Część 13.
Pierwszy dzień świąt był niesamowity. Wszyscy poszli późno spać i obudzili się z nowym zapałem. Harry spał tej nocy na kanapie u profesora Snape'a, obok niego na podłodze chrapał McLevis i jedynie sam Severus spał normalnie u siebie w łóżku.
Chłopca obudziło dziwne, delikatne kłucie na brzuchu. Otworzył jedno, potem drugie oko i zorientował się, że sprawcą był Hades. Rudy kotek chodził po nim i najwyraźniej dobrze się bawił. Harry uśmiechnął się i pogłaskał zwierzątko. Wszyscy jeszcze spali, ale on nie był zmęczony, więc postanowił pójść do swojego dormitorium i tam coś poczytać. Wywlókł się z łóżka i cicho wyszedł zostawiając chrapiącego Rowleya i spokojnie śpiącego (pierwszy raz od jakiegoś czasu) Snape'a.
***
Severus Snape nie był zachwycony, gdy wszedł już ubrany do drugiego pomieszczenia i odkrył, że oprócz dużego gówniarza (McLevisa) nie ma tam śladu po małym gówniarzu, Potterze. Mistrza Eliksirów coś tknęło. Podszedł do śpiącego i kopnął go tak, że ten podskoczył i wymierzył w niego różdżkę.
-Zwariowałeś?!-zapytał Rowley i ziewnął.
-Potter zniknął-sapnął wkurzony, a młodszy nauczyciel od razu się poderwał.
-Jak to 'zniknął'? Myślisz, że On już nadszedł?
-Merlinie broń!-Snape potarł czoło.
-Odynie broń-dodał McLevis.
-Odynie?
-Wychowałem się w Norwegii, kraju skandynawskim. Czego ty ode mnie wymagasz?!-warknął.
-Idziemy go szukać do jasnej cholery. A co jak mu się coś stało?
No i znaleźli go. Bawił się z kotem u Minervy w gabinecie. McGonagall sprawdzała dokumenty, a on siedział w fotelu i dobrze się bawił. Snape padł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Nie, nie płakał. Musiał powstrzymać w jakiś sposób ilość przekleństw które przychodziły mu na myśl. Harry i profesorka transmutacji spojrzeli na niego. W końcu jedynym słowem jakie Severus powiedział było ciche:
-Synu...
McLevis położył mu rękę na ramieniu, bo rozumiał jego ból. Jedynie Minerva patrzyła na nich z widocznym wkurzeniem na twarzy.
-Co, dziecko zgubiłeś i zacząłeś się martwić?
-Nawet nic mi nie mów-Severus wstał i pogłaskał Harry'ego po włosach. Chłopiec uśmiechnął się delikatnie.
-A wiesz która jest godzina? -kontynuowała McGonagall podnosząc dumnie głowę.
-No...
-Jedenasta trzydzieści!-warknęła. Ponieważ postanowiło wam się spać, dziecko samo poszło na śniadanie!
-No a ile on ma lat. Zawsze chodzi sam-McLevis wzruszył ramionami.
-A gdyby ktoś wszedł i go porwał czy coś?
-Dlatego tu jestem. Szukałem go-powiedział Snape-Czekaj, która jest godzina?! Na dwunastą trzydzieści mam być u Malfoyów na obiedzie. Muszę iść się przebrać.
-A idź. Zajmę się Harrym, dopóki Ronald nie poczuje się lepiej. Trafił do skrzydła szpitalnego, najadł się wczoraj za dużo potraw z kapustą.
***
Lucjusz otworzył oczy, gdy poczuł obok jakiś ruch. Odwrócił się w jego stronę. Narcyza również właśnie się przebudziła, ale wyglądała inaczej niż prawie każdego ranka przez ostatnie kilka lat. Kąciki jej ust były uniesione w górę, cera wydawała się bardziej promienna, a oczy... Och te piękne, duże oczy, wpatrujące się w niego zupełnie inaczej niż zwykle ostatnimi czasy.
Lucjusz spochmurniał na moment.
Chciał powiedzieć, że przecież to było jedynie zwykłe przepraszam, a ona mu tak ot tak wybaczyła? Otworzył usta, ale ona dotknęła jego policzka swą delikatną dłonią. Postanowił już nic nie mówić.
-Trzeba wstawać-mruknęła Narcyza, a on uśmiechnął się łobuzersko.
-Naprawdę?-podsunął się trochę bliżej i zaczął bawić się jej włosami, swobodnie opadającymi na poduszkę. Wtedy zrozumiał, że naprawdę trzeba. Była dziesiąta czterdzieści pięć, a on musiał przyszykować się na dzisiejszy obiad i ponowne pojawienie się gości. Z trudem zszedł z łóżka i udał się do łazienki.
***
Skrzaty uwijały się z robotą jak nigdy. Wiele dań zostało jeszcze do wniesienia na stół w jadalni. Goście państwa Malfoy'ów rozmawiali wesoło i ciągle schodzili się nowi. Zjawił się i on-Severus Snape. Niektórzy spojrzeli na niego krzywo, inni poszli się przywitać.
Sam Mistrz Eliksirów podejrzliwie patrzył w stronę gospodarza i jego rodziny. Musiał ich mieć na oku. Nagle coś małego do niego podbiegło. Był to oczywiście Draco. Najdziwniejszy był uśmiech nie schodzący z jego twarzy.
-Dzień dobry, wujku-zagadnął. Snape złapał go delikatnie za ramię i zaproponował, by poszli na chwilę w bardziej ustronne miejsce. Mały Malfoy cały czas się uśmiechał i Severus zaczął się martwić, że coś mu podano.
-Ogólnie to prezent dla ciebie jest w Hogwarcie. Został tam, bo nie chciałem by Lucjusz się na ciebie złościł...-mruknął nauczyciel.
-Tata by nie był zły, ale naprawdę bardzo dziękuję wujku-teraz Severus był niemal pewny, że chłopcu coś podano. Malfoyowie zaprosili wszystkich zebranych do stołu.
Goście dość szybko zasiedli widocznie będąc głodni. Lucjusz zaczął mówić coś o potędze magii w tych czasach i zaczął wspominać zeszłe święta, ponieważ we wspólnym gronie ubyło dwóch osób. Na szczęście nie wspomniał nic o siostrze swej małżonki, Bellatrix, zamkniętej w Azkabanie. Ale kto chciałby o niej myśleć.
-Nie przedłużając, smacznego! -zakończył Lucjusz, a wtedy wszyscy mu zaklaskali i zaczęli nalewać sobie ciepłego barszczu. Draco nie wiedział jak się za to zabrać, bo wazy z zupą były oblegane. Snape uśmiechnął się do niego lekko i gestem ręki przywołał. Mały blondyn wystrzelił ze swoim talerzem, najwyraźniej będąc bardzo głodnym. Severus nalał mu barszczu z najbliższej misy.
-Dziękuję wujku-powiedział wesoło i ruszył do stołu. To były sekundy, kiedy prosto przed nim pojawił się skrzat, lecz chłopiec nie wyhamował i wpadł wprost na niego, poleciał do przodu wylewając po drodze cały barszcz. Na Lucjusza.
Na sali zapadła całkowita cisza. Severus przymknął oczy, dobrze wiedząc jak to się skończy dla małego blondyna. Lucjusz spojrzał przez chwilę lekko zdziwiony, po czym ku zaskoczeniu innych zaczął się śmiać.
-Pozwolicie, że pójdę się przebrać. Nie za bardzo gustuje w różach-wstał od stołu i ruszył do schodów. Po drodze potargał przestraszonego Dracona po włosach.
Snape'a wmurowało w krzesło.
***
-Pani profesor-zaczął zakłopotany Harry.
-Tak, panie Potter?-zapytała kobieta patrząc na niego znad okularów.
-Może to głupie... Ale... Znała pani moich rodziców?-powiedział cicho, jakby się tego bał. Minerva uśmiechnęła się ciepło.
-To chyba oczywiste, byli w moim domu.
-A jacy byli? Opowie mi pani? -Harry spojrzał błagalnie na kobietę, która musiała się zgodzić.
-Twój ojciec, James, był od początku żywym i ruchliwym chłopcem. Po niedługim czasie już wiedziałam, że trafi do Gryfońskiej drużyny Qudittcha-zaśmiała się nauczycielka-Trzymał się z czwórką przyjaciół, strasznie rozrabiali. Wiele razy mieli szlabany. Za to Lily była totalnym przeciwieństwem! Grzeczna, ułożona i pilna uczennica. Wiele czytała, jak panna Granger. Lily trzymała się z Severusem, byli sąsiadami.
-Naprawdę?-zdziwił się Harry-Profesor nigdy mi o tym nie wspominał.
-To dla niego bardzo drażliwy temat. Wybuchła pomiędzy nimi kłótnia. Severus znienawidził twojego ojca jeszcze bardziej-westchnęła McGonagall-Nigdy już nie udało im się pogodzić.
-Czemu więc profesor Snape zgodził się zostać moim opiekunem? Przecież nie był zobowiązany, ani nic z tych rzeczy-Harry zmarszczył brwi. Minerva wzruszyła ramionami.
-Być może czuł się winien i ujrzał w tobie więcej Lily niż Jamesa. On naprawdę cię kocha, wie pan, panie Potter? Może tego nie okazuje, ale tak jest. Jesteś dla niego jak dziecko, jak syn i on będzie cię chronił na zawsze.
-Czy... Czy Voldemort powróci?
-Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć. Ale musisz wiedzieć, mój drogi, że nawet jeśli, to masz za sobą całą armię ludzi, którzy z pewnością wezmą z tobą udział w tej walce.
No ten rozdział serio był nudny, ale to cisza przed burzą 😆 Więcej nie zdradzam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top