2

Hinata

Widok biegnącego za mną Kageyamy napawał mnie optymizmem. Nie dość, że popylał jak dziki, to jeszcze robił się czerwony. Widać za dużo zjadł. A może się dusił? 
-Co tak wolno? -zaśmiałem się podjeżdżając pod dom.
-Ha... Ty... Zaraz wypluje płuca...haa... -zipał w te i na zad.Gdzie jego kondycja? -Muszę kupić rower...
-Musisz. - potwierdziłem zeskakując z pojazdu. -Chce się z tobą pościągać.
-Wiesz, że nie dam ci wygrać. -powiedział dumnie prostując się przede mną. Zawsze patrzy na mnie z góry. Czemu musi być wyższy niż ja?!

Gdy schowałem rower w garażu wpuściłem Kageyame do domu. Z kuchni dochodził jakiś stłumiony śmiech. Podejrzewam że moja i jego mama już zaczęły plotkować.
-Wrociłem! -Zawołałem zdejmując buty w holu i idąc w stronę hałasu.
-Przepraszam za najście. -odrzekł uprzejmie rozgrywający i ruszył za mną.
-Och! Chłopcy! Jak było na treningu? - spytała mama stojąc przy kuchence i coś pichcąc. Śliniłem się jak buldog.
-Dobrze! -odrzekłem ocierając lecącą że mnie wodę.
-Tak dobrze,że aż piłka zrobiła mu malinkę na pół twarzy. -zakpił ze mnie Kageyama, a ja posłałem mu najgorsze spojrzenie jakie umiałem,ale marnie mi wyszło. -Pffff...
-Chłopcy. Spokojnie. Idźcie na górę.-zaproponowała moja mama doprawiając zupę.-Kolacja za 10 minut. Zawołaj siostrę jak będziesz schodził.
-Dobrze mamo!-zawołałem biegnąc na górę.-Ruszaj się Kageyama!
-No przecież idę!-warknął wdrapując się za mną.
W moim pokoju o dziwo panował porządek. Pewnie mama posprzątała pod moją nieobecność. " Wstyd przyjmować gości w takim chlewie", tak zazwyczaj mówi.
Odłożyliśmy nasze rzeczy pod moim biurkiem i usiedliśmy na moim łóżku.


Kageyama



Zapach z kuchni powodował,że mój żołądek tańczył salsę. Tak bardzo chciało mi się jeść,ale przyszło mi czekać. Pani mamo Hinaty....JEŚĆ!!! T_T
-Może po kolacji pogramy w siatkę?-zaproponował Hinata kładąc się przez połowę łóżka. Niby takie małe to to,ale rozwalić się na wyrku potrafi. Niby jakbym się tu miał zmieścić?
-Bardziej myślałem o kąpieli.-ziewnąłem drapiąc się po głowie. Naprawdę byłem zmęczony. Trener kazał mi przed treningiem biegać dodatkowe okrążenie,ponieważ spóźniłem się na ustaloną godzinę. Ehh...Gdyby tylko nie zabrakło mi papieru toaletowego.
-Oo...Jesteś chory?-przekręcił głowę nierozumnie.-Ty nie chcesz grać?

-Nie chcę.
-...
- No co?
-KIM TY JESTEŚ I CO ZROBIŁEŚ Z TYM WREDNYM KRÓLEM?!-wrzasnął zrywając się z łóżka.

-EJ!!! MIAŁEŚ MNIE TAK NIE NAZYWAĆ!!!-warknąłem łapiąc go za policzki i ciągnąc jak najmocniej potrafiłem. Jego twarz źle znosiła taką deformacje,ale trzeba smarkowi dać nauczkę.

*


Po kolacji wziąłem porządną kąpiel. Pół godziny leżakowania we wrzątku odprężył mnie bardziej niż widok Hinaty pod gilotyną. Ahhh... Marzenia... Ale wracając... Hinata od około 2 godzin meczy mnie bym z nim pograł. Czy on potrafi zrozumieć,że "nie" to znaczy NIE! Jak widać nie potrafi.
-K A G E Y A M A!!! 
-ZAMKNIJ SIĘ! Matkę mi obudzisz...-kopnąłem go w tyłek.
-Auć! Moja dupa!-złapał się za pośladki i zaczął je masować przed moją twarzą.-Pocałuj żeby nie bolało.
- Chcesz żebym ci odgryzł tą część ciała?! Zabieraj ta srakę ode mnie!-wygiołem się z obrzydzeniem.
-Haha! Ale masz minę! :D -zaśmiał się włażąc pod kołdrę.-No dobra. Skoro nie dziś to jutro! Dobranoc.
-Spoczywaj w spokoju...-mruknąłem gasząc światło i rzuciłem klapkiem w twarz rudzielca.
-AUA!!!
-SHOUYO!!! BĄDŹ CICHO,BO CIĘ WYDZIEDZICZĘ!-wrzasnęła z dołu jego mama.


*


Miałem tej nocy dość dziwny sen... Śnił mi się wielki,potężny ptak o czarnym upierzeniu i przenikliwym spojrzeniu. Na przeciw niego stał mniejszy. Jeszcze pisklę...Całe podziobane i mierne... Wielki ptak okrył je skrzydłami,a kiedy je zabrał...byli sobie równi...Odlecieli... Jednym z tych ptaków byłem ja...


*


Obudził mnie potężny ból szczęki. Gdy tylko otworzyłem ślepia ujrzałem pachę rudzielca. To nie jest widok moich marzeń...
-Prze...Przebije...-mamrotał przez sen.-
-Raczej zabije...



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top