Część 52.
Mianem 'Hatstall' nazywano szczególne przypadki, które Tiara Przydziału rozdzielała do domu dłużej niż pięć minut. Jedną z takich osób była na przykład Minerwa McGonagall, opiekunka Gryfonów. Nikt nie spodziewał się, że pewien gruby, paskudny chłopaczek imieniem Peter Pettigrew również będzie miał problem z przydzieleniem do domu.
Tiara długo zastanawiała się, czy nie umieścić go w Slytherinie, gdzie z racji poglądu na późniejsze wydarzenia pasowałby. Mimo wszystko 'kapelusz' dostrzegł w nim najwyraźniej inne ambicje i trafił do Gryffindoru. Z początku tylko się wszystkim przyglądał gdzieś z boku, lecz wkrótce począł obserwować Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. Oboje stali się jego idolami, wręcz autorytetami. Remus Lupin, który również był w tej bandzie, wprowadził Petera w ich szeregi. Nazwali się Huncwotami, których głównym celem były żarty i robienie ogólnego rozgardiaszu. Zaczęli od niewinnych psikusów, a po pewnym czasie ich głównym celem stał się pewien Ślizgon, Severus. Nie oszczędzali Snape'a, który przyjaźnił się z Gryfonką, Lily. Huncwoci nie mogli dopuścić by ich domowniczka trzymała się z jakimś obślizgłym typkiem z domu Węża.
Oczywiście Peter starał się nie trzymać z tyłu i tak samo uprzykrzał życie czarnowłosemu odludkowi. W kolejnych latach zauważył jak James zakochuje się w tej całej Evans.
Największym wybrykiem Huncwotów, który prawie zakończył się tragicznie, było podpuszczenie ciekawskiego Severusa. Chłopak przyszedł do Wrzeszczącej Chaty podczas pełni, gdzie przebywał przemieniony w wilkołaka Lupin. W ostatniej chwili Snape'a uratował James, który nawet nie wiedział o planowanej przez dwójkę towarzyszy akcji.
Remus miał do nich bardzo duży żal, w końcu prawie zamordował człowieka, a on był jedynym chłopakiem z bandy, który nic nie miał do tłustowłosego Ślizgona. Przez długi czas trzymał się z dala od Huncwotów, dopiero potem postanowił przebaczyć im podłe wykorzystanie do okropnego planu.
Smarkerus natomiast z powrotem stał się ich głównym celem, z powodu Lily Evans, w której okularnik James zakochał się na zabój. Nie trzeba było długo czekać, by zniszczyła się relacja owej Gryfonki ze Snape'm, gdyż ten nazwał ją szlamą. To była idealna okazja dla Pottera.
Tymczasem Pettigrew zaczął widzieć inną perspektywę życia. Znów zostawał w tyle, nawet przyjaciele zaczynali się z niego śmiać. Przez innych nazywany był ich przydupasem. Coraz mniej podobało mu się takie ganianie za niczym. Szkoła się skończyła, James ożenił się z Lily Evans, Syriusz i Remus mogłoby się wydawać, że również byli w jakiejś... ciekawszej relacji, a Peter znalazł kogoś, kogo działania podobały mu się. Z początku słuchał Czarnego Pana z przejęciem. Potem jednak zaczął się go obawiać. Kiedy Snape przekazał część przepowiedni, to właśnie Pettigrew miał doprowadzić Voldemorta wprost do Potterów. Nie to, że chciał, ale strach przed jego panem zdecydowanie wygrał. Wkrótce jego przyjaciele nie żyli, a spanikowany Peter postanowił zrzucić wszystko na Syriusza. W popłochu, nie mogąc wymyśleć nic lepszego, odciął sobie palec i zamienił się w swą animagiczną formę szczura.
Znów stchórzył.
Teraz miał jednak szansę to naprawić.
***
-Hermiono pożyczysz notatki z ostatnich zaklęć?-Harry wyszczerzył zęby w jak najpiękniejszym uśmiechu, a jego zielone oczy wydawały się nagle bardzo ogromne.
-Słucham?-zapytała Granger-Na ostatnich zaklęciach we wszystkim ci pomagałam! Miałeś pisać, więc nie. Nie ma mowy.
-No ale profesor Flitwick za szybko dyktuje, uważam, że...
-Harry Potterze-warknęła dziewczynka wojowniczo-Trzeba było być skupionym na temacie zajęć, a nie gadać przy okazji z Ronem, Seamusem i Nevillem o Quidditchu!
-Niedługo mecz, wiesz? Będziemy grali z Puchonami, a tydzień później z Krukonami-Wybraniec szybko zmienił temat i zaczął nawijać cały czas tylko o jednym, a Hermiona pokręciła głową zażenowana.
-Wiesz, że nie lubię tej gry-spojrzała na chłopaka, który przestał na chwilę mówić, po czym wzruszył ramionami i z rozbawieniem kontynuował. Granger uderzyła go w ramię i poszli dalej.
Usiedli na dziedzińcu, na którym wałęsało się kilkoro uczniów. Była przerwa pomiędzy zajęciami, ale ponieważ panowała jeszcze zima mało kto tu przesiadywał, choć śnieg już prawie stopniał.
-Gdzie właściwie poszedł Ron?-zapytała Hermiona.
-Mówił coś o szukaniu Parszywka. Głupi szczurek znowu mu zniknął-westchnął Harry.
-Spójrz, Draco-szepnęła Gryfonka i oboje wlepili wzrok w postać wysokiego chłopca przemierzającego dziedziniec w otoczeniu kilku osób. Na chwilę ich spojrzenia się spotkały.
-Och, Potter i jego szlama-kpiąco warknął Ślizgon.
-Przestań, Malfoy-Harry razem z Hermioną wstali i bezpiecznie skierowali się do środka zamku.
Granger wyglądała na przygnębioną.
-Hej, wiesz, że on musi-Wybraniec położył jej rękę na ramieniu.
-Tak, ale... Ehh, sam rozumiesz-mruknęła dziewczyna i westchnęła głęboko.
-Zmarzłem trochę, idziemy do mojego ojca po gorącą czekoladę?-zaproponował Harry, a Hermiona zaśmiała się bardzo głośno-No co?
-Wiesz, połączenie profesora Snape'a i gorącej czekolady w jednym zdaniu jest zabawne. Szczególnie, że brzmiało to, jakby właśnie on ją robił.
-Niech ci będzie-burknął chłopak pod nosem-Czy pójdziemy do profesora Snape'a, poprosić, by skrzaty dały nam gorącej czekolady? Lepiej?
-Tak-uśmiech Hermiony rozpromienił korytarz, którym szli, ale chwilę potem usłyszeli, że ktoś za nimi podąża.
-Harry!-był to Weasley, wyglądający jakby chciał w kogoś rzucić Avadą.
-Tak, Ron? Co jest?-przyjaciele zatrzymali się, by rudzielec do nich dobiegł.
-Krzywołap lub Hades zjedli mojego Parszywka-jęknął załamany.
-Co ty gadasz, stary, to niemożliwe-Harry był bliski śmiechu-Hadesik jest bardzo grzecznym kotem, był tresowany przez profesor McGonagall przed wakacjami.
-A może właśnie pokazał swoje 'ja'?!-Ron był bliski rozpaczy-To na pewno on!
-Hej, w porządku, przecież na pewno się znajdzie-Hermiona położyła dłoń na ramieniu Weasleya.
-Chyba w brzuchu tego kudłacza.
-Nie obrażaj mojego kota!-warknął Harry.
-Jak to prawda! Nigdy się nie lubili z Parszywkiem!
-Ale to nie znaczy, że masz go obrażać.
-Będę robił co mi się podoba!
-Trzeba było pilnować tego głupiego szczura, to nic by się nie stało!
-Wystarczyłoby gdybyś nie dostał w zeszłym roku kota!
-Stop!-warknęła Hermiona, która nie miała dużego udziału w tej rozmowie-Nie zachowujcie się jak dzieci, nie macie siedmiu lat! Ron, Parszywek pewnie wybrał się na przechadzkę, w zeszłym roku też tak robił. Harry, uspokój się już i chodźmy na tą gorącą czekoladę, bo serio zmarzłam.
***
Voldemort był tego dnia bardzo niecierpliwy. Jego plan był dobrze dopracowany, zostawało jedynie wcielić go w życie, a osoba, na którą czekał, wyjątkowo się nie spieszyła. Czarnoksiężnik podszedł do okna, za którym roztaczał się śnieżny pejzaż. Otworzył je.
Na parapecie przysiadł ptak, niby zwyczajny, z kilkoma czerwonymi piórkami. Przekrzywił główkę wpatrując się w Lorda. Voldemort uspokoił oddech i wystawił dłoń, na którą stworzonko od razu wskoczyło. Przyjrzał mu się i uśmiechnął. Tak, on też miał jakieś tam uczucia, ale były tak głęboko zakorzenione, że po co miał je pokazywać? Okazał by swą słabość.
Miłość, przyjaźń... To wszystko było takie denne, głupie. Jedynie idioci zajmowali się takimi bzdurami. A przecież on, planując zapanowanie nad czarodziejskim światem, nie miał czasu. Chociaż... Oczywiście, on też odczuwał różne potrzeby, ale ta, by mieć koło siebie jakaś bliską osobę, przeminęła już lata temu. Ufał nielicznym, zdawał się na samego siebie. To właśnie te dwa czynniki doprowadziły go aż tak wysoko.
Skierował swoją różdżkę na ptaka przesiadującego na jego lewym ręku i z pasją szeptem wypowiedział dwa słowa: 'Avada Kedavra'.
Ktoś niski, zakapturzony wślizgnął się do salonu. Natychmiastowo przypadł do stóp Voldemorta, który westchnął ciężko.
-Długo musiałem na ciebie czekać, Glizdogonie.
-Wybacz, mój najdroższy panie-wyjąkał kulący się mężczyzna-Ciężko było zostać niezauważonym wśród tylu bachorów.
-Doprawdy, wierzę-czarnoksiężnik usiadł na fotelu i przyjrzał się uważnie przybyszowi-Jak rozumiem nikt nie zwrócił na ciebie uwagi?
-Och, oczywiście-odparł Pettigrew-Dzieciak Weasley'ów myśli pewnie znów iż zjadł mnie kot-zapadła chwila ciszy-Mój panie, czy moje istnienie nadal zostało poufne? Nikt o tym nie wie, prawda?
-Owszem. Twoja misja jest o tyle ważna iż nie mogę pozwolić sobie ma przecieki. Dlatego inni myślą, że nie żyjesz-sprostował Voldemort-Długo nie było cię z wieściami.
-Dlatego zjawiam się teraz.
-Z chęcią posłucham, zanim wyznaczę ci kolejne zadanie.
-Przede wszystkim skupiłem się na obserwowaniu Pottera-zaczął Pettigrew-Dzieciak często znika gdzieś, szczególnie wieczorami. Ostatnio chyba zesłałeś mój panie jakiś wyjątkowy koszmar, bo nie dało się go przebudzić i Gryfoni z jego dormitorium byli w dużej mierze bezradni.
-Było tak-mruknął Voldemort-Kontynuuj.
-Tak jak kazałeś, swoją uwagę skupiłem również na McLevisie. Wydaje się... Że wszystko z nim w porządku, a jednak dość często wychodzi na spotkania z Dumbledorem. Radziłbym, mój panie obserwować go też wnikliwiej na spotkaniach.
-Nie musisz mi tego mówić. Cóż, jest młody, jego wybory są nieświadome-odparł znudzony czarnoksiężnik, powoli obracając różdżką w palcach-Glizdogonie, nie sądzisz, że potrzebuję bardziej skonkretyzowanych odpowiedzi i nowin?
-Och, oczywiście. Poprawię się-pulchny mężczyzna o szczurzej twarzy zakołysał się klęcząc koło stóp Voldemorta.
-Przejdźmy do ważniejszych rzeczy-Czarny Pan niespodziewanie wstał-Mówiłem ci już o mej chęci zastraszenia szkoły poprzez otwarcie Komnaty Tajemnic?
-Wspominałeś panie-odparł Peter.
-Tak więc trudno byłoby, żebym to ja poszedł do Hogwartu i to zrobił, prawda?
-Tak, ciężko by było-Pettigrew jeszcze bardziej zniżył się do podłogi-Ja będę miał to zrobić?
-Ha!-prychnął rozbawiony Voldemort-Jesteś zwykłym tchórzem, nie chciałbym tego-zakpił sobie czarnoksiężnik i wyjął z szaty fiolkę z jaskrawo zielonym płynem-Wiesz co to jest?
-Niestety nie, panie-odparł skruszony Glizdogon.
-Któż by się spodziewał-syknął czerwonooki-Twoim zadaniem jest znaleźć odpowiednią okazję i odpowiedniego ucznia, by mu to podać, a reszta potoczy się sama i wkrótce Komnata zostanie otwarta.
-Oby jak najszybciej, mój panie-stwierdził Peter pokornie.
-To zależy od ciebie.
-Zrobię co w mojej mocy-pulchny mężczyzna schylił się, by ucałować szatę Voldemorta, lecz ten odsunął się w bok.
-Zejdź mi z oczu, szczurzy tchórzu. Obyś znów mnie nie zawiódł.
Komentarze są spoko 💚💚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top