Część 106.

Po okropnych wydarzeniach w Ministerstwie, dzieciaki musiały odpowiedzieć aurorom na wiele pytań, by w końcu zostali zwolnieni i mogli dostać się z powrotem do Hogwartu, gdzie już czekała na nich Poppy. Jak tylko weszli, pielęgniarka zaczęła na nich krzyczeć, lecz Dumbledore nakazał jej wstrzymać emocje, ponieważ i tak uczniów czekało wiele poważnych rozmów o odpowiedzialności i niebezpieczeństwie, które teraz zdawało się czekać na nich na każdym kroku. Każdy z 'bohaterów' tego wieczoru, wyglądał okropnie. Byli umorusani błotem zmieszanym z krwią z wielu zadrapań. Nikt na szczęście nie ucierpiał w znacznym stopniu, jedynie powierzchowne poharatania, a Luna miała jeszcze nieco zniszczone wargi od środka, po tym jak Avery ją uderzył i wciąż pluła krwią.  

Kroki Snape'a było słychać już z bardzo daleka, więc każdy miał możliwość psychicznego przygotowania się na konfrontację z wściekłym Mistrzem Eliksirów, który w istocie był potężnie zdenerwowany. Wparował do skrzydła szpitalnego z morderstwem wypisanym na twarzy. Wszyscy, nawet Dumbledore, jakby cofnęli się do tyłu. 

- Czy wy całkowicie straciliście rozum? -warknął Severus, zaciskając dłoń na różdżce, co wyglądało jakby miał ich przekląć cokolwiek by mu nie powiedzieli- Ja wiem, że nie grzeszycie inteligencją, co przejawia się na zajęciach, ale nigdy nie pomyślałbym, że posuniecie się do czegoś takiego! Zabiorę wam tyle punktów, że na koniec roku dalej będziecie na minusie, a szlaban macie do samego końca waszej edukacji w tej szkole!

Uczniowie byli bladzi  i nikt nie śmiał nic powiedzieć, więc Harry przełknął nerwowo ślinę i postanowił odezwać się jako pierwszy.

- Tato, w zasadzie to całkiem moja wina -mruknął, a Snape od razu zwrócił na niego nienawistny wzrok.

- Och tak, Potter -powiedział z nutką kpiny- Ty masz najwięcej do powiedzenia w tej sprawie, to wszyscy wiemy.

- Hej! -oburzył się Harry- Kiedy w końcu przestaniesz mówić do mnie po nazwisku jak tylko jesteś wkurzony?!

- Nigdy -oznajmił gładko Snape i z powrotem odwrócił się do reszty uczniów- Czy ktokolwiek jest ranny? 

- Dziękujemy, że profesor spytał -prychnął rozbawiony Fred- Mógł pan to zrobić zanim się na nas wyżył. 

- Słuchaj, Weasley -Snape spojrzał na chłopaka ponuro- To nie jest zabawa, to nie jest niewinny wybryk, czy łamanie szkolnych zasad. Naraziliście się na bezpośrednie spotkanie Czarnego Pana, a gdyby nie Narcyza, każdy z was już by nie żył.

- Ale tato, on zesłał mi wizję, że ma Syriusza -Harry wstał z łóżka szpitalnego- To było takie realne, że nigdy nie narażałbym przyjaciół, gdybym nie miał pewności.

- A jednak twoja intuicja cię zwiodła -Severus wzruszył ramionami- I dlatego w tym roku nauka Oklumencji cię nie ominie, zaczniemy od zaraz.

- Dobrze -Potter wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia- Ale niech inni nie ponoszą konsekwencji, proszę. Wezmę wszystkie szlabany, ale to nie ich wina.

- Bohaterskie -powiedział Severus patrząc na dzieciaka- Ale jak każdy z was będzie miał szlaban, to przynajmniej będziecie cały czas zajęci i obserwowani. Na razie chyba wam starczy nielegalnych działalności.

Nikt nie był zadowolony, ale każdy z uczniów musiał przyznać, że złość Snape'a była jak najbardziej uzasadniona, więc nikt nie śmiał protestować. Poppy wróciła do ogólnych oględzin dzieciaków i do prawienia im kazań, a Severus podszedł do Luny, widząc że dziewczyna pluje co jakiś czas krwią. Usiadł obok niej i pokręcił głową.

- Który ci to zrobił? -zapytał, dając córce szklankę wody i oglądając jej rozciętą wargę.

- Avery uderzył mnie z pięści -powiedziała blondynka. 

- Zamorduję gnoja -warknął Snape. To, że Luna była jego podopieczną było akurat wiedzą powszechną od kiedy tylko podjął się tego zadania, ponieważ następnego dnia Prorok Codzienny już o tym krzyczał, więc Avery doskonale wiedział, że Luna była z nim w jakiś sposób związana. Snape był wściekły. Jego dzieciaki mogły zginąć, a on o niczym by się nie dowiedział. Z drugiej strony zmartwił się tym, że Voldemort nie informował go o swoim planie i teraz zadawał sobie pytanie, czy przypadkiem nie zaczął kwestionować jego lojalności. Jeśli tak, w każdej chwili mogło stać się najgorsze. Zaraz za nim, Czarny Pan "zająłby się" Bellą i ich dzieckiem, dla przykładu i by pokazać innym Śmierciożercom co ich spotka za zdradę. Snape posłał Lunie bardzo delikatny, pokrzepiający uśmiech, pogłaskał ją po włosach i poszedł porozmawiać z Harrym. Chłopak niemal od razu odwrócił wzrok.

- Wiem -zaczął- Wiem, wiem wiem. Nie musisz nic już mówić, bo wiem jak bardzo źle zrobiłem i że jestem nieuważny i dałem się tak łatwo oszukać.

Severus zmarszczył brwi i usiadł koło syna.

- Wcale nie tak łatwo -powiedział już dużo spokojniejszym niż przed kilkoma minutami tonem- Czarny Pan jest potężnym czarodziejem, a jego wizje mogły ci się wydawać prawdziwe, bo ma to opanowane do perfekcji. Nie dziwię się, że ty, czternastolatek, uwierzyłeś w nie. Dziwię się, że nie przyszedłeś z tym do mnie.

- Bałem się, że sprowadziłbym na ciebie śmierć -powiedział Harry, zerkając prosto w czarne oczy ojca. Wzrok Snape'a złagodniał.

- Nie jestem głupi i na pewno nie ładowałbym się prosto w ręce Czarnego Pana, by uratować Blacka -prychnął- Ale mogłem poinformować kogokolwiek innego i sytuacja wyglądałaby już zupełnie inaczej.

- Nie myślałem wtedy zbyt trzeźwo -westchnął Potter- Tato, kiedy stałem przed nim... Nigdy w życiu czegoś takiego nie czułem...

- Opowiedz mi na spokojnie -zachęcił Severus.

- Czułem, jak Czarna Magia mnie chce, pożąda -powiedział Harry ostrożnie i cicho, by nikt nie słyszał- I ja też jej chciałem. Wstydzę się tego strasznie i czuję się z tym okropnie.

- No cóż, Harry -Snape usiadł trochę wygodniej- Najważniejsze, że nie dałeś jej dotrzeć do siebie. Czarna Magia jest bardzo potężna i pociągająca, coś o tym wiem. Tylko bardzo silni czarodzieje potrafią się jej oprzeć, na przykład ty.

- Nie jestem silnym czarodziejem -mruknął smutno Gryfon- Nie potrafiłem nawet walczyć z Voldemortem.

- W życiu nie zawsze chodzi o to, by wygrać z kimś pojedynkiem i siłą -powiedział Severus po krótkim zastanowieniu się- Ty pokazałeś Czarnemu Panu, że jesteś w stanie odepchnąć to, co go tak bardzo zwiodło. Jeszcze przyjdzie czas, że będziemy walczyć.

- Ta przepowiednia... -zaczął niepewnie Potter- Ona mówiła, że jeden z nas musi zginąc by drugi przeżył.

- Owszem -powiedział Severus i uważnie przyjrzał się synowi.

- Myślę, że ja będę musiał zginąć, ojcze -powiedział Harry, wiedząc doskonale o tym, że jest Horkruksem. Bardzo chciał wiedzieć, co powie mu ojciec, a może wręcz chciał zasugerować, że o wszystkim wie. Mistrz Eliksirów poruszył się niespokojnie i zmarszczył brwi zmartwiony.

- Nie opowiadaj bzdur, jesteś zmęczony i potrzebujesz się porządnie wyspać -odparł szybko Snape- Pamiętaj, ile cię czeka szlabanów. No już, do spania. Poppy zaraz da ci Eliksir Bezsennego Snu.

I odszedł, zostawiając Harry'ego z dziwnym ukłuciem w sercu.

*** 

Bella również była wściekła, że taka sytuacja miała miejsce, jednak była bardziej wyrozumiała niż Severus i potrafiła pojąć, dlaczego dzieciaki działały tak a nie inaczej. Oczywiście nie obyło się bez długiego kazania o odpowiedzialności i szczęściu, jakie mieli. Kobieta bardzo wczuła się w rolę matki. Kiedy odesłali dzieciaki do łóżek, Bellatrix nalała sobie i mężowi trochę ognistej i usiedli przed kominkiem w ciszy.

- Wrócę na spotkania -oznajmiła nagle, a Severus spojrzał na nią zdezorientowany- Wrócę, by zwiększyć nam wiarygodność.

- Bella, to jest nierozsądne i już o tym rozmawialiśmy  -sprzeciwił się Mistrz Eliksirów- Dopóki Czarny Pan się o ciebie nie ubiega, nie wracaj. 

- Sev -kobieta westchnęła- Sam zapewne zauważyłeś, że Czarny Pan nie powiedział ci o swoim planie, a wcześniej dzielił się z tobą wszystkim. Jeśli kwestionuje twoją lojalność, to możemy mieć poważny problem i wtedy już nic nas nie uratuje. Jak wrócę i trochę powodzę go za nos...

- On nie ma nosa, Bell -powiedział ponuro Snape.

- Och, no wiesz o co mi chodzi! -obruszyła się kobieta, ale uśmiechnęła się delikatnie na złośliwość męża- Muszę nam kupić czas. Przy okazji zaczęłam bliżej przyglądać się Horkruksom. Napisałam kilka listów do zaufanych osób, które znają się na czarnej magii lepiej niż my i czekam na odpowiedź. Liczę na to, że kwestię Harry'ego można rozwiązać w zupełnie inny sposób.

- Wiesz, że nie Bell -Severus potarł nasadę nosa i westchnął ciężko- Chciałbym, żeby się dało.

- Ale jeszcze zobaczymy -powiedziała Bellatrix kładąc mu dłoń na ramieniu. Siedzieli w ciszy do momentu w którym Adara zaczęła płakać w sąsiednim pokoju.

***

Harry przygryzł wargę, idąc środkiem korytarza, wiedząc doskonale, że wieści o jego nocnej eskapadzie rozniosły się po całej szkole i wszyscy uczniowie, których mijał, rozmawiali o nim między sobą. Kiedy zobaczył na drugiej stronie dziedzińca przeszywający go wzrok Draco, wiedział, że ma kłopoty. Blondyn znalazł się obok niego w kilku długich krokach, rozejrzał się, czy aby nikogo akurat tam nie ma i wbił wściekły wzrok w przyjaciela.

- Co to w ogóle miało być? -zapytał ostro.

- Nie martw się, już dostałem tyle ochrzanów, że mi wystarczy -prychnął Potter.

- Mogłeś zginąć, wszyscy mogliście! -krzyknął Malfoy ściszonym głosem.

- Draco, wiem -westchnął Gryfon, zdejmując okulary i czyszcząc je o szkolny sweter- I żałuję, że cokolwiek takiego miało miejsce, serio. Wiem, że jesteś zły, że Luna poszła z nami...

- Pewnie, że jestem -mruknął blondyn ponuro- Mogliście chociaż mnie poinformować i poszedłbym z wami.

- i naraziłbyś się Voldemortowi? -spytał Harry- Już dość razy w życiu to zrobiłeś, wiesz, że z nim nie można pogrywać. 

- Masz rację -Ślizgon przygryzł wargę i chciał jeszcze coś powiedzieć, ale na dziedziniec wyszła właśnie brązowowłosa dziewczyna. Pansy rozejrzała się dookoła i jej wzrok padł na Harry'ego, a oczy od razu zaświeciły się radośnie. Podeszła do chłopaka i zawiesiła dłonie na jego szyi, mocno go do siebie przytulając. Potter uśmiechnął się i również objął Ślizgonkę, a Draco posłał im lekki uśmiech i odszedł w swoją stronę.

- Cieszę się, że widzę cię całego -wyszeptała Parkinson.

- Woah, jesteś pierwszą, która to mówi -zaśmiał się Potter.

- Nie zamierzam popierać, tego co zrobiliście, nie zrozum mnie źle -sprostowała Ślizgonka- Ale na szczęście nic się nie stało i to jest najważniejsze.

- Dziękuję -Harry zarumienił się. Mogło by się wydawać, że będzie nastolatkiem łamiącym serca dziewczynom, zupełnie jak jego ojciec, ale był tak naprawdę bardzo wstydliwy i wciąż jak tylko Pansy okazywała mu troskę, robił się czerwony. Dziewczyna pogłaskała delikatnie jego policzek i dała mu buziaka w nos, po czym usiadła na ławce.

- Stanąłeś z nim twarzą w twarz? -zapytała zaciekawiona- Jak to było? O ile chcesz mówić.

- Bałem się -Harry usiadł obok niej- Ale to nie jest ostatni raz, kiedy będę go musiał widzieć.

- Nie będziesz sam -Pansy uśmiechnęła się delikatnie i złapała Gryfona za dłoń- Wszyscy tu jesteśmy i cię nie zostawimy.

- A co jeśli zawiodę? -Harry zapytał nagle, głos załamał mu się w połowie i spojrzał tępo w podłoge, przygryzając wargę- Mam uratować ten świat, ale co jeśli wcale mi się nie uda?

- Och słońce! -Parkinson zerknęła zatroskanym wzrokiem na Gryfona- Nikt nie oczekuje, że kogokolwiek uratujesz... Już raz to zrobiłeś, będąc niemowlakiem. Ktokolwiek chce, żebyś w jakiś sposób ochronił nasz świat, nie rozumie, że w tej wojnie wygramy tylko jeśli każdy coś od siebie da.

- A jednak jest tyle osób, które tego ode mnie chcą -mruknął Harry, ale wyprostował się i wziął głęboki wdech- Dobra Pansy, muszę lecieć na jakieś dodatkowe zajęcia do ojca.

- Leć leć, jak będziesz potrzebował o tym porozmawiać, to zawsze jestem tu dla ciebie.



Harry wpadł do klasy, wiedząc, że jest spóźniony i tak jak się spodziewał, zastał ojca siedzącego przy biurku z uniesioną z niezadowolenia brwią. Mężczyzna westchnął i pokręcił głową, ale wskazał Gryfonowi miejsce przy jednym ze stolików.

- Oklumencja, Harry, jest sztuką -zaczął Mistrz Eliksirów- To zdolność obrony umysłu, przed penetracją z zewnątrz, czyli dokładnie przed takimi sytuacjami jak wczorajszej nocy. Jest to umiejętność wytworzenia pewnego rodzaju zapory, by nikt nie mógł wejść w zakamarki umysłu, które chcesz zostawić tylko dla siebie. Rozumiesz? -Harry pokiwał głową- Spróbuję zaprezentować ci jak to działa twarzą w twarz. Przygotuj się. Legilimens!

Chłopiec od razu poczuł, jakby ktoś wślizgnął mu się do głowy. Severus zaczął przeszukiwać wspomnienia syna, trochę od niechcenia, zaczynając od tych najwcześniejszych. Widział Petunię, krzyczącą piskliwym głosikiem, Vernona łapczywie zżerającego steka, Dudleya oglądającego jakieś głupoty w telewizji... Widział pierwszy raz, jak Dursley uderzył Harry'ego, a potem jak chłopiec spędził tydzień w komórce pod schodami, gdzie przepaliła mu się żarówka już drugiego dnia, jednak wściekli opiekunowie odmówili wymiany światła, więc leżał w całkowitej ciemności. Poczuł, że Harry próbuje go wypchnąć, ale było to tak nieudolne jak się spodziewał. Sam odpuścił.

- Ej, to było okropne! -wrzasnął Potter oburzony, odskakując do tyłu tak, że prawie wywrócił się z krzesłem. Snape różdżką ustawił go z powrotem stabilnie na podłodze.

- I nikt nie mówił, że będzie lekko -westchnął- Ale w ten sposób nauczysz się, dlaczego musisz to opanować. Twój umysł jest jak otwarta księga i łatwo w niego ingerować. Spróbujemy jeszcze raz, teraz oczyść swój umysł najbardziej jak możesz, ze wszystkich uczuć i myśli. Legilimens!

Pierwszoroczny Harry obgadywał z Weasleyem Hermionę, której na tamten moment bardzo nie lubili. Snape odnalazł wspomnienie w którym Gryfon widział Lucjusza Malfoya drącego się na syna w jednej z pustych klas w szkole, przejrzał jeszcze kilka wspomnień i dalej nie czuł oporu na tyle mocnego, by miał go jakkolwiek wygonić z jego głowy. Westchnął i znów odpuścił. Harry siedział przy stole blady i niezadowolony, ale nic już nie mówił.

- Tak myślałem, że nie będzie ci dobrze szło -powiedział Snape- Być może powinieneś poczuć jak to jest z drugiej strony, jednak przestrzegam cię, Harry. To naprawdę zła rzecz, grzebać komuś w głowie i pozwalam ci na to tylko dlatego, że chcę, by łatwiej ci było zrozumieć co masz robić.

- Na pewno się zgadzasz? -zapytał niepewnie Potter, a Severus przewrócił oczami.

- Właśnie to powiedziałem.

- Legilimens! -Harry naśladował ruch różdżki, który zobaczył u ojca i poczuł jak wdziera się do jego umysłu. Było to najdziwniejsze uczucie jakiego doświadczył. Od razu uczepił się jakiegoś wspomnienia z młodości Snape'a, który właśnie przygotowywał eliksir pod czujną opieką swojego profesora. Potem przeskoczył na inne, gdzie około trzynastoletni Severus śmiał się tak szczerze i szczęsliwie, a zaraz obok niego chichotała rudowłosa dziewczyna, chowająca twarz w dłoniach. Mama, pomyślał ciepło Potter. Wtedy jednak wspomnienia przed nim jakby zaczęły znikać, a on został wyrzucony z głowy ojca, nie spodziewając się, że będzie to nieco bolało. Opadł na krzesło zafascynowany.

- Niesamowite! -powiedział.

- A jednak jesteś po drugiej stronie i to ty masz się bronić -przypomniał mu Severus- I nauczymy cię tego. Chcę, żebyś w wolnych chwilach medytował i próbował oczyścić umysł jak najbardziej. Aha i z każdą wizją zesłaną przez Czarnego Pana, masz przychodzić do mnie, by zweryfikować czy jest prawdziwa. Dobrze, spróbujmy jeszcze raz... -zanim skończył mówić, do sali weszła piątoroczna Puchonka, skłoniła delikatnie głowę na powitanie.

- Profesor Dumbledore kazał przekazać panu, że chciałby pana zobaczyć -wydukała dziewczyna, a Snape skinął głową i kazał jej odejść.

- Cóż, chyba koniec na dziś -westchnął- Idź medytować.

- Dobrze ojcze -Harry uśmiechnął się i obserwował jak Snape wychodzi pospiesznie. Chłopak wziął swoją torbę i też miał opuścić salę, kiedy zobaczył, że drzwi od zaplecza były lekko uchylone, a ze środka wydobywa się jakieś blade światło. Zaciekawiony wszedł  i od razu przed sobą ujrzał Myślodsiewnię, do której wlane były jakieś wspomnienia. Te, których w razie czego miałem nie zobaczyć, pomyślał Harry i zagryzł wargę, przeklinając się za swoją ciekawość. Pochylił się do przodu.

Pierwszym czego doświadczył, nie był nawet widok, ale odgłos stłumionego płaczu i krzyku. Stał teraz koło małego chłopca, na oko czteroletniego, który siedział w poszarpanym i dość brudnym ubranku na podłodze, u stóp wysokiego, szczupłego mężczyzny z zakolami, trzymającego w dłoniach piwo i papierosa.

- Wstawaj -warknął nieznajomy ponuro, biorąc papierosa do ust- No co ja ci powiedziałem! -podniósł dziecko za kołnierz ubranka i bardzo stanowczo postawił, a Harry mógł teraz zobaczyć te znane sobie, czarne oczy, w których pierwszy raz widział tyle strachu i żałości. Mężczyzna, który stał nad małym Severusem musiał być jego ojcem. Był z pewnością bardzo pijany, co wcale nie usprawiedliwiało go, gdy zaczął ściągać pas ze spodni i wskazał dziecku głową, że ma się odwrócić, po czym chłopiec dostał bardzo mocne lanie. Harry znał to aż za dobrze i nagle zaczął żałować, że w ogóle postanowił zajrzeć do Myślodsiewni. Obejrzał wspomnienia z pierwszych lat życia swojego ojca, prawie wymiotując. To co zobaczył, było dwa razy gorsze od tego co niejednokrotnie on sam przeżywał, a kiedy mama Snape'a zmarła, stało się tylko gorzej. Potem nadeszły jednak wspomnienia z Hogwartu, w których było dużo Lily, co nieco zdziwiło Harry'ego, ponieważ nie wiedział, czemu Mistrz Eliksirów miałby ukrywać akurat te wspomnienia. Nie wiedział, dopóki nie pojawił się tam jego ojciec i Syriusz. 

Przerażony oglądał, czego obaj się dopuszczali, czasami razem z Pettigrew. James był okropny. Jeśli Harry miał być szczery, wiedział, że gdyby znał kogoś takiego, nienawidziłby tej osoby. Nigdy nie myślał, że jego tata był tak podłym człowiekiem, który gnębił kogoś tylko dlatego, że odstawał od reszty, nieco się różnił. Równie dobrze w obecnych czasach, to on mógł być ofiarą takiego Jamesa, ponieważ sam się wyróżniał. Jedynie Remus nigdy w tym nie uczestniczył, zawsze stał z boku, blady, patrząc najczęściej w ziemię, albo wczytując się uporczywie w książkę. Jedno wspomnienie było wyjątkowo straszne, kiedy to po napisaniu testów SUM, James i Syriusz zobaczyli idącego przez błonia chłopaka, unikającego ich jak ognia. Potterowi aż błyszczało w oczach, kiedy spojrzał na ofiarę.

- Witaj Smarku -prychnął, a Harry aż poczuł przez wspomnienie, jak Snape wzdrygnął się i przestraszył, sięgając od razu po różdżkę- Expelliarmus! Impedimenta!

Gdy różdżka wypadła z dłoni czarnowłosego, od razu trafiło go jakieś podłe zaklęcie, które zwaliło go z nóg i znalazł się na ziemi.

- Jak ci poszedł egzamin? -zapytał James przesłodzonym, szyderczym tonem.

- Pisał tak zawzięcie, że dotykał pergaminu tym swoim wielkim nochalem -prychnał Syriusz, ewidentnie nakręcony całą tą sytuacją. Inni uczniowie, którzy przyszli popatrzeć, zaśmiali się, a Severus utkwił wzrok w trawie i przestał się szarpać. 

- Umyj sobie buźkę! -powiedział James zimnym tonem- Scourgify!

W tamtym momencie z ust Severusa wypłynęły jakby bańki mydlane, a sam chłopak nie mógł oddychać i spojrzał teraz w panice na swoich oprawców, których to tylko rozbawiło. Harry nie mógł tego oglądać, bo nie potrafił zrozumieć dlaczego  ktoś miałby to robić drugiej osobie. Słyszał, że jego mama wtrąciła się do całej sytuacji, która trwała jeszcze bardzo długo, ale zamknął oczy i zasłonił uszy dłońmi. Słyszał tylko jak sprowokowany Snape nazwał ją szlamą i miał znów spojrzeć co się dzieje, gdy nagle poczuł silne uściśnięcie na ramieniu i ktoś zaczął go wyrywać ze wspomnień. Chłopak zatoczył się do tyłu i stanął twarzą w twarz z Mistrzem Eliksirów, który po prostu patrzył na niego beznamiętnie, ale nic nie mówił. To był przerażające-wolał, żeby ojciec krzyczał.

- Tato,  ja... -chciał coś powiedzieć, ale przełknął ciężko ślinę, zdając sobie sprawę, że nic nie usprawiedliwia jego ciekawości i wścibskości. 

- Idź do siebie -głos Severusa był tak cichy, że Gryfon prawie go nie usłyszał- Już.

- Nie -Harry złapał rękaw szaty starszego mężczyzny, który od razu się wyszarpnął- Tato, ja przepraszam. Strasznie przepraszam, to było najgłupsze, co mogłem zrobić i nie wybaczę sobie tego.

Severus sam nie wiedział co ma czuć. Albus wezwał go, by porozmawiać o skutkach klątwy w jego dłoni i o tym, że robi się coraz słabszy, ponieważ musi już chodzić o lasce, więc trzeba będzie podjąć ważne działania, zanim kompletnie opadnie z sił, a gdy Snape wrócił jakieś pół godziny później, zobaczył Harry'ego, pogrążonego w oglądaniu jego wspomnień w Myślodsiewni. Nie po to je tam umieścił. Chciał, żeby dzieciak nie natrafił na żadne złe wspomnienie przy ćwiczeniu na nim Legilimencji. Nie chciał, żeby wiedział jak się wychowywał. Nie chciał, żeby znał swojego ojca od tej strony. Nie chciał, żeby zobaczył jak nazywa Lily szlamą. Jedyne co było pozytywne w tej sytuacji, to to, że chłopak nie dotarł jeszcze do wspomnienia z dnia w którym Dumbledore oznajmił Mistrzowi Eliksirów, że jego przybrany syn jest Horkruksem. Stali w ciszy i patrzyli na siebie, Harry oddychał szybko przerażony, wiedząc jak bardzo zawinił.

W głowie chłopca myśli kotłowały się z taką prędkością, że nie mógł za nimi nadążyć. Co, jeśli teraz Snape nie będzie chciał już być jego ojcem? 

- Nie chciałem tak nazwać twojej matki -powiedział spokojnie Severus, co wybiło chłopca ze smętnych myśli i zmarszczył brwi.

- Co?

- Nie chciałem jej tak nazwać, ale to zrobiłem i żałuję. Nigdy tak o niej nie myślałem.

- Tato, ale to teraz nie jest istotne -głos Harry'ego zabrzmiał bardziej rozpaczliwie niż się tego spodziewał.

- Idź do siebie -Snape odwrócił się do niego plecami i zaczął 'przelewać' wspomnienia znów do swojej głowy.

- Ale...

- Lekcję odbędziemy kiedy indziej, dam ci jakoś znać kiedy konkretnie, chyba, że Dumbledore zechce cię nauczać osobiście.

- Tato -Potterowi kręciło się w głowie. Czuł, że rozwalił wszystko, co przez cztery lata tworzyli. Nie miał pojęcia, że Snape wcale nie był wściekły na to, że chłopak wdarł się do jego prywatności, ale dlatego, że widział prawdziwe oblicze swojego biologicznego ojca, a przy okazji najgorsze sceny z jego dzieciństwa, które bywały nawet brutalne. Widział jego słabości. Czuł, że potrzebuje się zdystansować od dzieciaka, który tak rozpaczliwie teraz przed nim stał ze łzami w oczach. Skinieniem głowy wskazał mu wyjście i znów odwrócił się do niego plecami.

Harry wybiegł i biegł dopóki starczyło mu sił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top