Część 47.
Nim ktokolwiek się spostrzegł, zaczął sypać śnieg, a wkrótce uczniowie porozjeżdżali się do domów. Nauczyciele wyczekiwali na przerwę świąteczną, ale Severus, który wręcz nienawidził okresu Bożego Narodzenia, starał się nie wychylać z kwater. Natomiast w dniu kiedy nadeszła Wigilia, McLevis siłą go stamtąd wyciągnął.
-Nie możesz przesiadywać tam przez cały czas! To nie ludzkie!-argumentował chłopak ciągnący starszego przyjaciela wprost do Wielkiej Sali, w której działy się dziwne rzeczy. Na ścianach uczniowie zawieszali liczne łańcuchy i ozdoby, a Hagrid właśnie przytaszczył tam ogromną choinkę. Snape złapał się za nasadę nosa i ciężko westchnął.
-Oh! Severusie, zdecydowałeś przyjść?-zapytała McGonagall z przekąsem. Zacisnął zęby i spojrzał na nią groźnym wzrokiem-Chodź, pomożemy Albusowi i Hagridowi z choinką.
Snape odszukał wzrokiem Harry'ego, który ku jego zaskoczeniu rozmawiał z Luną. Dziewczynka uważnie go słuchała, a czasem oboje wybuchali gromkim śmiechem. Dołączyła do nich ruda Weasley, która od razu usiadła blisko Pottera. Mistrz Eliksirów już dawno zauważył, że młoda Ginewra jest bardzo uparta i ambitna, poza tym chyba poważnie zauroczyła się w Wybrańcu.
Gdzieś w oddali rozległy się chichoty, a potem gromki śmiech.
-Hej, Sev, do twarzy ci!-McLevis pokazał swoje nienagannie białe zęby. Snape spojrzał najpierw w dół, ale nic tam nie zauważył. Natomiast poczuł coś na głowie, więc szybko to złapał. Czerwona czapka Mikołaja zawisła w jego dłoni. Mężczyzna nie zastanawiając się długo rzucił nią wprost w rozbawionego Rowleya, który cudem uniknął tego celnego strzału. Chłopak podniósł nakrycie głowy z ziemi i odrzucił do Mistrza Eliksirów. W ten oto sposób rozpoczęła się walka.
Uczniowie podzielili się na grupki kibicujące swojemu faworytowi, a McGonagall patrzyła na to z boku, starając ukryć swoje zażenowanie.
-Dobrze, dość-warknął w końcu Snape i wszyscy zamilkli-Wracajcie do pracy.
***
Harry usiadł w Pokoju Wspólnym Gryfonów i głaskał Hadesa leżącego mu na kolanach. Zaraz miał iść do profesora Snape'a, ale patrzył jak Ron odpakowuje swoje prezenty. Sam oczywiście dostał sweter od pani Weasely, zielony, który niezwłocznie założył.
Wybraniec zastanawiał się, czy Luna też będzie u jego taty. Ostatnio złapali dobry kontakt i w sumie powoli zaczynali się rozumieć. Na przykład poprzedniego dnia, chłopak tłumaczył jej dużo zagadnień z Quidditcha, a ona wsłuchiwała się jak zaczarowana i obwieściła, że też chce w przyszłości grać.
Była urocza i wyjątkowo delikatna.
-Harry, nie miałeś już być u profesora Snape'a?-zapytał nagle Ron, a Potter oderwał się od myśli.
-Racja, będę się już zbierał.
Gdy schodził po kryjomu do lochów spotkał Dracona, który rozmawiał z Luną jak jej stary dobry przyjaciel.
Stanął niedaleko i pomachał im wesoło, a oni podeszli bliżej.
-Czemu nie jesteś z rodziną, Malfoy?-zapytał Harry, a chłopakowi zrzedła mina.
-Wiesz czemu... Boją się po mnie przyjść, nie chcą, by coś mi zrobił-odparł blondyn i odwrócił wzrok-Zresztą nieważne, możecie już iść przecież.
-Nie chcesz z nami?
-Myślę, że napiszę w tym czasie do rodziny, trzymajcie się i życzcie profesorowi wesołych świąt-Draco pomachał im na pożegnanie i odszedł pospiesznym krokiem.
Idąc, młodzież spotkała McLevisa, który standardowo zaproponował, że pójdzie z nimi. Trójką już niedługo byli pod komnatami Snape'a, który ponuro wpuścił ich do środka.
-Co tak stoicie? Usiądźcie-warknął i sam to zrobił-Jak tam nastroje świąteczne?
-Świetnie,szczególnie gdy cię zobaczyłem. Od razu zrobiło mi się lepiej na sercu-sarknął Rowley i obaj mężczyźni zmierzyli się ostrym wzrokiem.
-Bardzo fajnie, profesorze-wtrąciła Luna-Wczorajszy dzień spędziłam z Ginny i naprawdę było świetnie. Pokazała mi kilka zaklęć, a jakiś starszy Puchon śmiał się z nas i kiedy chciał pokazać 'co znaczą prawdziwe czary' wzniecił pożar i sprawił, że na korytarzu coś wybuchło-Lovegood zachichotała, a w salonie zapadła cisza.
-Zaiste... Ciekawy dzień-skomentował jedynie Severus i odwrócił swoją uwagę od podopiecznej-Mam coś dla was. Podejdź do mnie-powiedział do blondynki, która zaciekawiona i nieśmiała szybko pojawiła się obok Mistrza Eliksirów-To należało do twojego ojca-podał jej pudełeczko, a po jego otworzeniu ukazał się naszyjnik z Insygniami Śmierci. Dziewczynka uchyliła usta, jakby chciała coś powiedziec, ale ostatecznie zachowała to dla siebie. W jej oczach nagromadziły się łezki i bez wachania zgniotła mostek swojemu profesorowi, który przez moment nie mógł oddychać i z paniką w oczach patrzył na McLevisa. Ten jedynie uśmiechnął się złośliwe i spojrzał w inną stronę.
-Tak bardzo dziękuję!-załkała blondynka, a Snape przewrócił oczyma.
-Masz tu jeszcze taki drobiazg-dał jej pakuneczek, który po odpakowaniu okazał się być zegarkiem, ale nie takim zwyczajnym-Pokazuje fazy księżyca. Wiem, że się tym kiedyś interesowałaś, profesor Flitwick mi mówił. No trochę w tym udziału miał on-wskazał głową na McLevisa, który wyszczerzył zęby wesoło-A to dla ciebie, Harry-Snape podszedł do syna i podał mu najpierw kopertę, a potem jakaś trochę większą paczkę.
Chłopiec zaczął od drugiej rzeczy i nie rozczarował się. W środku znajdował się album pełen zdjęć jego matki, ojca i nawet samego Harry'ego. Na większości było tylko małżeństwo, ale z czasem zaczął pojawiać się on, jako niemowlę. Przez moment Potter zastanawiał się, co kierowało jego opiekunem, skoro tak bardzo nienawidził Jamesa, a dał mu ten prezent pełen jego zdjęć. Przyjrzał się na jednym swojej mamie. Była piękną, młodą kobietą pełną życia nawet w oczach. Szkoda, że odeszła tak szybko... Oczywiście James tak samo, ale on patrzył przeciętnie i wyglądał na lekko znudzonego.
-Tato...-zaczął Harry-A ty nie byłeś pokłócony z moją mamą i tatą?
-Owszem, byłem. Zobacz kolejną rzecz-mruknął ponuro Snape. Z koperty wypadła kolejna fotografia i list.
'Severusie!
To co działo się przez lata jest nie do opowiedzenia w liście. Urwaliśmy kontakt, staliśmy się obcy i dorośliśmy. Chciałabym to wszystko naprawić. Wiem, że ty również się starałeś, a ja to zaprzepaściłam humorami i odtrącaniem ciebie.
Teraz jednak nie tylko ja się do ciebie zwracam. Po urodzeniu Harry'ego długo prosiłam Jamesa, byśmy się z tobą pogodzili i wzięli cię na chrzestnego, jednak jak wiesz padło na kogoś innego. Może czas zakończyć wszelkie spory? Severusie, po raz drugi spodziewam się dziecka i chciałam byś ty pierwszy to wiedział. Pragnę, żebyś został jego ojcem chrzestnym. Może to właśnie małe dziecko nas pogodzi? Spotkamy się w przyszłym tygodniu? Sam na sam, bez Jamesa, ale nie martw się, on nie będzie miał nic do gadania!
Lily Potter'
Severus pamiętał, że na początku ten list okrutnie bolał, ale z biegiem godzin coraz bardziej przekonywał się do tego pomysłu. Nie udało im się już spotkać, tydzień później państwo Potterowie zostali zamordowani.
Snape przyjrzał się Harry'emu uważnie. Dzieciak siedział chwilę zamyślony, po czym przełknął ślinę konwulsyjnie i schował list do koperty.
-Dziękuję-uśmiechnął się delikatnie i wrócił na swoje miejsce. Całą czwórka postanowili zjeść wspólnie świąteczny posiłek nie idąc do Wielkiej Sali. Co prawda McLevis chciał wyjść i nie przeszkadzać, ale Luna przekonała go by został.
-Mała bestyjka-mruknął chłopak i pokręcił głową-Będę tak do ciebie mówił.
Lovegood uśmiechnęła się złośliwie i zabrała się do nakładania potraw. Severus przyglądał się każdemu uważnie. Jakieś dziwne uczucie ukuło go w środku. Czyli to jest właśnie rodzina? To, czego nie zaznał będąc dzieckiem wróciło do niego i to w podwojonej wersji. Mężczyzna z powrotem skupił się na rozmowach trwających wokół i na Harrym, który również wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. On prawdopodobnie przeżywał teraz w sercu to samo co Severus.
***
Było już późno, a Snape mozolnie robił porządki w swoich kwaterach. Harry siedział w swym pokoju obok, bo dziś pozwolono mu tam zostać. Chłopiec prawdopodobnie już spał, więc Severus miał ciszę i spokój. Podczas gdy układał zwoje w szufladzie, usłyszał dziwny trzask. Odłożył stare papiery i gdy nic nie zauważył, stwierdził, że to senność żartuje sobie z niego. Wyjął butelkę ognistej i otworzył ją zamaszystym ruchem. Wokół zrobiło się jakoś dziwnie, wręcz chłodno. Płomienie świeczek zachybotały, jakby przy podmuchu wiatru. Wiatr w lochach? Wtedy Snape domyślał się, że coś może się dziać. Wstał i rzucił zaklęcie kamuflujące na drzwi pokoju Harry'ego i oczekiwał.
Nie zajęło mu to dużo czasu, bo już po chwili jego kominek rozbłysł zielonymi płomieniami. Nie dał się omamić chwili zaskoczenia i przygotował różdżkę, na darmo.
Pierwszy widok trochę go zaskoczył, może nawet przestraszył, choć nigdy by się do tego nie przyznał. Stała przed nim Bellatrix Black. Ubrana była w przyległe spodnie i bluzkę odsłaniającą brzuch. Bez sukienki wyglądała co najmniej dziwnie w odczuciu Severusa. W dłoni trzymała prawie wypitą butlę whisky i uśmiechała się prowokacyjnie. Jej strój był przybrudzony krwią, co oznaczało, że właśnie wróciła z jakiejś sesji tortur na bezbronnych mugolach.
-Co ty chcesz?-zapytał oschle Snape.
-Nie cieszysz się, że mnie widzisz?-zapytała kobieta.
-W tym stanie? Nie-warknął-Jesteś spita, możesz wracać do swojej rodziny.
Bella weszła wgłąb pokoju i nagle jej humor znacząco się zmienił, a w oczach pojawiły się łzy. Snape przewrócił oczami.
-Daj mi alkohol, proszę...-szepnęła Black cicho i podeszła bliżej. Mistrz Eliksirów oddał jej swoją butelkę, a tą opróżnioną, którą trzymałam w ręku szybko jej zabrał, by nie wpadła na pomysł stłuczenia jej w jego posprzątanych kwaterach.
-Co wprawiło cię w taki stan?-westchnął, a ona opadła na podłogę i zaczęła cicho łkać-Merlinie ratuj. Bella, powiesz?
-Ty też chciałbyś przeżyć święta z rodziną, co?-kobieta podciągnęła nosem.
-Ja... Nie, nie zależy mi-odparł twardo Snape i z niepokojem spojrzał na miejsce, gdzie aktualnie znajdowały się ukryte drzwi.
-A oni chcieli, chcieli do jasnej cholery!-wykrzyknęła, a Mistrz Eliksirów poczuł ciary.
-Ale kto?
-Rodzina, którą zabiłam-wyszeptała, a jej oczy znów napełniły się łzami. Snape westchnął i wyjął drugą butelkę ognistej, tym razem dla siebie. Łyknął jej i usiadł na podłodze koło narzeczonej.
-Severusie, ja mam dość-jej głos drżał-Nienawidzę swojego życia, chcę ze sobą skończyć.
-Ty?-mruknął zdziwiony-Przecież ty kochasz torturować.
-Nic o mnie nie wiesz!-wrzasnęła dziko, po czym upiła głęboki łyk. Przetarła usta wierzchem dłoni.
-Czemu przyszłaś akurat do mnie?-Snape postawił sprawę jasno. Chciał wiedzieć, czego Black od niego oczekuje i czy jest to korzystne.
-Ja nie wiem...-wymamrotała w końcu i wzdrygnęła się niczym z zimna. Bellatrix spuściła wzrok i zaczęła patrzeć się w podłogę-Może tam byłam dalej od Niego?
-Od Czarnego Pana? Przecież go ubóstwiasz!
-No i co z tego!-jej głos zadrżał.
-Jest ci tu zimno?-zapytał Snape po krótkiej chwili ciszy. Kiwnęła głową, a on natychmiast wziął jedno z piór leżących na jego biurku i przetransmutował w ciemny, zielony i puchaty koc. Okrył ją i usiadł z powrotem-Sam ostatnio miałem kryzys. Kiedy tylko zabijałem, okropne wyrzuty targały mym sumieniem, jednak taka jest wola naszego Pana, więc ją wypełniam.
-Bo ty niby zawsze ślepo za nim podążasz?-prychnęła już lekko opanowana kobieta.
-Załóżmy, że z reguły-Snape napił się konkretny łyk ognistej, a zaraz za nim podążyła Bella. Znów zapadła cisza.
-Wiesz, kiedyś naprawdę go kochałam. Chciałam być u jego boku, służyć mu, oddać swoje ciało... ale teraz od kiedy postanawia krzywdzić moich bliskich, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Poza tym ta cała historia z Imperiusem-Bellatrix zamknęła oczy.
-I tak po prostu mi to mówisz? Przecież mogę mu wszystko opowiedzieć i zginiesz-odparł beznamiętnie Snape.
-Ale tego nie zrobisz-stwierdziła kobieta spokojnie.
-Czemu?
-Bo mamy święta.
-Faktycznie, idealna okazja, żeby zruinować komuś życie. Z wielką chęcią pójdę i wszystko mu opowiem, będzie zachwycony, a ja dostanę nagrodę.
-I będziesz szczęśliwy, Snape?
Severus nie zastanawiał się długo.
-Tak, bez wątpienia-wykrzywił twarz w grymasie. Do lochów znów wdarł się chłód i oboje umilkli. Bellatrix przymknęła oczy i skrzyżowała nogi. Mistrz Eliksirów wiedział już, że alkohol działa na nich oboje, bo gdy patrzył na siedzącą przed nim kobietę, czuł dziwne przywiązanie. Black zaczęła nucić jakąś smętną melodię, a dźwięki jej lekko zachrypniętego głosu rozwlekły się po całym pomieszczeniu. Śpiewała ładnie, to Severus musiał przyznać. Wpatrywał się w nią instensywnie, jakby oczekiwał tego samego. Kobieta zaczęła się lekko kołysać, a na samym końcu zaśmiała się i otworzyła oczy.
-Co się patrzysz?-jej twarz przybliżyła się do niego, chciał się odsunąć, ale coś mu nie pozwalało. To była jej dłoń dotykająca jego policzka.
Severus zdawał sobie sprawę jak nieporadnie musiał wtedy wyglądać, tym bardziej, że naprawdę stracił panowanie nad sobą. To ona zaczęła.
Bellatrix delikatnie musnęła jego wargi, jakby prosząc o pozwolenie pocałunku. Snape'owi trudno było się przyznać, że nie miał pojęcia co robić, więc po prostu się rozluźnił. Black tylko na to czekała. Zbliżyła się i drugą rękę również przyłożyła do policzka. Pocałunek się nasilił, a oni oboje rozkoszowali się tą chwilą.
Harry Potter z ukrycia obserwował całą scenę, która działa się w pomieszczeniu głównym kwater jego ojca. Kobieta będąca teraz obok Mistrza Eliksirów najwyraźniej bardzo go kochała i on mimo zazdrości starał się ich zrozumieć. 'Dorośli'. Chłopiec westchnął cicho, zamknął oczy, po czym delikatnym ruchem różdżki wyczarował nad nimi jemiołę i zadowolony ze swego dzieła, znów wślizgnął się do swojego zakamuflowanego zaklęciem pokoju.
Tymczasem Severus i Bella nie przejmując się niczym jeszcze długo pozostali siedząc na dywanie. Wkrótce oboje zasnęli, nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo się rano znienawidzą.
Komentarze plisss
To się nazywa deficyt weny, ok?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top