Część 2.

Severus wyszedł od Dumbledora wyraźnie zdenerwowany. To, co przed chwilą usłyszał, wytrąciło go z równowagi.

-Mam to gdzieś, mógłby być synem kogokolwiek, ale to nie zmieni jego przeznaczenia! I mogę go nienawidzić, ale jest-kim-jest!!! I nie pozwolę mu zginąć!

-Bardzo dobrze, Severusie!-dyrektor wstał z krzesła uśmiechnięty, jakby nic się nie stało-Gratuluję, oficjalnie pozwalam ci zostać jego opiekunem.

-Coś ty sobie ubzdurał stary głupcze?!-Snape wytrzeszczył oczy, a Minerva stała obok niego z podobną reakcją.

-Posłuchaj, Severusie... Wiem, że to dziwne i możesz wydawać się zaskoczony, ale skoro tak bardzo chcesz chronić chłopca, to czemu sam nie mógłbyś się nim zająć, wprowadzić go do naszego świata, pomóc mu w przygotowaniu na spotkanie z Sam-Wiesz-Kim. Prawda Minervo?-Dumbledore wydawał się sam zaskoczony swoją pomysłowością.

-Masz łeb, Albusie-odprała z uznaniem kobieta.

-Czy wyście poszaleli?!-wykrzyknął Snape-Myślicie, że Potter dobrowolnie podda się mojej opiece?! Jesteście nienormalni!

-Możemy go przecież spytać, Sev-wzruszyła ramionami McGonagall.

-Nie nazywaj mnie tak-wycedził przez zęby Mistrz Eliksirów.

-Więc postanowione. Jeszcze dziś Minerva się go spyta. Możesz już iść, Severusie-powiedział wesoło dyrektor, a wtedy Snape wyszedł zdenerwowany.

***

Harry wbiegł do swojego dormitorium, a tam czekali na niego przerażeni przyjaciele.

-Co ci zrobił?
-Żyjesz w ogóle?
-Czemu się uśmiechasz?!

Rozległy się pytania, a wtedy Harry opowiedział chłopcom wszystko co się stało.
-Rozumiecie?! Profesor Snape jest pierwszą osobą, która się o mnie zmartwiła! Zaprowadził mnie do dyrektora, choć nie musiał, a jego klapsy wcale nie bolały! Jest bardzo miły-mówił rozentuzjazmowany chłopiec.

-Doprawdy?-spytał Ron niepewnie-Wszyscy go nie lubią, bo jest surowy i wręcza kary za nic. Do tego odejmuje punkty i w ogóle jest nieprzyjemny!

-Właśnie Harry, on jest postrachem całego Hogwartu-dokończył Neville kuląc się przy tym.

-Przesadzacie! Jak się go bardziej pozna, to jest fajny! -powiedział Harry, a potem wszyscy chłopcy zajęli się nauką na dzień jutrzejszy. Zadany był esej z Obrony Przed Czarną Magią, od profesora Quirrella, jakieś zadanko z eliksirów, miała być kartkówka z transmutacji, a z zielarstwa trzeba było nauczyć się kilku gatunków roślin na pamięć i umieć je opisać. Czyli ogólnie nawał roboty.

Póki nie przyszła do nich profesor McGonagall. Zawołała Harry'ego i wyszli z wieży Gryfonów.

-Mój drogi chłopcze? Chciałam spytać, jak ci się podoba w drużynie od Qudditcha? Podobno świetnie ci idzie-powiedziała ciepło kobieta i uśmiechnęła się.

-Dziękuję, że pani pyta, pani profesor. Bardzo dziękuję, że miałem szansę spróbować swoich sił. Strasznie to polubiłem-odpowiedział Harry-Choć trochę mnie bolą plecy po treningach.

-Myślę, że to przez sińce, które masz-odparła nauczycielka, a Harry wzdrygnął się-Musi mi pan, panie Potter powiedzieć, czy chcesz mieszkać z tymi wyrodnymi mugolami, czy może wolałbyś zamieszkać z kimś z tego świata, kto byłby twoim opiekunem, chociaż na czas roku szkolnego. Zawsze to jakaś bliska osoba. Rozmawiałam z kilkoma osobami. Państwo Weasley'owie, rodzice Rona, chcieliby, byś mógł przyjeżdżać do nich na święta i wakacje. To bardzo mili ludzie.

-Na... Naprawdę?-zdziwił się Harry zatrzymując się w pół kroku. Spojrzał na nauczycielkę wielkimi, zielonymi oczami.

-Tak, Potter, naprawdę. Myślę, że bardzo byś tego chciał, prawda?

-Ale... Czy nie nadużyłbym ich gościnności?-zapytał niepewnie chłopiec. McGonagall zaśmiała się serdecznie.

-Oczywiście, że nie! -pokiwała głową-Ale takim ogólnym opiekunem wcale nie byliby Weasley'owie, tylko ktoś inny.

-Kto taki, pani profesor?

Minerva przemierzała korytarze szybkim krokiem. Tego dnia wydarzyło się za dużo. Kiedy wkurzony Severus wyszedł z gabinetu dyrektora, ona jeszcze chwilę rozmawiała z Albusem. Sami wiedzieli, że Snape tak łatwo nie da się wciągnąć do roli niańki. Musieli poszukać chociaż na razie kogoś innego. Zresztą Snape sam później do nich przyszedł.

-Uważam, że to dziecko powinno znaleźć się w środowisku zupełnie odwrotnym do tego, co przeżywał. W tej rodzinie powinny być dzieci, które wciągnęłyby chłopaka i dzięki którym zadomowiłby się. Jednocześnie powinna być miłość-tu przerwał patrząc na nich-jednocześnie stanowczość.

-To może Weasley'owie. Ron to przyjaciel Harry'ego, a Molly i Artur znali Lily i Jamesa. Byli razem w zakonie-zaproponowała Minerva.

-Mają już za dużo dzieci. Jeszcze jedna gęba do wykarmienia nie jest im potrzebna, choć fakt faktem, że można im zaproponować, by Potter jeździł do nich na wakacje i święta-odparł szybko Severus-jednocześnie trzeba podkreślić, że rozpieścili by go za bardzo. Mu potrzeba wejścia w świat. Powolnego aklimatyzowania. Tak, jak mugol ma wysoką gorączkę. By ją zbić, wsadza się go do wanny cieplej wody i powoli dolewa zimnej, tak by nie doznał szoku. W ten sposób trzeba postąpić z Potterem.

-Hmm... Masz rację, Severusie. Więc komu go dać?-zastanowił się głośno Albus.

-Jak już mówiłem, ta osoba musi być stanowcza, mieć jakieś określone zasady. Nie może od razu obdarzyć dzieciaka niewiadomo jaką miłością. Oboje muszą się do siebie przekonać-wymieniał Snape. Zapadła cisza.

-Severusie, jakbyś mówił o sobie-podsunęła Minerva, a dyrektor zaraz ją poparł. Mistrz Eliksirów nie wziął tego pod uwagę i trochę się zgarbił, wiedząc, że z tą dwójką nie wygra tak łatwo.

-Postanowione! -wykrzyknął Dumbledore, a Snape skrzywił się.
-Obydwoje macie ostrą odmianę demencji starczej-warknął-Bachor będzie zachwycony!

Minerva McGonagall pierwszy raz zawahała się, co powiedzieć.

-Czy... Czy będzie to ktoś kogo znam?-spytał Harry cicho.

-Tak, panie Potter. Może na początku nie będziecie się dogadywać, ale gwarantuję, że z czasem oboje do siebie przywykniecie-odparła czarownica chcąc załagodzić sytuację.

-Czy to będzie profesor S... Snape?-zapytał Harry, a nauczycielka spojrzała na niego zdziwiona.

-Owszem, ale proszę, nie złość się. To dobry człowiek.

Chłopiec Który Przeżył zaskoczył swoją reakcją wice dyrektorkę, ponieważ podskoczył w górę, przytulił ją, a potem oderwał się i spuścił głowę.

-Przepraszam panią... Po prostu bardzo się cieszę-mruknął skruszony.
Minervę zamurowało. Severus pewnie również będzie w szoku.

-Tak, tak, panie Potter. Prosiłabym cię jednak o dyskrecję.

Brunet pokiwał głową, a wtedy puściła wesołego chłopca z powrotem do dormitorium.

Tak jak się spodziewała. Severus był troche przestraszony reakcją dzieciaka, gdy pokazała mu wspomnienie w myślodsiewni Albusa. Sam dyrektor zachichotał widząc lekko zaskoczoną, zniesmaczoną i przerażoną twarz nauczyciela eliksirów.

-Nie byłbym taki zaskoczony, Severusie-powiedział, gdy mężczyzna otrząsnął się z początkowego szoku-Byłeś prawdopodobnie pierwszą osobą, która zmartwiła się o jego stan zdrowia. To normalne u dzieci z takimi przeżyciami.

-Ja się do tego nie nadaję, dobrze o tym wiecie. Dodatkowo, jak teraz sobie uświadomiłem, to on serio jest bachorem Pottera co samo w sobie jest odpychające-oznajmił Severus spacerując w kółko po gabinecie dyrektora-Co będą mówić inni?!

-Tym akurat się nie martw, mój drogi-odparł wymijająco Dumbledore.

-Idę stąd. Muszę odpocząć-warknął pod nosem Mistrz Eliksirów i trzaskając drzwiami, wyszedł.

***

Kolejny dzień, był dniem, w którym Severus Snape pierwszy raz we wszystkich swoich latach nauczania spóźnił się na lekcje, a na śniadaniu w ogóle go nie było.
Cały zdenerwowany, spocony wpadł do sali, w której czekali zdziwieni uczniowie. Na bladej twarzy ich nauczyciela widać było zmęczenie, gdyż pod czarnymi oczami zwisały opuchnięte, fioletowe wory. Do tego źle pozapinał guziki od szaty, co wprawiło wszystkich w rozbawienie, choć nikt tego nie pokazał.

Dla Severusa naprawdę była to ciężka noc. Do jakiejś czwartej nad ranem walczył ze sobą, by nie wypić zawartości pewnej butelki z alkoholem. Ognista zwykle działała na niego rozluźniająco, a teraz była powodem jego spóźnienia.

Nie powiedział uczniom ani słowa, na temat jego przewinienia. Po prostu zaczął lekcję, zadał im mnóstwo materiału i usiadł przy swoim biurku, podpierając się na łokciach. To nie był jego dzień. Zdecydowanie wolał schlać się, zasnąć i już nie wstać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top