Część 33.
W ciągu całego swojego życia, Harry Potter nigdy nie przeżył takich wakacji. U Weasley'ów było niesamowicie! Artur i Molly otoczyli go opieką jak resztę swoich dzieci, dodatkowo Severus Snape przychodził co jakiś czas na posiłki. Jedyną rzeczą, która drażniła Harry'ego, były co nocne koszmary.
Budził się wtedy z okrągłą i przestraszoną twarzyczką Ginny Weasley nad sobą, a gdy pytał co się stało, ta okrywała go szczelniej kocem, ale nic nie mówiła. Jedynie posyłała mu smutne spojrzenie.
Chyba wszyscy w Norze zauważyli, że pomiędzy tą dwójką dużo się zmieniło. Zostali przyjaciółmi, choć Ginny i tak na każdym kroku pokazywała jak bardzo wielbi i kocha Harry'ego. Chłopcu to nie przeszkadzało, a czasami po prostu tego nie zauważał.
Wakacje w Norze niestety minęły dość szybko. Jednego dnia cały czas grali w Quidditcha, a Molly nie mogła się ich doprosić, by przyszli na obiad. Kolejnego Harry tłumaczył do czego służy każdy z mugolskich sprzętów, które miał u siebie Artur. Następnego przychodzili jacyś goście, na przykład raz odwiedził ich sam Albus Dumbledore!
Snape przychodził co jakiś czas na rutynową kontrolę swojego syna, ale Molly mu nie darowała i tuczyła go wszystkim czym się dało. Nie raz wracał do Hogwartu rozchorowany.
Miesiąc u Weasley'ów minął szybko, ale obficie i zabawnie. Harry'emu z trudem przyszło rozstanie z całą rodziną, a Molly próbowała jeszcze nakłonić Snape'a, by pojechali razem z nimi do Charles'a. Mistrz Eliksirów był nieugięty i stwierdził, że ma dużo roboty, a samego Harry'ego nigdzie nie puści. Takim sposobem chłopiec właśnie przechodził kominkiem do komnat swojego ojca.
-Tato-zaczął-Dziękuję ci, że mi pozwoliłeś na te niesamowite wakacje.
-Wszystko, żeby się ciebie pozbyć-mruknął pod nosem mężczyzna, a Wybraniec odwrócił się do niego z wyrzutem-No co? Chodźmy do twojego pokoju.
Weszli przez czarne drzwiczki, a pomieszczenie było takie, jakim Harry je zostawił. Chłopiec z pomocą Snape'a przytaszczył kufer pod ścianę.
Wakacje w Hogwarcie, gdzie byli sami nauczyciele, zapowiadały się nadzwyczaj ciekawie.
***
Harry obudził się późno, bo przed południem, więc śniadanie go ominęło.
'Żeby to był pierwszy raz' pomyślał chłopiec, zwlekł się z łóżka i powłóczystym krokiem poszedł do łazienki. Gdy wykonał poranną toaletę i się ubrał, udał się do Wielkiej Sali w poszukiwaniu jakiegoś nauczyciela. W Hogwarcie był już dwa tygodnie i powoli zaczynało mu się nudzić. Bez przyjaciół, mając do dyspozycji jedynie książki naprawdę zaczynał marudzić.
Mimo wszystko jego tata obiecał mu jedną rzecz-mianowicie przyrzekł, że gdy znajdzie chwilę czasu, wyjdą na boisko Quidditcha i będą latać na miotłach. Harry nie mógł się doczekać, bo nigdy nie widział ojca w powietrzu.
Chłopiec szedł smętnie korytarzami odprowadzany narzekaniami portretów, że dzieci w zamku być teraz nie powinno. Potter zignorował je i z ciężkim westchnieniem ruszył dalej. Najpierw natknął się na Pomonę Sprout, która szła do szklarni na rutynowy przegląd swoich roślin.
Potem wpadł na Rowleya McLevisa. Zaciskał oczy, z których leciały łzy.
-Stało się coś panu?-zapytał przejęty chłopiec. Mężczyzna delikatnie rozszerzył przekrwione oczy i podciągnął nosem.
-Dostałem uczulenia-powiedział łamiącym się głosem-Jak znajdziesz Snape'a, to mu przekaż, że chciałbym na to jakąś miksturę.
Przetarł ręką spływającą po policzku łzę i ruszył dalej. Harry też nie został w tym miejscu i udał się do kuchni, w której skrzaty szykowały już obiad.
-Witajcie-zaczął chłopiec-Czy mógłbym prosić o kanapkę z serem?-zapytał.
Dostał od razu to czego chciał i po podziękowaniu skrzatom, wyszedł. Wrócił do swojego kwater swojego ojca.
Severus siedział nad jakimiś księgami i znudzonym wzrokiem przeglądał każdą kartkę. Musiał znaleźć Harry'emu jakieś zajęcie, więc postanowił zrobić mu dodatkowe eliksiry. Jego dziecko nie mogło być gorsze od innych z tego przedmiotu!
Co z tego, że w pierwszych miesiącach to on był powodem klęski ocenowej Pottera.
Gdy tylko zaskrzypiały drzwi, Severus uśmiechnął się z satysfakcją, wyobrażając sobie jak dzieciak zareaguje na jego pomysł. Chciał rozkoszować się tą chwilą przerażenia, ale stwierdził, że powie mu to trochę później.
-Jadłeś coś? -zapytał widząc znudzonego dzieciaka. Chłopiec kiwnął głową-Ile?
-Kanapkę z serem-odparł chłopiec. Snape westchnął zdenerwowany.
-Jagódka!-krzyknął (to imię w jego aranżacju brzmiało zabawnie), a za moment koło niego zmaterializowała się skrzatka-Przynieś porządne śniadanie dla dzieciaka, zamiast dżemu weź jakiś owoc. Dżemy to zabójcy takich bachorów jak ty, Potter-dodał gdy zobaczył minę podopiecznego-Możesz iść, Jagódko.
-Oczywiście, sir!-z cichym pyknięciem skrzatka zniknęła.
-Usiądź, Potter-Snape odsunął krzesło koło niego, a chłopiec posłusznie wykonał polecenie- Wiem, że ci się nudzi... Ale ja naprawdę nie umiem ci zorganizować czasu, nie znam się na tym! Wiem, że zabawa z Hadesem, czytanie książek i chodzenie na herbatki razem z Pomoną, Rolandą i Minervą jest wykańczające, ale uwierz mi, że nie znam się totalnie na tym co lubią robić takie bachory jak ty.
-Nic mi nie brakuje tato-odparł szybko Harry-Chcę tylko spędzać czas z tobą, bo sam wiesz, że po wakacjach będziemy musieli się nienawidzić.
Snape zwiesił głowę chcąc coś powiedzieć, ale skrzatka pojawiła się z tacą z posiłkiem.
-Proszę, panie Snape. Coś jeszcze sir?
-To wszystko, Jagódko. Dziękujemy-odparł pospiesznie Severus i gdy stworzonko zniknęło, wrócił do rozmowy-Najpierw zjedz kanapki i jajecznicę, potem wypij kakao, a na końcu zjesz jabłko. Wracając do tematu. Dziś wieczorem prawdopodobnie będę musiał wyjść.
-Znowu?-sapnął urażony Harry-Wychodzisz średnio co dwa dni! A co z naszym planem o Quidditchu! Zachowujesz się jakbyś znalazł sobie narzeczoną!-warknął. Snape prawie się zachłysnął, w każdym razie żołądek na pewno podszedł mu do gardła. W istocie miał się dziś spotkać z Bellatrix w obecności Voldemorta, by obgadać datę ślubu. Odchrząknął i poprawił się na krześle. Już miał odpowiedzieć jakąś kąśliwą uwagą, gdy rozległo się opętańcze walenie w drzwi.
-No już-warknął i wstał, by otworzyć. McGonagall wpadła do środka ciężko oddychając-Przestań hiperwentylować, Minervo, bo dziecko mi straszysz.
-Ona tu jest!-wysapała przerażona kobieta-Umbridge ma inspekcję!!!
-Kto?-zapytał wyłączony z rozmowy Harry. McGonagall spojrzała na niego i otworzyła szerzej oczy.
-Sev, ukryj go gdzieś przed nią. Jak ona go zobaczy... Muszę już iść, będę ich spowalniać najbardziej jak się da-sapnęła kobieta.
-Ich?-zapytał Severus.
-Jest tam też Lucjusz, no i razem z Dumbledorem mamy ich oprowadzić i wszystko pokazać. Idę.
No i Minerva trzasnęła drzwiami, a Severus od razu złapał Harry'ego za dłoń. Chłopiec pisnął zaskoczony, ale dał się poprowadzić ojcu. Gdy szli ciemnymi lochami, mężczyzna wytłumaczył mu, że Dolores Umbridge to pracowniczka Ministerstwa, wysoka urzędniczka, ale bardzo zła kobieta działająca na niekorzyść wszystkich i istnieją podejrzenia, że pracowała dla Voldemorta.
Snape myślał przez moment, żeby Harry'ego wyprowadzić z Hogwartu i wrzucić go na przykład do Wrzeszczącej Chaty, w której swoją drogą Syriusz Black wiódł przyzwoite życie. Jednak gdy tylko szli korytarzem prowadzącym do wyjścia, z niedalekiej odległości dało się słyszeć śmiech.
-Schlebiasz mi Albusie!
-Ależ nie, droga Dolores! Ten Amarantowy idealnie podkreśla twoją urodę!
Snape czuł, że ma stan przedzawałowy i sam już nie wiedział, czy to dlatego, że Dumbledore skomplementował Umbridge, czy też może przez to, że inspekcja była coraz bliżej. Złapał barki Harry'ego i odwrócił z powrotem do tyłu. Gdy dziecko stało jak wryte, skorzystał ze starej metody, czyli wziął go na ręce i zaniósł przez dość długi kawałek korytarza, póki nie oddalili się na tyle, że byli w miarę bezpiecznie.
-Cholera-zaklął Snape rozglądając się-Gdzie ja cię zabiorę?
-Może odwiedźmy naszych wspaniałych nauczycieli! -zabrzmiało gdzieś z tyłu-Chodźmy do Flitwicka, a potem do Snape'a...
-Nie, Dolores-odezwał się inny głos. Bardziej stanowczy i zdecydowanie męski-Do Severusa na koniec, bo tam jest najdalej-argumentował, a Mistrz Eliksirów podziękował w duchu za tak wiernego przyjaciela. Domyślał się, że Lucjusz wie o tym, że Potter został w Hogwarcie na wakacje.
-No dobrze.
Snape złapał Harry'ego za rękę, przyciągnął go do siebie i schował w połach swej długiej i obszernej peleryny. W ostatnim momencie, bo dosłownie za trzy sekundy zza zakrętu wyszła delegacja inspekcyjna. Dolores uśmiechnęła się zabójczo, a Severusowi zrobiło się niedobrze i mocniej przycisnął do siebie Pottera, czując jak chłopiec drga ze zdenerwowania.
-Witaj-Dolores wyciągnęła dłoń, by się przywitać, a Lucjusz stojący za nią spojrzał znacząco na drgającą pelerynę. Snape posłał wszystkim sztuczny uśmiech i zobaczył przejętą minę Minervy i beztroski wzrok Albusa. Dyrektor wiedział, że Mistrz Eliksirów jaki doskonały szpieg da sobie radę ze wszytkim.
-A jak ci się współpracuje z nowym nauczycielem, mój drogi?-zapytała Umbridge.
-Jest młody. W roku szkolnym na początku musiał się wdrożyć, ale potem jego lekcje były satysfakcjonująfo przekonujące-powiedział od niechcenia i delikatnie zaczął głaskać palcami plecy Harry'ego. Chłopiec zaczął się odprężać i uspokajać. Severus czując to, sam poczuł się jakoś pewniej-Możesz do niego iść, myślę, że z chęcią porozmawia.
-Dobry pomysł. Chodźmy!-zarządziła i wszyscy pospiesznie za nią ruszyli. Tylko Lucjusz na chwilę podszedł do Severusa, poklepał go po ramieniu i jeszcze raz spojrzał na miejsce w którym był Potter. Umbridge była albo głupia albo ślepa, że go nie zauważyła.
-Trzymaj się, Malfoy-mruknął Snape i odprowadził przyjaciela wzrokiem. Gdy wszystko ustało, Mistrz Eliksirów wypuścił syna spod peleryny. Chłopiec było przestraszony i patrzył na Snape'a nie ufnie-Przepraszam dzieciaku. Aż głupio się przyznać, ale spanikowałem. Masz jakieś pomysł, gdzie nikt cię nie znajdzie? Nawet kantorek Filcha oglądają!
-Tak tato. Ja wiem, gdzie możemy pójść-powiedział chłopiec-Zaprowadzę cię tam.
***
Severus nie spodziewał się, że Harry w ogóle wie, że jest coś takiego jak Pokój Życzeń. Tym bardziej nie pomyślałby, że dziecko tam było. Najwyraźniej mało wiedział jeszcze o swoim synu.
W każdym razie, gdy Harry tylko wszedł do środka, Snape odetchnął z ulgą. Różowa landryna nie znajdzie go nigdy i on na to nie pozwoli. Właśnie w tym momencie poczuł nagłą potrzebę odwołania popołudniowo-wieczornych planów z Bellą i Voldemortem i gdy tylko inspekcja się zakończy, weźmie Harry'ego i swoją starą miotłę i pójdą polatać. Niech dziecko się cieszy, a i on będzie miał coś od życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top