Część 7

Snape otworzył oczy, wokół panował już mrok. Dobrze znał to miejsce, Zakazany Las był przez niego często odwiedzany gdy szukał składników do eliksirów. Sama woń unosząca się wokoło wprawiała głowę człowieka w zawroty. Gdzieś w oddali zawył wilk.

-Lumos-warknął Snape pod nosem. Promień z różdżki rozświetlił okolicę-Mój panie?

Odpowiedziała mu głucha cisza, więc postanowił iść trochę dalej. Z biegiem czasu coraz bardziej czuł złą aurę.

-Mój panie? -zapytał ponownie, gdy od nadmiaru nienawiści zaczęło boleć go serce.

-Jesteśśś, Severusie...-ten syczący głos rozpoznałby wszędzie-Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdaż?

-Witaj Mój Panie. Gdybym wcześniej wiedział, że żyjesz gdzieś niedaleko, pomógłbym ci wrócić do dawnej postaci-powiedział Severus starając się być opanowanym. Spotka go kara?

-Ahhh... Nie wątpię, mój wierny ssssługo-Voldemort postanowił się ujawnić. Pojawił się jako duch-Cały czas miałem cię pod kontrolą. To dziśśś opuściłem ciało tego nieudacznika Quirrella, to dziś pozbędę się gooo...

-W jakim sensie, Mój Panie?-Snape starał się ukryć fakt spoconego z nerwów czoła.

-Sam się zaraz przekonasz...

Nagły dźwięk aportacji przywrócił go do myślenia. Pojawił się Quirrell i jakiś chłopak. W świetle zaklęcia Severus zobaczył dość długie brązowe włosy i tygodniowy zarost. Mężczyzna był wyraźnie dość mlody, a jego czekoladowe oczy chłonęły wszystko z ciekawością.

-Oto twój nowy kolllllega, Severusie... Powitaj w naszych szeregach Rowley'a McLevisa-Duch Voldemorta znalazł się bliżej młodzieńca. Mistrz Eliksirów przywitał się skinieniem głowy-Rowley będzie ci pomagał w Hogwarcie jako nowy nauczyciel Obrony.

-A co ze mną, mój panie?-spytał do tej pory wyłączony z rozmowy Quirrell.

-Och, zapomniałbym. McLevis, tak jak się umawialiśśśmy...

Młodzieniec uśmiechnął się z lekka obłąkańczo i zabójczo szybko odwrócił się na pięcie do Kwiryniusza rzucając w niego śmiertelnym zaklęciem.

-Cóż za precyzja i gracja-mruknął Snape od niechcenia-Tylko co mam powiedzieć Dumbledorowi?

-Przede wsssszystkim najpierw zdasz relacje z samobójstwa tego idioty. Najpóźniej jutro stary dureń zacznie szukać nowego nauczyciela. McLevis bedzie pierwszy, a ty oczywiście go polecisz, prawda? -widać było, że Voldemort żyjący w ciele Quirrella miał dużo czasu na przemyślenie tej zemsty.

-Tak panie, oczywiście-odparł Severus udając zaintrygowanie.

-Zostańmy tu jeszcze, mamy do omówienia kilka ważnych kwestii...

***

Harry przebudził się z koszmaru, który nękał go już pół nocy. Śnił mu się morderca jego rodziców. Wtedy podjął decyzję, że pójdzie do Snape'a po przeciwbólowe i Eliksir Słodkiego Snu. Jego opiekun sam powiedział, że gdyby się coś działo, ma przyjść w każdym momencie. Hasło zna.

Młody Potter postanowił wykorzystać tę okazję. Wyczołgał się spod kołdry, a jej szelest wywołał chrapanie u Rona. Wydostał się na korytarz, potem po schodach i w kilka minut był już w lochach. Przeszedł go dreszcz, gdy poczuł się tu zdecydowanie nieswojo.

Szybko wymówił hasło i drzwi otworzyły się. Myślał, że zastanie tam wściekłego Snape'a, ale mylił się. W pokoju stał Draco Malfoy z wymierzoną w jego stronę różdżką, oboje chwilę stali zaskoczeni, ale w końcu blondyn usiadł na kanapie.

-Chodź Potter, co tak stoisz? -zapytał patrząc się w ogień w kominku.

-Co ty tu robisz?-Harry podszedł nieznacznie bliżej.

-Profesor powiedział, że jak będę się źle czuł to mam tu przyjść. Tyle że go nie ma, a ja się denerwuję, więc czekam na niego.

-Też się źle czuję. Mogę poczekać z tobą?

-Siadaj Potter-chłopak przesunął się robiąc miejsce dla Gryfona. Długi czas panowała cisza. Oboje bili się z myślami.
Jednak Harry postanowił ją przerwać.

-Draco, może powinniśmy zacząć od początku?

-Myślisz? W końcu ja jestem Malfoy, a ty Potter. Pomiędzy nami nie może być czegoś takiego jak przyjaźń.

-Więc musimy to przełamać. Wiem, że masz nienawidzić szlamy i w ogóle, ale myślę że nawet z Hermioną byś się dogadał-zachichotał Gryfon.

-No właśnie nie mogę. Ojciec mnie za to zabije i wyżyje się na matce... Chcę jej oszczędzić bólu.

-Możesz mi opowiedzieć o tym co się u ciebie dzieje, przysięgam że nikomu nie powiem, a i tobie będzie lżej na sercu.

-No... No nie wiem... Może masz rację-zgodził się Draco-Pamiętam jak byliśmy kochającą się rodziną. Dopiero presja powrotu... Powrotu Sam-Wiesz-Kogo zaczęła go na tyle przytłaczać, że musiał się wyżywać. Jego rodzina cały czas wmawiała mu, że nie wyrosnę na prawdziwego Malfoya, więc to z reguły ja byłem ofiarą. Zaczęło się od uderzeń w policzek. Skończyło się na tym, przynajmniej w moim przypadku-tu delikatnie uniósł koszulkę pokazując liczne siniaki na brzuchu.

-Merlinie... A twoja matka? Nie reaguje na to?

-Reaguje, tyle że ojciec tak samo traktuje ją. Bardzo często stara się mnie chronić i w ogóle, ale... No wiesz-głos Malfoya powoli cichł.

-Czemu nikomu tego nie zgłosicie?! Przecież chyba i w czarodziejskim świecie to karalne! -Harry zmarszył brwi.

-Posłuchaj, to nie jest takie proste, jak mimo wszystko się kogoś kocha-nastała chwilowa cisza-Pamiętam czasy, kiedy ojciec z matką byli najszczęśliwszym małżeństwem na świecie, a ja byłem tego najdoskonalszym odzwierciedleniem. Kiedyś jak byłem naprawdę mały, tata nawet bawił się ze mną! Rozumiesz? Mój ojciec, który stara się być niesamowitym szlachcicem. Ja i matka naprawdę wierzymy, że on się jeszcze zmieni...

-Mam nadzieję, że się nie mylicie-odparł Harry.

-A ty, Potter? Słyszałem że sam wychowywałeś się w niezłej patologii-Draco z lekką kpiną spojrzał na towarzysza rozmowy.

-Tsa, sam mogę ci się pochwalić swoją kolekcją-odwrócił się tyłem do Malfoya i pokazał mu swoje plecy.

-Oj... Jak to się stało że do nich trafiłeś?!

-Dumbledore uznał, że jako moja jedyna rodzina z pewnością dobrze się mną zaopiekują. Coś nie wyszło...
Dursleyowie mnie nienawidzili, chcieli tępić we mnie magię, o której nawet nie wiedziałem.

-Nie wiedziałeś że jesteś czarodziejem? Ty? Potter?

-Nie wiedziałem też, że moich rodziców zabił Sam-Wiesz-Kto. Żyłem z myślą, że ojciec pijany prowadził samochód i spowodował wypadek-Harry zamknął oczy i starał się przestać myśleć o swojej przeszłości, nie zdołał jednak.
-Dursleyowie zajmowali się tylko Dudleyem, ich pierworodnym. Ja byłem tym od bicia, sprzątania, spałem w komórce pod schodami.

-W komórce pod schodami?!-Draco wydawał się zadziwiony taką rzeczywistością. Mimo wszystko przyzwyczajony był do względnej wygody.

-Taaa... Ale dobra, nie ważne. Spać mi się chce.

-Mi też...

W ten sposób w pomieszczeniu zapanowała cisza. Chłopcy przymknęli oczy i już niedługo Harry spał po jednej stronie kanapy, a Draco po drugiej.
Tymczasem drzwi do komnaty otworzyły się skrzypiąc i wszedł przez nie Snape. Mężczyzna wyglądał jakby miesiąc nie spał. Do tego miał dość robiegany wzrok. Wycelował różdżkę w stronę kanapy, by z zaskoczeniem stwierdzić dziwną rzecz. Malfoy i Potter leżeli i chrapali w najlepsze. Ale on nie mógł ich tu przetrzymać, musieli wrócić do siebie, bo dziś zamierzał się upić i miał do tego przyzwolenie od Dumbledora, u którego przed chwilą był. Dyrektor wiedział już o powrocie Voldemorta, ale na wszelki wypadek nic nie powiedział starcowi o niejakim Rowley'u McLevisie. Zastanawiał go ten dziwny chłopak. Nie wydawało mu się, by chodził kiedyś do Hogwartu. Zresztą jutro się wszystko okaże. Snape westchnął.

-Chłopaki wstawać-mruknął, a gdy to nie poskutkowało, zmęczony usiadł między nimi i sam pogrążył się w głębokim, ale niespokojnym śnie.


Rozpieszczam was xD Może ktoś skomentuje miłym słowem lub skrytykuje? 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top