Część 103.

 -Cholera jasna, Harry! -Bellatrix krzyknęła w stronę Gryfona- Wyrażaj się, bo małe dziecko słucha!!!

- Przepraszam, ale cóż za hipokryzja -Potter spojrzał na matkę łobuzersko i zaczynała mu się podobać ta gra słów. Adara zakwiliła w jego ramionach, więc wstał i zaczął ją kołysać.

- Zważ na ton, bo zaraz zrobię ci wykład ile w twoim gryfoństwie jest ślizgoństwa -Bella wygrażała mu palcem, podczas, gdy drugą ręką pokazywała Lunie jakiś fragment w podręczniku od eliksirów. Dziewczyna frustrowała się i gadała coś pod nosem, a jej matka dała jej delikatnego kuksańca w ramię- Skup się dziecko, bo pokazuję ci konkretne zdanie.

W komnatach prywatnych Snape'ów panował totalny chaos, jak praktycznie w każdy weekend, kiedy prawie całe dnie musieli się znosić. Oczywiście uwielbiali się wzajemnie-do czasu. Harry wszedł już na etap młodzieńczego buntu, więc pyskował i dyskutował całymi dniami, co dla Belli było nawet swego rodzaju rozrywką, ale musiała zachować pozór kobiety dbającej o dyscyplinę. Adara była na tyle mała że jedyne co robiła, to przewracała się z boku na bok, próbowała raczkować i płakała. Natomiast Luna również powoli zaczęła dojrzewać i wszystko w jej organizmie szalało, szczególnie jeśli chodziło o przedmioty szkolne, których nie rozumiała. Tym sposobem Bellatrix została korepetytorką.

Severusa nie było dziś z nimi, ponieważ z rana wezwał go Voldemort i czekało go kilka misji, o których poinformował żonę wpadając na chwilę do ich komnat i zaraz z nich wybiegając. Kobieta była zdezorientowana, ale nie miała czasu się zastanawiać, ponieważ własnie wtedy przyszedł Potter i zaczęła się chaotyczna jazda. Coraz bardziej niepokoiło ją to, że Czarny Pan wzywał Snape'a tak często, wysyłał go na misje, kazał robić zabójcze eliksiry po godzinach... Coś się szykowało, ale przez to, że miała małe dziecko, Voldemort wziął sobie za punkt honoru, by kobieta odpoczywała jak najdłużej się da, choć dodał 'jak nadejdzie odpowiednia chwila, zostaniesz wezwana'. Czym miała być ta odpowiednia chwila? Co jak co, ale nie można było powiedzieć, że Czarny Pan miał jakkolwiek wyczucie czasu, ponieważ zawsze ze swymi wezwaniami trafiał w najgorsze momenty.

Bella zaczęła się też martwić tym, że Severus nie mówił jej praktycznie o niczym. Zatajał swoje misje, spotkania Śmierciożerców i powody swych dziwnych zachowań, myśląc, że nie zwraca na to uwagi. Mylił się.

Kobietę tak bardzo pochłonęły ponure myśli, że nie zauważyła momentu, w którym Molly pojawiła się w jej komnacie.

- O witaj –otrząsnęła się z zaskoczenia.

- Och Bello, wybacz, że wpadam tak bez zapowiedzi -spojrzeniem ogarnęła panujący w komnacie chaos i uśmiechnęła się serdecznie.

- Nic się nie stało -mruknęła Bella, kołysząc swoją najmłodszą córkę, która darła się w niebogłosy- Czy mogę ci jakoś pomóc? Kawy? Herbaty? Czegoś mocniejszego?

- Oj nie, nie -pani Weasley zaśmiała się delikatnie- Przyszłam zapytać, czy miałabyś dzisiaj czas przyjść do mnie, omówić jedną kwestię.

- Czego tylko potrzebujesz –Bella przytaknęła- Niestety muszę wziąć ze sobą Adarę, nie mogę jej zostawić ani z Harrym, ani z Luną –tu spojrzała z politowaniem na swoich podopiecznych, którzy zaczęli się z niej śmiać. Pokręciła głową.

- Och, kochanie –Molly machnęła ręką- Wiesz, że obecność tego małego słoneczka nigdy mi nie przeszkadza!

Bella przewróciła oczami, ale i tak uniosła nieco kąciki oczu. Nie była zła, że wszyscy rozczulali się nad jej dzieckiem, choć bała się tego, że zwraca na siebie dużo uwagi. Każdego dnia Voldemort mógł zażyczyć sobie poznać Adarę, która była jeszcze taka maleńka i wrażliwa, a ostatnią rzeczą, którą chciała robić Bella, było zabieranie półrocznego dziecka na spotkanie pełne morderców. Dodatkowo tak bardzo bała się, że jej córka zostanie użyta jako szantaż, kiedy nadejdzie odpowiedni moment-i to nie tylko przez Voldemorta, ale i Dumbledora. Niestety poznała się już na dyrektorze, który był skłonny zrobić wszystko, by osiągnąć cel.
Kobieta pożegnała Lunę i Harry'ego, ponieważ nie wiedziała ile zajmie jej wizyta w Norze, po czym wzięła kilka potrzebnych rzeczy i udała się za Molly prosto do kominka. Gdy tylko wyszła z niego po drugiej stronie, chciała zacząć narzekać na wybryki jej dzieciaków, ale słowa utknęły jej w gardle, kiedy stanęła twarzą w twarz z osobą, której nie widziała całymi latami.

Andromeda wpatrywała się w nią zatroskanymi oczami, pełnymi łez, a Bella poczuła nagłą ochotę zawrócenia do Hogwartu.

- Pozwól, że zajmę się Adarą, a wy na spokojnie porozmawiajcie –Molly wzięła córeczkę z rąk Snape, która dalej patrzyła wprost w twarz Andromedy. To nie było coś, czego jakkolwiek się spodziewała. Zastanawiała się, czy aby nie dobyć różdżki, bo po tym co Bella robiła jej w przeszłości, nie zdziwiłaby się, gdyby chciała ją zabić tu i teraz.

- Siostro –Tonks posunęła się krok do przodu, więc czarnowłosa wykonała krok w tył.

- Nie podchodź –powiedziała ostrożnie, chociaż nie miała na myśli jakiegoś swojego strachu. Zostawiła za sobą okropną przeszłość, która niestety nigdy nie zostawiła jej i nawet Imperius nie mógł usprawiedliwić czynów, których dokonała. Jej fascynacja Voldemortem wykwitła długo przed jego rzuceniem na nią zaklęcia. Była okrutna, zabójcza i czerpała z tego radość. Kiedy Czarny Pan zaczął nią kierować, jako pierwsze zadanie wyznaczył jej zamordowanie Andromedy i jej bliskich. Nie podołała, zawiodła go, ale do tej pory nocami śniło jej się przerażenie w oczach jej siostry, które nagle teraz zapełnione było jakąś troską. Bella czuła, że musi być to jakaś zasadzka, ale że wplątano w to Molly? Dodatkowo Weasley zabrała jej córeczkę.

- Bello, to jest czas byśmy w końcu porozmawiały –Andromeda wolnym krokiem ruszyła w stronę kanapy, na której po chwili spoczęła i wskazała siostrze wolne miejsce.

- Co się za tym kryje? –głos Bellatrix był mroczny i cichy.

- Moja troska o zdrowie waszej rodziny –westchnęła Tonks- Wiem wszystko co się wydarzyło od... naszego ostatniego spotkania.

- Wątpię –prychnęła Bellatrix, która wciąż stała przy kominku, w pozycji gotowej do walki.

- Wiem, że razem z Severusem zajmujecie się Potterem –Andromeda poprawiła swoją spódnicę- Więc możesz się domyślić, że w istocie, wiem wszystko.

- Andromedo, nie powinnaś nawet o mnie myśleć, nie mówiąc już o spotykaniu się.

- A to niby dlaczego? –Tonks zmrużyła oczy, zakładając nogę na nogę.

- Bo jestem niebezpieczna –odparła beznamiętnie Snape- I szalona. Niejednokrotnie próbowałam cię zabić i nie zliczę ile osób mam na sumieniu. To chyba wystarczająco dużo powodów.

- A jednak tu jestem i proponuję ci pokojową rozmowę –ton Andromedy można było uznać wręcz za rozbawiony, choć Belli nie było do śmiechu. Właściwie, widok siostry sprawił, że przypomniała sobie o tak wielu rzeczach, że zaczęła się sobą brzydzić i chciała jak najszybciej zniknąć- Bello, to chyba powinna być odwrotna sytuacja, w której to ja próbuję unikać ciebie, prawda?

- Dobrze –mruknęła Snape i powoli usiadła na kanapie- Dobrze.

- Więc może zacznę od tego, że jestem tu ponieważ Severus był u mnie wczoraj, późnym wieczorem –Andromeda wzięła do ręki kubek z herbatą i upiła łyk. 'Oczywiście, że to jakiś jego plan', pomyślała Bellatrix i w myślach przewróciła oczami, jednak na zewnątrz zachowała obojętną maskę- Opowiedział mi wszystko, ze szczegółami chociaż mu nie wierzyłam, więc postanowiłam zasięgnąć opinii osób... bliższych Zakonowi niż ja.

- I czego ciekawego się dowiedziałaś?

- Że nie jesteś osobą, którą pamiętam –przenikliwe spojrzenie Andromedy powoli zaczynało krępować jej siostrę- I że uratowałaś Pottera.

- Och tak, główny punkt mojego życiorysu –sarknęła kobieta- A co jeśli miałam w tym interes i tylko dlatego go ratowałam? By mieć do niego dostęp i w każdym momencie wydać go Czarnemu Panu?

- Nie wiem czemu tak uparcie próbujesz zrobić z siebie czarny charakter –Andromeda pokręciła głową.

- Bo nim jestem –Bella krzyknęła i wstała z sofy- I zawsze byłam.

- Oczywiście –odparła Tonks beznamiętnie- Chcesz w ogóle wiedzieć dlaczego Severus do mnie przyszedł?

- On i jego cudowne plany...

- Przyszedł, ponieważ szuka schronienia dla ciebie i twoich córek na czas wojny, a oboje doskonale wiecie czyj dom jest najbardziej chroniony –Andromeda spojrzała prosto w oczy siostry- I ja wam pomogę, jeśli tylko przestaniesz się zachowywać jak rozkapryszona nastolatka!

- Wcale się tak nie zachowuję!

- Właśnie że tak.

- Nie.

- 'Jestem zła i niedobra i w ogóle do mnie nie podchodź, bo tak'.

Kąciki ust Belli uniosły się, gdy usłyszała parodiujący ją ton Andromedy. Tonks od razu to zauważyła i delikatnie ujęła dłoń starszej siostry, która spojrzała na nią jakby przerażona.

- Wiele nas różniło –powiedziała- I jeszcze więcej złego nas spotkało, ale chcę ci pomóc, bo wiem jak to jest obawiać się o rodzinę w czasach wojny.

- Chciałabym zrobić coś, żebyś uwierzyła mi, że faktycznie nie jestem taka jak byłam- Bella nieco się rozluźniła i opuściła wzrok w podłogę.

- I zamierzałaś to uzyskać przypominając jak mnie torturowałaś? –prychnęła Andromeda, a sama Bella znów się uśmiechnęła- Nie musisz mi nic udowadniać, mam poręczenie kilku ważnych dla mnie osób i tyle mi wystarczy. Jak nadejdzie wojna, moje drzwi są otwarte dla ciebie i córek.

- Ja nie będę się ukrywać –bellatrix wyprostowała się dumnie- Muszę wziąć udział w tej przeklętej wojnie i zniszczyć... wiadomo kogo.

- Zrobisz, co będziesz uważała za słuszne, ale pamiętaj, że Severus też tam będzie –Andromeda położyła dłoń na ramieniu siostry i spojrzała na nią nieco zrezygnowana- Musisz ocenić wasze szanse i zrozumieć, że dzieciaki mogą zostać bez obojga rodziców.

Bellatrix westchnęła ciężko i pokiwała głową.

- Tylko, że Czarny Pan na pewno zażąda mojej obecności na bitwie –powiedziała- A nie mogę odmówić, ponieważ nie chcę narazić Severusa. Poza tym zarówno on i ja mamy dokładnie taką samą chęć zabicia tego obrzydliwego gada, właśnie po to, żeby dzieciakom dać czystą przyszłość, szczególnie Harry'emu, który jest całkowicie zagrożony. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo codziennie doceniam, że go widzę, że jest cały i zdrowy... Och, głupi gnój uparł się, że jego wrogiem będzie jakiś dzieciak i cały czas się tego trzyma.

- Trochę nie na temat, Bello –wtrąciła Andromeda- Ale nic mnie tak nie cieszy jak widok troski jaką masz w oczach. Coś, co widziałam jak byłyśmy małe i kiedy Narcyza zdarła sobie całe kolana, albo wtedy jak w Hogwarcie jakiś Gryfon wrzucił mnie prosto do jeziora, a ty musiałaś mnie z niego wyciągać, bo nie umiałam pływać.

- Och, sprałam mu wtedy tyłek –Bella zmrużyła oczy na to wspomnienie i uśmiechnęła się zadowolona. Obie siostry zachichotały.

- Wybaczam ci wszystko, co zrobiłaś –powiedziała nagle Andromeda poważnym tonem- Ted również. Być może to nasza naiwność, więc pamiętaj, by nie naginać zaufania którym cię obdarzyliśmy.

- Andromedo, zapewniam cię, że nie zamierzam nikogo zdradzić. Teraz naprawdę dążę tylko do szczęścia mojej rodziny.

- Apropos –Andromeda znów się uśmiechnęła- Czy mogę poznać tę młodą damę, którą tu przyprowadziłaś?

***

W komnacie było ciemno, ponieważ jego zmęczone oczy ledwo tolerowały światło świec. Pół leżał, a pół siedział na kanapie i patrzył się w ciemność, starając się nie ruszać. Czuł, że dzisiejszy dzień całkowicie go wykończył i jedyne co miał ochotę zrobić, to napić się ognistej, ale nawet nie miał siły by chociaż podnieść różdżkę. Voldemort wezwał go z samego rana i od razu zaliczył małą sesję tortur niezadowolonego czarnoksiężnika, po czym jako jeden z głównych strategów musiał dyskutować z Czarnym Panem jak rozstawić ludzi podczas potencjalnego ataku na Hogwart, który najwyraźniej był coraz bliżej, skoro go omawiali. Wrócił dopiero teraz, nie zastając żony ani dzieci, ale cieszyło go to, bo był w wyjątkowo paskudnym stanie. Jedyne na co miał ochotę to sen, jednak gdy właśnie pogodził się z tym, że dzisiaj przyśnie na kanapie, kominek rozpalił się i weszła przez niego Bella z Adarą. Kobieta jednym ruchem zapaliła świeczki, odstawiła córeczkę na fotel i nachyliła się nad mężem zmartwiona.

- Torturował cię? –zapytała, próbując zrozumieć dlaczego Severus prawie spadał z kanapy, leżąc na niej w spodniach, białej koszuli i butach (nie mogła znieść kiedy ktoś wciskał buciory na sofę).

- Nie –Snape zmarszczył brwi i z westchnieniem podniósł się do pozycji siedzącej.

- Przecież widzę, że kłamiesz –Bella posłała mu zawiedzione spojrzenie- Odłożę Adarę do spania i przyjdę, bo musimy ze sobą porozmawiać. Dużo za dużo tych kłamstw ostatnio, Sever.

Snape chciał tylko spać, ale nie było mu to dane, więc po prostu siedział, oparty łokciami o kolana i chowając twarz w dłoniach, by uciec przed nadmiarem światła. W końcu usłyszał jak Bella wychodzi z pokoju i zamyka cicho drzwi, a przy okazji rzuca Muffliato na pomieszczenie w którym obecnie byli. Usiadła obok niego i delikatnie położyła mu dłoń na udzie.

- Jak długo? –spytała, a Severus od razu wiedział, że pyta o tortury.

- Krótko, po prostu mu się nudziło –mruknął- Jestem dość zmęczony i to wszystko.

- Rozumiem –zapadła długa i przenikająca cisza- Severusie, kiedy planowałeś mi powiedzieć, że rozmawiałeś z Andromedą?

Snape podniósł głowę i z lekkim zaskoczeniem spojrzał na żonę. Wzruszył ramionami.

- Nie traktuj tego w taki sposób! –Bellatrix się obruszyła, ponieważ dla niej był to bardzo ważny temat- Dlaczego mi nie mówiłeś? To moja siostra do cholery! Siostra, którą chciałam zabić, która czekała na mnie u Molly i zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić! –Snape milczał, patrząc na Belle trochę beznamiętnie- Severusie odezwij się!

- Poszedłem do niej, by was chronić –powiedział.

- Tyle to wiem, ale jak mogłeś mi nie powiedzieć? –Bella przetarła dłonią twarz, ponieważ odczuwała już frustrację dziwnymi zachowaniami męża, który choć nigdy nie dało się go do końca odczytać, teraz był nie do zniesienia- Po prostu nie potrafię zrozumieć jak mogłeś mi tego nie powiedzieć. To moja siostra...-znów zapadła cisza- Dobrze, więc cieszę się, że z nią rozmawiałeś i załatwiłeś bezpieczne schronienie dla dzieciaków –Bellatrix musiała to niemal wycedzić przez zęby, ponieważ brakowało jej cierpliwości.

- Ty też przeczekasz tam wojnę –Severus spojrzał na nią bardzo poważnie, a kiedy chciała już coś odpowiedzieć, nie pozwolił jej- One muszą mieć chociaż któregoś rodzica.

- Przecież jeśli ja się nie pojawię, Voldemort od razu zrozumie i zostaniesz jego ofiarą –kobieta złapała dłonie męża- Nie mogę na to pozwolić.

- I tak zginę, Bell –mruknął.

- Nie, jeśli tam będę –powiedziała próbując go przekonać. Wyjął ręce z jej dłoni.

- Nie rozumiesz...

- To mi powiedz! –kobieta krzyknęła i podniosła się z kanapy- Powiedz mi do cholery jasnej, bo od tak dawna próbuję zrozumieć co się z tobą stało i nie potrafię! Severus, masz dzieci, masz mnie, a zamknąłeś się w sobie. Nadużywasz alkoholu, nie stać cię już nawet na twój głupi sarkazm!

- Bo zbliża się wojna –Snape podniósł się gwałtownie i kobieta zobaczyła w jego oczach jakiegoś rodzaju rozpacz- I nie mogę znieść myśli, że stracę kogoś z was.

- Dzieciaki będą bezpieczne u Andromedy, Sever –powiedziała Bella, ale on wybuchnął pustym śmiechem- Co?

- Nie Harry.

- Co to znaczy, że 'nie Harry'? –Bella zmarszczyła brwi i szczerze bała się nadchodzącej odpowiedzi- Musi wziąć udział w wojnie?

- Tak –Snape znów usiadł na kanapie i spojrzał w podłogę- Musi.

- Sever, wytłumacz mi dlaczego? –Bellatrix kucnęła przed mężem i ujęła jego dłonie, ponieważ wbijał sobie paznokcie w przedramię.

- Nie mogę tego już dłużej dusić w sobie, Bella –Mistrzem Eliksirów wstrząsnęła fala jakiejś rozpaczy i w jego oczach zalśniły łzy- Harry musi umrzeć.

- O czym ty mówisz? –kobieta zbladła.

- Harry jest horkruksem –wyszeptał Snape- Dlatego jego więź z Voldemortem jest tak silna.

- To jest niemożliwe –Bellatrix usiadła na ziemi, bo poczuła jak robi jej się słabo. Spojrzała na Severusa przerażona.

- Rozumiesz, dlaczego muszę tam być? –mężczyzna bardzo się starał, by nie było słychać szlochu w jego głosie- Nie pozwolę Harry'emu umrzeć samotnie.

Bella wypuściła z siebie cichy płacz i ukryła twarz w dłoniach.

- Nie chcę, żeby był wtedy sam, Bell –Snape pozwolił swoim emocjom popłynąć- Kocham go, jest moim synem, umrę obok niego, byleby tylko nie był wtedy samotny i przerażony...

- Severusie... -Bella wystękała i wpadła w ramiona swojego małżonka. Oboje bardzo się trzęśli, a wizja straty dzieciaka bolała dużo bardziej niż wizja swojej własnej śmierci podczas bitwy. Snape już nie płakał, tylko trzymał szlochającą Bellę, próbując jakkolwiek okazać jej komfort i wsparcie, którego sam teraz potrzebował.

Za uchylonymi drzwiami wejściowymi, ukrywał się Harry, który stał teraz bez ruchu i próbował przetworzyć słowa ojca. Co chwila przechodziły go ciarki, a jego oddech był bardzo nierówny, jednak czuł jakby ktoś właśnie dołączył do układanki ostatni element, którego tak szukał.


Nie za długi, ale i tak się starałam!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top