Część 3

Albus Dumbledore przechadzał się po swoim gabinecie, co zwykł robić podczas swoich przemyśleń. Mimo podeszłego wieku, czarodziej był w dobrej formie i miał siłę na codzienne "spacerki", gdyż każdego dnia musiał podejmować jakieś trudne decyzje. Jedną z nich było (lata temu) umieszczenie małego Harry'ego u jego krewnych. Była to jedna z tych błędnych decyzji. Czarodziej zaczął zastanawiać się, co nim wtedy kierowało, bo na pewno nie dobro i komfort dziecka. Jednak teraz wszystko miało się zmienić. Cały świat małego Pottera miał ulec ogromnej przemianie. I to za sprawą gburowatego, sarkastycznego i wrednego nauczyciela. Tak przynajmniej powiedzieliby inni, ale Albus znał Severusa i wiedział, że ten nie zrobi temu dziecku krzywdy. Mężczyzna sam miał podobną sytuację z dzieciństwa.Znał się na tym, by być jednocześnie surowym, ale okazywać szczere uczucia. A Dumbledore wiedział, że Mistrzowi Eliksirów zależy na Harrym.
Jego przemyślenia przerwało nagłe wtargnięcie wymienionego wcześniej mężczyzny.

-Albusie, chciałeś mnie widzieć?-mruknął ponuro, ale dyrektor uśmiechnął się wesoło.

-Wszystko ustalone! Dzisiaj możesz porozmawiać z chłopcem-oznajmił.

Snape wzdrygnął się, przymknął oczy, ale potwierdził. Wyszedł jak najszybciej się dało, by uniknąć standardowego pytania o cytrynowego dropsa. 

***

Nadszedł wieczór, a w pokoju wspólnym Gryfonów panowało niezłe zamieszanie. Przed kilkoma minutami zawitał do nich sam profesor Snape, prosząc by Harry Potter stawił się u niego w gabinecie. Mężni Gryfoni chcieli bronić wybrańca, jednak ten aż nazbyt wyrywał się do wyjścia, czym wzbudził pewne podejrzenia swoich kolegów z domu. Z początku siła chcieli go zatrzymać, szczególnie gracze Quidditcha, którzy uważali, że mały nie wróci już od Snape'a i zostanie przerobiony na jakieś składniki do eliksirów. W końcu jednak chłopiec nie posłuchał nikogo i po prostu wyszedł. Bał się tej rozmowy, to prawda, ale jak mówiła profesor McGonagall, zawsze nadchodzi czas takiego ciężkiego dialogu. Prawdę mówiąc z chęcią poszedłby tam na przykład z Ronem, czy nawet Hermioną, ale wiedział, że nie może. 

Wkrótce dotarł pod gabinet czarnowłosego profesora i zapukał z wahaniem. Usłyszał krótkie "Wejść!" i wykonał polecenie bardzo szybko, by nie narazić się już na samym początku.

-Dobry wieczór-powiedział nieśmiało stając pod drzwiami.

-Pan Potter. Czyli jednak twoi Gryfońscy przyjaciele cię puścili?-zapytał Mistrz Eliksirów siedząc w jednym ze swoich czarnych foteli, popijając coś z ciemnozielonego kubka-Nie bój się Potter, złamię stereotypy i powiem ci, że nawet jeśli jestem nietoperzem z lochów, to nie zjadam ludzi. Usiądź-wskazał mu fotel na przeciwko, a chłopiec pospiesznie usiadł. Przez chwilę trwali w ciszy-Słyszałem, że mniej więcej zapoznali cię z obecną sytuacją, Potter?

-Owszem proszę pana, jednak nie rozumiem, czemu zgodził się pan mną zajmować, skoro jestem tylko małym, denerwującym dzieciakiem?

Severus chciał powiedzieć przez chwilę, że w sumie to go zmusili, ale powstrzymał ten kąśliwy komentarz dla siebie. W zamian za to postanowił powiedzieć bachorowi coś mądrego. 

-Och, dzieciaku zamknij się.

Tak, tylko na tyle było go stać. Podziałało. Harry skulił się lekko, ale Snape nie zwrócił na to uwagi lub po prostu był do takich widoków przyzwyczajony.

-Wiesz, że ty musisz wyrazić na to zgodę? Jeśli nie będziesz chciał, to zostawimy cię w spokoju.

Harry poderwał się.
-Miałbym się nie zgadzać? Tak bardzo o tym zawsze marzyłem! Żeby ktoś mnie stamtąd zabrał! A pan to zrobił prawie mnie nie znając!-brunetowi zaiskrzyło w zielonych oczkach, zaskakująco podobnych do jego matki. Mistrz Eliksirów poczuł pewne ukłucie w sercu, ale stwierdził, że to na pewno przez ciasteczko, które dała mu Minerva. Mogło być przecież zatrute! 

-Tak, Potter...-mruknął cicho i odstawił swój kubek na stolik-Czego ode mnie w takim razie oczekujesz, jako od swojego opiekuna?-To pytanie przyszło mu na myśl w trakcie rozmowy z Albusem. Chciał zagiąć dzieciaka i jednocześnie sam trochę się "doinformować", ale to drugie starał się zatuszować.

-Ja... Ja nie mogę od pana nic oczekiwać-wydukał chłopiec-I tak pan za dużo dla mnie robi. Nikt inny nie zaopiekowałby się takim okropnym dziec...

-Bez użalania się nad sobą, Potter!-mruknął Snape trochę wybity z rytmu. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał-Powiedz mi tylko. Czy ktoś ze szkoły ci dokucza? Załatwię to bardzo szybko, jako pierwszą sprawę. O wujostwo się nie martw, nimi również się zajmę i to osobiście.

Harry zawahał się. Było kilku Ślizgonów, ale byli to wychowankowie jego nowego opiekuna, więc nie chciał się narażać. 

-Wszystko w porządku, proszę pana.

A więc dobrze. Niedługo udam się razem z tobą do Weasley'ów, byś i z nimi mógł porozmawiać,a teraz idź uspokój swoich przyjaciół, że żyjesz-westchnął Snape i przetarł dłonią włosy. Mały Potter wstał i już miał wychodzić, gdy nagle obrócił się jeszcze w jego stronę.

-Dziękuję...-i już go nie było. Jednak Severus był człowiekiem spostrzegawczym i dostrzegł w jego oczach radość, pomieszaną z ulgą. Sam po tej rozmowie czuł się jakoś inaczej, lżej. Ten bachor nie był jak jego cholerny ojciec i Snape musiał przyznać, że mylił się co do niego. Zachowywał się bardziej jak jego matka. Lily zawsze była subtelna, wiedziała jak się zachować, ale też pewność siebie nie była jej mocną stroną. Wolała trzymać się razem z nim samym gdzieś z boku, z dala od zgiełku i codzienności uczniów. Dzieciak też chyba nie za bardzo lubił nową sytuację w której się znalazł. Sława go przytłaczała, ludzie go wykorzystywali, do tego nad wszystkimi wisiała groźba powrotu Czarnego Pana i Severus to wiedział. Nagle odrzucił myśl o bachorze, bo mimo charakteru, z wyglądu jest podobny do swojego ojca i będzie musiał się postarać znieść ten widok, lecz czego nie robi się dla Dumbledora?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top