Część 71.
Załatwienie wszystkich formalności małżeńskich w Ministerstwie zajęło państwu Snape aż dwie godziny czasu, a następnego dnia Prorok Codzienny już huczał od informacji o ich ślubie. To właśnie wtorek stał się dniem przeprowadzki Bellatrix.
Oczywiście Severus z samego rana jakoś ogarnął w komnacie i zrobił miejsce, żeby jego żona mogła pomieścić się tam ze swoimi rzeczami. Gdy miał udać się na śniadanie, przystanął nagle patrząc na jedną rzecz o której zapomniał. Drzwi pokoju Harry'ego, były jedyną białą rzeczą w tym miejscu. Chłopiec napisał na nich swoje imię i narysował kilka śmiesznych szkiców po których Severus mógł stwierdzić z łatwością, że jego syn raczej nie ma talentu. Dotknął pomalowanego drewna i przymknął oczy. Nowa sytuacja nie była dla niego łatwa, ale przecież całe życie musiał zmagać się z problemami. Szepnął inkantację i drzwi wtopiły się w ścianę.
Teraz wszystko było w porządku i mógł iść prowadzić lekcje.
-Zrobiłem się zbyt sentymentalny-pomyślał rozgoryczony i zacisnął pięści. Na zajęciach miał humor jak zwykle. Można przez to rozumieć, że poleciało wiele szlabanów, odebranych zostało dużo punktów i spadło nawet kilka łez. Tacy krusi byli pierwszoroczni...
Ale on miał to szczerze gdzieś. Musiał teraz myśleć o rzeczach istotniejszych, jak na przykład pokonanie Voldemorta. Horkruksy były zagadką, której totalnie nie rozumiał i nie miał pojęcia gdzie ich szukać. Czym mogły być, do kogo należeć?
Te pytania prawdopodobnie w tym momencie męczyły również Dumbledora, który w niedzielę spotkał się w tej sprawie z Lucjuszem. Mężczyzna wrócił stamtąd blady i wściekły, warcząc pod nosem liczne przekleństwa. Nikomu nie chciał powiedzieć co się tam stało i każdy jedynie snuł domysły. Severus jednak szukał odpowiedzi na swoje pytania i trafił z tym do samego dyrektora, który milczał.
Wtedy Snape zrozumiał, że coś było nie tak.
Nie mógł tym teraz zaprzątać głowy, bo zbliżała się jedenasta i Bella za moment miała pojawić się pod bramą.
-Zabezpieczcie wasze nędzne podróbki eliksirów i wynoście się stąd-warknął, a zlęknieni uczniowie natychmiast wykonali polecenie. Mężczyzna zamknął salę i poszedł w umówione miejsce, by zgarnąć ze sobą jeszcze Rowleya. McLevis zasalutował mu na przywitanie i udali się do bramy.
-Myślisz, że przyjdzie z kimś czy sama?-zapytał młodszy mężczyzna.
-Może z Narcyzą. Skąd mam wiedzieć?-obruszył się zirytowany Snape.
-Jesteś jej mężem-zaśmiał się-Kobiety wszędzie chodzą parami, pamiętaj.
Po piętnastu minutach teoria Rowleya okazała się trafna. Przyszły dwie-Bellatrix i Narcyza. Druga kobieta była wyjątkowo blada.
-Witajcie-powiedziały równocześnie.
-Bello-Snape zwrócił się do małżonki i wziął od niej pomniejszony zaklęciem kufer-To wszystko?
-Tak-szepnęła kobieta i uśmiechnęła się bardzo delikatnie.
-Chodźcie za mną-powiedział-Narcyzo mam nadzieję, że zostaniesz na obiad?
-Nie mogę, wybacz-powiedziała-Zabroniono mi.
-Kto ci zabronił?-zapytał zaintrygowany Rowley.
-Chciała z wami o czymś porozmawiać, zabrałam ją ze sobą właśnie dla tego-wtrąciła Bella i przyspieszyła tempa. Mijając hordy ciekawskich uczniów, w końcu dotarli do komnat Severusa i tam pani Malfoy oraz sam Snape poszli porozmawiać na osobności
-Słucham wyjaśnień-powiedział Mistrz Eliksirów.
-Dowiedziałam się, dlaczego Lucjusz jest tak wściekły-zaczęła Narcyza-Ostatnio był u Albusa, ale dyrektor chyba nie był w formie... Rozumiesz, gorszy humor. Postawił warunek, albo jakiś dowód lojalności, albo nigdy nie zobaczymy Dracona-łzy same zaczęły jej lecieć-Ja tak nie mogę...
Wtuliła się w mężczyznę.
-Cholerny manipulant, oczekuje od was Wieczystej Przysięgi, tak jak ode mnie-warknął Severus, głaszcząc szlochającą przyjaciółkę po plecach-Dowód lojalności, tak? Nagle zachciało mu się szantażować ludzi.
-Powiedział też, że mamy szukać Horkruksów Czarnego Pana-szepnęła-Mówił, że wsadzi nas do Azkabanu, a Draco trafi do rodziny zastępczej.
-Dość tego. Idę z nim porozmawiać, w tym momencie-Snape podniósł się i już miał wychodzic, gdy silna dłoń Narcyzy złapała jego nadgarstek.
-Nie rób tego. To tylko pogorszy sprawę, a może zaszkodzi i tobie-determinacja w jej głosie na chwilę go zatrzymała.
-Nie mogę pozwolić na takie traktowanie was. Jeśli dyrektor ma jakiś problem, to niech powie to mi. Pójdę później -wyszedł, zastając ciekawy widok. W ręku Rowleya pojawiła się Ognista, a na stoliku kilka kieliszków-Jak dostałeś się do barku?-zapytał zirytowany.
-To Bella. Najwyraźniej już się zadomowiła-odparł McLevis i zaczął nalewać alkoholu.
-Czy stało się coś poważnego?-Bellatrix oparła się na ramieniu Snape'a-Cyzia o niczym nie chce mi mówić, a ja się martwię.
-Wszystko w porządku-Snape odparł szybko, zważając na swoje słowa. Przy tej kobiecie musiał na siebie uważać.
***
Uczniowie szeptali bardzo głośno, kiedy ich nauczyciel odprowadzał swoją nową żonę do stołu. Wszyscy byli przerażeni, ale dyrektor tylko się uśmiechał. Bellatrix usiadła na wyznaczonym dla niej miejscu, między Snape'em, a Rowleyem i przywitała się z innymi nauczycielami. Posiłek zaczął się wraz z pojawieniem się na stołach wszystkich potraw.
-Co nie zjadła?-Severus zapytał z udawaną uprzejmością. Kobieta spojrzała na niego z ukosa.
-Nie wygłupiaj się-powiedziała ostro, po czym zaczela się śmiać-Twoje miny są bezcenne!
Kilku nauczycieli spojrzało na nią jak na wariatkę, którą przez większość czasu zresztą była. Mistrz Eliksirów pokręcił głową i westchnął.
-Jeśli zamierzasz mieć przytyki również do mojego nosa, to lepiej powiedz mi to teraz. Nie zamierzam wstrzymywać głupich komentarzy przez najbliższy czas-powiedział zrezygnowany.
-Nieee, twój nosek jest uroczy. Dodaje ci charakteru-uniosła brwi sugestywnie i po raz kolejny się zaśmiała. Tym razem w towarzystwie McGonagall.
-Ktoś cię w końcu podsumował-powiedziała starsza kobieta.
-Sever tak naprawdę ukrywa swój uroczy i romantyczny charakterek. Ale to nie znaczy, że nie potrafi go czasem pokazać, prawda?-Bellatrix znów uczepiła się ramienia Mistrza Eliksirów, ale tym razem delikatnie pogłaskała go po policzku. Większość uczniów, którzy obserwowali to widowisko, zastygło bez ruchu z widelcami w drodze do ust.
-Bella, nie tutaj-poprosił Severus bezradnie-Niszczysz mi reputację!
-To chyba logiczne-kobieta posłała mu wyjątkowo złośliwe spojrzenie, które zaraz przerodziło się w błagające-Pójdziemy na spacer do Hogsmeade?
-Skąd te nagłe zmiany nastrojów?-Snape uniósł brew pytająco i napił się spory łyk soku dyniowego.
-Sam masz zmiany nastrojów-Bellatrix wydawała się być urażona i wróciła do smętnego spożywania posiłku. Mistrz Eliksirów przyjrzał się jej kątem oka, naprawdę zaniepokojony dziwnym przypływem empatii zarówno z jej jak i jego strony. Tymczasem kobieta już zagadywała Rowleya.
Minerva McGonagall również przyglądała się małżonce młodszego przyjaciela. Ostatnio pomogła w uratowaniu jej przed skrzywdzeniem, ale nie spodziewała się, że Severus będzie wobec niej taki... Opiekuńczy? Mało sarkastyczny? Może to była jakaś część jego chorego planu, ale nawet jeśli, nauczycielka transmutacji musiała dowiedzieć się o co chodzi. Wróciła do jedzenia, dalej rozmyślając o nadchodzących miesiącach w towarzystwie byłej zatrzymanej Azkabanu. Minerva czasami ją nawet rozumiała, co było już totalnym dziwactwem. Starsza kobieta myślała o jej losie pod Imperiusem, o dużo młodszym, znęcającym się nad nią Rudolfem i braku dzieciństwa.
Severus przewrócił oczami, gdy Bella powiedziała jakiś głupi przytyk do jego nosa, który 'zasłaniał jej pół świata' w i wstał z miejsca.
-Jeśli chcesz iść do Hogsmeade, to się pospiesz. O osiemnastej mam jeszcze jedne zajęcia-oznajmił i pokierował się w stronę wyjścia. Bellatrix uśmiechnęła się kpiąco, po czym ujrzała Minervę i to do niej zaczęła gadać głupoty. Nauczycielka transmutacji była w niektórych przypadkach cierpliwą słuchaczką. Czytała między wierszami, szukała ukrytych oznak, gestów, mowy ciała, która wskazywałaby na coś konkretnego. Problemy? Cokolwiek.
Severus tymczasem minął Harry'ego czując boleść w sercu, gdy chłopiec spojrzał na niego z żalem.
-Przecież to nie będzie trwać wiecznie-pomyślał i odwrócił wzrok na Draco, który dalej z fascynacją przyglądał się ciotce, podtrzymującej jakąś dyskusję odbywającą się przy stole nauczycielskim.
Mężczyzna skierował swe kroki do biblioteki i tam odnalazł dwie książki, które czytał w dzieciństwie, a które chciał na powrót przeczytać. Mruknął Pince jakieś pożegnanie i szybko zmierzył ku lochom. W swej komnacie czekał około pół godziny, zanim przyszła Bella.
-Dłużej się nie dało?-warknął, gdy tylko weszła.
-Hej hej hej, uspokój się-Bella znów zawiesiła się na Mistrzu Eliksirów i przejechała kciukiem od jego szczęki do obojczyka. Zadrżał pod dotykiem żony, a ona sama przygryzła wargę.
-Idziemy?-Snape opanował się i odsunął jako pierwszy-Mówiłem, że mam potem zajęcia.
-Och, tak, jasne-Bellatrix poprawiła upięcie i uśmiechnęła się-Chodźmy.
Droga niby nie zajęła im długo, ale kobieta wydawała się mieć na tyle dobry humor, że cały czas gadała głupoty. Na samym końcu popłakała się przepraszając za swoje zachowanie, a Severus obserwował to wszystko z lekko rozchylonymi że zdziwienia ustami. Jeszcze nie do końca ogarniał jej system wartości, więc zaciągnął ją do pierwszego lepszego sklepu.
-Ale dawno tu nie byłam-powiedziała wychodząc z niego i schylając się, by pogłaskać jakiegoś czarnego kota.
-Zostaw, pewnie ma pchły-burknął Snape pod nosem, a Bellatrix zrobiła minę zwiastującą kłopoty, po czym chwyciła zwierzaka i wpakował go mężczyźnie na ręce. Śmiała się przy tym nieziemsko, ściągając uwagę większości osobników płci męskiej na ulicy. Mistrz Eliksirow nawet nie zezłościł się za 'wyrządzoną krzywdę'. Po prostu odstawił kota na ziemię i ruszył w ślad Belli, cały czas uważnie obserwując jej plecy. Ta kobieta była tak nieprzewidywalna, że nawet jego zdolności legilimenty czasem nie mogły ogarnąć jej wspomnień i myśli.
Nic nie zwiastowało tego, że chociażby spotkają Ritę Skeeter, robiącą im potajemnie zdjęcia, a w tej mroczniejszej części wioski przypadkowi ludzie zaczną wyzywać Bellatrix za dawne czyny.
-Powinnaś gnić w Azkabanie-stwierdzał prawie każdy kogo tam mijali, ale to dało się zignorować. Kiedy jednak do akcji wkroczył jakiś barczysty mężczyzna, można było spodziewać się kłopotów. Severus ledwo zdołał odepchnąć kobietę na bok i sam przyjąć na siebie cios.
-Jeszcze raz spróbujesz ją tknąć-szepnął celując w tego 'śmiałka' różdżką i masując sobie szczękę. Barczysty mężczyzna fuknął coś i odszedł, a Bella podeszła do męża.
-Sever, wszystko w porządku? Nic ci nie jest?-zapytała lekko dotykając jego policzek-Dziękuję ci za to, co zrobiłeś. Że w ogóle ze mną wyszedłeś.
-Nie ma za co-mruknął nauczyciel-Lepiej już wracajmy, będę czuł się tam bezpieczniej.
-To jest dość dobra myśl. Chodźmy.
***
Siedzieli właśnie na dworzu, kiedy Harry zagryzł zęby i zamiast słuchać słów Hermiony, wpatrywał się intensywnie w ojca idącego z nową żoną. Granger zmarszczyła brwi i stuknęła jego ramię zirytowana.
-W ogóle mnie nie słuchasz!-oznajmiła z wyrzutem.
-Przepraszam, wiesz że to nie jest mój dzień-mruknął i przetarł oczy-Na czym skończyliśmy?
-Chyba zwariowałeś-dziewczyna wydawała się być oburzona-Nie będziemy się uczyć, jak jesteś tak rozkojarzony! Prawda Ron?
Weasley choć niepewny słów przyjaciółki, natychmiast je potwierdził.
-Draco idzie-burknął Harry i skinął głową w stronę Ślizgona.
-Cześć Potter i spółka-uśmiechnął się-Jak emocje? Opadły trochę?
-Nie-odparowała Granger natychmiast-Nie da się z nim rozmawiać! Nie mówiąc już o nauce, którą zaplanowaliśmy na jutrzejszy egzamin teoretyczny.
-Co? Z czego?-Draco zbladł.
-Z Obrony-Hermiona przewróciła oczami-Czy wy naprawdę nie słuchacie na lekcjach?
-Nie-wtrącił Weasley.
-Doprawdy, Ronaldzie?-oczy Gryfonki zabłyszczały furią-Czyli wszystko mam robić za was?
Podczas gdy ta dwójka się kłóciła, Malfoy położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Harry spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
-Może się kiedyś dogadacie z ciocią Bellą-szepnął blondyn-Jakby nie było, zawdzięczam jej życie.
-Tsa, już to widzę-Potter uniósł brwi w sposób podobny do Severusa-Myślisz, że Luna też to tak przeżywa? Nie widziałem jej dziś.
-Pewnie tak. Może do niej pójdę? Zapytam co i jak-zaproponował Ślizgon. Harry skinął głową, a chłopak już kierował się w stronę boiska do gdzie pierwszoroczni właśnie kończyli zajęcia z latania. To nie tak, że Draco znał plan Luny na pamięć. Po prostu akurat zapamiętał to i kilka innych dni w tygodniu... Prawie wszystkie.
Faktycznie Luna w towarzystwie jakiejś innej dziewczyny powoli kierowała się w stronę zamku. Gdy tylko jej towarzyszka zobaczyła Draco w odskoczyła speszona i skierowała się w innym kierunku. Lovegood lekko otworzyła usta i jakby chcąc ją zawołać, ale Malfoy już był koło niej.
-Przepraszam, że wystraszyłem twoją przyjaciółkę-powiedział.
-Nic się nie stało. To raczej nie jest moja przyjaciółka-sprostowała dziewczynka-Niewiele osób mogę tak nazwać.
-Jak się trzymasz z faktem, że wuj Severus ma teraz żonę i nie powinnaś nawet do niego podchodzić?-zapytał bez owijania w bawełnę.
-Cóż, martwię się o Harry'ego-westchnęła-Nie jestem pewna, czy dobrze to znosi.
-Masz rację-odparł Malfoy po chwili zastanowienia się-Po obiedzie cały czas spędził głaszcząc Hadesa, a potem Weasley i Granger wyciągnęli go trochę na dwór. Mieli się pouczyć, ale chyba nie miał ochoty.
-Szczerze mu się nie dziwię-Luna uśmiechnęła się pod nosem-Ale mam wrażenie, że pani Snape się zmieniła. Nie wiem czy na lepsze, widzę ją pierwszy dzień i jeszcze nie udało mi się jej rozgryźć. Ale już niedługo.
-Zawdzięczam jej życie. Ciotka i wuj uratowali mnie po mojej karze. Gdyby nie oni, prawdopodobnie bym się wykrwawił-szepnął Draco, spuszczając głowę. Lovegood położyła rękę na jego ramieniu i posłał krzepiące spojrzenie.
-Ludzie się zmieniają. Może niedługo twoja ciocia przejrzy na oczy.
~^~
Dajcie jakiś komentarz, bo mi się nudzi i chcę poczytać xd
Mam świetny humor. Skręciłam sobie stopę xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top