Część 24.

Draco przez ostatnie kilka dni przypatrywał się z dala trójce przyjaciół chodzących po korytarzach i zaśmiewających się w najlepsze. Sam ostatnio został dość odtrącony od Harry'ego Pottera, po tym jak pokłócił się z Ronem, który naśmiewał się z profesora Snape'a. Wybrańca przy tym nie było i dostał fałszywe 'zeznania' od Weasleya. Dlatego Draco naburmuszony chodził jak cień po korytarzach. Opiekun ich domu w końcu wyszedł ze skrzydła szpitalnego i mógł kontynuować nauczanie eliksirów. Wszystkim brakowało powiewających groźnie czarnych szat i ciągłego grymasu zdenerwowania na kościstej, bladej twarzy.

Kłótnia z Trójcą mocno odbiła się na stanie Dracona. Stracił chęć do nauki, zatęsknił za rodzicami. Właśnie to ostatnie skłoniło go do posunięcia się do rzeczy którą zrobił. Za pomocą odpowiedniego eliksiru wywołał u siebie gorączkę, a wtedy wybłagał dyrektora o pozwolenie na zawiadomenie rodziców, by ci zabrali go do domu. Narcyza zjawiła się już wieczorem.

-Draco, synku-powiedziała kobieta i ucałowała chłopca w rozpalone czoło-Dyrektorze, Lucjusz z powrotem dostarczy go do szkoły, jak tylko mu się polepszy.

Albus uśmiechnął się i pożegnał życząc zdrowia. Tak naprawdę Narcyza bardzo chciała zapobiec, by jej syn znalazł się z powrotem w ich dworze, w którym przebywał również Czarny Pan, jednak Dumbledore nalegał, by zabrać Dracona do domu i zapewnić mu trochę miłości. Kobieta podchodząc do kominka z siecią Fiuu zbladła i przygryzła wargę na moment.

-Dwór Malfoy'ów-wydukała w końcu mocniej przyciskając syna do siebie i razem z nim wchodząc w płomienie.

Draco był bardzo zadowolony z obrotu spraw. Tego właśnie oczekiwał. Po wzięciu eliksiru wywołującego gorączkę, mieli go z powrotem wziąć rodzice, za którymi-aż wstyd się przyznać-tęsknił. Razem z matką weszli do salonu w ich domu. Było tu cicho i mrocznie, jak zawsze. Jednak tym razem coś było nie tak w jego domu. Aura tajemniczości otaczała cały ten pokój, z pewnością inne również.

-Chodźmy do ciebie, położysz się-powiedziała jego matka i zaczęli iść po schodach.

-Narcyzo-rozległ się kobiecy głos za nimi.

-Bello-pani Malfoy odwróciła się, a jej syn zrobił dokładnie to samo. Draco pierwszy raz widziałam na żywo kobietę stojącą za nimi. Bellatrix Lestrange, jego ciotka. Przeszedł go dreszcz, gdy ujrzał jej szalone, opętane oczy. Schował się bardziej za matką.

-A to... Pewnie twój syn, o którym tyle słyszałam?-kobieta palcami pogładziła jego podbródek. Stał sztywno, udawając, że go to nie przeraziło. Bellatrix uśmiechnęła się gwałtownie, a Dracon zrobił krok do tyłu-Nie bój się swej cioci, malutki!-powiedziała demonicznie Lestrange.

-Mój syn jest chory, zabiorę go do jego pokoju, by trochę odpoczął-Narcyza przerwała ich pierwszy rozmowę i obróciła się na pięcie w stronę schodów.

-Nasz pan będzie chciał go zobaczyć-zawołała za nimi Bella i w końcu zniknęła. Pani Malfoy doprowadziła syna do pokoju i tam kazała mu się przebrać ze szkolnych szat.
Gdy chłopak został sam, od razu rzucił się na wygodne łóżko z uśmiechem. Udawana choroba wychodziła mu jak na razie na dobre. Ale co będzie później? Drzwi do pokoju otworzyły się, a Draco przybrał na twarz obolałą i przygnębioną maskę. Do jego pokoju wszedł nie kto inny, jak Lucjusz Malfoy.

-Tata!-powiedział dość wesoło chłopak. Jego ojciec podszedł bliżej i mocno go uściskał.

-Draco...-Lucjusz spojrzał na syna zbolałym i smutnym wzrokiem-Nie wychodź stąd, rozumiemy się? Nikomu się nie narażaj.

***

Ten wieczór w Dworze Malfoy'ów należał do bardzo chłodnych. Draco wstał i wyszedł w poszukiwaniu rodziców, by poprosić ich o jakieś zaklęcie ocieplające. Zszedł do drugiego pokoju, który był mniejszym salonikiem. Również był tam kominek-rozpalony. Ściany przyozdabiały obszerne regały i duże portrety osób z rodziny. Draco wziął przypadkową książkę z półki i usiadł bardzo blisko kominka. Od razu zrobiło mu się przyjemnie gorąco.
Los chciał, żeby książka którą wziął, była o Czarnej Magii. Już chciał wstać i ją odłożyć, gdy dziwne syknięcie zakłuciło mu plany. Odwrócił się do tyłu, a nad nim stał łysy mężczyzna o blado-niebieskiej cerze, bez nosa, a w ręku obkręcał różdżkę.

-Będziesz kiedyś wiernie służył w moich szeregach, Draconie, nadajesz się-zaczął mężczyzna-Sprawię, że będziesz nasz. 

Blondyn wstał i stanął na wprost Voldemorta. Czerwone oczy łysego człowieka zabłysły.

-Podoba mi się to, że z taką odwagą stajesz przed moim obliczem-powiedział.
Draco otworzył usta by coś odpyskować, ale na szczęście inny głos wtrącający się do rozmowy skutecznie mu to uniemożliwił.

-Synu, myślę, że powinieneś iść już spać. Chyba jutro wrócisz do szkoły, co?-Lucjusz podszedł bliżej kominka-Nasz Pan z pewnością nie chce, żebyś mu teraz przeszkadzał. Chodźmy. Dobranoc, Najłaskawszy-mruknął mężczyzna i zwinnym ruchem wyprowadził Dracona z saloniku.

-Przemyśl to, co ci mówiłem, chłopcze-usłyszeli jeszcze głos Voldemorta, a drzwi zamknęły się.

***

Harry Potter chodził po korytarzach w całym zamku szukając jednej osoby. Chciał poważnie porozmawiać z Draconem Malfoyem o ich ostatniej kłótni, która cały czas sprawiała, że się do siebie nie odzywali. Od wczorajszego wieczora go nie było, ale gdy spytał się swojego ojca, okazało się, że dziś miał wracać. Tylko o której?

Harry postanowił nie marnować czasu i zabrał ze sobą Rona i Hermionę do Wrzeszczącej Chaty, by odwiedzić Syriusza.

-Cześć młodzi-powiedział wesoło mężczyzna. Wyglądał i zachowywał się zupełnie inaczej niż w pierwszych dniach. Teraz trochę przybył na wadze, w zwykłych, a nie więziennych ubraniach też wyglądał dużo lepiej. Granger, Potter i Weasley odwiedzali Blacka tak często jak mogli.

-Cześć Syriusz, jak się dziś czujesz?-zapytała życzliwie Hermiona. Posłał jej uśmiech.

-Bardzo dobrze-odparł-Snape ostatnio zaproponował, byśmy kupili mi nową różdżkę, co jak na niego było bardzo hojne.

-Jesteś strasznie podobny do profesora McLevisa-wzdrygnął się Ron, a Harry wstrzymał chichot. W sumie rudzielec miał rację. Dość długie włosy, kilkudniowy zarost i te oczy, w których było coś zadziornego i szalonego.
Wybraniec postawił torbę, którą przyniósł na ziemie i wyjął z niej przekąski. Wszyscy usiedli i zaczęli rozmawiać. Jednak po jakichś pięciu minutach, Syriusz przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.

-Ktoś tu jest-szepnął i stanął zasłaniając dzieci-Pokaż się-warknął Black, a drzwi skrzypnęły. Hermiona, Harry i Ron podskoczyli i skulili się jeszcze bardziej, wyciągając powoli swoje różdżki.

Na parkiecie rozległy się kroki, a po chwili do pokoju weszła dość niska postać z wyrazem strachu, ale uporu na twarzy i z różdżka uniesioną w górze. Draco Malfoy wyglądał na zdradzonego.

-Black-warknął i podszedł jeszcze krok do przodu-Powinieneś być w Azkabanie, a tymczasem współpracujesz z synem przyjaciół, których pomogłeś zamordować?

Syriusz rozluźnił się i zaśmiał.

-Kto to mówi? Malfoy, jak mniemam?-zapytał z kpiną-Co u twoich rodziców i ciotki?

-Zamknij się! Zgłoszę to komuś!-Draco ścisnął palce na różdżce i zaczął szybciej oddychać. Był zdenerwowany.

-Hej, spokojnie, wszystko ci wyjaśnię-powiedział Harry, który razem z przyjaciółmi wyszedł zza pleców Syriusza.

-A co mu wyjaśniać?!-warknął Ron-Przecież to jego rodzina to zdrajcy! Na dobrą sprawę  Malfoy powinien się przywitać z Syriuszem wielkim uściskiem. Tylko, że twój chrzestny, Harry, jest dobry, a Malfoyowie nigdy nie mieli ciekawej wymówki.

Draco otworzył usta, a oczy zaszły mu mgłą zdenerwowania i zdrady.

-Chodź ze mną na chwilę na zewnątrz-Harry podszedł bliżej blondyna i wyprowadził go do innego pokoju jednym ruchem.

-Ale... Potter, przecież on zabił twoich rodziców, a przynajmniej w tym uczestniczył-powiedział oburzony chłopak.

A wtedy Harry usiadł i potarł nasadę nosa. Widocznie przejął już kilka nawyków po profesorze Snape'ie.

-To nie takie proste...-zaczął mówić i spędzili tam chyba pół godziny  zanim wszystko sobie wyjaśnili. Draco siedział ze spuszczoną głową i zapadła cisza.

-Tamta kłótnia z Ronem...-szepnął nieśmiało-On gadał coś na profesora Snape'a, a wiesz jak bardzo jestem z nim zwiazany... Potem specjalnie wywołałem sobie gorączkę, żeby rodzice wzięli mnie do siebie, tak też się stało. Harry... Tam... Tam był On.

-Voldemort? Jest u was?-Wybraniec podszedł bliżej Draco.

-Mhm...-odpowiedź była niepewna i przestraszona. Harry usiadł i poklepał przyjaciela po plecach.

-Tak mi przykro...

-Musimy pójść do profesora Snape'a i poprosić go o pomoc. Bo Voldemort nie będzie siedział bezczynnie, a ty nie możesz dać się zabić, Harry. Dobrze o tym wiesz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top