Część 51.
Profesor Snape był przyzwyczajony do wielu odchyleń od norm społecznych jego podopiecznej, Luny. Znosił dziwactwa, które wyniosła z domu i samo towarzystwo tej dziewczynki wydawało się irytujące. Tak naprawdę Mistrz Eliksirów bardzo lubił z nią przebywać, tak samo jak z Harrym. Ale mężczyzna nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał podejmować dla niej wręcz rodzicielskie decyzje. Faktycznie raz został poproszony przez Dumbledora o podpisanie jakichś dokumentów dotyczących jej nauki w szkole, ale ponieważ opiekunem był tylko na papierach, a nie poprzez zaklęcie adopcyjne, nie czuł się rodzicem. Co innego było z Harrym, który Jamesa i Lily nie pamiętał i wręcz chciał nazywać Severusa 'tatą'.
Jakież było zdziwienie Mistrza Eliksirów, gdy podczas jednego z luźniejszych spotkań w gronie nauczycielskim, podczas wyczerpującej rozmowy z McLevisem, do Snape'a podszedł wesoło Flitwick, a wszystkie pogawędki naokoło ucichły.
-Severusie, mam do ciebie pytanie-zaczął wesoło Filius.
-Tak?-mruknął podejrzliwie czarnowłosy. Oczy karła zaświeciły się wesoło.
-Luna bardzo chciałaby dołączyć do mojej orkiestry. Myślę, że w tym wypadku muszę uzyskać twoją zgodę-Flitwick przedstawił fakty zostawiając kolegę po fachu w totalnym otępieniu. Snape odchrząknął niespokojnie starając się wybrnąć z owej sytuacji.
-Cóż, skoro Lovegood chce-odparł beznamiętnie.
-Pozostaje kwestia instrumentu. Myślę, że jako jej opiekun odpowiednio jej doradzisz-Filius uśmiechnął się i już miał odejść, ale zatrzymał go niespokojny głos czarnowłosego.
-Ale to ty jesteś opiekunem jej domu.
Karzeł obrócił się z iskierką w oczach.
-Jednak nalegam, bo ty jako prawie rodzic Luny, jesteś jej bliższy-wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę Dumbledora. Dyrektor mrugnął do niego porozumiewawczo i oboje zacierali ręce, oczywiście w myślach.
-Niezaprzeczalnie-warknął Snape, po czym wstał i wychodząc trzasnął drzwiami. Cóż, może nie do końca takiej reakcji spodziewali się Albus i nauczyciel zaklęć, ale z samej akcji i jej wykonania byli zadowoleni.
Natomiast dla Severusa były to ciężkie chwile. Zamykając się w swej pracowni, powoli zaczął sobie uświadamiać, że tak naprawdę nigdy nawet nie myślał o rodzinie. Z góry założył, że się do tego nie nadaje. Tymczasem ileś lat później zbiera pokrzywdzone przez los bachory i się nimi zajmuje. Naprawdę twórcze. Czasem myślał nad adpocją Harry'ego i Luny, ale przecież dopóki Czarny Pan żył, nawet nie miał co o tym marzyć. Lovegood jeszcze by jakoś przeszła, ale Potter? Nie mógł mu tego zrobić, tym bardziej, że niedługo brał ślub. Och, właśnie. To kolejna kwestia rodziny. Romansował kiedyś tu i tam, ale nigdy nie myślał o poważnym związku, tym bardziej z tak niepoważną kobietą. Bella trochę się opanowała, ale dalej była wulkanem mogącym wybuchnąć w każdym momencie. Snape nie wiedział, czy może jej ufać, a bardziej wydawało mu się jednak, że ciągnie ją na ciemną stronę mimo tego wszystkiego, co Voldemort jej zrobił.
Kolejnym dzieciakiem, którego co prawda nie chciał adoptować, ale zdecydowanie wymagał nadzoru, był oczywiście Draco. Chłopak sarkastyczny, stanowczy, zamknięty w sobie, przypominający Lucjusza do bólu. Czy odziedziczył coś po Narcyzie? Może nieustępliwość i silną wolę. Nagłe pyknięcie wytrąciło Snape'a z rozmyślań. Obok niego zmaterializował się skrzat.
-Tak Zgrzytku?-zapytał zrezygnowany.
-Ktoś prosił, by panu to pilnie dać, sir-stworzonko podało mu kopertę. Rozdarł ją szybkim ruchem i przeczytał zawartość napisaną niedbale na skrawku papieru.
'Będziemy dziś we Wrzeszczącej, możesz wziąć Harry'ego'
Wiadomość z pewnością dostał od Remusa, bądź tego pchlarza Blacka. Nie uśmiechało mu się iść ich odwiedzać, ale obiecał, że pomoże oczyścić Syriusza z winy, a potrzebowali planu. Poza tym nie mógł zabronić Harry'emu spotykać się z chrzestnym.
Właśnie dlatego po obiedzie udał się po syna i wyprowadził go niezauważalnie z Hogwartu.
-Gdzie idziemy?-spytał się chłopiec zaintrygowany milczeniem ojca. Snape wzruszył ramionami i szli dalej, aż ukazało im się znane drzewo. Bijąca Wierzba bez zbędnych trudności wpuściła ich do tunelu, aż w końcu dotarli do salonu Wrzeszczącej Chaty.
Harry nie musiał długo ogarniać sytuacji, bo zaraz zza rogu wyszedł Black.
-Cześć Syriusz!-zaśmiał się Potter i przytulił do animaga. Snape odwrócił wzrok i skinął głową jako gest przywitania do Remusa siedzącego w kącie na krześle. Lupin wstał, podszedł do nich i poklepał Wybrańca po głowie-Czemu mi nie mówiłeś, że tu będą tato?-zapytał z żalem chłopiec.
-Może miałem wykrzyczeć to w Wielkiej Sali przy całej szkole?-sarknął Mistrz Eliksirów i przewrócił oczami na głupotę dzieciaka-Mniejsza z tym. Black, Lupin, gdzie obecnie przebywacie?
-Molly zaprosiła nas do siebie-odpowiedział wilkołak-Tam nikt się nie zapuszcza, Syriusz jest bezpieczny.
-Och, uwierz Snape, że życie uciekiniera nie jest przyjmne w żaden sposób-westchnął z przesadnym żalem Black-Jaki mamy plan?
-Przede wszystkim musimy znaleźć Petera-zaczął Mistrz Eliksirów-Myślę, że nie będzie to trudne, gdyż Czarny Pan ostatnio dopytywał się o niego i mogę zaręczyć, że niedługo wylezie ze swej nory, wprost do Czarnego Pana, by ucałować jego stopy i...-Severus zatrzymał się wpół zdania i odchrząknął.
-Twoje myśli są chore-stwierdził krytycznie Syriusz.
-A ma ktoś jakiś lepszy plan?-warknął Snape.
-Dobrze, słuchajcie-Remus przerwał rosnącą awanturę-Zacznijmy od początku. Musimy dobrze to rozplanować. Jak wiemy, Peter może być wszędzie, nie tylko w swej ludzkiej formie.
-Co to znaczy?-zapytał cicho Harry, który słuchał rozmowy z zainteresowaniem.
-Był animagiem-sprostował Snape siadając na krześle i gestem ręki zapraszając Pottera na kolana. Gdy dzieciak już się na niego władował, mężczyzna kontynuował-Mógł się zmieniać w szczura i dlatego nie wiadomo teraz w jakiej jest formie.
-Szczura?-Harry wzdrygnął się i przycisnął do ojca-Czyli może być wszędzie!
-Tak, właściwie to tak...-westchnął Severus i spojrzał uważnie na Remusa i Syriusza. Na ich twarzach pojawiła się konsternacja-I właśnie dlatego musimy go odnaleźć i zdemaskować jak najszybciej, nie tylko by uniewinnili Blacka, ale też, by Pettigrew nikomu nic nie zrobił.
-Tato, czy ten cały zdrajca mógłby zrobić wam krzywdę?-zapytał cicho Potter.
-Eh, oczywiście-Snape pogłaskał chłopca po plecach-Ale my jesteśmy silni i dorośli, Harry. Bardziej martwię się o ciebie i twoich przyjaciół.
-Nie dopuścisz do tego, znam cię-stwierdził Potter i spojrzał na drzwi. Tymczasem Remus uśmiechnął się delikatnie obserwując troskliwość Snape'a w stosunku do syna swojego szkolnego wroga. Wiedział, że Syriuszowi to dość przeszkadza, ale razem z Molly przemówili animagowi do rozsądku i ten przestał puszczać kąśliwe uwagi. Cokolwiek powiedziała pani Weasley, było święte, więc Syri nie miał dużo do gadania w tej kwestii. Sam Harry wydawał się bardzo szczęśliwy z zastępczym ojcem. Lupin widział już nie pierwszy raz, jak chłopiec z ogromną ochotą ładuje się na kolana Snape'a. Czarnowłosy mężczyzna był bardzo delikatny dla dziecka, które bezgranicznie mu ufało.
-Tato, kiedy Syriusz będzie mógł normalnie żyć?-zapytał Potter.
-Wtedy, kiedy udowodnimy jego niewinność, a stanie się to gdy znajdziemy Pettigrew-oznajmił mężczyzna spokojnym tonem.
-Nie przejmuj się tym, Rogasiu-wtrącił Black-Na razie siedzę u Molly, która dba tam o mnie jak o jednego ze swojej gromadki.
-To dobrze-odetchnął Harry-Ciocia Molly taka jest.
Siedzieli całą czwórką jeszcze długo i rozmawiali o wielu istotnych rzeczach oraz planach, po czym Snape wyjrzał za okno.
- Na nas już czas. Pożegnaj się-zwrócił się do Pottera, który delikatnie objął Syriusza i przybił piątkę Remusowi.
-Do zobaczenia, Severusie-rzucił jeszcze Lupin, nim Mistrz Eliksirów i jego przybrany syn zniknęli w tunelu.
***
-Profesorze, mam ważne pytanie-wystrzeliła Luna, gdy weszła do gabinetu Snape'a zastając tam również Harry'ego.
-Tak?-zapytał cierpliwie mężczyzna.
-Bardzo marzę o tym, by wstąpić do orkiestry profesora Flitwicka-stwierdziła dziewczynka-Muszę mieć zgodę opiekuna.
-Wspominał mi o tym.
-Naprawdę?-rozradowała się blondynka.
-Owszem. A jak twoje stopnie z zajęć?-Snape uniósł brew pytająco. Luna wyglądała jakby sobie coś poważnie przeliczała w głowie, po czym uśmiechnęła się promiennie.
-Mam bardzo dobre oceny, tak myślę-stwierdziła.
-Mogę przystać na propozycję profesora Flitwicka, jutro podpiszę tą zgodę-postanowił Mistrz Eliksirów i zaczął przeglądać papiery w biurku.
-Tylko...
-Tak?
-Ja nie wiem na czym chciałabym grać-policzki Luny pokryły się delikatnym różem. Snape w myślach błagał Merlina o litość, a tak naprawdę jedynie przyjrzał się dziewczynce.
-Może skrzypce? Co o tym myślisz? Z tego co widziałem, Filius ma duży deficyt na ten instrument. Jest bardzo dużo fletów-zaproponował Severus i wyłapał rozbawiony wzrok swojego syna siedzącego tuż przed nim. Posłał mu mordercze spojrzenie i wrócił do pracy.
-Dziękuję!-wykrzyknęła wesoło Luna i podeszła bliżej-Mogę w czymś pomóc?
-Będę teraz robił eliksiry, więc nie sądzę, byś była zainteresowana, a i ja nie chcę mieć bachorów plączacych mi się pod nogami.
-Z chęcią popatrzę!-zaproponowała Lovegood.
-Tato, ja będę spadał, bo umówiłem się z Ronem i Hermioną na wizytę u Hagrida-oznajmił Harry i pomachał im na wyjście.
-No dobrze, uparta dziewucho. Możesz pooglądać-warknął ponuro Severus i udał się do pracowni, a Luna podreptała za nim.
Zaczął warzyć eliksir. Najpierw przygotował składniki, które pokroił, posiekał lub zgniótł. Potem zaglądając czasem do przepisu wykonywał każdy ruch po kolei. Gdy mikstura miała warzyć się przez dwie minuty, mężczyzna ustawił na blacie fiolki, do których później miał przelać ciecz. Luna uważnie obserwowała, jak jej opiekun dodaje kolejne składniki z ogromną gracją i pasją, nawet mieszanie eliksiru w jego wykonaniu było sztuką. Dziewczynka zaczęła się trochę nudzić, więc chwyciła różdżkę i w każdym pustym flakoniku wyczarowała kwiatka. Snape najpierw tego nie zauważył, gdyż był zaabsorbowany swoją pracą, ale gdy miał chwilę wytchnienia uważnie spojrzał na fiolki i bardzo walczył, by się nie uśmiechnąć. Odwrócił głowę w stronę rozbawionej Luny i posłał jej ostre, karcące spojrzenie, ale nic nie powiedział. Dzieciaki tak po prostu mają, prawda?
***
Ta noc nie należała do łatwych. Harry budził się kilka razy, w ciągu pierwszych czterech godzin snu. W końcu o trzeciej w nocy zdawało się, że dramat rozgrywający się w jego podświadomości nigdy nie będzie miał końca. Rozmaite szepty, krzyki odbijały się w jego głowie. Syczący głos wyśmiewał się z niego, a potem nadszedł niewyobrażalny ból. Harry wiedział, że krzyczy. Po chwili poczuł mocne szarpanie ze wszystkich stron, a ostatnim sykiem, który usłyszał, było mroczne zdanie: 'I ci na których ci zależy, zginą przed tobą, byś mógł oglądać ich cierpienie, a gdy to się stanie, zostaniesz drugim Czarnym Panem, prawda Potter? W twoim dziecięcym tłumaczeniu będzie to jedynie pomszczenie, zemsta... Ale oboje znamy prawdę, co to robi z człowiekiem...'
-Merlinie, Harry! Obudź się-ktoś nad nim krzyczał i był to bardzo spanikowany głos. Wybraniec wsłuchiwał się w niego przez jakiś czas, po czym stwierdził, że czekanie aż ta osoba przestanie, nie ma sensu, więc po prostu gwałtownie otworzył oczy. Zobaczył nad sobą Nevilla, Rona, Seamusa i Deana, a widząc znajome twarze gwałtownie odetchnął z ulgą. Próbował usiąść, ale błędnik odmówił mu posłuszeństwa.
-Leż jeszcze-zarządził Weasley i posłał przyjacielowi smutne spojrzenie.
-Ale to było... Straszne-podsumował Longbottom.
-Możecie powiedzieć coś w więcej?-oddech Harry'ego już się uspokoił i podciągnął się do wygodniejszej pozycji.
-Krzyczałeś-mruknął zaspany Dean.
-I to bardzo. Do tego wiłeś się potwornie-dodał Seamus-Na szczęście siedziałem u siebie na łóżku ćwicząc pewne zaklęcie...
-Czyżby zamiany wody w rum?-zaśmiał się Potter, a Finnigan odwrócił zakłopotany wzrok.
-Nieważne-przerwał im Ron-Kumplu, myślę, że powinniśmy komuś o tym powiedzieć.
-I co to da?-Harry wzruszył ramionami-Nic nie potrzebuję, jedynie przepraszam, że się przeze mnie nie wyśpicie.
Chłopcy zaczęli się śmiać i postanowili przeczekać do rana. Ta noc upłynęła im na rozmawianiu o totalnych głupotach.
Nie zdawali sobie sprawy jakie niebezpieczeństwo czekało na nich niedaleko, a może nawet bliżej niż myśleli. Każdy z tych dzieciaków czuł się w Hogwarcie bezpiecznie, a była taka cienka granica między zaufaniem i zdradą.
Czarny Pan powrócił i wiedzieć to mógł każdy, nawet uczniowie. Nikt co prawda nie myślał jeszcze wtedy o przyszłości, o tysiącu ludzi oddających życie za jakiegoś szaleńca pogrążonego we własnej chwale. Kto mógł wtedy wyobrażać sobie, że jego syn czy córka będą zmuszeni wybierać stronę?
Kto?
Tylko Sam-Wiesz-Kto.
XDDDD KOMENTARZE MILE WIDZIANE.
A tak serio, to w następnym rozdziale będzie się działo dużo akcji, więc przygotujcie się emocjonalnie. Zdaję sobie sprawę, że ta część, szczególnie ta niespójna końcówka, wyszła śmiesznie, ale pisanie w nocy mi nie sprzyja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top