Część 90.
Severus spojrzał na trójkę skruszonych osób siedzących u niego na kanapie. Skrzyżował ręce i zmarszczył brwi.
Luna uśmiechnęła się do niego machając nogami i wydawała się najmniej zdenerwowana zaistniałą sytuacją.
Gdy tylko Snape i Bellatrix wrócili do lochów, mężczyzna od razu wezwał Gryfona i Krukonkę, by z nimi również porozmawiać. Harry spuścił głowę, a Lovegood rozglądała się wesoło.
-Dalczego mi nie powiedzieliście?-syknął mężczyzna-Przecież bym wam pomógł, a tak, jest to bardzo ryzykowne.
-Nie chcieliśmy, żeby któreś z nauczycieli na tym ucierpiało. Nikt nie mógł wiedzieć, nawet ty-westchnął Harry patrząc w podłogę.
-Świetnie-warknął Snape-Gratuluję dojrzałego zachowania i mieszania w to kobiety w ciąży.
-Tego akurat nie możesz im zarzucić-odparła Bellatrix marszcząc brwi-Spytali, a ja się zgodziłam. Mogłam tego równie dobrze nie robić, gdybym wiedziała, że coś stanie się naszemu dziecku.
-Myślę, że każdy z nas ma trochę winy, ale i tak wyszło to na dobre-Luna uśmiechnęła się nie zważając na karcący wzrok opiekuna. Severus pokręcił głową i złapał nasadę nosa.
-Niech i tak będzie, zostawmy ten temat-mruknął.
-Ochłońmy-dodała Bellatrix. Mistrz Eliksirów pstryknął palcami, a w komnacie natychmiast z cichym pyknięciem pojawił się skrzat. Był inny od tego, który zawsze do nich przychodził.
-Gdzie Zgrzytek?-zapytał Snape, marszcząc brwi. Elf spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem i jakby chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
-Zgrzytek zachorował, sir. Na razie nie może się do nikogo zbliżać, by nie zarażać-wyszeptał równie dziwacznie. Severus wzruszył ramionami i westchnął.
-W takim razie, przynieś cztery kubki kakao-powiedział i sekundę później skrzat zniknął.
-Coś z nim było nie tak-stwierdziła Luna marszcząc brwi. Bellatrix zaśmiała się i poczochrała jej włosy.
-Każdy skrzat jest inny, a tego akurat nie znamy-powiedziała.
-Ale... Jego oczy-dziewczynka zamyśliła się.
-Nic mu nie było, chyba że Zgrzytek go zaraził-prychnął Snape. Harry siedział obok, przysłuchując się dokładnie, mając jednocześnie mieszane uczucia. Być może naprawdę prosząc Bellatrix o pomoc, naraził ją na niebezpieczeństwo? W takim razie był skończonym idiotą, w ogóle nie myślący o innych. Zajęcia przynosiły jednak efekty, bo wszyscy zachowali dyskrecję i mogły odbywać się we względnym spokoju. Uśmiechnął się trochę, gdy Snape usiadł w fotelu i spojrzał na niego dość surowo. Wiedział, że porządnie podpadł ojcu, ale przecież nie robił tego wszystkiego dla siebie. Bella potrafiła dobrze nauczyć. Fakt, czasami była nieco ostra, ale to tylko dyscyplinowało uczniów.
W końcu dało się znów słyszeć ciche pyknięcie, a dziwny skrzat pojawił się na środku salonu. Najpierw dał kakao Harry'emu i Lunie, a przyjemny zapach rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Potem chwilę przystanął, a Bellatrix uniosła brew i sama wyciągnęła rękę po napój. Skrzat ocknął się sekundę później i szybko oddał resztę rzeczy ze swojej tacy. Zniknął z cichym pyknięciem, tak szybko jak się pojawił.
Bella przystawiła napój do ust i upiła łyk gorącej zawartości. Uśmiechnęła się do dzieciaków siedzących na kanapie, po czym spojrzała na Severusa, który wyglądał nieco dziwnie, jakby się czymś martwił. Nagle syknęła pod nosem, gdy kubek rozgrzał się w zawrotnym tempie i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Najwyraźniej Severus poczuł to samo, bo już wstał, by odstawić szklankę na stół.
Luna spojrzała dziwnie na dwójkę dorosłych, którzy mieli przecież to samo kakao co oni, a zachowywali się conajmniej nienormalnie. Harry również wydawał się skonfundowany.
-Co jest...-zdołał mruknąć Mistrz Eliksirów, po czym razem z Bellą zniknęli w jednym momencie. Potter i Lovegood zostali sami, otwierając szeroko oczy i usta.
-Luna-szepnął Harry nie odwracając wzroku z miejsca, w którym przed chwilą stał jego ojciec-Chyba trzeba powiadomić dyrektora.
***
Gdy tylko Bellatrix wylądowała, udało jej się zwymiotować, a jednocześnie zarejestrować, że mąż zmaterializował się obok niej i ktoś odebrał mu różdżkę. Ktoś do niej podbiegł i mocno złapał ręce, ciągnąc je za plecy. Syknęła cicho, a gdy w końcu w jej głowie przestało wirować, mogła rozejrzeć się gdzie jest. Wokół było jakieś pole, otoczone lasem, a przed nią znajdowała się zniszczona chatka. Tam właśnie zmierzali.
-Puść mnie-warknęła próbując się szarpać. Spojrzała na twarz mężczyzny, który ją prowadził-Czy my się znamy?
Ten, zamiast odpowiedzieć, pchnął ją na ścianę chatki. Obok pojawił się inny mężczyzna, lewitujący nieprzytomnego Snape'a. Nawet nie zarejestrowała momentu, w którym coś mu zrobili.
-Zostaw go-warknęła ostrzegawczo. Ze środka małego domku, wyszła trójka osób, a przewodniczył im...-Rudolfus?!-zaskoczona kobieta otworzyła oczy szerzej. Lestrange wyszczerzył zęby w podłym uśmieszku, podczas gdy Severus został brutalnie rzucony na ziemię i obowiązany sznurami.
-No no, jestem zaskoczony, że mnie poznałaś-parsknął podchodząc do ciężarnej kobiety. Był tak blisko, że oddzielał ich tylko jej brzuch. Wycelował różdżką w Snape'a-Ennervate-szepnął z pasją i odwrócił się w stronę rozbudzonego mężczyzny.
-Cholera, Lestrange. Mogłem się spodziewać-warknął czarnowłosy-Lepiej nas wypuść, bo jeśli Czarny Pan się dowie...
-Nie dowie się, bo nikt mu nie piśnie słówka-chichot Rudolfa był jeszcze bardziej przerażający niż jego obsesja na punkcie Belli-Zacznijmy od tego, że mam teraz wasze różdżki. Nikt nie może mi nic zrobić. Poza tym, nas jest piątka, a was... Cóż.
-Czego ty znowu chcesz?-spytała Bellatrix zmęczonym głosem-To jest chore.
-Chcę zadośćuczynienia-odparł Rudolf-Za bawienie się moim kosztem.
-Wzięliśmy rozwód, ty sam tego chciałeś-warknęła kobieta-A ślub z Severusem był zaaranżowany przez naszego Pana.
-Nie tylko o to chodzi, skarbie-Lestrange pogładził jej policzek-Nie mogłaś dać mi dziecka, mimo, że bardzo chciałem mieć potomka. Mówiłaś, że jesteś bezpłodna, tymczasem tylko wychodzisz za mąż, za tego...-przerwał na chwilę, myśląc o różnych wyzwiskach-Po czym od razu jesteś w ciąży. Zastanawiające, nieprawdaż?-zwrócił się do reszty towarzyszy którzy potwierdzili to pomrukami.
-To nie wina Severusa, tylko moja-szepnęła kobieta-Więc zostaw go w spokoju.
-Zwariowałaś?-warknął Snape, próbując usiąść. Rudolf zaśmiał się.
-Dobrze mówi-mruknął rozbawiony-Będziesz dziś cierpieć, ale w trochę inny sposób. Będziesz musiała patrzeć, jak on powoli umiera-warknął Rudolf, a w jego słowach czaiło się dużo jadu. Bella zbladła, a Snape przewrócił oczami.
-Nie masz odwagi-prychnął-Zbyt się boisz Czarnego Pana.
-Zobaczymy-Lestrange zmrużył oczy-Zacznę standardowo. Crucio!-syknął, a ciało Snape'a zaczęło wykrzywiać się pod dziwnymi kątami, jednak Mistrz Eliksirów nawet nie jęknął.
-Cholera, zostaw go-Bella próbowała się rzucić na mężczyznę, co ze związanymi za plecami rękoma było dość ciężkie. Dwóch, wiekich typów złapało ją i przygwoździło do ściany. Severus spojrzał na nią kątem oka, jakby sprawdzając, czy wszystko w porządku. Gdy do Rudlofusa dołączyły się dwie kolejne osoby, oczy Mistrza Eliksirów uciekły wgłąb czaszki, a potrójna moc zaklęcia sprawiła, że z jego gardła uciekł krzyk.
-Nie słyszałeś?! Zostaw go!-krzyczała kobieta, szarpiąc się na wszystkie strony-To go nie dotyczy!
-Ale to jego dziecko masz teraz pod sercem-szepnął Lestrange z pewną dozą uwodzicielstwa. Cruciatus trwał bardzo długo, Bella nawet nie była w stanie powiedzieć ile konkretnie, ale widziała ciało jej męża drgające na brudnej, mokrej ziemi-Może trochę zmiany-Rudolf postukał różdżką w brodę, zastanawiając się nad kolejnym zaklęciem, podczas gdy Snape dyszał, starając się podnieść. Sznury krępowały mu ruchy-Och, przestań, to nie koniec-mężczyzna kopnął w głowę Mistrza Eliksirów, który z powrotem padł na ziemię-Aquassus!
Bellatrix, która dobrze znała to zaklęcie, rozejrzała się w panice wokoło. Severus otworzył oczy szerzej, a jego usta zsiniały. Zaczął się krztusić i dławić, jakby ktoś go podtapiał. Jego ciało rzucało się na wszystkie strony, zaczął robić się niebiesko-fioletowy.
Bella załkała, nie mogąc patrzeć w stronę męża.
-Zabijesz go!-krzyknęła zrozpaczona, a Rudolfus spojrzał na nią unosząc brew.
-No cóż, koniec końców i tak zamierzam to zrobić-wzruszył ramionami.
Snape czuł, jakby tonął i właśnie zaczynał dławić się wodą. Oddech stanął mu w gardle, próbował rozpaczliwie znaleźć powietrze, ale nie dał rady. Jego ciało poddało się i po jakimś czasie po prostu leżał, czując jak uchodzi z niego życie.
-Severus-szepnęła Bella-Sever...
Jej głos był przyćmiony łzami i bardzo cichy, ale mężczyzna go słyszał. Właśnie w tym momencie zaklęcie się skończyło. Nabrał ogromną ilość powietrza do płuc i zaczął się krztusić, ale gdzieś daleko zobaczył żonę i musiał się uspokoić.
Bellatrix nie umiała improwizować, nie tym razem. Stała bez ruchu, czując że nadchodzi niechybny koniec, więc musiała coś wymyślić. Przybrała na twarz maskę.
-Pomysł ze skrzatem domowym był niezły-prychnęła-Zrobiłeś to wtedy, kiedy przyszedłeś, prawda?
-Twoja siła dedukcji zawsze mnie powalała, doprawdy-sarknął Rudolf w odpowiedzi-Owszem, stało się to wtedy.
-Kubki? Nie pomyślałeś, że coś może pójść nie tak i twoje świstokliki trafią w niepożądane ręce?-zapytała, jednocześnie spoglądając w stronę Severusa. Mężczyzna oddychał szybko i płytko, ale mógł chwilę odpocząć, dopóki Lestrange skupiał się na niej. Jego oczy znalazły jej, a ten wzrok był wyjątkowo przepraszający. Za co przepraszał? Przecież Bella dobrze wiedziała, że to przez nią cała ta sytuacja.
-Skrzat był bardzo mądry-mruknął Rudolf.
-Masz szczęście, że nikt nie był świadkiem tego wydarzenia-skłamała, patrząc w oczy Severusa. Miała nadzieję, że Harry i Luna powiadomili dyrektora.
-Cóż, skoro już porozmawialiśmy..-zaczął znudzony Lestrange i zerknął na swoich towarzyszy. Tym razem wszyscy wycelowali różdżkami w stronę Snape'a, a Bella wybełkotała coś niewyraźnie, widząc delikatny uśmiech ze strony męża. Zaczęła płakać z bezsilności i beznadziei sytuacji-Crucio!
Siła zaklęcia od razu miotnęła Severusem, który przygryzł sobie wargę do krwi. Nie miał różdżki, był związany i nie wiedział co robić. Pierwszy raz w życiu, nie mógł nic wymyśleć, co sprawiał, że w środku był niesamowicie zdenerwowany. Przyjął sobie za główny cel, że on może zginąć, oby tylko Belli nic się nie stało. Spojrzał na nią nieprzytomnie, zdając sobie sprawę, że nawet Czarny Pan nie rzuca Cruciatusa o takim nasileniu. Po jego policzku spłynęła łza, która nie była spowodowana smutkiem, ani nawet bólem, tylko działaniem zaklęcia.
Usłyszał jak przez mgłę, że Bella coś mówi a Rudolfus odpowiada jej na to szyderczym śmiechem, jednocześnie kończąc zaklęcie. Mężczyzna podszedł do kobiety i pogłaskał jej policzek. Próbowała się cofnąć, ale napotkała ścianę.
W między czasie ktoś zdjął z niego magiczne sznury, doskonale zdając sobie sprawę, że Snape nie ma teraz siły nawet ruszyć ręką, co dopiero uciekać.
Bella wzdrygnęła się, gdy poczuła znajomy, brutalny dotyk na policzku. Nienawidziła go z całego serca, po tym co jej robił gdy byli jeszcze małżeństwem. Dotyk Snape'a był zupełnie inny. Kojący, delikatny, pełen uczucia. Zatęskniła za nim.
-Czego ty właściwie chcesz?-spytała słabo, wiedząc, że się powtarza-Oprócz zadośćuczynienia, zemsty. Czego chcesz?
-Ciebie-szepnął zachłannie-Chcę, byś na powrót ze mną była.
Bella skrzywiła twarz w obrzydzonym grymasie. Nie cechowała jej piękność, a charakter powinien raczej odrzucać. Dlaczego więc Lestrange tak się uparł?
-Nie odpowiesz mi?-syknął mężczyzna-Zobaczmy dalej jak twój mężuś cierpi. Causa Terrorum!
Bellatrix zacisnęła zęby i starała się wymyślić coś, co mogłoby uratować Snape'a od dalszego cierpienia. Mistrz Eliksirów na początku zwyczajnie leżał, patrząc w pustą przestrzeń, jednak po jakimś czasie jego oczy wypełniły się paniką i łzami. Było to dość okrutne zaklęcie, wpędzające w błędne koło strachu. Czarnowłosy stęknął coś i wybełkotał, a Bella warknęła i szarpnęła się do przodu.
-Mogę być twoja!-krzyknęła. Rudolf odwrócił się do niej zainteresowany, z podłym uśmieszkiem na twarzy. Nie przerwał zaklęcia.
-Tak? Na pewno jest jakieś 'ale'-prychnął. Kobieta spojrzała na Severusa, który szamotał się z paniki i przymknęła oczy uspokajając oddech.
-Daj mi urodzić dziecko, oddać je na wychowanie Severusowi. Wtedy zostawisz ich w spokoju, a ze mną możesz robić co chcesz-jej głos brzmiał głęboko i mocno, choć w środku cała drżała.
-Cóż, kusząca propozycja...-szepnął nasilając moc klątwy-Ale po co tyle czekać?
Jego słowa zostały zagłuszone zduszonym okrzykiem Snape'a. Bellatrix zmrużyła oczy z nienawiścią i w tym samym momencie ujrzała różdżki jej i Mistrza Eliksirów wystające z kieszeni Lestrange'a. Nadażyła się okazja, którą musiała wykorzystać, jednak związane z tyłu ręce uniemożliwiały jej wykonanie zbyt wielu ruchów. Delikatnie zaczęła majstrować przy linie, czując że gdyby jeszcze chwilę cierpliwie pokręciła dłońmi, mogłaby się wyswobodzić.
-Znasz zaklęcie Sanguim?-zapytał nagle Rudolfus-Niby zwykły krwotok, a jednak w przeciągu niedługiego czasu można umrzeć. Oczywiście, jeśli się nie udzieli pomocy. Zobaczymy ile dokładnie wynosi ten okres.
Syknął pod nosem inkantacje i momentalnie z uszu i nosa Severusa zaczęła lecieć krew. W pewnym momencie zaczął się nawet krztusić i usiłował usiąść. Czerwona strużka wypłynęła mu z rozchylonych ust.
Towarzysze Lestrange'a zaczęli coś szeptać między sobą, a Bella z nienawiścią stwierdziła, że zapamięta twarz każdego z osobna.
-Może teraz Crucio, by trochę ulepszyć efekt?-zaproponował wyraźnie rozbawiony Rudolf.
-Ty gnoju-syknęła Bella-Walcz jak prawdziwy mężczyzna, a nie tchórz, który znęca się nad bezbronnym!
-Chcesz, żebym z nim teraz walczył? W tym stanie, nie uniesie nawet różdżki-prychnął mężczyzna kopiąc nogę Snape'a-Crucio!
***
Harry biegł co dwa stopnie, oby tylko być jak najszybciej w gabinecie dyrektora. Luna podążała za nim wiernie, ale nieco bardziej zdyszana. Biegnąc, Gryfon wpadł na kogoś i nawet nie przeprosił, chcąc biec dalej. Ruszył już dwa kroki, ale jakaś ręka go zatrzymała.
-Kultura osobista, panie Potter, jest niesamowicie ważna-warknął przesłodzony głosik-Chyba pójdzie pan ze mną. I ty, dziecko-wskazała na Lovegood-Również.
Harry zaklął pod nosem, co nie uszło uwadze Umbridge i gdy już miała wygłosić kazanie, chłopak złapał ramię Krukonki i pociągnął ją dalej.
-To jest niesubordynacja!-wrzasnęła Dolores-Dostaniecie podwójny szlaban!
Biegli dalej, a Harry nie miał ochoty myśleć o nauczyciele Obrony.
-Przepraszam, Luna-mruknął-Ale to jest ważniejsze niż szlaban.
-Tu chodzi o rodzinę-odparła mu blondynka, biegnąca teraz ramię w ramię. W końcu natknęli się na jakąś przyjazną twarz. Profesor McGonagall przyglądała im się zaciekawiona, stojąc pod gabinetem dyrektora.
-Słyszałam krzyki-mruknęła niezadowolona-W co się znów wplątałeś, Potter?
-Tu chodzi o ojca. I o Bellę-wydyszał szybko-Sądzimy że coś im się stało.
-Coś bardzo złego-dodała szybko Luna.
***
Snape czuł się jakby umierał. Każda jego kończyna trzęsła się konwulsyjnie, a jednocześnie ledwo widział cokolwiek na oczy. Stracił już sporo krwi i jakąkolwiek nadzieję na uratowanie Bellatrix wraz z ich synkiem. Cholera, był taki słaby.
Rudolfus kucnął koło niego i uśmiechnął się 'łagodnie'. Tak naprawdę wyraz jego twarzy był nasycony kpiną i wyższością.
-Zawsze wiedziałem, że tylko z pozoru jesteś silny, Snape-prychnął-Tak naprawdę nie potrafisz nawet ochronić własnej rodziny.
Severus kątem oka zobaczył coś bardzo ciekawego. Mianowicie, z prawej kieszeni spodni mężczyzny wystawały dwie różdżki.
Mógł to jakoś wykorzystać.
-Już czujesz jak życie ulatuje z ciebie z każdą kropelką krwi?-usłyszał szept-Ja nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę cię martwego-nagle wstał i rozejrzał się po wszystkich osobach wokół-Chyba czas zacząć najlepszą część przedstawienia!
Podszedł gwałtownie do Belli, która znów cofnęła się pod samą ścianę. Kobieta otworzyła szerzej oczy, gdy przyłożył swoją różdżkę do jej brzucha.
-Czas pozbyć się problemu-szepnął. Bellatrix pokręciła głową zrozpaczona, a z jej oczu pociekł strumień łez.
-Proszę, nie...-wydukała słabo, ale Rudolfus miał ją za nic. Była już tak blisko zdjęcia z nadgarstków sznura.
-Nullam Rem Natam!-krzyknął Lestrange. W tym momencie stało się kilkanaście rzeczy na raz. Zaklęcie zabijające dziecko poleciało wprost w brzuch Belli, sama kobieta oswobodziła ręce, a Severus, używając resztek sił poderwał się z ziemi, rzucił się na Rudolfa, wyrwał różdżki z jego kieszeni, po czym złapał przerażoną żonę i jednym ruchem ich teleportował.
Bellatrix nie do końca wiedziała co się stało. Upadła na bujną trawę i od razu jej ręka dotknęła brzucha. Jęknęła przerażona.
Zaklęcie Nullam Rem Natam było w czarodziejskim świecie znane powszechnie jako zaklęcie aborcyjne, dla kobiet, które nie chcą mieć dzieci. Tylko, że ona chciała. Krzyknęła jakieś niezrozumiałe słowa pełne żalu, po czym kilka metrów dalej ujrzała Severusa. Miejsce, w którym leżał już zdawało się być świecące od krwi. Podczołgała się do niego na tyle ile mogła i położyła jego głowę na kolanach. Nie mogła teraz dać się rozpaczy z powodu synka. Musiała jakoś szybko pomóc mężowi.
Snape leżał zupełnie nieprzytomny, a krwotok dalej trwał. Nawet jej ręce zabarwiły się czerwienią, nie mówiąc o sukni na której mężczyzna leżał. Gdzieś w trawie wymacała swoją różdżkę, po czym ostatkiem sił teleportowała ich prosto pod Norę.
Przy aportacji brzuch zabolał ją niemiłosiernie, ledwo powstrzymała łzy. Miała nadzieję, że przenosinami nie pogorszyła stanu Severusa. To przez nią tyle wycierpiał.
W Norze od razu otworzyły się drzwi, nie musiała nawet krzyczeć. O dziwo, zamiast Molly, najpierw pojawili się Black i Lupin. Za nimi Artur i wspomniana kobieta. Podczas gdy Remus przepchnął się do Severusa, Syriusz trochę mniej chętnie próbował pomóc wstać Belli.
-Kochanie, czy wszystko w porządku?-spytała troskliwie Molly-Albus oznajmił nam, że coś się stało, bo Harry z Luną byli świadkami waszego zniknięcia.
-Dziecko-szepnęła, po czym zaniosła się płaczem. Syriusz chwycił ją mocniej i poprowadził w stronę domu.
-Zaraz zajmie się wami Poppy-mruknął.
-Co z Severusem?-spytała nieprzytomnie, nie mogąc go zobaczyć.
-Na pewno będzie wszystko dobrze-pani Weasley powiedziała to nieszczerze, ponieważ właśnie widziała, że Artur i Remus rzucają ogromną ilość zaklęć-Co z twoim dzieckiem, Bella?
-Klątwa Nullam-odparła kobieta bardzo sennie. Molly zacisnęła ustaw wąską kreskę i nakazała Syriuszowi położyć Snape na kanapie. Pogłaskała ją po włosach i spojrzała zdenerwowana w stronę kominka.
-Albus, Poppy... Gdzie jesteście?
×××
Trochę dramatu, bo czemu nie ❤️
Tutaj macie link do stronki z której zapożyczyłam zaklęcia
http://deathly-hallows.forumpolish.com/t93-lista-zaklec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top