Część 41.

Ta noc nie należała do najpiękniejszych. Potężny wiatr niszczył wszystko na swej drodze, a ulewne deszczy doprowadziły do wielu podtopień. Mimo wszystko Voldemort postanowił wezwać swojego zaufanego pomocnika, by obwieścić mu kilka ważnych informacji. Severus z wielkim zaangażowaniem teleportował się do posiadłości Malfoyów, chcąc wyjaśnić ze swoim panem jedną, ważną rzecz. Czarnowłosy wszedł przez drzwi, a w korytarzach nie spotkały go światła jak zwykle, lecz mrok. Za oknami szalała burza, a mężczyzna poczuł przyjemny dreszcz. Snape szedł dalej spodziewając się gdzie Voldemort może przebywać i tam kierując swe kroki.

Gdy dotarł do jednego z pokoi, w którym miał zastać swojego pana, nikogo tam nie było. Wtedy zaczęły go trapić obawy. Rozejrzał się po pokoju i stłumił dreszcz na widok wlepionych w niego czerwonych oczu.

-Mój Panie-ukląkł na jedno kolano.

-Severusie, stałeś się bardzo nieuważny-z ust Voldemorta wydobył się ledwo słyszalny szept-Jednak pewnie gdybym to nie był ja, już leżałbym pokiereszowany w drugim kącie pokoju, prawda?

-Możliwe, mój panie-Snape nie podniósł wzroku, który cały czas próbował przyzwyczaić do ciemności panującej w pokoju.

-Wstań, Severusie-polecił Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać-Zanim przejdę do tematu, czy chciałbyś coś powiedzieć?

Snape zastanowił się przez chwilę jak sformuować informację, którą chciał przekazać.

-Właściwie jest taka jedna sprawa, mój panie-zaczął-Chodzi tu o wczorajszy incydent w Hogwarcie.

-Zamieniam się w słuch.

-Prawdopodobnie jeden z naszych, w celu uzyskania większej ilości informacji o McLevisie, bądź z czystej zazdrości za tak szybkie wstąpienie do Wewnętrznego Kręgu, postanowił zakraść się do szkoły, zamienić w ucznia za pomocą eliksiru wielosokowego i podczas lekcji napaść na umysł Rowleya, rzucając na niego uprzednio jakieś niezidentyfikowane, czarnomagiczne zaklęcie. Uważam, że to zachowanie nie na miejscu, gdyż McLevis mocno to odczuł, mój panie-Severus przedstawił skrót sytuacji, a Voldemort zmrużył oczy.
Snape wziął głęboki oddech czekając, aż jego pan zrozumie kontekst sytuacji.

-To niedorzeczne i oburzające! Nie wyobrażam sobie czegoś takiego w moich szeregach!-warknął Voldemort i zacisnął palce na różdżce-Zlecę komuś ustalenie tożsamości tego delikwenta.

-Dziękuję, mój panie-odparł opanowany Snape.

-Przejdźmy teraz do drugiego tematu-Voldemort zdawał się wywiercać dziurę w głowie Severusa-Jak tam idą postępy w Hogwarcie? Co u Pottera?

-Cóż-Severus odchrząknął-Dzieciak jak to zawsze działa na nerwy wielu nauczycielom. Jest dokładną kopią ojca, a inni to na szczęście zauważają. Ostatnim czasem Potter zarobił u mnie wiele szlabanów, dzięki którym mogłem mu się poważnie przyjrzeć. Ten bachor jest niewychowany, niezdarny i słabiuteńki. Bardzo kiepski i nieświadomy z niego wróg.

-Tym lepiej. A Dumbledore?

-Staruszek stara się oszczędzać, nie chce zostawić Hogwartu, ma nadzieje na dalszy długi etat dyrektora-mruknął Snape z nieukrywaną kpiną. Nawet gdy nie musiał udawać, Albus go śmieszył.

-Świetnie-mruknął z uznaniem Voldemort-Plany ustalimy na zebraniu Wewnętrznego Kręgu. Natomiast teraz proszę, byś podał mi jakaś konkretną datę, gdy chcesz oficjalnie oświadczyć się Belli.

Snape przewrócił oczami.

***

Ranek był dla uczniów pojęciem względnym. W dni wolne każdy budził się o której chciał, nawet jeśli miał nie zdążyć na śniadanie, a zdarzały się i takie przypadki, co nigdy nie chodziły na ten najważniejszy posiłek dnia. Tym razem to Hermiona Granger zaspała. Niby nieprawdopodobne, a jednak.

Dziewczynka wyskoczyła z łóżka i spojrzała przerażona na swoje odbicie w lustrze. Worki pod oczyma i rozczochrane włosy. To drugie było praktycznie codziennie, ale nie tak jak tego dnia. Hermiona przestraszona tym, że zaburzyła sobie cały harmonogram dnia, musiała się bardzo szybko ogarnąć. Najpierw umyła twarz zimną wodą, a potem zrobiła coś, co rzadko się jej zdarzało i upięła sobie misternego koczka. Z jej włosami była to sztuka.

Gryfonka zaczęła się zastanawiać czym doprowadziła do aż takiego zaburzenia rytmu dnia, po chwili przypominając sobie, jak to wczoraj nie słuchając prefekta wymknęła się w poszukiwaniu niebezpiecznego ucznia, który zaatakował jej profesora. Dziewczyna musiała z daleka mijać wszystkich zaangażowanych w tropienie niejakiego Marksa, co było sztuką, gdyż prawie na każdym korytarzu ktoś węszył. Jednak w pewnym momencie Hermiona powoli odwróciła się do tyłu, czując czyjąś obecność. Przerażona oplotła wzrokiem korytarz, a jej spojrzenie zatrzymało się na małej postaci stojącej niedaleko.

Była to Luna Lovegood. Gryfonka usłyszała czyjeś kroki, więc złapała Krukonkę za ramię i pociągnęła w boczny korytarz.

-Co ty tu robisz?!-syknęła zła Granger, ale blondynka jedynie uśmiechnęła się delikatnie i odpowiedziała:

-Mogę się ciebie spytać o to samo.

To ostatecznie zamknęło tą jakże rozwiniętą dyskusję i obie postanowiły wrócić do dormitorium.

Z perspektywy wczorajszych zdarzeń, Hermiona śmiało mogła stwierdzić, że Luna ją przerażała. Blondynka jakby wiecznie żyła z głową w chmurach i nigdy nie opuszczała swojego wyimaginowanego świata. W każdym razie Gryfonka musiała zostawić swoje przemyślenia na temat Krukonki i biec do Wielkiej Sali, gdyż śniadanie mogło się jeszcze nie skończyć. Wybiegła z dormitorium i szybko mijała tak jej znane korytarze Hogwartu. Gdy dotarła do miejsca docelowego, zastała ostatnią gromadkę wychodzących uczniów. Stanęła wpatrzona w puste stoliki, a jej twarz wyrażała szok. Nie spodziewała się, że obok niej stanie największy postrach pierwszorocznych dzieciaków, Severus Snape. Nauczyciel uśmiechnął się złośliwie i skrzyżował ręce.

-Zaspało się, Granger?-zapytał, a dziewczynka podskoczyła.

-Dzień dobry, profesorze...-burknęła speszona.

-Dla ciebie chyba nie za przyjemny-odparł Snape z przekąsem-Ciesz się, że dziś wolne, bo jakby tak przypadkiem z rana trafiły ci się eliksiry, to byś pożałowała takiego spóźniania się.

-Ale profesorze! To pierwszy przypadek jak zaspałam. Inni nawet czasem specjalnie nie przychodzą! -powiedziała podburzona Hermiona.

-Pytanie tylko brzmi: 'Jaki był powód twojego zaspania'?-Snape zmrużył oczy obserwując reakcje Gryfonki, która speszona zaczerwieniła się-No cóż. Możesz już iść.

***

Harry tym razem poszedł po Hermionę, by zeszła na posiłek. Chłopiec wiedział, że jego przyjaciółka nic rano nie jadła i chciał dopilnować, żeby tym razem taka sytuacja się nie powtórzyła. Zgarnęli Rona i ruszyli do Wielkiej Sali na obiad. Dosiedli się do reszty Gryfonów i oficjalnym 'Smacznego!' Dumbledora, rozpoczęto posiłek.
Wszyscy jedli w wesołym gwarze, jaki zawsze panował wśród uczniów Hogwartu.

Severus Snape smętnie dziobał widelcem w kawałku steka i myślał komu jeszcze uprzykrzyć dziś życie. Miał kilku wyjątkowo denerwujących kandydatów, których z chęcią by pogrążył. Mimo wszystko musiał poczekać ze swoimi planami. Spojrzał na Harry'ego, który śmiał się w towarzystwie swoich przyjaciół. Gdyby Snape miał choć jakiś wpływ, nie dopuściłby, żeby ten dzieciak przyjaźnił się z kimś... Takim. Na przykład Longbottomem. Mężczyzna wzdrygnął się i ocknął, po czym wziął kawałek marchewki do ust. Drzwi Wielkiej Sali gwałtownie się otworzyły i weszła przez nie kobieta. Szczupła, w czarnej obcisłej sukience, ze związanymi w koka włosami i różdżką w ręku. Snape'owi wypadł widelec z ręki, uczniowie przerażeni zaczęli się skulać, niektórzy wyjęli różdżki, Trelawney spadła z krzesła i ktoś starał się ją odratować, ale uwagę kobiety zwrócił właśnie Snape. Mężczyzna nie kontrolując tego, wstał, przewracając przy tym swoje krzesło.

Bellatrix Lestrange wskoczyła zgrabnie po stopniach na podwyższenie i zaraz znalazła się koło Mistrza Eliksirów. Kobieta pochyliła się do niego przez stolik i złożyła delikatny pocałunek na jego policzku.

-Witaj, Sev-wymruczała mu do ucha i wyprostowała się przejeżdżając wzrokiem po kadrze. Dumbledore spojrzał znacząco na Snape'a, który pokrył się delikatnymi rumieńcami, co było rzadkością!

-Co tu robisz?-wycedził czarnowłosy przez zęby.

-Chciałam zobaczyć w jakich warunkach pracuje mój narzeczony-Bella zmarszczyła nosek i uśmiechnęła się. Natomiast Snape miał ochotę zniknąć pod wpływem spojrzeń zaskoczonych nauczycieli i uczniów. Zerknął na Harry'ego, który otwierał szeroko przerażone oczy.

-Doprawdy, w takiej sytuacji muszę was opuścić, moi drodzy i udać się na rozmowę z przyszłą małżonką-wycedził Snape bardzo ponuro i przeszedl na drugą stronę stołu. Bella złapała go ostentacyjnie pod ramię i podskakując zwlokła z podestu. Odprowadzały ich spojrzenia-te przerażone, zaskoczone, rozbawione-jak na przykład Dumbledora.

Nagle wzrok Belli zatrzymał się na stole Slytherinu, a twarz kobiety rozpromieniła się jeszcze bardziej.

-Draco! Cześć mój kochany!-Bellatrix zostawiła na chwilę zakłopotanego Severusa i podbiegła do siostrzeńca potargać go po włosach. Wszyscy rozstąpili się przed nią, jak morze przed Mojżeszem. Malfoy zbladł i chciał uciec, ale nie udało mu się. Black dopadła go szybciej niż zdążył mrugnąć.

***

-Po co tu przyszłaś?!-Snape ścisnął ramię Bellatrix, gdy byli już w osobnym pomieszczeniu, a ta skrzywiła się z bólu-No gadaj po co?!

-Uspokój się!-odwarknęła-Myślisz, że chciało mi się odstawiać takie scenki? Nasz pan kazał mi tu przybyć i zobaczyć jak będą reagować. Co nie znaczy, że mi się to nie podoba- mruknęła i przejechała dłonią po policzku Severusa. Mężczyzna złapał jej nadgarstek.

-To małżeństwo będzie jedynie formalnością, dobrze wiesz-warknął.

-Wiem, wiem. Nie musisz się tak unosić!-Bellatrix wyswobodziła się z jego uścisku, uśmiechnęła i zamknęła za sobą drzwi.






Komentarze 😍 Wiem, ten rozdział był bez sensu 😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top