Część 59.

To stało się zbyt szybko. Kolejny uczeń mugolskiego pochodzenia, został odnaleziony koło rozbitej szyby. Po Hogwarcie zaczęły chodzić pogłoski, o rzekomym zamknięciu szkoły, ale prawie nikt nie wierzył w bezsilność dyrektora. Niestety Albus naprawdę nie wiedział, co może na to poradzić. Jeśli legendy były prawdą, to Komnata Tajemnic została otwarta, a po korytarzach krążyła jakaś nieuchwytna bestia. Grono pedagogiczne postanowiło więc wprowadzić radykalne zmiany. Minerva McGonagall wezwała do siebie wszystkich Gryfonów, zawzięcie tłumacząc im nowe zasady.

-Nie możecie opuszczać dormitorium bez opieki. Na lekcje i posiłki będą przychodzić po was nauczyciele, a jeśli ktoś chce na przykład udać się do biblioteki lub odbyć szlaban-tu przerwała na chwilę i ciężko westchnęła-Musi powiedzieć to prefektom. Są oni odpowiednio przygotowani, co robić w takiej sytuacji.

-Proszę pani-wtrąciła nieśmiało Ginny, wychylając się zza szyku starszych uczniów.

-Tak, panno Weasley?-zapytała Minerva odwracając się w jej stronę.

-Czy Hogwart może zostać zamknięty?

McGonagall odetchnęła ciężko i zacisnęła usta w wąską kreskę. Teraz każdy z jej podopiecznych patrzył się na nią wyczekująco. Kobieta wypuściła powietrze i skinęła głową.

-Jest to możliwe. Jeśli nie znajdziemy winnego ataków, prawdopodobnie będziecie musieli wrócić do domu-oznajmiła i skierowała się do wyjścia.

Percy Weasley zacisnął zęby i odwrócił się w stronę swojego rodzeństwa, które stało stłoczone wokół Harry'ego.

-Hej, Potter, znudziło ci się już może? To chciałeś osiągnąć?-warknął ktoś z tłumu. Atmosfera zgęstniała.

-Właśnie, dzieciaku. Możesz już skończyć-dodała inna osoba-Twój pra pra pradziadzio Slytherin pewnie już się cieszy.

-Dobra, skończyliście?-Percy podszedł do Pottera i położył mu rękę na ramieniu-Idźcie do swoich pokoi. Zaraz będzie cisza nocna.

Efekt był prawie natychmiastowy. Gryfoni mrucząc coś pod nosami rozeszli się do swoich dormitoriów.

-To nie jest normalne-swkitowała Hermiona i spojrzała z powagą na wszystkich którzy zostali. Weasleyów, Longbottoma, Finnigana, Thomasa i Pottera oczywiście-Hogwart nie może zostać zamknięty. Jest dla nas drugim domem, dla większości sensem życia!

-Masz rację-poparł ją George.

-Tylko co robić?-dodał Fred.

-Nawet nie wiemy czym jest bestia, a tym bardziej kto otworzył Komnatę.

Harry zmarszczył brwi.

-Może należy poszukać u źródła? Przepytać kogoś ze Slytherinu, bądź przestudiować drzewo genealogiczne Salazara?

-Chyba to będę musiała zrobić-westchnęła Granger-Muszę iść do biblioteki.

-Teraz?-zakpił Ron.

-Oczywiście, że nie, głupku-odparowała dziewczyna-Spróbuję dostać się tam jutro rano, ale teraz pomyślmy.

-Ja uważam, że powinniśmy iść spać-zaproponował blady Seamus. Większość go poparła.

***

Severus przeciągnął się niespokojnie w łóżku, gdy do jego pokoju wpadł powiew zimnego wiatru. Zręcznie złapał różdżkę, udając, że śpi. Ktoś tam był i prawdopodobnie zamierzał zrobić coś niedobrego. Snape wstrzymał oddech i zacisnął zęby. Ale kto w ogóle mógł włamać się do jego komnaty? Gdy jego myśli padły nagle na bestię Salazara Slytherina, Mistrz Eliksirów był pewien, że zzieleniał na twarzy.

Coś będące za drzwiami jego sypialni strąciło najwyraźniej jakaś fiolkę, bo dało się słyszeć stłuczone szkło i siarczyste przekleństwo. Snape, choć trochę zdezorientowany, postanowił się ujawnić. Wycelował różdżką przed siebie i w trzech krokach był w saloniku. Drobna postać podskoczyła i cofnęła się pod ścianę.

Była to kobieta, ubrana w dość kusą, skąpą piżamkę. Jej bujne loki okalały zaczerwienione policzki, a twarz wyrażała zakłopotanie.

-Bella?-syknął Severus opuszczając różdżkę-Co do cholery jasnej robisz tu o tej godzinie?

-Eee... Dobry wieczór, Sever-Black zaśmiała się nerwowo-Tak sobie przyszłam...

-Daj prawdziwy powód w tej chwili, rozumiemy się?-warknął czarnowłosy i zajął się sprzątaniem rozlanego eliksiru.

-Ach, wybacz za to-powiedziała kobieta-A co do mojego przyjścia tutaj, to ciężko mi o tym mówić, ale chciałam znaleźć odpowiednią truciznę by zabić pewną irytującą mnie osobę.

-Nie słyszałem, by ciężko było ci to mówić-Severus skończył sprzątać-Kto jest tym nieszczęśnikiem? Czyżby ja?

-Niekoniecznie-Bella opuściła wzrok.

-Więc?-Snape nie był ustępliwym człowiekiem, szczególnie jeśli chodzi o dotykanie jego osobistych rzeczy.

-Skoro chcesz wiedzieć-syknęła Black-Pewnie będziesz się cieszył z takiego obrotu spraw.

-Przejdź do rzeczy-mruknął znudzony Nietoperz.

-Rudolf. Po prostu Rudolf.

-Co z nim nie tak?-Mistrz Eliksirów uniósł w górę jedną brew.

-Och, cały czas mnie nachodzi. Nie daje mi spokoju. Grozi-odpowiedziała kobieta.

-Co chcesz przez to powiedzieć, Bella? To przez to, iż jesteśmy...narzeczeni?-Snape wypluł ostatnie słowo. Potwierdziła skinieniem głowy-I od razu chcesz go zabijać trucizną z mojego składziku?

-Tak.

-Nie zachowuj się jak dziecko, Bella. Jesteś starsza ode mnie-prychnął czarnowłosy z kpiną-Jeśli szukasz zemsty, to nie tutaj.

-Nie zemsty poszukuję, lecz pomocy-powiedziała zdeterminowana-Myślę o nim w dzień i w nocy, nie daje mi spokoju. Mówi, że go zruinowałam, uwiodłam, a potem przejmując majątek porzuciłam...

-A nie ma racji?-sarknął Snape.

-Ale nie musi grozić, że zabije mi całą rodzinę!

-Owszem, to już poważniejszy problem. Na szczęście Czarny Pan mu na to nie pozowli, jest inteligentny.

-Miejmy nadzieję-szepnęła kobieta i schyliła twarz.

-Ładna piżamka-stwierdził z lekką nutką kpiny Mistrz Eliksirów, patrząc krzywo na narzeczoną.

-Och, doprawdy, vice versa Sever-fuknęła i właśnie wtedy mężczyzna zorientował się, że właściwie śpi w samych spodniach. Jego wychudzony, choć umięśniony i obdarowany wieloma bliznami tors był bez żadnej koszulki czy innego okrycia. Mało brakowało, byłby się zarumienił. Bellatrix patrzyła teraz na niego chytrze.

-Każda ma swoją historię?-zapytała podchodząc bliżej i przejeżdżając palcem po jednej z blizn. Snape spiął się.

-Oczywiście, że tak-mruknął, a Bella opuszkami palców dotknęła kolejnej szramy. Mistrz Eliksirów spojrzał z góry na kobietę i nagle złapał ją mocno za nadgarstek, odrzucając jej dłonie od swojego torsu-Nie wiem co zamierzasz osiągnąć, ale nie pozwolę ci, rozumiesz? Wynoś się już stąd. Mam dość twojej obecności. W sprawie Rudolfa udaj się do Czarnego Pana.

-Jesteś zbyt impulsywny, Sever! Jesteśmy narzeczeni-zakpiła sobie kobieta, gdy wychodziła z jego komnat za pomocą Fiuu. Mężczyzna usiadł ciężko na kanapie i przetarł twarz. Musiał wziąć kilka głębokich oddechów, żeby jego emocje wróciły pod kontrolę. Głowa pulsowała mu od nadmiaru hałasu, emocji i przemęczenia. Od ostatniej sesji tortur Voldemorta, stał się wyjątkowo drażliwy.

Nie miał wcale ochoty na przekomarzki z Bellą, ale przynajmniej był zadowolony, że nie odwiedził go potwór z Komnaty Tajemnic.

Takiego szczęścia nie miała jednak osoba, którą Snape znalazł następnego dnia pod drzwiami biblioteki. Hermiona Granger ściskała w skostniałej dłoni lusterko i niewidzącym, ale jakby zaskoczonym wzrokiem wpatrywała się w sufit.

-O cholera-zaklął Severus i jednym ruchem różdżki zaczął lewitować spetryfikowaną dziewczynkę wprost do Skrzydła Szpitalnego. Poppy załamała ręce i zaraz potem dobiegła McGonagall z Dumbledorem.
Dyrektor zdjął okulary z nosa i zaczął głaskać swoją długą, siwą brodę. Minerva natomiast lamentowała coś do Pomfrey.

-Wygląda na to, że niedługo przyjdzie kres Hogwartu-rzekł starzec.

-Albusie, nie przesadzaj-mruknął Snape zerkając na spetryfikowaną Granger-Myślisz, że wiedziała co ją spotka?

-Zawsze była mądra i bystra-odpowiedziała nagle McGonagall drżącym głosem.

-Minervo-upomniał ją Mistrz Eliksirów-Nie dramatyzuj. Mandragory są już prawie przygotowane przez Pomonę. To tylko kwestia, aż uczniowie zaczną po kolei się wybudzać.

-Obyś miał rację.

***

Nie mogło odbyć się bez rozgłośnienia sprawy. Ministerstwo postanowiło iż niepoprawnym byłoby nie podjęcie odpowiednich środków bezpieczeństwa. Umbridge pojawiła się w szkole razem z delegacją. Między wysłannikami przewijał się Lucjusz oraz Corban Yaxley. Śmierciożerca ostatnimi czasy dość rzadko uaktywniał się na spotkaniach Wewnętrznego Kręgu, a jeszcze niedawno był bardzo wyszczekany i gdy tylko dostał się do Ministerstwa, zdradzał Voldemortowi świeże nowinki. Coś musiało sprawić, że się zamknął. Malfoy szedł dostojnie obok Dolores. Kobieta kazała zwołać uczniów i ustawić ich przynależnością do domów, gdyż musiała przeprowadzić rutynową kontrolę. Lucjusz często ukradkiem spoglądał na Dracona stojącego wśród tłumów. Chłopiec wyłapywał jego spojrzenia i próbował się uśmiechnąć. W końcu mężczyzna musiał odwrócić uwagę od syna, gdyż Umbridge zaczęła mu tłumaczyć co ma zrobić w wypadku odnalezienia jakiegoś niebezpieczeństwa między uczniami.

Harry Potter uporczywie wpatrywał się w pana Malfoya, który mimo ciężkich przeżyć wyglądał bardzo dumnie i dostojnie. Wybraniec zaczął mu zazdrościć ilości uporu i siły. Oboje, włącznie z jego ojcem, byli bardzo wytrzymali i wytrwali.

Ktoś puknął Harry'ego w plecy. Chłopiec odwrócił się.

-Gdzie Hermiona?-wyszeptał Ron do jego ucha. Wybraniec natychmiast się rozejrzał.

-Nigdzie jej nie widać-odparł zaniepokojony-Myślisz, że...

-Nie wiem, ale trzeba to sprawdzić!-Weasley szybko uciął rozmowę, bo wysłanniczka Ministerstwa właśnie do nich podeszła.

-Harry Potter-wycedziła przez zęby-Czy to nasze pierwsze spotkanie?

-Owszem, proszę pani-odparł grzecznie Gryfon.

-Jestem wręcz pewna, że masz jakiś związek z tym co się tu dzieje-Umbridge przymknęła oczy-Uważaj, panie Potter. Nie zawsze bedziesz miał szczęście.

Ron trzymał łokieć przyjaciela i przerażony wsłuchiwał się w słowa kobiety. Harry nie reagował, najwyraźniej starał się utrzymać swoją maskę i spokój-przebywanie w towarzystwie przybranego ojca wiele go nauczyło.

-Dolores, starczy-warknął nagle Lucjusz Malfoy nad uchem różowo ubranej kobiety-Należy czynić dalsze działania, a nie skupiać się na jednym uczniu.

Umbridge odeszła, a Harry uchwycił wzrok ojca Draco. Mężczyzna lekko skinął głową, a chłopiec posłał mu niemrawy uśmiech.

Po zakończeniu kontroli, Weasley i Potter otrzymali zawiadomienie od dyrektora, by stawili się w jego gabinecie. Bez wahania ruszyli, a drzwi były otwarte. Kręciło się tam kilka osób, wszyscy podenerwowani.

-W takim wypadku zamknięcie szkoły jest jedyną opcją-zarządził nagle głos dyrektora. Chłopcy stali ukryci w przejściu i nasłuchiwali dalej-Nie możemy pozwolić, by dzieciom działa się krzywda. Odeślemy uczniów, zawiadomimy rodziców... Severusie, Minervo, Poppy i wszyscy, którzy tu jesteście. Musicie powiedzieć swoje zdanie na ten temat.

Ron otworzył oczy szeroko i rzucił Harry'emu przelotne spojrzenie. Obaj dalej przysłuchiwali się niepokojącej rozmowie.

-Stało się zbyt niebezpiecznie-oznajmił bez wątpienia Mistrz Eliksirów-Jak mamy chronić Pottera, jak nie możemy dać sobie rady z innymi uczniami?

-Och, biedna panna Granger... Że też musiało ją to spotkać!-powiedziała rozżalonym głosem opiekunka Gryfonów.

-Hermiona!-krzyknął Weasley szeptem. Harry zbladł-Musimy do niej iść...

Zerwali się do szaleńczego biegu wprost w miejsce siedziby madame Pomfrey. Skrzydło Szpitalne było przepełnione kilkoma uczniami, ale większość z nich należała do grupy tych spetryfikowanych. Hermiona leżała na jednym z ostatnich łóżek. W jej wyciągniętej do przodu dłoni musiała coś wcześniej trzymać. Twarz miała wykrzywioną niczym z zaskoczenia i strachu.

-Och, tylko nie to-szepnął Ron i delikatnie dotknął palec najlepszej przyjaciółki-To niemożliwe!

-Musimy coś z tym zrobić-zarządził Harry-Nie możemy dopuścić, by zamknęli szkołę.

-I co niby-zakpił Weasley-Planujesz znaleźć potwora?

-Żebyś wiedział, Ron-odparł Wybraniec i odwrócił się w stronę rudzielca-Żebyś wiedział.

√*√

Woah! W piątek 08.03 wybił nam roczek! Dziękuję tym co są od ze mną od początku i będą do końca!
Szczególne podziękowania kieruję do delgabrielle,która pomogła mi to wszystko stworzyć 😍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top