7
Kageyama
Podczas obiadu zdążyłem tylko ukroić kawałek ryby,kiedy trener powiedział:
-Załatwiłem wam mecz z jedną z miejscowych drużyn.
Na te słowa niemal wszyscy podnieśli się z miejsc.
-MMmmmecz?!-wyjąkał Hinata opluwając się makaronem z rosołu.
-Jaka drużyna?!
-Spokojnie. To zwykła młodzież z liceum nieopodal. Żadni zawodowcy.
-Bądźcie dla nich łagodni. Zwłaszcza,że grają w składzie mieszanym.-upomniał Daichi.
-Jak to mieszanym?-zdziwiłem się.-W jakim sensie?
-No,że grają faceci i kobiety.-wyjaśnił Suga masując skronie. Nie wiedzieć czemu okularnik szprycował go wzrokiem.Coś mnie ominęło?
-Dziewczyny?!-ożywili się Tanaka z Noyą.-Kiedy gramy?!
-Heh...dzisiaj.-poinformował nas trener.-Jak zjecie ładujemy się do busa i jedziemy do ich szkoły.
Mecz z miejscową drużyną może być ciekawym doświadczeniem. O ile Hinata nie zwymiotuje w autokarze...
-Hinata?-spojrzałem na niego. Był cały w kluskach.-...Dobra.Już nic.
-No co?
-Nic.
-No jednak coś jest.-przechylił się patrząc na mnie.-O co chciałeś spytać?
-Nie...nie zrzygasz się?-podniosłem talerz i ruszyłem do okienka,gdzie panie kucharki myły naczynia.Rudzielec podążył w ślad za mną.
-Jasne,że nie! Wezmę leki i śmigamy na meczyk!-odstawił talerz i podskoczył do góry.-YEEEY!
-ROZGROMIMY ICH!!!-krzyknął Tanaka.
-BĘDZIE RZEŹ!!!-dodał Noya.
-Ta!-udawał entuzjazm Asahi.
(Dokładnie z taką miną go widzę XD)
-Spokojnie!-zawołał Sugawara niosąc talerze.
-Właśnie.Potrącicie mamę.-zakpił Tsuki i w tym właśnie momencie Suga wręczył mu talerze.-Hę?
-Twoja kolej...synku.
-Bad Mom Suga,Activated ...czy jak tam się mówi...-mruknął Tanaka.
-O co im poszło?-spytał Hinata. Mnie też to w sumie interesowało. Nie lubię żyć w niewiedzy.
-A bo Tsuki nie chciał być kebabem,to został zakartonowany.-objaśnił nam Noya.
-...
-...Nie mam pytań.-podniosłem ręce w akcie rezygnacji i wyszedłem ze stołówki przyszykować strój.
*
-Tsuki? Co się dzieje?-spytał Yamaguchi zdołowanego wieżowca.
-Zostałem wykorzystany...I nie mogłem odmówić. To poniżej mojej godności i...
-...
-Nie w ten sposób co myślisz,okey?!
-A w jaki? Ciebie tylko tak można wykorzystać.-wtrącił Noya,kiedy wysiadaliśmy z busa. Ja tam już w ich sprawy nie wnikam. Teraz muszę skupić się na Hinacie... Nie czekaj...Na meczu! O czym ja myślę? Myślę o Hinacie?...Ale czemu? Czy to zwiastuje porażkę czy zwycięstwo? Ile mam czasu zanim umrę?!
-Kageyama!-walnął mnie w plecy kapitan.-Coś taki spięty?
-Bo czuje,że przegramy...
-...-Karasuno.
-TRENERZE!!!-wrzasnął Tanaka.-Wracamy!!!
-Czemu?-zdziwił się mężczyzna.
-Kageyama,mówi,że przegramy.
-...To jest źle...
-Oj nie prawda! Wygramy! Zobaczycie! -zapewniał Hinata.
1 godzinę i 30 minut później ...
Jest 3 set,każda drużyna ma po jednym,Karasuno przegrywa 2 punktami...
-Co mówiłeś Hinata?-spojrzałem na niego zdemotywowany.
-Nno bbooo...Czemu wierzycie Kageyamie?!
-Bo to cyborg?-mówi Noya.
-Bo ma kciuki?-mówi Tanaka.
-Bo lubi placki?-niespodziewanie dołączył się Enno.
-EJ! TO JESZCZE NIE KONIEC! GRAMY DALEJ!!!-wrzasnął Daichi przyrównując zawodników do porządku.
Kiedy wszyscy wrócili na miejsca rozmasowałem nadgarstki i wziąłem głęboki oddech. Jest szansa. musimy ją dobrze wykorzystać.Inaczej następna piłka położy kres tej rozgrywce.
Wysoka brunetka stojąca na końcu sali zebrała włosy w kitkę i na gwizdek trenera podrzuciła lekko piłkę.Zaserwowała z miejsca,a jej serw lekko musnął siatkę by następnie trafić prosto do Tanaki. Ten wybił piłkę,którą już miałem wystawić. Rozglądam się za Hinatą. Już biegnie,wyskakuje...podaje piłkę,a on przebija. Nikt z tamtej drużyny nawet nie zdążył spojrzeć na piłkę.
-TAAAAAAAAAAAAAAAKKKK!!!!-wrzasnął uradowany rudzielec.-WYGRAMY TO JESZCZE!!!
Ten jego entuzjazm na prawdę jest zaraźliwy,bo zaraz reszta drużyny go podłapała. Widziałem jak Hinata uśmiech się stojąc pod siatką. Ten widok napawał mnie spokojem.
Kolejne akcje rozegrałem z Asahim i Tanaką. Z łatwością udało nam się odrobić stratę, a później to już z górki. Mecz ku naszej uciesze zakończył się zwycięstwem.
-Ha! Hinata miał racje!-poczochrał go po włosach Tanaka.
-Daichi~~?-Suga wymownie spojrzał na kapitana,który wyciągnął portfel.-Miło robić z tobą interesy.
-Jak w prawdziwej rodzinie. Mama wyciąga pieniądze od taty.-powiedział wręcz poetycko Noya.
-O! Nishinoya! A może tym razem ciebie czeka noc w...-zaczął mówić Daichi,ale przerwał mu trener.
-Chłopaki! W ramach wygranej idziemy do wesołego miasteczka i kina. Cieszycie się?
-TAK!!! DZIĘKUJEMY!!!
Kiedy zbierałem swoje rzeczy usłyszałem tupot małych stóp. Spojrzałem w górę,a tam...rudy.Wszędzie rudy...Hinata Rudy Shoyo.
-Hihi~~!-zaśmiał się głupkowato szczerząc niemiłosiernie.
-Czego?-spojrzałem na niego zdejmując czerwoną koszulkę.
-Miałem racje ^^
-No i gratulacje.
-No~~o...?
-Co~~o...?-naśladowałem jego przeciągnięcie.-Też chcesz forsę?
-Nie! -zaprzeczył.
-To czego?
-Powiedz,że miałem rację!-domagał się z uśmiechem godnym reklamy pasty do zębów. Westchnąłem ciężko, przy tym sam lekko się uśmiechając. Położyłem rękę na jego głowie i pogłaskałem.-Miałeś rację. Wygrana to twoja zasługa...Zadowolony?
-...-nie wiedzieć czemu nagle poczerwieniał na policzkach. Co ja takiego zrobiłem? Rudzi mają czulsze włosy?-Aale...To nie tylko moja zasługa! Bez ciebie bym nie wygrał! Ty mi wystawiasz!
-...No wystawiam. W końcu jesteśmy niepokonaną parą.
-Dokładnie! Heheheh...
Hinata coraz bardziej się stresował rozmową zemną. Widziałem to. Ale czemu? Przecież nic takiego nie robiliśmy,by czuł się nie komfortowo. Pochyliłem się nad nim i spojrzałem prosto w oczy. Przystawiłem rękę do czoła,ale nie miał gorączki.
-Źle się czujesz? Może wrócimy do ośrodka?
-Nie!!!-zaraz oprzytomniał.-Ja chcę przejechać się na kolejce górskiej. Nikt mnie nie zatrzyma!!!
-Jesteś pewien,że dasz rade?
-DAM!-wrzasnął i wybiegł z sali.
Hinata
Nie mogłem się opanować przez dłuższą chwilę. Atrakcje jakie ukazały się moim oczom powodowały u mnie zeza rozbieżnego.
-CHODŹMY NA KOLEJKĘ!-wrzasnąłem ciągnąc za sobą Nishinoye,Tanake,Asahiego,Sugaware itd.
-Hinata,spokojnie! Bo się przewrócimy!-mówił Suga,ale niezbyt go słuchałem.Wbiłem jako pierwszy do wagonika i zająłem miejsce z przodu. Zaraz obok mnie usiadł Asahi.Za nami Tanaka i Suga,a dalej Noya z Kageyamą.
Kolejka ruszyła...Powolne wspinanie się na szczyt powodowało w moim żołądku rewolucje. Wiedziałem,że szczycie czeka mnie tylko szybka jazda w dół...
*
-Niedobrze mi...-jęknąłem przechylając się przez barierkę na dole kolejki.
-Już,już...-głaskał mnie po plecach Noya.
-Moje spodnie...-jęknął Asahi wycierając szorty z mojego pawia. Pech chciał,że na 3 zakręcie nie wytrzymałem i skręciłem głową w jego stronę.
-A mówiłem,że lepiej jeśli zostaniesz.-powiedział Kageyama i podał mi chusteczkę.
-Yhm...-mruknąłem.
-Chodź. Kupie ci wodę i usiądziemy gdzieś gdzie będzie ciszej.
Nie protestowałem. Dałem się prowadzić przez tłum ludzi,aż do butki z napojami,a później ławki. Usiadłem opierając się plecami o oparcie i powoli pijąc chłodną wodę. To mi naprawdę pomogło.
-Lepiej?-spytał Kageyama biorąc ode mnie butelkę,by samemu się napić. Patrzyłem jak idiota,kiedy kropelki wody zaczęły spływać po jego szyji i wlatywać za koszulkę.-Uhh...Zimne.
-No...-podrapałem się po głowie.Czułem,że znowu robi mi się niedobrze. Przeszły mnie dreszcze i było mi dziwnie ciepło na dole.-Chyba padnę...
-CO?!-spanikował patrząc na mnie.-Czekaj! Lecę po kogoś!
-Nie!-spanikowałem łapiąc go za rękę kiedy wstał.
-Hę? Chcesz mi tu zemdleć?
-Nie!
-To mnie puść.
-...-nie mogłem tego zrobić. Coś mi nie pozwalało. Głos w mojej głowie kazał mi trzymać jego zimną dłoń.Spuściłem głowę jeszcze bardziej czując jak się czerwienie ze wstydu,kiedy to czarnowłosy kucnął przede mną i oparł wolną rękę o moje kolano. Wpatrywał się we mnie swoimi ciemnymi oczyma z niepokojem.Pierwszy raz go takiego widziałem.
-Co się dzieje,Shoyo?
-...Ja...-nim zdzążłem cokolwiek powiedzieć usłyszałem krzyk Daichiego.
-SUGA! NIE BĘDĘ CI NOSIŁ SIATEK!
-Ale to tylko pluszaki...-mruknął napuszony Suga i zabrał swoje rzeczy.-Foch.
-Ale...!
-Bez łaski!
-Czy tylko ja myślę,że oni są jak małżeństwo?-westchnął Kageyama i pociągnął mnie za rękę z ławki.-Wiem co ci pomoże. Koło młyńskie.
-Co? TO MI NIE POMOŻE!-zapierałem się nogami,ale na nic mi się to zdało. Kageyama wziął mnie pod ramie i zaniósł na koło młyńskie.-Kageyama! Zostaw mnie!!!
-Nie jęcz idioto! Ludzie się patrzą!-warknął wrzucając mnie do środka i zamykając drzwi.
-Czemu mnie tu zaciągnołeś?
-Byś się rozweselił.
-CZY JA WYGLĄDAM NA WESOŁEGO?!-warknąłem patrząc na niego wściekle,a on tylko parschnął śmiechem.
-Pff...
-NO CO?!
-Nic.-poczochrał mnie po głowię i usiadł na siedzeniu. Nie myśląc długo zrobiłem to samo.
O dziwo podobało mi się w tej maszynie. Widok zachodzącego słońca,cicha muzyka z głośniczków...Gdyby nie to,że jestem tu z kumplem pewnie uznałbym to za najromantyczniejszą chwilę w życiu.
-Ale kicha...-mruknąłem wgapiając się w okno.
-Słucham?-zdziwił się wyrwany z zamysłu Kageyama.
-Czuje się jak na randce...
-...Słucham?
-Jest romantyczna muzyka,zachód słońca...
-...?
-No nie mów mi,że nie czujesz tej aury miłości w powietrzu!
-...Miłości?-zamrugał kilka razy.-Serio ci się tak wydaje?
-No!
-Yhm...-podrapał się po głowie i klepnął mnie w ramię.-HINATA!
-Hę?-nim zdążyłem się zorientować,wagonik się zatrząsł,a on...pocałował mnie.
-----------------------------------------------------------------------------
A zrobiłam im to XD
Za bardzo mnie korciło :P
A tak w formie ogłoszeń parafialnych. Po zakończeniu tej serii chciałabym jeszcze napisać coś o Tsukim lub kimś innym(Oikawa,Suga,Levi XD)
Jeszcze pomyślę. Tymczasem ... Do zobaczenia ~~ <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top