Część 42.
Dla wszystkich była to nietypowa sytuacja. Severus Snape miał narzeczoną i to nie byle kogo, bo Bellatrix Black!
Przede wszystkim to Harry poczuł ukłucie w sercu. Zdrady jakiej przed momentem doznał nie mógł tak po prostu wymazać z pamięci. Spojrzał na Hermionę, która patrzyła na Rona. Całą trójką nagle zerwali się z siedzeń i wybiegli odprowadzani wzrokiem uczniów. Stanęli zdyszani za jakimś zakrętem.
-Nie wierzę!-Granger oparła się o ścianę.
-Co to właściwie było?-zapytał Ron i Potter chciał coś powiedzieć, ale szybkie kroki go powstrzymały. Obok nich pojawiła się Lovegood.
-Harry, myślę że profesor Snape na pewno ma jakieś wytłumaczenie!-powiedziała dziewczynka, ale Wybraniec nie miał zamiaru jej słuchać.
-Zejdź nam z oczu Luna, ok? Nie powinnaś w ogóle za nami iść. Ja cię nie śledzę-warknął chłopiec, a blondynka spuściła głowę i wyglądała jakby miała się rozpłakać. Hermiona spojrzała na Harry'ego z wyrazem mordu w oczach i natychmiast znalazła się przy Krukonce.
-Nie słuchaj go, Luna. Chodźmy do Wielkiej Sali, a niech chłopcy zostaną sami-wycedziła, po czym objęła Lovegood ramieniem i poprowadziła ją z powrotem do innych.
-Faktycznie za ostro ją potraktowałem-mruknął Harry-Będę musiał ją przeprosić, ale sam wiesz że jestem w ogromnym szoku, prawda Ron?
Weasley przytaknął i poklepał przyjaciela po ramieniu.
-Chodźmy poszukać Snape'a.
Nie musieli dużo myśleć, bo znaleźli go tam gdzie się spodziewali, czyli w lochach. Mistrz Eliksirów wpuścił ich patrząc na nich przeszywająco. Gdy tylko weszli, a drzwi się zamknęły, Harry wybuchł.
-Jak mogłeś mi nie powiedzieć?!-wykrzyknął-Czy nie jestem już twoim synem, żeby wiedzieć o takich rzeczach?!
Snape nic nie mówił. Harry kopnął kanapę, która nieznacznie się przesunęła, po czym syknął z bólu które wywołałane zostało uderzeniem w palce. Ron stał z boku z opuszczoną głową.
-Myślałem, że mnie kochasz, że chcesz żebym ja ufał tobie, a ty mi! Codziennie na lekcjach mnie obrażasz, wyzywasz, odejmujesz punkty, prześladujesz mnie... Ale ja nic sobie z tego nie robię. A teraz...-Harry zawahał się na moment -Teraz dowiaduję się, że nie będę mógł być twoim synem...
Snape drgnął, ale nic nie powiedział. Jedynie karcącym wzrokiem spojrzał na drzwi, a Weasley wiedział co robić. Gdy tylko wyszedł, to Snape przejął głos.
-Co ty wygadujesz dzieciaku? Czemu masz nie być moim synem?
-Bo ona nie będzie mnie chciała!
-Doprawdy, nie dziwiłbym jej się-prychnął Severus kpiąco-Taki marudny dzieciak...
-Widzisz? Znowu mnie obrażasz tato-powiedział smutno Harry, a Severus zaśmiał się pod nosem, podszedł do przybranego syna i potargał go po włosach.
-Harry Harry, Harry... Co ja z tobą mam, hmm?
Chłopiec trochę rozkojarzony obrotem sytauacji spojrzał w górę na Snape'a, który wyglądał na całkiem rozbawionego.
-Słuchaj, zaręczyłem się z Bellą z polecenia Sam Wiesz Kogo,niestety Dumbledore to poparł, żebym był wiarygodny w jego szeregach. Ona nic nie zmieni, a im szybciej zwyciężymy, tym prędzej zniknie z naszego życia, ok?-Severus usiadł i pociągnął Harry'ego na kolana.
-Jestem za stary tato-burknął Potter.
-Właśnie przed chwilą pokazałeś jaki to dojrzały jesteś-zakpił mężczyzna.
***
Tymczasem nadszedł już wieczór, a Luna szła na kolację trochę wcześniej niż inni. Wesoło przemierzała korytarze i rozmyślała o dzisiejszym dniu. Hermiona okazała się bardzo dobrą przyjaciółką, która trochę wsparła młodszą czarownicę. Granger powiedziała, że kiedyś też jej tak dokuczali, ale przestali, gdy uratowała im tyłki. Dodała też, że zawsze może powiedzieć to Snape'owi, w końcu jest jej opiekunem.
Krukonka skręciła w stronę łazienki Jęczącej Marty, do której chodziło bardzo mało osób, prawie nikt. Jednak tym razem już przy samym wejściu słyszała krzyki. Wyjęła swoją różdżkę tak w razie czego i biorąc głęboki wdech weszła do środka. Ukryła się za jedną z kabin obserwując przebieg zdarzeń. Na środku koło zlewów stała grupka starszych chłopaków i jedna dziewczyna. Otaczali kogoś, był to młodszy od nich Ślizgon. Widziała po krawacie, jednak jego twarz była zasłonięta. Latała nad nimi Marta, która lamentowała, by go nie krzywdzili.
-Zamknij się! -krzyknął ktoś w końcu-Dzieciak odpowie!
-Za co wy go chcecie ukarać? -zapłakała Marta.
-On... On jest z tej paskudnej rodziny! To przez jego cholerną ciotkę, moja matka nie żyje! Jego rodzice i jej ojciec postradali zmysły!-wskazał na dwójkę innych-A reszta jest w obstawie, bo tak naprawdę chcemy się trochę pobawić... No gadaj młody! Opowiadaj o tym jakże bliskim pokrewieństwie z Bellatrix Lestrange!
Wystarczyło nazwisko, aby serce Luny podskoczyło do gardła. Wiedziała, że osobą stojącą pod ścianą był nie kto inny jak Draco Malfoy.
-Nie możemy załatwić tego w inny sposób?-zapytał rezolutnie blondyn.
-Co, chcesz się targować tak jak twój ojciec wykupił twoją matkę? Zapewne zasługiwała na kogoś lepszego-Lovegood wiedziała, że to nie skończy się dobrze i już po chwili słyszała główny dźwięk uderzenia i szamotaniny.
-Nie obrażaj moich rodziców!
-Ciesz się, że mam kogi obrażać, bo być może już niedługo.
Bójka była głośna, a napastnicy mieli większe szanse. Ich była szóstka, Draco jeden. Jęcząca Marta zapłakała i wleciała do sedesu, a Luna wzięła głęboki oddech przyglądając się tym scenom. Przejechała ręką po włosach i podjęła jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu.
-Starczy!-wykrzyknęła na cały głos wprawiając wszystkich w osłupienie-Zostawcie go, a nigdzie tego nie zgłoszę, jasne?
Starsi jedynie zaśmiali się z kpiną, a jeden pokazowo kopnął Dracona prosto w brzuch. Chłopak jęknął, ale starał się wyprostować.
-Sami chcieliście-mruknęła Lovegood i zaczęła rzucać wszystkie zaklęcia jakie tylko znała, a było ich mało i nie należały do tych co mogły wiele zdziałać. Jednak Luna była nieugięta i w pewnym momencie jakieś przypadkowe zaklęcie zasłyszane od ojca wystrzeliło jej z różdżki. Woda trysnęła z umywalek obryzgując wszystkich naokoło. Dziewczynka uśmiechnęła się z dziką satysfakcją i wycelowała w jednego z napastników, który starał się postawić tarczę, jednak na próżno. Woda lecąca wokół rozkojarzyła go na tyle, że oberwał tym samym zaklęciem co krany. Odrzuciło go na daleką odległość, a inni tak się zdziwili, że umknęło im jak Draco Malfoy z łatwością wyswobodził się z uścisku, zaczął biec w stronę wyjścia i chwycił Lunę, która jak w transie obserwowała swoje dzieło.
-Chodź! Chodź!-krzyknął ciągnąc ją w jakieś korytarze, jak najdalej od łazienki Marty. Z daleka zdawało się słyszeć zdenerwowane krzyki i próbę pogoni, ale oni byli już zbyt daleko. Wybiegli na błonia, zatrzymali się niedaleko chatki Hagrida. Luna była przestraszona tym co się stało. Jej oczy były tak szeroko otwarte, że przez moment Draco bał się o jej stan psychiczny, ale po chwili Krukonka wzięła głęboki oddech i usiadła pod jakimś drzewem. Malfoy zrobił to samo.
-Jesteś cały przemoczony, przeziębisz się-wydukała blondynka, a on uśmiechnął się słabo.
-Nic mi nie będzie. Jak byłem mały, wpadłem do przerębli w jeziorze, gdy było naprawdę zimno i mimo, że na początku ojciec tego nie zauważył i trochę tam byłem, to nawet się nie przeziębiłem-odparł wzruszając ramionami-Nie mogę się rozchorować od samej wody z kranu i lekko chłodnego wiaterku.
-Poczekaj-powiedziała Luna i zbliżyła dłoń do jego twarzy. Zdziwiony chłopak nie poruszył się, by poczuć dotyk czegoś miękkiego w kąciku ust. Syknął, gdy poczuł lekkie pieczenie. Lovegood zabrała rękę w której trzymała delikatnie zakrwawioną chusteczkę i schowała ją do kieszeni.
-Dziękuję-mruknął Draco-Jestem ci wdzięczny za to że mi pomogłaś.
-To chyba oczywiste. Nie zostawiłabym cię tam.
-Znam wielu, którzy by tak zrobili. Obracam się w złym towarzystwie...
-To nie ty obracasz się w złym towarzystwie Draco, tylko źli ludzie ci zazdroszczą.
-Niby czego?-Malfoy zmarszczył brwi-Pieniędzy?
-Tego, że wyszedłeś na prostą. Myślisz, że oni chcą w tym tkwić?-słowa Luny dały mu dużo do myślenia.
-Słuchaj, być może nie powinienem ci tego mówić, ale widzę w tobie osobę godną zaufania, a ja muszę się komuś... Przyznać.
-Słucham, jak zawsze-odpowiedziała dziewczynka.
-On... Sama Wiesz Kto jest u mnie-zaczął z zakłopotaniem-Spędziłem z nim całe wakacje.
-Wiem-odparła beznamiętnie blondynka, a Malfoy uniósł zdziwiony głowę.
-Skąd?
-To chyba normalne, że musiałam się dowiedzieć gdzie zginął mój ojciec.
-No tak, wybacz, zapomniałem-Draco odwrócił wzrok-On tak bardzo zmienił moje myślenie, że mam wrażenie, że to nie ja! Że nie potrafię kontrolować swoich ruchów, myśli czy słów. Myślę sobie czasem, że zostałem tylko wspomnieniem, a to wszystko jest snem i...
-Draco-przerwała mu Luna, a on spojrzał na nią pytająco. Uszczypnęła go, syknął-Czułeś to, prawda?
-Tak, ale nie wiem po co to zrobiłaś-blondyn przejechał dłonią po bolącym miejscu.
-Jeśli to czułeś, to znaczy, że tu jesteś. Dołączyłeś w tym roku do drużyny Quidditcha, hmm?-zapytała, a on potwierdził-Zwycięstwa, które odnosisz jako pojedynczy uczestnik, jako Szukający, przypisujesz sobie, czy komuś?
-No jeśli złapię znicza, to ja to zrobiłem i dzięki mnie wygrali.
-Więc jeśli to ty wygrałeś, to znaczy, że tu jesteś-odpowiedziała, a zafascynowany Malfoy słuchał dalej-Jeśli Ron by cię uderzył, co byś zrobił?
-Oddałbym mu-odparł stanowczo chłopak, a blondynka wybuchła śmiechem-Co jest?
-I to ty byś wymierzył mu ten cios, czy ktoś inny?
-Ja.
-Tak więc, prawdziwy i żywy Draconie Malfoyu możemy udać się na kolacje i żaden łysy człowiek bez nosa nam w tym nie przeszkodzi-Luna złapał dłoń chłopaka, oboje wstali i w dobrych nastrojach poszli do Wielkiej Sali.
Ten rozdział był dla mnie wyjątkowo ważny, mam nadzieję że się podobał 💚💚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top