.

Nagle obraz się zmienił, a drzwi pokoju otworzyły się. Narcyza gwałtownie zamknęła książkę i wstała, Lucjusz podszedł do niej i delikatnie pogłaskał jej plecy. W wejściu stanął Voldemort, uśmiechający się szyderczo. Państwo Malfoy mówili coś na przemian, a on podszedł bliżej i przyłożył dłoń do policzka kobiety. Ta zaczęła szybciej oddychać, ale nie cofnęła się. Jej mąż zacisnął zęby i odwrócił wzrok. Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać ujął dłoń Narcyzy i pociągnął ją za sobą.

Anastasia widziała coraz więcej emocji na twarzy chłopca i jednym ruchem obraz zniknął.

-Nie!-krzyknął Ślizgon-Błagam, muszę wiedzieć co on zrobi mamie!-jęknął i osunął się na ścianę.

-Myślę, że to dość na dziś, blondasku-Anastasia szepnęła uspokajająco-Już dobrze... Przepraszam, że ci to pokazałam, nie powinnam, nie wiedziałam, że to się stanie...

-Jestem ci bardzo wdzięczny, Ana. Tak bardzo chciałem ich zobaczyć-Draco starł pojedynczą łzę z policzka. Siedzieli chwilę w ciszy-Nie wiedziałem, że jako duch masz takie zdolności!

-Wiesz, mam jeszcze kilka innych-zachichotała Anastasia-To jest właśnie mój dar. Mogę wykorzystywać wrodzone zdolności nawet będąc duchem. Fajnie, co nie?

-Świetnie!-odpowiedział chłopiec z entuzjazmem.

-Tak, był tu kiedyś taki jeden... To on mi powiedział, że jeśli się skupię, dam radę wyzwolić swoje zdolności nawet w postaci ducha. Bardzo mu ufałam i dzięki temu mam dziś to co mam-rozmarzyła się dziewczyna.

-Ana, pamiętasz coś z przeszłości?!-oczy Draco rozszerzyły się w niedowierzaniu, a ona uniknęła jego wzroku zawstydzona-Czemu mi nie powiedziałaś? Mówiłaś, że masz pustkę!

-Ja... Blondasku zrozum, to naprawdę ciężka historia. Nie chcę cię nią obarczać...

-Kłamałaś!-warknął chłopiec i gwałtownie wstał-Ufałem ci, byłaś dla mnie jak starsza siostra! Dlaczego nie powiedziałaś, że znasz swoją przeszłość? Że wiesz jak zginęłaś i kim byli twoi bliscy? Dlaczego, Ana?

Duch osunął się na kolana. Dziewczyna zamknęła oczy.

-Nie mogłam. Ta historia... Zaufaj mi, dowiesz się w swoim czasie, dobrze, mały? Nie musisz się martwić, to cały czas ja, Anastasia. To nic nie zmienia-mówiła gładko i łagodnie, a Malfoy uspokoił się.

-To znaczny, że znasz swoje prawdziwe imię?-zapytał z czystej ciekawości. Uśmiechnęła się delikatnie.

-Tak mały, znam.

***

Seamus Finnigan był przeciętnym Gryfonem, lubiącym eksperymenty. Trzymały się go wybuchy i eksplozje, ale nigdy się nie poddawał i nie poprzestawał na jednej próbie. Był energiczny i zabawny, miał kilku dobrych przyjaciół. Wszystko zmieniło się tego jednego wieczoru. Cała radość z życia ulotniła się gdzieś daleko i nie chciała wrócić. Z początku jeszcze trzymał się ze znajomymi, ale wkrótce wolał spędzać czas samotnie. Najgorsze były zaniki pamięci.

W ciągu dnia był zawsze moment, w którym nie pamiętał co i dlaczego robił. A robił rzeczy straszne.

Oczywiście chodzi tu o Komnatę Tajemnic, którą nieświadomie otworzył. Tamtego dnia, gdy chłopcy z dormitorium wyszli na kolację, Peter Pettigrew wlał eliksir od Voldemorta wprost do pucharu z rumem. Gdy Gryfoni wrócili, Seamus upił z niego solidny łyk na potwierdzenie tego, czy mu się powiodło. Nikt nie był w ogóle świadomy, że coś takiego mogło się stać, ale zmiana w Finniganie była niemalże natychmiastowa. Wymienione już wyżej objawy stłumiły prawdziwe oblicze chłopca, lecz nikt tego nie zauważył.

Był zdany na siebie i jednego z dwóch największych czarnoksiężników w historii magicznego świata.

***

Severus Snape niespokojnie przekręcił się w stronę kominka, z którego już dziesięć minut temu mieli wyjść Lucjusz i Narcyza. Umówili się na dziś, by pogadać o Draconie, jego miejscu pobytu w dniach wolnych i tak dalej. W końcu nie mogli narazić biednego dzieciaka na częste spotykanie się z Czarnym Panem. Chcieli ograniczyć im kontakt, bo Voldemort już knuł wielkie plany wobec chłopca. Tymczasem małżeństwo się nie zjawiało, co mocno niepokoiło mężczyznę. W końcu Malfoy'owie nigdy się nie spóźniają, to była jedna z ich zasad. Byli na miejscu nawet przed czasem, ale nie było mowy o tym, by przyszli później choć minutkę. Dlatego Snape zaczął się niespokojnie kręcić po pokoju, podejrzewając najgorsze.

Z Lucjuszem znał się od czasów szkolnych. Jako starszy kolega, pomagał Severusowi wejść w świat czarodziei. Było miedzy nimi wiele kłótni, ale koniec końców oboje wybrali tą samą ścieżkę.
Voldemort nie był najlepszą decyzją ich życia, szczególnie gdy Narcyza urodziła Malfoyowi syna. To był chyba najgorszy rok z Czarnym Panem, a potem mały Potter tak po prostu go zgładził. Malfoyowie nie odpowiedzieli za swe czyny w Azkabanie, a ich dziecko mogło mieć rodziców. Nie wszyscy Śmierciożercy mieli takie szczęście.

Jego przemyślenia zakończył cichy dźwięk aportacji. Stanął przed nim skrzat domowy.

-Woah-sapnął nauczyciel eliksirów cofając się krok-Nie prosiłem, żebyś przyszedł.

-Mistrzu Severusie, sir!-wykrzyknęło poddenerwowane stworzonko-Jestem Zgredek, skrzat domowy rodziny Malfoy. Mistrzu Severusie, sir, z polecenia mego pana tu jestem.

-Czy coś konkretnego się stało?

-Owszem, sir!-istotka nagle pogrążyła się w płaczu, a Snape nie wiedział co robić.

-Nie rycz tylko mów-mruknął.

-Zły Zgredek! Zły! Zgredek nie powinien płakać!-krzyknęło stworzenie i zaczęło uderzać głową w ścianę. Snape musiał jak najszybciej zakończyć ten cyrk i dowiedzieć się co z jego przyjaciółmi. Złapał skrzata za szatę i przeciągnął na środek pokoju.

-Mów-zarządał.

-Złe rzeczy się tam dzieją, sir...-załkał Zgredek-Moja pani cierpi, a mój pan mówi, że musi z nią zostać, że nie może jej zostawić samej.

-Co się stało Narcyzie?-Severus przykucnął koło skrzata-Czy mogą jej się przydać jakieś eliksiry? Jak myślisz?

-Eliksir na sen, sir! To na pewno, a w naszych zapasach się już skończył-powiedział Zgredek przestępując z nogi na nogę. Tymczasem Snape podszedł do swojego składziku i przeszukał półkę. Wziął odpowiednią fiolkę i wręczył ją skrzatowi.

-Weź to, powiedz swojemu panu, żeby Narcyza wypiła trzy pełne łyki, rozumiemy się?

-Tak mistrzu Severusie, sir! Dziękuję, sir!-pyknęcie zwiastowało, że stworzenia już nie było.

Czarnowłosy poruszył się niespokojnie i przetarła twarz dłońmi z głośnym westchnięciem. Trudno mu było ocenić sytuację na podstawie zeznań obłąkanego skrzata, ale sam w Dworze Malfoyów pojawić się nie mógł.

Wyszedł z komnat i na początku wcale nie wiedział, gdzie chciał iść. W końcu zdecydował.

Stanął przed gargulcem i po wypowiedzeniu hasła, ukazały się przed nim schody, po których natychmiast wszedł.

-Albusie, muszę z tobą pilnie porozmawiać-stanął naprzeciw dyrektora, który mimo zdziwienia nagłym wtargnięciem, uśmiechnął się ciepło i wskazał nauczycielowi krzesło.

-Słucham cię chłopcze. Poczęstuj się cytrtnowym dro...

-Dumbledore!-zniecierpliwiony Severus przerwał dyrektorowi.

-No dobrze dobrze. Więcej dla mnie-zachichotał Albus, a Snape przewrócił oczami.

-Słuchaj-zaczął czarnowłosy-Wiesz, że Malfoyowie, to moi przyjaciele. Nigdy ci nie mówiłem, ale oni doskonale zdają sobie sprawę, że jestem szpiegiem.

-Mam nadzieję, że wiesz co robisz, Severusie. Ufam twoim decyzjom-powiedział poważnie Dumbledore.

-Tak, oczywiście, że wiem. Posłuchaj, tu chodzi o coś innego-Snape nie wiedział jak ubrać w słowa to co chciał przekazać-Oni nigdy by nie powiedzieli, nie przyznali się, ale zmienili strony. Proponowałem im, żeby przyszli z tym do ciebie, ale się wstydzą, boją...

-Nie mają czego, moje drzwi stoją dla nich otworem jeśli tylko będą chcieli porozmawiać-sprostował szybko dyrektor.

-Och, oczywiście, przekonam ich do tego, ale wiesz... Chodzi mi o to, że jeśli wojna się skończy, niech nie skażą ich bezpodstawnie na pocałunek dementora, nie należy im się. Pomagają mi, przekazują to, co się dzieje u nich w domu, gdy mnie nie ma. Sami narażają przy tym życie.

-Zauważyłeś jakieś zmiany w Draco?-Dumbledore zmarszczył brwi, a Snape zaczął się zastanawiać.

-On wie, co dzieje się u niego w domu, Albusie. I mimo że jest tylko dzieckiem i nie powinien słuchać o cierpieniu jego rodziców, to ta wiedza odpycha go od Czarnego Pana-powiedział-Sprawia, że Dracon go nienawidzi, co tylko nam sprzyja. Jednak Czarny Pan i tak planuje go kiedyś wcielić do swoich szeregów. Oby do tej pory było już po bitwie.

-Nikt nigdzie nie zabierze młodego pana Malfoya. Nie pozwolę na to-dyrektor powiedział stanowczym tonem i wziął kolejnego cukierka.

-Dziękuję, Albusie. Wiesz, że jest moim chrześniakiem i bardzo mi na nim zależy, tak samo jak na Harrym i Lunie-westchnął Snape.

-Odwiedziłem ostatnio naszego starego przyjaciela-dyrektor zmienił temat. Severus uniósł brew pytająco-Slughorna.

-A po co ci on? Chcesz mnie wyrzucić z posady?-zapytał kpiąco Mistrz Eliksirów.

-Oczywiscie, że nie chłopcze-Dumbledore zachichotał-Chodziło tu o coś innego. O coś, co pomoże nam zniszczyć Voldemorta.

-Mów jaśniej.

-Na razie jeszcze nie wiem...-przyznał dyrektor, a zażenowany Severus schował twarz w dłoniach.

-Tego mogłem się po tobie spodziewać, Albusie-czarnowłosy posłał starcowi grymas rozbawienia.

-Ale się dowiem, to tylko kwestia czasu!-usprawiedliwiał się dyrektor.

-Czasu to my mamy coraz mniej, Dumbledore... Coraz mniej...

XD

A tak serio jak myślicie kim jest Anastasia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top