Część 4

Harry wślizgnął się do Pokoju Wspólnego, chcąc pozostać niezauważonym, jednak bycie Wybrańcem wiąże się z pewnymi zobowiązaniami. Rzecz jasna, że od razu znalazło się przed nim całe grono uczniów.

-Przepraszam, jestem zmęczony i chciałbym się położyć-mruknął i wyminął wszystkich.

Wszedł do swojego dormitorium, które dzielił między innymi z Ronem.
Rudowłosy chłopak od razu do niego doszkoczył.

-I jak?

-Wszystko w porządku-mruknął cicho i rzucił się twarzą na łóżko. Wesley pokręcił głową z westchnieniem i usiadł obok niego.

-Było aż tak źle? Krzyczał na ciebie? Wrzeszczał?

Harry gwałtownie podniósł twarz z poduszki.

-Powiem ci coś, ale nikomu nie mów-szepnął rozglądając się, czy aby na pewno nikt ich nie podsłuchuje-Profesor zgodził się zostać moim opiekunem!

-Co? Mówimy o tym samym Snape'ie?!

-Cicho siedź! Tak. O tym samym.

Chłopcy jeszcze do późna rozmawiali, póki nie przyszła reszta chłopaków prosto ze szlabanu.

***

Tydzień później

Lekcje upłynęły bardzo szybko, może dlatego, że Harry tak bardzo czekał na ten moment. Jaki?
A więc od razu po ostatnich zajęciach, udał się do profesora Snape'a, który obiecał wziąć go dziś do Wesley'ów.

Harry pierwszy raz miał podróżować za pomocą sieci Fiuu. Stanął przed kominkiem i wpatrywał się raz w niego, raz w profesora.

-Co tak stoisz bachorze?-mruknął zniecierpliwiony Snape-Ahhh... No tak. Musisz wziąć trochę proszku do ręki, wejść do środka i krzyknąć wyraźnie NORA, rzucając jednocześnie proszek. Idź pierwszy, a jak już tam się znajdziesz, to wyjdź z ich kominka.

Harry przełknął ślinę przestraszony, ale zrobił wszystko co kazał mu opiekun, już wkrótce poczuł dziwne szarpnięcie, ale tylko sekundowe. Po chwili stał już w kominku, ale nie poszedł dalej, co było błędem, bo nagle rozległ się za nim huk i profesor Snape wpadł na niego.

Chłopiec poleciał do przodu, ale silna ręka profesora złapała jego ramię i nie pozwoliła mu spaść.

To było potwierdzenie tego, co Harry zawsze chciał przeżywać. Ktoś się o niego troszczył.

Razem weszli wgłąb pokoju. Było tu ciepło i przytulnie. Czekała na nich rudowłosa kobieta wycierająca rękę w brązowy fartuszek.

-Ach! Panie Snape! Harry, kochanieńki!-zawołała i gestem zaprosił ich by usiedli.

-Witam, Molly-wydusił z siebie czarnowłosy i ścisnął ramię Harry'ego. Chłopiec od razu zrozumiał aluzję.

-Dzień dobry, proszę pani-starał się uśmiechnąć życzliwie jak najbardziej potrafił. Spojrzał na profesora, który rozsiadł się wygodnie na kanapie. Chłopiec również przysiadł, ale na samym krańcu.

-Och, Harry! Nie karmią was w tej szkole? Jesteś taki wychudzony! Pan, panie Snape również. Muszę napisać w tej sprawie do Dumbledora!-kobieta wyraziła swoje zdegustowanie, po czym machnęła różdżką, a na stoliku pojawiło się nakrycie-Accio ciasto porzeczkowe z kuchni!

Niesiona czarem drożdżowka z owocami przyleciała lekko się chwiejąc.

-Artur zaraz do nas dołączy, obecnie zajmuje się gnomami w ogrodzie-Molly pokroiła ciasto na kawałki i nałożyła na talerze.

-Powiedz dziękuję-mruknął Snape, kiedy kobieta jeden wręczała Harry'emu. Chłopiec był dość onieśmielony, ale natychmiast wyraził swoją wdzięczność, dodając że wybornie pachnie.

-Razem z Harrym przyszliśmy tu w sprawie, w której rozmawialiście już pewnie z Dumbledore-powiedział Severus.

-Och tak! Nasz dom twoim domem Harry! - uśmiechnęła się Molly i potargała włosy Pottera.

***

To był najlepszy dzień w życiu Harry'ego. Chłopiec jeszcze nigdy nie czuł się tak "chciany". Co prawda niektóre rzeczy jeszcze go przerastały, bo na przykład kiedy chciał zmyć po wszystkich gdy skończyli jeść ciasto, pan Weasley zaczął się śmiać i powiedział, żeby Harry tego nie robił, bo jest gościem.

Potter usiadł w dormitorium z książką od Weasleyów o tematyce transmutacji. Małżeństwo wiedziało co mu się przyda! Teraz Harry będzie mógł wykazać się bardziej na lekcjach ze swoją wychowawczynią.

Ron wbiegł do pokoju ze śmiechem, ale gdy zobaczył swojego przyjaciela będącego tam, zdziwiony zaprzestał.

-Jesteś już?

-Cześć Ron! Patrz, dostałem książkę!-rudowłosy od razu chwycił bordową okładkę i dokładnie ją obejrzał.

-Fajna! A skąd?

Harry niestety nie mógł jeszcze powiedzieć młodym Weasleyom, że będzie do nich jeździł na wakacje, bo miała to być niespodzianka.

-Chodźmy na kolację, zgłodniałem-skłamał chłopiec, bo tak naprawdę był bardzo najedzony. W Wielkiej Sali nie dało się tego nie zauważyć. Jego talerz pozostawała pusty cały czas. Kiedy wszyscy się zajadali, on myślał o tym ile rzeczy spotkało go ostatnio. Pogrążony w myślach nagle poczuł potworny ból w bliźnie. Podskoczył zachaczając o stół, co nie umknęło uwadze kilku osób.

-Wszystko w porządku?-spytała przemądrzałym jak zwykle tonem Hermiona Granger. Odrzuciła włosy do tyłu i przyjrzała się Harry'emu uważnie-Nie udawaj, że nic ci nie jest. Nawet nic nie jesz!

-Ona ma rację, stary-mruknął cicho Ron-Boli cię blizna?

-T... Tak-jęknął Harry i poczuł, że spod palców cieknie mu ciepła ciecz. Nim ktokolwiek jeszcze zdążył to zauważyć, ktoś chwycił go za ramię i pociągnął przez Wielką Salę aż na korytarz.

-Co jest Potter?-ostry ton Snape'a skłonił go do puszczenia czoła, a wtedy kilka kropel szkarłatnej cieczy zleciało mu na policzek i szkolną szatę. Nauczyciel chwycił chudymi palcami podbródek chłopca, a drugą ręką odgarnął do góry niesforne włosy-Robiłeś coś?

-Nie, proszę pana. Czytałem tylko książkę od państwa Weasleyów, ale nagle przyszedł Ron, poszliśmy na kolację i... Sam pan widzi-Potter zachwiał się, gdyż zdanie sobie sprawy, że z blizny leci mu krew przyprawiła go o zawroty głowy. Snape puścił jego podbródek i chwycił za ramię, by go utrzymać-Mam wrażenie, że ktoś celowo to zrobił!

-Co ty pleciesz Potter, co i kto miał zrobić?

Harry wziął głęboki, ale drżący oddech.
-Mam wrażenie, że ktoś bardzo mnie nie lubi i jak dowiedział się, że dziś był najlepszy dzień mojego życia, to postanowił go zniszczyć.

-Możliwe, Potter-mruknął Snape i wziął rękę z jego czoła-Chodźmy do łazienki, umyjesz twarz, bo jeżeli wejdziesz tak do Wielkiej Sali, to ogarnie wszystkich panika.

-D...dobrze proszę... Pana...-zająkał się Harry i jak długi poleciał przed siebie. Na szczęście lata praktyki sprawiły, że Snape miał bardzo dobry refleks i zdołał złapać chłopca.

-Ach Potter, co ja z tobą mam!

Wziął go na ręce i szybko udał się do skrzydła szpitalnego. Poppy omal nie zemdlała widząc Severusa niosącego jakieś dziecko. I to wcale nie gdy ujrzała stan tego dziecka, ale sam fakt że Mistrz Eliksirów niósł tu dobrowolnie jakiegoś ucznia, a nie wolał zostawić go umierającego po środku korytarza był dość dziwny. Okazało się, że to pan Potter był tym poszkodowanym.

-Co się stało Severusie?-zapytała Pomfrey przemywając twarz Harry'ego letnią wodą.

-Rozmawialiśmy, powiedział że się źle czuje, zaczęła mu lecieć krew i padł. Tyle-odparł profesor dość powierzchownie.

-Aleś ty wylewny-warknęła kobieta pod nosem nie zważając na ciche przekleństwa z drugiego końca łóżka adresowane w jej stronę.

-Co mu właściwie jest?

-Dopiero go tu przyniosłeś!-zaśmiała się Poppy, lecz nagle poderwała się w górę-Severusie...

-Co znowu?-warknął Mistrz Eliksirów.

-To mi wygląda... Na czarną magię!

Zapadła cisza. Poppy patrzyła to na nieprzytomnego Harry'ego, to na Severusa, natomiast czarnowłosy rozważał coś w myślach.

-Severusie, ja nie wiem czy mogę mu pomóc. To chyba już twoja działka.

-Wiem, dlatego to zrobię. Ale obiecaj, że nikomu tego nie powiesz, możesz jedynie Dumbledorowi. Będziesz mi dostarczać jakichś przeciwbólowych i przeciwkrwotocznych na wypadek  pogorszenia. Ja wezmę Pottera do siebie. Gwarantuję ci, że tam będzie najbezpieczniej-mruknął pod nosem Snape, a Poppy szybko potwierdziła kiwnięciem głowy-Gdyby jakiś nauczyciel pytał, czemu młody nie przychodzi na lekcje, to wymyśl coś, że ma jakieś stany lękowe, czy flashbacki i musi siedzieć u mnie. Na razie tylko tak mogę zobaczyć co się dzieje.

-Severusie, zostaje jeszcze jedna kwestia.

-Hmm?

-Kto w szkole używa Czarnej Magii?





Nikt nie tęsknił, ale i tak wstawiam 💞💞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top