Część 36.
Dzień w Hogwarcie powoli się kończył, a uczniowie już ochłonęli po rozpoczęciu i wypakowali swoje rzeczy do kufrów w dormitoriach. Draco Malfoy nie trudził się szczególnie. Powrzucał wszystko byle jak i wyszedł na korytarz. Nikt się już tędy nie przewijał, bo każdy odpoczywał, czy szykował się do snu. Blondyn zdawał sobie sprawę z tego, że było już blisko ciszy noncnej, ale potrzebował się uspokoić. Poszedł na górę, gdzieś zabłądził, jednak nie przejął się tym i szedł dalej. Schody skręcały w różne strony i właściwie stracił już rachubę, na którym jest piętrze. Draco w końcu zboczył z drogi i wszedł w jakiś ciemny korytarz. Wyjął różdżkę, którą trzymał w długiej skarpetce i rzucił 'Lumos'.
Przejście było pełne pajęczyn, ale chłopiec szedł dalej. W końcu przystanął i usiadł na podłodze. Przymknął oczy chcąc odpocząć. Przyszedł tu, gdyż jego 'przyjaciele', czyli Crabbe, Goyle, Pansy i tak dalej robili zbyt dużo szumu. Przyzwyczaił się do ciszy w wakacje.
Prawie zaczął podsypiać, ale nagły blask sprawił, że gwałtownie otworzył oczy i skurczył się pod ścianą. Oczekiwał jakiegoś wściekłego nauczyciela, który zbeształby go za szwędanie się po nocy, ale gdy tylko przyzwyczaił się do światła przed sobą, ujrzał tam ducha. Była to kobieta. Miała delikatne rysy twarzy, zatroskane oczy, długie warkocze i szaty dosłownie jak profesor Snape, tylko oczywiście w wersji damskiej i zdawały się innego koloru. Oczywiście jako duch nie miała kolorów, ale Draco i tak natychmiastowo wyobraził sobie jej prawdziwy wygląd.
-Kim jesteś, chłopcze?-spytała spokojnie.
-Jestem... Draco Malfoy-wydukał zaciskając palce na różdżce.
-Nie boj się, nic ci nie zrobię, mój drogi.
-A ty? Kim jesteś? -zapytał blondyn stanowczo. Delikatnie wydęła policzki i podniosła oczy, jakby się zastanawiała.
-Właściwie nie wiem. Myślę, że jeszcze nie przyszedł czas, by ktoś poznał moją tożsamość-odparła po chwili, ale jej twarz spowił uroczy uśmiech-Naprawdę dawno nikogo tu nie było. Z dwadzieścia lat!
Draco uniósł brwi zaskoczony. Myślał, że każdy korytarz w zamku był sprawdzany, a przynajmniej kontrolowany. Tymczasem tu działo się osobne życie.
-Aż dwadzieścia? -zapytał zaskoczony.
-Tak... Hmm... Wydaje mi się, że ostatnio również przybył tu jakiś zagubiony chłopak-powiedziała melancholijnie-To chyba nie przypadek, że tu jesteś, co? Schody znoszą tu tylko raz na bardzo długi czas i jedynie wybrańców.
-Ohh... Ja nie jestem wybrańcem, tylko Harry-sprostował Draco.
-Harry? Jaki Harry?-zapytał duch zaciekawiony i przykląkł koło blondyna-Nie sądzę, żeby był wybrańcem, skoro to ty tu jesteś...
-Z czystego przypadku-dodał szybko Malfoy-Tak tylko wyszedłem się przejść.
-Coś cię trapi, chłopcze? -zapytała kobieta i pogłaskała palcami swoje długie warkocze. Draco przełknął ślinę zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy ona czytała w myślach? Była tylko duchem... Chłopiec spojrzał na nią z lękiem-Uspokój się, naprawdę nic ci nie zrobię. Myślę, że jeszcze z cztery osoby, które do mnie przychodziły żyją i mają się dobrze.
-Odwiedza cię jedna osoba na dwadzieścia lat?-zaintrygowany Draco zmienił pozycję na wygodniejszą do słuchania-Pamiętasz ich wszystkich?
Posmutniała.
-Niestety nie... Chcesz wiedzieć jak to wszystko działa? -zaproponowała, a on szybko pokiwał głową-To dość skomplikowane. Jedyne co pamiętam to to, że moje życie nie było proste... Może kiedyś sobie przypomnę? Wiem, że zostałam posłana by służyć osobom takim jak ty. Zagubionym. Raz na dwadzieścia lat ktoś wędruje tym korytarzem i wtedy się zbudzam. Osoba ta potrzebuje mojej pomocy i może do mnie przychodzić przez prawie rok, ale jest zobowiązana przysięgą milczenia. Jeśli kiedyś przypomnę sobie kim była moja rodzina i co zadziało się w moim życiu tak traumatycznego, to wtedy odejdę w spokoju, a korytarz zostanie zapieczętowany na wieki.
Draco dalej siedział zaintrygowany i bał się nawet poruszyć, martwiąc się, że piękny duch przestanie opowiadać. Tak bardzo nie wiedział co tu robił, a jednocześnie tak bardzo chciał tu przychodzić częściej.
-Mogę... Mogę ci nadać jakieś imię?-zapytał nieśmiało. Dziewczyna klasnęła w dłonie i wystrzeliła w górę.
-Tak proszę! Chciałabym mieć swoje imię!
Chłopak zamyślił się na moment.
-Eee... Może być Anastasia?
Duch opadł z gracją na podłogę i uśmiechnął się spokojnie.
-Oczywiście-odparła dziewczyna wesoło-Jednak teraz pozwól, że odprowadzę cię do schodów. Myślę, że ktoś może się o ciebie martwić. Wpadniesz jutro? Będziesz mógł mi opowiedzieć co cię trapi!
***
Gdy wieczorem Severus Snape poszedł do swoich Ślizgonów i dowiedział się, że Dracon Malfoy gdzieś zaginął, myślał, że go zaraz szlag trafi. Gdzie bachor się włuczył o takich godzinach?! Już prawie była cisza nocna.
Z relacji przerażonej Pansy Parkinson wywnioskował, że Malfoy uciekł od zgiełku w jakieś ciche miejsce i dziewczyna nigdzie nie mogła go znaleźć. Snape już myślał nad karą dla dzieciaka, za nieposłuszeństwo, gdy nagle do Pokoju Wspólnego Ślizgonów wszedł własnie Draco. Severus znalazł się przy nim w trzech krokach. Złapał go mocno za ramię i szarpnął.
-Gdzie byłeś? -syknął przez zęby-Co ty sobie myślisz?!
Chłopiec nie wyglądał ani na przestraszonego nagłym pojawieniem się swojego profesora, ani nawet na skruszonego. Dzieciak był zadowolony z siebie! Z obłąkańczym i rozanielonym uśmiechem wpatrywał się w przestrzeń pomiędzy tłumem Ślizgonów.
-Byłem w łazience-odparł beztrosko-Tylko tyle. Chciałem się przejść wieczorem, ale coś mnie tam zatrzymało. Pękł kran od umywalki, najwyraźniej szkolni wandale już zaczęli swoją działalność, to go naprawiłem i już jest w porządku.
-Mam ci wierzyć?-warknął Snape, a Draco wzruszył ramionami-Szlaban, panie Malfoy! Cały ten tydzień u mnie, po kolacji.
Tak emocjonalnie Severusowi minął pierwszy dzień szkoły. Teraz był już środek nocy, a on zasłużenie spał. Jego oddech czasem drgał niewyraźnie, ale nie miał koszmarów. Śnił o dziwo bardzo dobrze i mógł dalej kontynuować ten sen, gdyby nie nagły ryk sieci Fiuu. Złapał gwałtownie różdżkę, którą miał na stoliku nocnym i wycelował ją w drzwi.
-Severusie-rozległ się kobiecy głos, a Snape opadł z powrotem na poduszki. Nie miał zamiaru spotykać się z McGonagall o trzeciej w nocy-Wybacz, że ci przeszkadzam, ale muszę cię obudzić!-usłyszał jej głos kierujący się do drzwi sypialni, w której właśnie przebywał, więc mocno zacisnąć oczy, chcąc udawać, że śpi.
-Severusie? Wszystko w porządku? -zapytała kobieta i podeszła szybko do leżącego mężczyzny. Zbadała mu puls na szyi, a on niechętnie podniósł powieki-Chodzi o Harry'ego.
Wtedy sprawy zmieniły obrót. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Natychmiast usiadł.
-Co z Potterem?-zapytał. Minerva westchnęła cicho i przemknęła oczy.
-Znowu koszmar. Znowu źle...-odparła przygnębiająco-Cholera, Severusie, coś z tym trzeba zrobić. Młodych siedzi na kanapie w pokoju obok.
-Zacznę go uczyć oklumencji, dobrze?-sarknął Snape, ale McGonagall od razu podłapała pomysł.
-Zaproponuję to Albusowi, na pewno się zgodzi! A teraz chodź do chłopca.
Weszli do pokoju obok. Kominek był rozpalony, bo nauczycielka zrobiła to jednym ruchem różdżki, gdy tylko przyszła. Na kanapie siedział mały, skulony kształt. Severus westchnął i ukląkł koło sofy. Ręką odnalazł dłoń Harry'ego, który lekko się wzdrygnął.
-Hej, dzieciaku-mruknął-Będzie dobrze. Chcesz mi powiedzieć co dziś ci się śniło? -zapytał najdelikatniej jak potrafił. Nie lubił takich sytuacji, ale kiedy 'ciocia McGonagall' nie dawała sobie rady, on z reguły musiał sobie radzić z jej niedokończonymi sprawkami. Harry nie odpowiedział, ale dalej przestraszony patrzył na swojego opiekuna-Potter... Bo się zdenerwuję! Możesz już iść Minervo. Poradzę sobie-mruknął, a kiedy nauczycielka niepewnie opuściła pomieszczenie, Snape usiadł na kanapie obok przestraszonego dzieciaka-Dobrze wiem, że mogłeś widzieć w swoim śnie straszne wizje z Czarnym Panem w roli głównej, ale nie wszystkie są prawdziwe. Jak nie chcesz to nie mów o czym były, ale odezwij się, że chociażby żyjesz.
Harry bardziej się wyprostował i wgramolił na kolana ojca. Severus chciał go stamtąd zrzucić, ale totalnie nie zorientował się czemu głaszcze chłopca delikatnie po plecach.
-Tato...-szepnął dzieciak-Boję się...
-Dobrze, w takim razie nadeszła ostateczność-westchnął Severus, posadził dzieciaka koło siebie i wstał podchodząc do regału-Co ci poczytać? W sumie mógłbym jeden z podręczników eliksirów-mruknął do siebie i zdjął z półki jedną książkę. Obejrzał okładkę i jej tył, po czym z westchnieniem o odłożył ją z powrotem-Za trudny materiał jak dla ciebie. Czyli będziemy musieli kontynuować Baśnie Barda Beedle'a-rzucił od niechcenia i wziął ze sobą książkę.
Severus usiadł na kanapie i oparł się wygodnie, a Harry położył swoją głowę na jego kolanach.
Mężczyzna nie prostestował. Wiedział, że nie doświadczył nawet połowy tego, co mały potwór przeżywa. Czytał dość długo, aż usłyszał cichutkie chrapanie ze strony Harry'ego. Popatrzył na dzieciaka z dezaprobatą i pokręcił głową.
Niedługo później oboje spali.
Jak myślicie, kim jest Anastasia? 😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top