Część 26.

Siedziały w kompletnej ciszy na przeciwko siebie. Młodsza zagryzała wargę nerwowo, a starsza patrzyła się w inną stronę. Milczały tak od wielu minut, ale wiedziały, że jest źle. Co jakiś czas któraś brała głęboki wdech, ale ani jedna ani druga nie spodziewały się, że myślały dokładnie o tym samym.

-Bierzesz rozwód z Rudolfem-bardziej stwierdziła niż zapytała Narcyza, przerywając krępująca ciszę.

-To moja decyzja i nikomu nic do tego-warknęła Bellatrix. Żona Lucjusza spuściła wzrok na podłogę-Tak samo moje zdrowie psychiczne.

-Wiesz, że to konieczne?-zapytała po cichu.

-Co konieczne?! Chcesz umieścić mnie w Świętym Mungo, gdzie z łatwością mnie znajdą i zabiją!-Bella wzdrygnęła się i zmrużyła groźnie oczy.

-Nie będą mieli prawa. Udam się tam po pomoc, której nie będą mogli odmówić-Narcyza wyprostowała się-Inaczej zabiorę cię tam siłą. Nie jesteś sobą, Bella...

-Nie tobie decydować kim jestem, siostro-syknęł kobieta i chwyciła filiżankę z herbatą stojącą na stole, po czym upiła dość dużo.

-Wybacz mi, że to robię, Bella-Narcyza zacisnęła zęby, gdy zobaczyła pytający wzrok siostry. Po chwili wszystko się wyjaśniło, gdy Bellatrix zaczęła odpływać. Jej wizja stała się czarna, a bezwładne ciało opadło na podłogę. Pani Malfoy westchnęła.

-Teraz będzie łatwiej cię tam zabrać.

***

Gdy Narcyza była mała, pamiętała dobrze, że jej starsze siostry ciągle gadały o chłopakach. Zarówno Andromeda jak i Bella miały powodzenie, a do tego dochodziła ich inteligencja i błyskotliwość.
'Mała Cyzia'-jak ją nazywały, gdy chciały porozmawiać na osobności-Nie mogła wiedzieć o życiu nic więcej, niż to, że szlamy i zdrajcy krwi są nic nie warci. Andromeda od początku wydawała się z tym zgadzać. Szkoda, że wyszło inaczej, a gdy poślubiła Teda, została wydziedziczona i zabroniono im się kontaktować.
Z Bellatrix było inaczej. Gdy rodzina kazała jej znaleźć sobie męża, było to dla niej dużą presją. Zawsze chciała być wolna i niezależna. Mimo wszystko udało jej się w sobie rozkochać dużo młodszego Rudolfa Lestrange'a, który uwierzył, że jest w nim ślepo zakochana.

Życie Bellatrix nie było łatwe. Mąż był zbyt nachalny, nie czuła się dobrze w jego towarzystwie. Jej miłością stał się Voldemort. To właśnie on rozbudzał w niej najdziksze fantazje i marzenia. Zatraciła się w nim i była gotowa służyć mu w każdy możliwy sposób.
To była tak dziwna przemiana, że nawet zaskakująco nikt się tym nie przejął. Może wzbudziło to pewne kontrowersje ze strony Narcyzy, ale szybko zostały rozwiane.

Czarny Pan umiał manipulować. Zwiódł wszystkich, potem dał się zabić dzieciakowi. Uczucia jakie towarzyszyły Narcyzie były nie do opisania. Jej Mistrz zawiódł ją i jej rodzinę. Lucjusz omal nie wylądował w Azkabanie, a jej chcieli zabrać synka. Dla Bellatrix skończyło się to fatalnie. Została skazana nawet bez sądu, który potem i tak odbył się na pokaz. Lestrange dostała celę pomiędzy swoim uwczesnym mężem, Rudolfem, a kuzynem Syriuszem.

To tam przeżyła najgorsze lata, zapominając jak wygląda normalne życie.

***

Severus obudził się czując kropelki potu spływającego mu po czole. Przetarł oczy i niewerbalnie zapalił światło. Jakiś wyjątkowo paskudny koszmar odwiedził go dziś w nocy. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że prawdopodbnie już nie zaśnie, więc podszedł chwiejnie do regału i wybrał jakaś książkę, przy której mógłby się jednocześnie odstresować i odpocząć.
Usiadł w fotelu i okrył się swym ciemnozielonym kocem, by było mu cieplej. Lektura pochłonęła go do tego stopnia, że nie usłyszał ryku kominka z sąsiedniego pokoju.

-Severus!-warknął kobiecy, wściekły głos. Podniósł wzrok znad książki wprost na czarownicę, która zakłóciła jego spokój. McGonagall stała przed nim zaciskając zęby i pięści. Wziął spokojny, głęboki oddech.

-Tak?-zapytał.

-Ile można cię wołać!-warknęła Minerva-Harry Potter przyszedł przed chwilą do mnie cały roztrzęsiony, mając szczęście, że jestem na tyle durna, by sprawdzać sprawdziany czwartoklasistów o drugiej w nocy. Bełkotał coś o śmierci, a z jego blizny leciała krew. Rozumiesz to, Severusie? Krew!-kobieta zakasłała-Uspokoiłam go ziółkami, ale nie chciałam dotykać blizny. To twoja działka.

Snape westchnął, ale wiedział, że w kwestii jego dzieciaka nie ma co żartować. Wstał i razem z McGonagall przeszli przez kominek. Gdy weszli do gabinetu nauczycielki transmutacji, Harry już spał i oddychał spokojnie, choć na jego czole była rozmazana, zaschnięta krew. Severus uklął koło niego i odgarnął jego włosy, by nie utrudniały mu pracy. Transmutował kartkę papieru w gaziki, a filiżankę z herbatą w wodę. Zamoczył gazę i przyłożył ją do czoła dziecka, zmywając krew. Młody skrzywił się nieznacznie i poruszył.

-Cicho siedź, Potter. Muszę to dokończyć-mruknął Severus i drugą dłonią pogładził bark chłopca uspokajająco-Widzę, że dali ci dziś niezły wycisk. Mi też...

-Sev, co z nim?-zapytała McGonagall niecierpliwie.

-Nie widzisz, że coś robię? I nie mów do mnie 'Sev'-warknął Mistrz Eliksirów i odwrócił się z powrotem od przybranego syna. Harry otworzył zmęczone oczy i zobaczył ojca.

-Tata?-wymamrotał i podciągnął się do pozycji siedzącej.

-Ładnie to tak zakłócać sen swojej nauczycielki, bachorze?-zapytał Severus.

-Ależ nic się przecież nie stało!-McGonagall machnęła ręką-Sprawdzałam testy.

-Miałem... Dziwny sen...-powiedział nagle Harry. Snape i Minerva spojrzeli na niego pytająco-Ale nie pamiętam go dokładnie... Widziałem jakąś kobietę, miała dużo kręconych włosów. Krzyczała. Potem była dziewczynka, blondynka, chyba trochę młodsza ode mnie. Ona płakała. A później... Był profesor McLevis i ty tato.

-I co z nami?-zaciekawił się Mistrz Eliksirów.

-No... Obudziłem się wtedy i bardzo źle się czułem. Resztę już znasz...-skłamał Harry odwracając wzrok. Tak naprawdę ostatnią część snu stanowił najgorszy obraz jaki mógł widzieć. Voldemort stał przed jego ojcem i McLevisem i wychwalał ich za rzeczy, które zrobili. Za wszystkie tortury, morderstwa, których się dopuścili, za zdradę Dumbledora i za pomoc w zabiciu Harry'ego. Wtedy właśnie jego organizm miał dość i się zbudził. Jego pierwszą myślą była wszechogarniająca panika. Miał ochotę obudzić Rona, ale gdy wstał, gwałtownie się zachwiał. Coś spływało mu po czole i bynajmniej nie był to pot. Przełknął ślinę i pomyślał o tacie. No ale kto z zakrwawioną głową zasuwałby pół zamku do lochów, ledwo mogąc utrzymać się na nogach. Poza tym kontrolę przejął nad nim lęk przed Snape'm, gdy przypomniał sobie końcówkę snu. Wyszedł z dormitorium i od razu skierował się do gabinetu swojej opiekunki. Ta przyjęła go i jak najbardziej się dało, uspokajała. Reszta historii była znana. Harry czuł się źle z tym, że musi okłamać tatę, ale był też zbyt zdenerwowany, by powiedzieć mu prawdę. Jednak nie zdawał sobie sprawy, że Snape doskonale wie, że Potter nie mówi wszystkiego.

-Czemu mi nie powiesz co tak naprawdę zdarzyło się na koniec tego snu, hmm?

Severus spojrzał na syna stanowczo, a dołączyła do niego McGonagall ze swymi ostrymi kocimi oczyma.

-Śniło mi się... Śniło mi się, że ty i profesor Rowley byliście sługami Voldemorta, a on wychwalał was za zasługi dla niego i innych Śmierciożerców-wydyszał chłopiec i spuścił głowę. Snape otworzył na moment oczy trochę szerzej, ale po chwili rysy jego twarzy złagodniały.

-I boisz się mnie teraz?-zapytał. Harry zaprzeczył gwałtownie, ale Severus doskonale wiedział, że dzieciak nie powiedziałby mu tego. Usiadł koło niego i objął ramieniem.

-Muszę ci tak wiele wyjaśnić, Harry...


Komentarze 😍😍
Tak mnie na wspominki zebrało 😁 Trochę chyba krótszy niż ostatnie, ale myślę, że nie najgorszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top