Część 39.
Na Halloween czekali prawie wszyscy. Na pewno Ron, który już w swoich wyobrażeniach miał widok wieczornej uczty. Jednak byli tacy, którzy z mniejszym entuzjazmem przyjęli wiadomość, że jest już trzydziesty pierwszy października. Severus Snape cały poranek przechadzał się nadąsany korytarzami, wiedząc, że obserwuje go bacznie wiele osób. Dyrektor i McGonagall wyróżniali się tego dnia wyjątkową czujnością.
Mistrz Eliksirów nie chciał litości, marzył o tym by choć raz jeszcze ujrzeć rumianą twarz Lily i pogłaskać jej gęste włosy, ale wiedział, że nic takiego się nie stanie i musiał wrócić do rzeczywistości. W planach miał kilka ważnych rzeczy. Przede wszystkim chciał odwiedzić grób Potterów. Potem w końcu musiał spróbować porozmawiać z Luną i Harrym o nowej sytuacji, bo do tej pory jakoś nie miał odwagi. Później ewentualnie mógł pomyśleć o jakiejś uczcie w Wielkiej Sali. Nie uśmiechała mu się perspektywa spędzenia tyle czasu z bachorami, ale nie miał wyboru. Gdy tylko miał godzinną przerwę, udał się poza obręb szkoły i teleportował do Doliny Godryka. Cmentarz był osnuty mgłą, a wokół panowała cisza. Pogoda była rześka, chłodna i pobudzająca, Severus lubił taki klimat.
Znalezienie grobu Potterów było proste, nawet w tej mgle. Pamiętał tą dróżkę na pamięć. Stanął przed mogiłą i wpatrywał się w nią tępo. Dwa imiona wyryte na niej, były lekko porośnięte mchem, który od razu spróbował usunąć. Po jakiejś chwili stania i patrzenia w nagrobek, mężczyzna kucnął koło niego, położył kwiaty i delikatnie przejechał palcami po wyrytym 'Lily'. Przymknął oczy.
-Gdybyś tylko była tu ze mną, wszystko byłoby inne-mruknął-Nie spieszyłem się, by ci pomóc. Teraz cierpimy na tym nie tylko ty i ja. Obiecuję ci, że wychowam Harry'ego na wspaniałego młodzieńca.
Po czym Snape wstał beznamiętnym spojrzeniem ogarnął jeszcze nagrobek i odszedł najszybciej jak mógł. Tak jak ona odeszła te kilka lat temu od niego. Nikt się tego nie spodziewał.
***
Rozmowa nie miała należeć do tych przyjemnych, ze względu na temat i osoby w niej uczestniczące. Luna usiadła na fotelu w gabinecie Severusa, swoim drobnym ciałkiem zajmując niecałą połowę. Drugi fotel zajął Harry. Chłopiec też nie miał dobrego dnia, mimo, że Severus nigdy nie wspomniał mu o dacie śmierci jego rodziców, mężczyzna wiedział, że najprawdopodobniej dzieciakowi obiło się to o uszy. W tej szkole nic nie mogło się ukryć. Snape zachował poczatkowe napięcie, nie przerywając ciszy i nie zaczynając rozmowy. Najpierw wolał zobaczyć nastroje dwójki osób z którymi miał wejść w dyskusję. To była jego taktyka, szczególnie działająca na spotkaniach Śmierciożerców.
Luna była przygnębiona i smutna. Zdradzała to przede wszystkim postawa jej pleców, garbiła się, ponadto ręce trzymała mocno ściśnięte w piąstke.
Harry był trochę zły, ale to był jego częsty stan emocjonalny.
-Słuchamy,profesorze-mruknął znudzony chłopak.
-Spieszy ci się gdzieś, Potter?-zapytał Severus, a chłopiec nie odpowiedział i dalej wpatrywał się w podłogę-Równie dobrze mogę cię nie puścić na ucztę. Wracając do tematu. Panno Lovegood, to będzie ciężka rozmowa, ale od razu chcę zaznaczyć, że to dla twojego dobra.
Blondynka podniosła przestraszony wzrok.
-Profesorze, niech mnie pan nie odsyła do sierocińca, błagam!-powiedziała delikatnie dziewczyna.
-Spokojnie, nie mam zamiaru-sprostował Snape-Chodzi o inny rodzaj opieki. Myślę, że niestety gorszy-Severus odchrząknął, a dwójka bachorów patrzyła na niego pytająco-Dobrze, powiem tak po prostu. Chcę przejąć nad tobą opiekę. Nie to, że bym chciał, ale obowiązek wzywa. Nie muszę się tłumaczyć, chodzi tu o dług, a myślę że zajęcie się tobą byłoby idealne.
Harry wpatrywał się w tatę przenikliwie, starając się wyczytać jakieś emocje z jego spokojnej twarzy. Potem jednak jego wzrok skierował się na Lunę. Dziewczynka siedziała z lekko rozchylonymi ustami i starała się coś powiedzieć, ale jakby nie mogła. W końcu jednak wstała i podbiegła do Snape'a i mocno w niego wtuliła płacząc. Mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą, ale delikatnie poklepał ją po plecach. Wybraniec poczuł ukłucie zazdrości, ale zdawał sobie sprawę z trudnej sytuacji małej Krukonki. Przecież był w podobnej.
-Tak bardzo dziękuję-wyszeptała dziewczynka odklejając się od Severusa. Profesor posłał jej krzywe spojrzenie, coś na kształt uśmiechu.
-Ale nikt nie będzie o tym wiedział. Tylko kadra nauczycielska-mruknął-Tak samo ty Harry, nie możesz się wygadać, rozumiesz?-zapytał ostro, a chłopiec pokiwał głową niemrawo-To dobrze, możecie już iść.
Luna podeszła do Pottera podciągając jeszcze nosem i razem udali się na ucztę, która zaraz miała się zacząć. Po drodze Harry musiał jej tłumaczyć czemu właściwie był przy tej rozmowie. Gdy dotarli do Wielkiej Sali, skierowali się do swoich stołów. Przy gryfońskim Ron już zacierał ręce na myśl o jedzeniu, a Hermiona próbowała się na niego nie denerwować, bo jej wzrok był uniesiony w górę, a zęby miała zaciśnięte, jakby chciała coś powiedzieć ale nie mogła. Usiadł pomiędzy nimi, żeby jakoś ich rozdzielić i by nie powstała awantura na tle jedzenia.
Wszystko zapowiadało się jak najlepiej, gdyby nagle jakiś starszy Puchon nie podszedł do niego razem z grupką innych osób. Ich twarze wyrażały smutek i współczucie.
-Tak mi przykro, młody. Już tyle lat odkąd to się stało-powiedział, a reszta przytaknęła i udali się do swoich stolików. Harry spojrzał pytająco na Hermionę i Rona. Ich miny były zakłopotane i było w nich jakieś poczucie winy.
-Wybacz-odezwała się dziewczyna-Nie chcieliśmy ci mówić, czy też przypominać, a w zeszłym roku nam się udało, ale... Harry, minęło już jedenaście lat.
-Od czego niby?-zapytał coraz bardziej przestraszony chłopak, zdając sobie sprawę do czego może dążyć ta rozmowa.
-Od tragedii w Dolinie Godryka-wyszeptała, a Potter poczuł, że musi usilnie znaleźć się w jakimś ustronnym miejscu gdzie nikogo nie ma. Wstał chwiejnie, a Ron próbował go zatrzymać, ale udało mu się wyrwać i wybiec z Wielkiej Sali. Mało osób to zauważyło, gdyż większość rozmawiała, ale było kilku takich.
Snape spojrzał na Minervę i oboje wstali w tym samym momencie.
***
Severus nie wiedział dokąd iść. Razem z McGonagall odwiedzili wszystkie prawdopodobne miejsca ukrycia dziecka, ale nigdzie go nie było. Wicedyrektorka uciekła się do ostateczności i niewiadomo skąd wyjęła mapę, ale nie taką zwykłą.
-Skąd masz to szataństwo!-warknął przerażony Snape i chciał jej wyrwać dzieło Huncwotów, ale dyrektorka nie pozwoliła. Mruknęła coś pod nosem, a natychmiast na pergaminie zaczęły się pojawiać nazwiska i miejsca. Większość była oczywiście w Wielkiej Sali, więc odosobnione nazwisko 'Harry Potter', koło biblioteki, z łatwością rzucało się w oczy. Dwójka przyjaciół od razu rzuciła się w tamtą stronę.
-To jedna z klas, których od dawna się nie używało-oznajmiła wicedyrektorka i skręciła w odpowiedni korytarz, cały czas prowadząc za sobą czarnowłosego.
-A co on by tam miał robić? -zapytał. McGonagall zatrzymała się na moment i spojrzała na Severusa, po czym znów poszła przes siebie-Ej! Co tam jest? Masz mi w tej chwili odpowiedzieć!
Ale właściwie już stali przed dużymi, starymi drzwiami. Minerva przepuściła Snape'a przed siebie, a on zrozumiał.
-Tu jest lustro, prawda?-zapytał tępo-To tu ten staruszek je przytargał?
-Owszem. Dlatego dalej musisz iść sam-odparła McGonagall i westchnęła ciężko-No, idź już.
Severus otworzył drzwi, od razu dopadł go zapach stęchlizny i kurzu. Wszedł trochę dalej, szukając dzieciaka w ciemności.
Nie musiał długo, ponieważ praktycznie przed nim, oświetlony światłem księżyca wpadającym przez okno, siedział Harry Potter. Wpatrywał się w lustro i śmiał. Snape bał się spojrzeć w zwierciadło, wiedząc co tam zastanie. Był jedynie ciekaw, czy bachor jest świadomy jego obecności w pomieszczeniu.
Po cichu podszedł bliżej i kucnął prawie obok niego, ale dzieciak nie zareagował.
-Potter-mruknął-Idziemy stąd.
-Nie-odparł chłopiec i dalej z błogością wpatrywał się w zwierciadło. Snape odchrząknął. Harry dalej nie odwrócił wzroku-Moi rodzice, widzi ich pan? Żyją!-powiedział wesoło, a serce Severusa pękło przy tym, gdy dzieciak nazwał go per 'pan'. Chciał coś powiedzieć, ale Wybraniec kontynuował-Moja mama, mój tata... Oni wcale nie zginęli, tylko tu są.
-Nie, Potter, zginęli jedenaście lat temu. Spójrz na mnie-mruknął ponuro. Chłopiec pokręcił głową.
-Nie, ponieważ wtedy znikną. Jeśli będę się na nich patrzeć, to tu zostaną.
Snape potarł czoło i westchnął. Nie potrzebował jeszcze psychicznego dzieciaka, szczególnie, gdy ten miał kiedyś stoczyć walkę z Czarnym Panem. Musiał go wyrwać z otępienia.
-Głupi bachor, to tylko lustro pokazujące to co chcemy widzieć. Twoich rodziców tam nie ma naprawdę. To tylko twoje pragnienie-starał się to wytłumaczyć-Spójrz na mnie!
-Nie!-odparł wojowniczo Potter-Chcesz mi ich zabrać!
To oskarżenie zabolało Severusa, który poczuł jeszcze większą determinację.
-W tej chwili na mnie popatrz, Potter!
-Nie!
-Tak, Potter.
-Nie!
-Tak.
-Nie będę się ciebie słuchał.
-Oszalejesz jeśli będziesz się tam dłużej patrzył. Twoi rodzice nie żyją! Zginęli, zostali zamordowani. Nic nie pomoże im zmartwychwstać, bo ich nie ma ciałem. Harry...-chłopak drgnął-Oni będą z tobą zawsze, tylko nie fizycznie. W twojej pamięci. Tak jak twoja matka jest w mojej. Wiele bym dał, żeby wrócić im życie, mimo całej urazy jaką czuję do twojego ojca. Wolałbym, żebyś miał normalną rodzinę, ale musisz wiedzieć, ze w ten sposób tego nie zmienisz. Musisz na mnie spojrzeć.
Po chwili drobna, rozpłakana kulka wpadła w ramiona Severusa, który odetchnął z ulgą. Siedzieli w tamtej sali jeszcze długo, dopóki oboje się nie uspokoili.
-Przepraszam-mruknął Harry-Nie wiedziałem co się ze mną dzieje...
-To całkowicie zrozumiałe, Potter-odparł Snape-Chodźmy do mojego gabinetu. Trochę ochłoniesz i dam ci kakao, czy jakieś słodycze. Tylko o tym drugim nie mów Minevrze, bo ostatnio ma bzika na punkcie zdrowego odżywiania-powiedział i razem z Harrym udali się do komnat prywatnych Mistrza Eliksirów.
Tej nocy Severus śnił o Lily. Jego ukochana śmiała się, gdy włożył w jej włosy jakieiś polny kwiata. Potem jednak spoważniała i powiedziała jedno zdanie.
"Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile ci teraz wszyscy zawdzięczamy"
Wróciłam! No nie tak miał ten rozdział wyglądać, ale trudno 😂
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top