Część 1.
Ten dzień zapowiadał się dla Harry'ego co najmniej strasznie. Gdy rano Ron zdał raport ze wszystkiego, co działo się w nocy, wprawiając jednocześnie, Deana, Seamusa i Neville'a w zachwyt, jemu chciało się nie wychodzić z łóżka. Jeszcze żadna noc nie była przez niego dobrze przespana, a ta wczorajsza dała się we znaki. Jednak Harry musiał wstać, iść na śniadanie, a potem do Snape'a, by się nie narazić. Już wystarczyło mu w życiu wszystkich kar, zarówno tych, typu "nie będziesz jadł tyle i tyle czasu...", ale również tych cielesnych. Te ostatnie były wręcz jego codziennością. Wuj Vernon potrafił za nic przełożyć go przez kolano i mu wlać, bo mógł mieć po prostu gorszy humor.
Harry smętnie powlókł się do gabinetu tego nieprzyjemnego profesora i zapukał w drzwi.
-Wejść!-usłyszał i wykonał polecenie.
-Dzień dobry-mruknął patrząc w podłogę.
-O, Potter. Jesteś już. Wytłumaczysz mi o co chodziło wczoraj w nocy twojemu rozhisteryzowanemu koledze?-spytał złośliwie Snape.
-Nie, proszę pana-odparł w sumie zgodnie z prawdą, bo racją było iż Ronald sam wpadł na pomysł wyjścia z dormitorium podczas ciszy nocnej. Prychnięcie nauczyciela wyrwało go z rozmyślań.
-Słyszałem, że podobno nasz niespokojny sen, Potter-Mistrz Eliksirów spojrzał z kpiną na chłopca, który przygryzł wargę zdenerwowany. Siedział sztywno na krzesełku, ale wyglądał jakby miał się popłakać, co tym bardziej nakręciło Severusa.
-Jest w tym trochę prawdy, profesorze...-odparł cicho chłopiec-Ostatnio co noc mam koszmary.
-A czy wielmożny pan powie o czym te koszmary są?-sarknął Snape z satysfakcją.
-One są o... O moim wujostwie-odparł chłopiec i zamknął oczy.
Severus przerwał myślenie o tym, jak skutecznie zripostować i zastraszyć dzieciaka i przyjrzał mu się.
-Mam rozumieć, że się ich boisz?-spytał spod uniesionych brwi. Nim zdążył mrugnąć, bachor poderwał się jak oparzony z krzesła, zaprotestował i chciał wybiec, ale Snape był dużo szybszym człowiekiem, z doskonale rozwiniętym refleksem i złapał dzieciaka za ramię, sprowadzając z powrotem na krzesło, mimo jego licznych protestów.
-A teraz mów, Potter-warknął bardzo nieprzyjemnie. W końcu nie chciał być przyjaznym w stosunku do dzieciaka Jamesa. Jego odwieczny wróg, pewnie teraz skądś widział, jak jego syn, jego kopia, przeciwstawia się temu samemu człowiekowi, którego gnębił w szkole i czuł z tego powodu dumę. Snape wzdrygnął się na myśl o Potterze, ale jak jeszcze sobie uświadomił, że jego paskudny dzieciak był teraz w jego gabinecie i próbował uciec, targnęła nim wściekłość. Szarpnął bachora tak mocno, że usłyszał tylko jego cichy pisk.
-Nie traktuj mnie tak, Potter!-wrzasnął wkurzony i pociągnął chłopaka na swoje kolano. Dwa mocne klapsy wystarczyły, by skończyć zabawę. Zapadła cisza. Snape spojrzał już mniej zdenerwowany na dzieciaka, który zaciskał powieki, by nie płakać.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Tak bardzo pana przepraszam... To się więcej nie powtórzy-zaczął przerażony chłopiec.
-Mam nadzieję, Potter-syknął Severus i wyprostował się-Teraz pokaż plecy.
Harry podniósł zaskoczony wzrok, wprost na surowe spojrzenie nauczyciela.
-Mam powtarzać dwa razy?-warknął czarnowłosy. Harry drżącymi dłońmi zdjął koszulkę-Odwróć się do mnie plecami-mruknął Snape, a chłopiec wykonał to polecenie.
Wzrok Severusa utknął teraz w plecach bachora. Nie tak powinny wyglądać plecy jedenastolatka. Nie dość, że dało się policzyć żebra i kręgi w kręgosłupie, to były całe pokryte siniakami i zadrapaniami. Nastała cisza. Mężczyzna pierwszy raz nie mógł odnaleźć słów, które kłębiły się gdzieś w jego głowie.
-Co... Co to ma być?-wydusił w końcu. Harry odwrócił się zdezorientowany-Skąd te siniaki, Potter-sprostował jednocześnie przewracając oczami załamany głupotą dzieciaka.
-To... Wuj Vernon-odparł chłopiec lękliwe.
-Jak długo to trwa?-zapytał Mistrz Eliksirów.
-Ale co?-Harry nie mógł zrozumieć za bardzo o co chodzi jego nauczycielowi.
Snape złapał się za nasadę nosa, próbując nie stracić cierpliwości.
-Od kiedy cię bili?
-Aaa!!! O to chodzi! -Harry poczuł się w końcu oświecony, po czym machnął ręką-Od zawsze. Codziennie. Ale należy mi się, na przykład gdy przypadkiem nie dopilnuję jajecznicy, lub tosty mi się spalą. Albo, gdy źle wypielę w ogródku. Jeszcze czasem, gdy robię te dziwne rzeczy. Wuj mówi, że dziwacy tacy jak ja nie mają prawa żyć na wolności, więc powinienem się cieszyć.
-Co masz na myśli mówiąc "dziwacy tacy jak ty"?-powiedział Snape siląc się na spokój.
-No... Zawsze, gdy działy się te dziwne rzeczy, to wuj mówił, że jestem świrem i dziwakiem.
-Jakie rzeczy, do jasnej cholery?!
-Przepraszam.... Chodzi oczywiście o to jak na przykład sprawiłem, że szyba w zoo zniknęła, kiedy udało mi się lewitować książkę i takie tam-odparł chłopiec, jakby to było coś normalnego.
-Idąc twoim tokiem myślenia, każdy czarujący człowiek jest dziwakiem i powinien zostać gdzieś zamknięty-mruknął zdenerwowany Snape-Ja również, tak?
Harry gwałtownie podniósł głowę i zaczął zaprzeczać.
-Nie! Pan jest zupełnie kimś innym! Pan jest mądry i... I wykształconym... Każdy stąd taki jest, oprócz mnie! To dowodzi, że wuj miał rację-powiedział Harry z ambicją wyczuwalną w głosie, a Snape zwalczył chęć rzucenia Avady na dzieciaka. Co on wygadywał?
-Potter, myślę, że dyrektor powinien cię zobaczyć-westchnął z rezygnacją, bo zdawał sobie sprawę, że bachor mógłby opowiedzieć o tym, co dziś Snape zrobił-wlał mu.
-Nie! Błagam, tylko nie do dyrektora!-nagły wybuch histerii bachora znów wytrącił go z równowagi.
-Ahhh... Czemu?-warknął zmęczony już tą dyskusją.
-Bo wuj i ciocia będą mieli problemy!-ten obrót spraw zaciekawił Severusa, który spojrzał na dzieciaka z nieukrywanym zaskoczeniem.
-Chcesz ich bronić? Za to co ci zrobili?
-Zasłyżłem na te kary!
-Czyli uważasz, że spalenie jajecznicy, to wielkie przestępstwo?-Snape uniósł jedną brew.
-Noo... Tak. W końcu jestem dziwadłem, należy mi się-odparł chłopak po chwilowym zastanowieniu się. Merlinie, pomyślał Severus, Jaką ten dzieciak musiał mieć zrytą psychikę...
-Ahhh, Potter. Nie sprzeciwiaj mi się. Idziemy-Mistrz Eliksirów stracił cierpliwość i pociągnął chłopca za ramię, wprost do gabinetu Dumbledora.
-Dyrektorze, mogę wejść?-zapytał uchylając lekko drzwi, gdy już gargulec ich przepuścił.
-Och, oczywiście Severusie, zapraszam!-dobiegł ich miły głos dyrektora. Weszli. Albus spojrzał przez chwilę pytająco na Harry'ego, jednak zaraz się uśmiechnął.
-Chcecie może dropsa?- spytał ich, podając paczkę żółtych cukierków. Harry nie podniósł nawet głowy, a Snape to Snape.
-Hmm... W takim razie co was do mnie sprowadza?
-To-mruknął nauczyciel i jednym ruchem pozbawił chłopca koszulki. Harry'ego wydał z siebie niezadowolony pisk. Dyrektor widząc plecy dziecka, usiadł z przerażenia i zbladł.
-Patrz na co go naraziłeś, wysyłając do tych mugoli, Dumbledore-warknął Snape z wyrzutem. Nagle drzwi z tyłu się otworzyły.
-Albusie, to ja! O, Severus?-głos Minervy rozległ się po gabinecie. W połowie drogi do dyrektora zatrzymała się w bezruchu patrząc na poobijane plecy Harry'ego.
-Se... Se... Severussssie? Ty mu to zrobiłeś?!-wykrzyknęła i zaczęła do nich podchodzić, wyraźnie wściekła i zdenerwowana. Wyjęła różdżkę i wycelowała w Snape'a.
-Schowaj to, głupia kobieto, oczywiście, że nie ja! -warknął mężczyzna, który zaczął już tracić wiarę w ludzi których znał.
-Jak nie ty, to kto? -Minerva była bardzo dociekliwa.
-Dursley'owie. Ci "odpowiedzialni i kochający" go mugole-odwarknął i zwrócił się do Albusa-Zobacz co z nim zrobili!
Harry stał speszony, z pochyloną głową. Było mu wstyd, gdyż tyle problemów wszystkim narobił...
-Dobra Potter. Mów teraz, czy coś cię boli-powiedział do niego nauczyciel, dość spokojnym tonem.
-Przyzwyczaiłem się, boli tylko przez pierwsze dni, no ale to było tak, że po tych kilku dniach wuj znów to robił-odparł chłopiec nieśmiało.
-No widzisz? Od dziecka mu wpajano, że jest dziwolągiem, a bito go na przykład, gdy przypalił tosty, lub źle wypielił w ogrodzie, rozumiesz?-poziom złości Snape'a wzrastał coraz bardziej.
Albus siedział w ciszy, podtrzymując czoło ręką, a McGonagall stała z zakrytymi ustami.
-Jak to możliwe, że nie było mi o tym wiadomo?-spytała przerażona kobieta. Snape spojrzał na nią ze złośliwym uśmieszkiem.
-No właśnie, Minervo. Musisz się zastanowić, czemu ty, opiekunka domu, nie wiesz nic o swoich uczniach.
Nastała cisza, którą przerwał niepewnie Harry.
-Profesorze, przepraszam...
-Za co, durny bachorze? Za to, że cię bili?
-Za... Ymmm...-chlopiec zawahał się-że narobiłem takiego zamieszania-pochylił głowę i każdy obecny w tej sali popatrzył na niego z niedowierzaniem.
-Wiesz co, Potter, zakładaj koszulkę i leć do dormitorium. Później porozmawiamy-powiedział ostro Snape, ale Harry nie bał się go już tak bardzo, mimo, że ten go uderzył. Założył bluzkę i żegnając się ze wszystkimi, wyszedł.
-Severusie, co o tym myślisz?-zapytał Albus.
-Co ja myślę? Że byłeś i jesteś strasznie durnym starcem, Dumbledore!-odparł bez ogródek młodszy mężczyzna-Ten dzieciak jest zastraszony! Boi się własnego cienia! On nie chciał nawet wkopać swoich krewnych, mimo, że tak go traktowali, bo uważał, że na to zasłużył! Codziennie ma koszmary i nie przespał ani jednej nocy spokojnie!
-Widzę, że bardzo ci na nim zależy, Severusie-Dumbledore uśmiechnął się i przyjrzał młodemu nauczycielowi znad swoich okularów.
-Tak, do jasnej cholery! Dobrze wiesz, że Czarny Pan powróci i on będzie musiał stawić mu czoło, tylko w jaki sposób to zrobi, skoro boi się przypalić jajecznicę, co dopiero walczyć z kimś takim. Co jak nie da sobie rady i zginie?
Minerva spojrzała znacząco na Albusa.
-Nie przeszkadza ci, że to syn Jamesa?
-Mam to gdzieś, mógłby być synem kogokolwiek, ale to nie zmieni jego przeznaczenia! I mogę go nienawidzić, ale jest-kim-jest!!! I nie pozwolę mu zginąć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top