Część 18.

Severus Snape klęczał nad ciałem jedenastoletniego dziecka. Śmierciożercy i Czarny Pan już wyszli, został tylko Lucjusz z Narcyzą, Rowley i sam Mistrz Eliksirów. Nikt nic nie mówił. Wiedzieli, że czarnowłosy musiał posiedzieć w spokoju i ciszy. Było już nad ranem.
Lucjusz spojrzał na Narcyzę znacząco, kobieta od razu zrozumiała.
Powoli podeszła i uklękła koło Snape'a. Nawet się nie poruszył.

-Dobrze wiesz, że tak musiało być-szepnęła. Delikatnie położyła rękę na ramieniu mężczyzny. Drgnął instynktownie. Pani Malfoy spojrzała podejrzliwie na stojącego z tyłu McLevisa. Wciąż pamiętała wczorajszy obiad.

-On jest taki jak ja-mruknął Snape, wziął bezwładne ciało dziecka na ręce i wstał-Jest dobry.

-Chodź, Sev. Zabierzemy go stąd-powiedział Rowley.

***

Była piąta nad ranem, a Harry otworzył oczy i smętnie usiadł. Wokół niego było dość ciemno, ale z łatwością rozpoznał gdzie się znajduje. Widocznie zasnął u profesora Snape'a, a ten nie zamierzał go zanosić do jego dormitorium. Chłopiec uśmiechnął się do siebie i przeciągnął. Pomimo wczesnej pory, był już wyspany, lecz dopiero wtedy przypomniał sobie, że zasnął jeszcze przed kolacją! To był chyba jego najdłuższy sen! Tak odprężony Harry, postanowił zobaczyć, czy profesor jest w pokoju obok. O dziwo, kołdra na łóżku nie była ruszona, a samego nauczyciela nigdzie nie było. Chłopiec postanowił usiąść z powrotem na kanapie. Nie musiał długo czekać, kiedy do pokoju weszły trzy osoby-jego tata, Rowley McLevis i Lucjusz Malfoy.

-Cześć tato!-uśmiechnął się i chciał przywitać, ale Snape cofnął się do tyłu. Jego wzrok wyrażał pewien rodzaj przerażenia.

-Weź go stąd-szepnął do Rowleya-Nie chcę go skrzywdzić, weź go-Severus wycofał się na sam tył pokoju i patrzył dziwnym wzrokiem.

-Ale tato...-chłopiec chciał spróbować znów podejść, ale ręka Lucjusza skutecznie go zablokowała.

-Severus ma dość zły dzień, wiesz? Lepiej go teraz zostawić-powiedział Malfoy. Harry zerknął na swojego opiekuna uważnie. Ten szybko oddychał, był blady i wydawał się strasznie przerażony, co przecież nigdy mu się nie zdarzało.

-Lucjusz, weź go stąd! Zabierz tego bachora do jasnej cholery!

Harry poczuł się nad wyraz urażony. Chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego szybkim krokiem zaczął iść do Snape'a, tak by nikt nie zdążył go złapać.

-Młody, nie!-krzyknął Rowley-On jest chory!

Ale Potter był już przy Mistrzu Eliksirów, który wzdrygnął się, a jego czarne oczy jakby zaszły mgłą. Nie patrzył nawet, że rzucił się na dzieciaka, który tylko cudem uniknął jego ciosu. Spróbował drugi raz, ale Lucjusz przyciągnął do siebie Harry'ego i schował za sobą.

-Stop! Severusie, uspokój się. Spójrz na mnie-mówił Malfoy, który starał się wywnioskować co się dzieje z Mistrzem Eliksirów. Na pewno drżał, to było już widać. Lucjusz pchnął Pottera lekko w stronę Rowleya i podszedł powoli do Snape'a-To jakiś atak paniki-mruknął-Jednocześnie bał się, że zrobi dziecku krzywdę i faktycznie mógł zrobić.

Nagle Severus pochylił się do przodu i syknął z bólu. Po tym jakby nigdy nic zaczął tracić przytomność. Lucjusz złapał go, za nim jego głowa dotknęła ziemi.

-Myślałem, że wystarczy eliksir uspokajający, ale on jest cały rozpalony! Ma wysoką gorączkę-mężczyzna dotknął czoła i policzków Mistrza Eliksirów. Zdecydowali, że szybko zabiorą go do skrzydła szpitalnego. Rowley wyczarował nosze i kazał Harry'emu iść do dormitorium lub coś ze sobą zrobić, ale na razie trzymać się z daleka od Snape'a, który jakąś minutę temu był gotów go zabić. Dość dużo czasu zajęło im przelewitowanie nosz do skrzydła szpitalnego. Gdy tam weszli, Poppy Pomfrey czytała sobie w najlepsze książkę. Jak ich zobaczyła, otworzyła szerzej oczy i od razu wskazała najdalsze łóżko pod ścianą. Położyli tam Severusa i opowiedzieli całą sytuację. Pielęgniarka od razu wlała do ust nieprzytomnego mężczyzny kilka eliksirów.
Rzuciła kilka zaklęć diagnozujących.

-To ze zmęczenia. Biedny Severus, ma w sobie mało chęci do życia... To nie pomaga w gorączce-pielęgniarka nałożyła okład na czoło Mistrza Eliksirów.

-Ale będzie dobrze?-spytał Lucjusz, a gdy Poppy skinęła głową, że tak, powiedział, że niestety musi iść, gdyż żona na niego czeka i poprosił by informować go o stanie przyjaciela.

***

Severus poczuł jak świadomość wraca do niego z prędkością światła. Nagłe wspomnienia z dzisiejszego dnia uderzyły w jego zmęczoną psychikę. Najpierw spotkanie u Czarnego Pana, potem zabranie ciała dziecka do dyrektora i opowiedzenie mu o całej sytuacji (swoją drogą Dumbledore sam załamał się psychicznie), a potem... I to właśnie było najgorsze. Czemu nie kontrolował swoich emocji? Dlaczego był tak strasznie rozbity? Mimo, że odzyskał przytomność, tak bardzo nie chciało mu się wstawać. Poczuł, że ktoś trzyma go za rękaw szaty w którą został przebrany. Był ciekawy kto to, ale za moment sam się przekonał.

-Tato... Chciałbym, żebyś już się obudził...-Harry wyszeptał nad jego uchem-I mimo, że mówiłeś o mnie niezbyt miłe rzeczy i chciałeś mnie uderzyć, ja ci to wybaczam. Myślę, że nie byłeś wtedy sobą, że coś tobą kierowało. Widziałem to w twoich oczach, wiesz tato? Miałeś inne niż zwykle. I naprawdę przestraszyłem się, jak się na mnie zamachnąłeś, trochę przypominałeś wujka Dursleya, kiedy nieświadomie używałem magii. Miałeś takie, przestraszone oczy i... I w ogóle, ale do ciebie to nie było podobne. Bardzo cię kocham i nie chcę, żebyś był chory-dziecko mocniej zacisnęła rękę na rękawie, a Severus poczuł się jeszcze gorzej. Jak to możliwe, że chciał uderzyć przybranego syna? Przecież on miał go bronić przed krzywdą, a tym czasem...
-Tato, może jak już wyzdrowiejesz, pójdziesz ze mną, Hermioną, Ronem i Draco do Hogsmeade? Zawsze chcieliśmy tam pójść, no ale nie możemy, a podobno zimą jest tam pięknie!

Severus czuł jak bardzo boli go serce przy każdym słowie. Zabił dziś dziecko. A jego syn jest niczego nieświadomy. To nie tak, że kiedyś Snape nie torturował i zabijał. Owszem, robił to bardzo często, również z dziećmi. Ale świadomość, że ma teraz własne, choć przybrane dziecko, była gdzieś w nim i czuł opór. Poza tym zmienił strony. Jeszcze kiedyś, choć bardzo nie chciał się do tego przyznawać, tortury sprawiały mu przyjemność, a morderstwa satysfakcjonowały. A teraz? Chciał żyć spokojnie z Harrym. Harrym Potterem, który nie dość, że był synem jego wroga, to jeszcze czekalo na niego tyle niebezpieczeństw... Przeszedł go dreszcz, a wtedy Harry, który do tej pory coś do niego mówił, przestał.

-Tato?-zapytał cicho chłopiec. Severusowi nie pozostało do zrobienia nic, jak tylko otworzyć oczy. Spojrzał na swojego syna z żalem i przeproszeniem-Obudziłeś się! -powiedział radośnie Harry, a Severus przyciągnął go bliżej siebie.

-Przepraszam-wychrypiał, bo jego gardło dawno nie widziało żadnego napoju-Nie byłem wtedy sobą, tak jak mówiłeś-szepnął i spojrzał w inną stronę niż oczy syna-zielone, tak bardzo przypominające Lily. Harry uśmiechnął się delikatnie, jakby nigdy nic się nie stało.

-A zabierzesz mnie, Hermionę, Rona i Draco do Hogsmeade?-spytał wesoło.

-Tak, uparty bachorze-mruknął i oparł się z powrotem na podszuce, gdy zobaczył jak w jego stronę zmierza Pomfrey.

***

Gdzieś daleko, na skraju lasu, w opuszczonym domu, a dokładnie na podłodze w zniszczałym salonie, leżał mężczyzna. Patrzył się tępo w sufit i nie mrugał. Jedyną rzeczą wskazującą na to, że żyje, była równomiernie unosząca się pierś. Nie był ranny. Był rozbity i zmęczony. Miał wszystkiego dość. Czy takie życie miało sens? Na początku chciał to skończyć. Tylko po co najpierw uciekł? Dlatego teraz leżał tu, nie wiedzac co ze sobą zrobić.

Kim jesteś?

Pytanie krążyło w jego głowie. Obrazy z przeszłości mocno zaczęły wdzierać się przez bariery umysłu. Ile lat minęło? Dziesięć. Dziesięć cholernych lat.

Kim jesteś?

Chciał wykrzyczeć światu wszystko o niesprawiedliwości, jaka go spotkała. Ale jak i po co miał krzyczeć, skoro tu nikt go nie usłyszy.
Trzeba to przegryźć, odnaleźć sens i odszukać prawdziwych zdrajców.

Kim jesteś?

Nagle mężczyzna poderwał się do góry. Jego oczy zabłysnęły dziko, z pewną nutą szaleństwa.

-Jestem Syriusz Black.


Komentarze plis 😊 Kocham je czytać.

Xddd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top