rozdział 1
Jest wczesny poranek, gdy czarny Cadillac podjeżdża pod posiadłość głowy jednej z największych sycylijskich mafii. Wysoki, wyprostowany mężczyzna wysiada zza kierownicy i obchodzi samochód, by otworzyć drzwi pasażerowi. Louis Tomlinson wychodzi z auta z gracją i z pełnym spokojem stąpa w swoich wypolerowanych na błysk butach w stronę drzwi wejściowych. Tam skinieniem głowy wita go niska kobieta, pokojówka o imieniu Christine, i przepuszcza go przez próg. Szatyn rzuca krótkie spojrzenie po wszystkich pokojach i poleca służbie, by dostarczyła mu szklankę ulubionego brandy. Christine ściąga z jego ramion granatową marynarkę, po czym Louis opada na skórzaną kanapę. W posiadłości panuje gwar, w związku z przygotowaniami do ślubu jego siostry, Charlotte. Nie czuje się na siłach, by przebrnąć przez całą uroczystość, do tego cała ta bieganina działa mu na nerwy, jednak wie, że wydanie siostry za mąż jest konieczne. Kandydatem jest bardzo dobry kontrahent oraz członek zarządu jego firmy, Liam Payne. Jest z niego zadowolony, nigdy się nie zawiódł. To Louis zapoznał siostrę z Liamem. Teraz był usatysfakcjonowany efektem swojego działania, lecz nie zamierzał brać udziału w wybieraniu koloru serwetek. Miał bardzo ważne rzeczy na głowie, na nich musiał się skupić. Niestety dzisiejszy dzień dał mu w kość, podejmował ryzykowne decyzje, więc teraz ma chwilę dla siebie. Ze szklanką ulubionego alkoholu, wyciąga nogi przed siebie i cicho wzdycha, lustrując wzrokiem ogród, na który ma widok przez otwarte drzwi tarasowe. Powoli wstaje i kieruje się na zewnątrz, by głęboko odetchnąć świeżym powietrzem. Stoły zostały już rozstawione, ozdoby przygotowane. Teraz odpowiedni ludzie szykują ołtarz. Opiera się o barierkę i odkłada szklankę na bok, po czym wyciąga papierośnicę i odpala jednego papierosa. Spogląda w dół na biegające wesoło dzieci i na jego twarzy przez moment pojawia się lekki uśmiech, który znika w tym samym momencie, gdy słyszy, jak ktoś przechodzi przez drzwi tarasowe. Odwraca się i widzi Christine, która powiadamia go o przybyciu Liama oraz kilku ważniejszych gości. Jednym łykiem opróżnia z alkoholu szklankę i gasi wypalonego do połowy papierosa.
— Dziękuję, Christine — mówi chłodno i wraca do środka. — Witajcie. — Patrzy na mężczyzn, którzy zjawili się w jego domu. Nie myślał, że będzie musiał odbywać jakieś spotkanie. Cóż to za niespodzianka? Wśród zebranych dostrzega Zayna Malika, który jako pierwszy zbliża się do niego i wita braterskim uściskiem.
— Louis, ile to już lat minęło? Trzy? — mówi miękkim głosem brunet i klepie Louisa po ramieniu.
— Dobrze cię widzieć — odpowiada Tomlinson, który zapomniał co to uśmiech. Od dawna nie okazuje większych uczuć, co raczej sprzyja mu w pracy. — Czym sobie zasłużyłem na odwiedziny?
— Doszły mnie słuchy, że twoja siostra wychodzi dziś za mąż, więc pomyślałem, że się wproszę, jeśli pozwolisz. — Kącik ust Zayna unosi się lekko do góry, gdy siada na jednym z foteli i wyciąga z marynarki cygaro. — Poza tym, to świetna okazja, by pomówić trochę o interesach.
— Czyli boss angielskiej mafii ma dla mnie jakiś deal? Jestem ciekawy.— Przyznaje Louis, przyglądając się mężczyźnie. Liam podchodzi bliżej i choć Louis jest jedynie bratem jego narzeczonej, ten ma do niego respekt prawie taki sam, jak do teścia.
Zayn zamyśla się na chwilę, patrząc na Louisa przez unoszący się dym. Do pokoju wchodzi jedna z pokojówek, kładzie na stoliku butelkę cholernie drogiego wina i kilka kieliszków, po czym odchodzi ze skinięciem głowy.
— Właściwie proszę cię o przysługę. Zresztą, to również dotyczy ciebie — mówi w końcu brunet. — Pamiętasz może, kiedy ludzie Morgana zaczęli z nami współpracować, ale ostatecznie wsadziliśmy ich wszystkich do pudła?
— Mam dobrą pamięć — odpowiada cierpko Louis i siada w skórzanym fotelu. Opiera dłonie o mebel i jego spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem Zayna. Mulat wypuszcza dym z ust i kolejny raz się zaciąga, zanim zaczyna mówić dalej.
— A więc — kontynuuje Zayn, zakładając nogę na nogę — teraz wypuścili ich na wolność za, jak słyszałem, poprawne zachowanie i, cóż, tak jakby chcą nam się dobrać do skóry. Trzeba coś z tym zrobić, nie sądzisz?
Louis spogląda na niego spod długich rzęs i pociera dłonią skronie, gdy zaczyna dokuczać mu migrena. Przecież miał mieć spokojny, uroczysty, bezstresowy dzień, cholera. Nie chce wybuchać i burzyć atmosfery, ale czuje zdenerwowanie w każdej cząstce spiętego ciała. Brakowało jedynie zamieszania i wrogów. Ród Louisa, a także jego ludzie, od lat byli nie do pokonania. Ci, którzy próbowali, kończyli marnie. Rodzina Tomlinsonów wsławiła się swoją bezwzględnością. Na zaufanie trzeba było zapracować latami, ale wystarczyła sekunda, by je stracić. Dlatego własnie Louis, głowa gangsterskich rodzin we Włoszech, jest najbardziej szanowaną osobą w kraju. Prawie na równi z papieżem. Z kościołem utrzymuje dobre stosunki. Nie każdy o wszystkim musi wiedzieć. Louis wzdycha i przerywa ciszę, która zapanowała w salonie.
— Dzisiaj to miejsce jest bardziej chronione niż Watykan, nie musimy się niczego obawiać. Natomiast nie mam pojęcia, co może stać się jutro.
— Naturalnie, zdaję sobie sprawę, że twoja ochrona jest niezawodna, jednak znasz tych ludzi. Zawsze znajdą jakieś dojścia i sądzę, że tym razem tak łatwo nie odpuszczą — mówi brunet, rozglądając się po całym pomieszczeniu. Ostatecznie jego poważny i trochę zmęczony wzrok ląduje na Louisie, który słucha go bardzo uważnie. Gdzieś w tle da się usłyszeć śmiechy dzieci i przekrzykiwanie Lottie, która najprawdopodobniej próbuje dogadać się z obsługą. Szatyn spogląda na zegarek na swoim nadgarstku — do ślubu pozostało jakieś czterdzieści pięć minut. Zayn najwyraźniej zauważa jego zdenerwowanie i zniecierpliwienie, ponieważ uśmiecha się lekko i odzywa ponownie. — Być może dzisiejszy dzień faktycznie nie jest dobry na tego typu sprawy. Chciałem cię tylko ostrzec, by nikt cię nie zaskoczył.
— Dziękuję — odpowiada Louis i podchodzi do Liama. — Co tu jeszcze robisz? Idź się szykować. A Zayn zostanie na ślubie. Wróćmy do naszych zadań. Dzisiaj wielki dzień. — Prosi i wychodzi z pomieszczenia. Sam jeszcze nie jest gotowy. Szyty na miarę smoking wisi w garderobie. Mija służbę i członków gangu, nie odzywając się słowem. W końcu znajduje się w swojej dużej sypialni, gdzie okna wychodzą na ogromny ogród. Po upływie dziesięciu minut stoi przed dużym lustrem i poprawia krawat. Spogląda wyżej i widzi swoją żonę, Alison. Podchodzi do niego na swoich długich, szczupłych nogach i kładzie mu dłonie na ramionach, strzepując z marynarki niewidzialny pył.
— Jak zawsze wyglądasz przystojnie — komplementuje go z czarującym uśmiechem. Na twarzy Louisa pojawia się cień zadowolenia, gdy odwraca się do niej i chwyta ją w talii, przyciągając bliżej.
— Ty również wyglądasz bardzo dobrze — odpowiada. Kładzie dłonie na jej biodrach i całuje brunetkę. Piękna. Zdecydowanie piękna.
— Dziękuję, kochanie. — Uśmiecha się szerzej, odsłaniając swoje zadbane zęby. — Powinieneś porozmawiać z Lottie, jest chyba trochę zdenerwowana.
— Nie powinna być. Przecież to jej ślub, jest pewna swojej decyzji. Chyba, że ma wątpliwości. — Wzrusza ramionami. Całuje Alison w czoło i odsuwa się, biorąc głęboki oddech.
Brunetka nie mówi nic więcej, tylko opuszcza pokój, a Louis chwilę później podąża w jej ślady. Zmierza w stronę ogrodu, postanawiając jednak sprawdzić, co u Charlotte. Ostatnim, czego teraz potrzebuje, jest ucieczka siostry sprzed ołtarza. Wszystko jest już zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. Liam Payne jest świetnym materiałem na męża i dziewczyna powinna o tym bardzo dobrze wiedzieć. Na lepszego nie trafi, to jest pewne. Zauważa ją przy fontannie ze szklanką wody w dłoni. Nie ma jeszcze na sobie sukni, przez co szatyn piekli się trochę, bo zostaje coraz mniej czasu. Towarzystwa dotrzymuje jej nieznany Louisowi chłopak z ciemnymi lokami, ubrany w czarny garnitur i okulary przeciwsłoneczne. Widzi go pierwszy raz na oczy i zastanawia się, skąd się tu wziął. Myślał, że zna każdego, kto pojawi się na uroczystości.
— Charlotte — Odzywa się opanowanym głosem, zwracając na siebie uwagę. Ręce wsuwa do kieszeni spodni i przygląda się parze. Czeka, by siostra przedstawiła go swojemu znajomemu. Prezentuje się bardzo dobrze, lecz nie przypomina mu gangstera. Louis zna wszystkie mafijne rodziny w okolicy. Sam jest ich Ojcem Chrzestnym.
— Och, Louis. — Blondynka obraca się w jego stronę i wykrzywia usta w uśmiechu, który nie do końca wygląda na szczery. Wskazuje dłonią na bruneta, który przygląda się Louisowi z lekko zmarszczonymi brwiami. — To jest Harold, mój przyjaciel. Chyba nie masz nic przeciwko jego obecności tutaj?
— Nie, nie mam. Mam coś przeciwko temu, że masz pół godziny, a nie jesteś gotowa. Proszę, idź się ubrać. Nikt nie będzie czekał. —Mierzy siostrę chłodnym spojrzeniem i patrzy na młodego mężczyznę. — Witam.
Lottie bez żadnego zawahania idzie w stronę domu, rzucając jeszcze przelotne spojrzenie brunetowi.
— Witam. Przyjemność po mojej stronie — odpowiada, wyciągając dłoń, którą Louis ściska. — Naprawdę zachwycająca posiadłość. Robi wrażenie, tak samo jak pańska siostra.
— Oczywiście. Moja siostra bierze dziś ślub, więc może darujmy sobie te komplementy. Skąd się znacie? — pyta wprost, chcąc wiedzieć wszystko. — I jakie jest twoje nazwisko? Być może o tobie słyszałem. — dodaje, mrużąc oczy.
— Jasne, przepraszam, to było trochę zbyt śmiałe. — Uśmiecha się brunet, przez co ani trochę nie wygląda, jakby było mu przykro. Bije od niego pewność siebie, co Louis od razu dostrzega. I wcale mu się to nie podoba. — Nazywam się Harold Styles lub po prostu Harry. Charlotte poznałem zupełnie przypadkiem w niedużej kawiarni, niestety nie pamiętam nazwy. Sprowadziłem się tu niedawno, więc nie sądzę, byś mnie kojarzył.
Louis kiwa głową i obchodzi fontannę, zerkając w stronę ołtarza. Był przeciwny brania ślubu w ogrodzie, lecz nie mógł przekonać siostry. Osobiście uważa, że ceremonia powinna odbyć się w kościele, ogromnej katedrze. Mimo tego ślub i tak jest wielkim wydarzeniem we Włoszech. Przyjedzie wielu ważnych gości, polityków, czy nawet jeden z watykańskich biskupów. Louis wzdycha i odwraca się do gościa, który zawitał tu niespodziewanie.
— Życzę miłej zabawy na naszym przyjęciu. — Odzywa się opanowanym głosem.
— Dziękuję — odpowiada Harry, wciąż patrząc na Louisa badawczo, a gdy ten się oddala, czuje na sobie jego spojrzenie jeszcze przez jakiś czas. Odnajduje Alison, która siedzi wraz z Thomasem, ich dwuletnim synem, na poustawianych już białych krzesłach. Zasiada obok i głaszcze chłopca po miękkich włosach, uśmiechając się. Jedyne, o czym myśli, gdy patrzy na syna, to obowiązek stworzenia mu bezpiecznego domu. Powinien zawsze być szczęśliwy, niczego nie może mu zabraknąć. Chciałby, by mógł liczyć na kogoś, gdy Louisa zabraknie. Nie ukrywajmy, jego zawód jest niebezpieczny. Mimo ochrony w postaci ludzi, którzy dla niego pracują, wciąż może mu coś grozić. Thomas jest chroniony najbardziej, Louis nie pozwoli, żeby spadł mu włos z głowy. Delikatnie łapie malca za rączkę i całuje.
— Dobrze ci w garniturze, synu.
Chłopiec chichocze cicho i wyciąga rączki przed siebie, jakby zachęcając Louisa, by posadził go sobie na kolanach, co też robi. Rozgląda się po przybyłych i kalkuluje w myślach, czy wszyscy już dotarli. Zauważa swoją siostrę, a za nią bliźniaczki, Phoebe i Daisy, trzymające za końce jej długiej sukni, by nie ciągnęła się po ziemi. Większość miejsc jest już zajętych, a przy ołtarzu stoją już księża, więc Louis stwierdza, że pora zaczynać. Miejmy to już z głowy, myśli.
Wszyscy wstają. Bierze na ręce syna, by miał dobry widok. Pogoda na Sycylii daje się we znaki. Jest bardzo gorąco i duszno, dlatego przy ołtarzu stoi dwóch mężczyzn, którzy machają wachlarzami, by ochłodzić państwa młodych. Lottie jest prowadzona przez Williama Tomlinsona, na którego twarzy widnieje powaga, tak samo jak u syna. Nie dochodzi jeszcze nawet do przysięgi, a jego matka już zalewa się łzami. Louis przygląda się młodej parze, czując wewnętrzną dumę, bo to właśnie dzięki niemu jego siostra może się ustatkować. Czuje, że postąpił dobrze, przedstawiając ją Liamowi i ma nadzieję, że będzie on ją dobrze traktować. Ostatecznie jego spojrzenie ponownie zbiega się z tym, należącym do Stylesa. Ma wrażenie, że facet nie spuszcza z niego wzroku, przez co zaczyna odczuwać rosnącą w nim irytację. O co mu chodzi? Powinien uczestniczyć w ceremonii i dzisiejszego dnia podziwiać Lottie oraz Liama. Nie cierpi, gdy ktoś na niego patrzy dłużej niż powinien, gdy obserwuje jego ruch. To męczące i denerwujące. Prycha pod nosem, poprawiając Thomasa na rękach i całując go w czółko. Charlotte i Liam podają sobie obrączki, a goście zaczynają bić brawo. Małżeństwo zostaje uznane.
-----------------------------------
Od Alicji: Cieszę się, że podjęłam pisanie homo z Julią, bo to wyjątkowa przygoda i lubię być władczym Louisem. No i przepraszam wszystkich, ale to moje pierwsze homo ff.
All the love. J&A x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top