Pirate! Anglia x Reader - Mała syrenka
Reader Pov
Może zaczną od tego, że nie jestem człowiekiem. Od zawsze to ludzie "przeszkadzali" nam. Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona z tego, że jednak mam ten {kolor} ogon. Czasami myślę, że ludzie to takie maszyny do zabijania. Nienawidzę ich. A zwłaszcza takiego jednego pirata. Ale zapytacie mnie o co chodzi? Przecież ludzie nie robią nic złego! Wprost przeciwnie. Zabijają nas. Codziennie widzę jak pirackie statki wpływają na nasz teren, zabierają jednego z nas, stoją tam całe 4 dni, a potem wyrzucają zwłoki do wody. Podobno nasze łzy uzdrawiają, lecz nie jest tak łatwo zmusić nas do płaczu. Teraz pływam z moimi przyjaciółmi Feliciano, Lovino i Elizabeth. Bawiliśmy się świetnie, ale... złapano mnie. Nie wiem jakim cudem, przecież zawsze zdołałam uciec! A teraz... eh tylko śmierć. Właśnie dla tego nienawidzę ludzi. Zabijają nas odbierając to co najważniejsze. Gdy tylko zostałam rzucona na pokład, ukazał mi się ON. Tak. Ten którego tak bardzo nienawidziłam. Mężczyzna o włosach w kolorze słońca i zielonych niczym trawa oczach, a raczej oku drugie miał przysłonięte przepaską. Był zdecydowanie pewny siebie i zadowolony z tego, że udało mu się złapać mnie. Rozkazał aby zanieść mnie do kajuty kapitańskiej, lecz potem...
-Stać. Pokazać jej gdzie jest, jestem ciekawy czy sama się doturla.- Po tych słowach miałam ochotę mu coś zrobić. Jednak pokazano mi gdzie owa kajuta, a na pokładzie zaczęło robić się zimno.
-Cóż w takim razie zginę tu. Nie jestem przyzwyczajona do zimna i w każdej chwili mogę już być po drugiej stronie.- Blondyn wydawał się być rozgniewany tym co usłyszał z moich ust, a zarazem wyczerpany tym, że będzie musiał uśmiercić jeszcze jakąś syrenę.
-W takim razie...-Zielonooki wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Byłam tym zaskoczona.- Nie pozwolę abyś umarła przez najbliższe 4 dni, nie teraz. Za dużo już czasu zmarnowałem, aby zabijać kolejną syrenkę.- Nie wiedziałam o co mu chodzi. I czemu cały czas się tak rumieni. Dopiero gdy dotarliśmy do kajuty zrozumiałam.
-Masz.- Dał mi jakąś swoją bluzkę.- Ubierz to.- Rozkazał, po czym odwrócił głowę. Ah no przecież. Syreny nie noszą nic co zasłaniało by ich ciało. W ten sposób wabimy nie ostrożnych żeglarzy, w końcu my też musimy się najeść.
Arthur Pov
Dałem jej koszulkę aby się ubrała, jednak chyba coś pokręciła. Ubrała plecy na przód i to do góry nogami.
-Boże, czy wy już nawet ubrać się nie potraficie?!
-No wybacz, ale to nie moja wina, że dałeś mi coś co widzę pierwszy raz w życiu!
-Co? Wy nie macie tam ubrań?
-Nie. - To co powiedziała od razu mnie zdziwiło. W końcu, jak można chodzić, lub w ich przypadku pływać bez czegoś co by zasłaniało ciało? Westchnąłem i pomogłem jej się ubrać. Nawet słodko wyglądała w za dużej koszuli. Już otwierałem usta, aby coś powiedzieć, jednak ona mnie wyprzedziła.
-Dlaczego nas zabijacie?- W jej oczach mogłem zobaczyć gniew i żądze mordu. Uśmiechnąłem się lekko i powiedziałem:
-Jest jeden poważny powód. A mianowicie to, że polujecie na nas. Jeśli nie będziemy was wybijać, to z biegiem czasu zginiemy.- Popatrzyła na mnie swoimi pustymi, a zarazem pięknymi {kolor} oczami. Uśmiechnąłem się znowu, podszedłem do niej i chwyciłem jej podbródek tak, aby musiała patrzeć na mnie.- Ale nie martw się, nie mam zamiaru zabijać ciebie. Chyba.
Reader Pov
Jezu jak on mnie wkur! To znaczy irytuje. Odszedł ode mnie o popatrzył przez okno. Brzydzę się nim. Jednak warto znać imię swojego wroga, co nie?
-Jak masz na imię?
-Arthur Kirkland, a ty mermaid? - Odwróciłam głowę rumienią się troszeczkę. Zastanawiałam się co odpowiedzieć jednak uznałam, że chyba muszę się przedstawić śmierci.
-{Imię i Nazwisko}
-Bardzo ładne imię.-Podszedł do mnie znowu, całując moją dłoń. Jest nawet przystojny, jednak... BOŻE {Imię} O CZYM TY MYŚLISZ!? Jednak, jeśli go w sobie rozkocham może mnie wypuści. Tak to doby plan.
-Tak więc- Przeciągnęłam się siedząc na krześle.- Co zamierzasz, ze mną zrobić?
-Jeszcze nie wiem. - Odpowiedział patrząc w okno. - Zastanawiam się.
-A mogła bym dostać coś wygodniejszego do siedzenia? - Wziął mnie znów na ręce i posadził na parapecie wielkiego okna, który robił za łózko. 5 poduszek, mięciutka kołdra, ful wypas. Gdy już miał mnie zostawić pociągnęłam go tak, że poleciał na mnie. Jednak nie widziała zdziwienia na jego twarzy, zamiast to to ja poczułam jak statek zaczął płynąć. Na twarzy Kirklanda wykwitł sprytny uśmiech.
-C-co się dzieje? Dla czego płyniemy?!
-Widzisz, jakoś tak się zdarzyło, że akurat teraz mamy silny wiatr i wracamy.
-Ale ja tam mam rodzinę, dom, przyjaciół!
-Czyli chcesz abym wyrzucił cię parę mil od twojego domu? Tutejsze wody roją się od rekinów. Nie chce aby stało ci się coś złego.- Powiedział i przytulił się do mnie. Odwzajemniłam gest. Tak właściwie do kłamałam. Nie mam tam nic, po prostu nie chcę zostawać z nim. Myślałam, że ulegnie.
-{Imię} chcesz tam wracać? Powiedz szczerze.
-N-nie. Ja kłamałam. Po-po prostu - Byłam blisko płaczu. A niech mnie. Chciałam być silna, ale jednak rozpłakałam się. Na Arthura w ogóle nie patrzyłam. Schowałam twarz w ogonie (Wiecie, syrenka nie ma kolan tylko ogon XD Dop. Hasami). Nie chcę aby coś co jest tak cenne dostało się w jego ręce, chociaż polubiłam go. Ale jest moim wrogiem, z resztą sama już nie wiem. Niech mnie zabije. Mam to gdzieś.
-{Imię}? Nie płacz. Nie do twarzy ci z łzami.- Strasznie mnie to zdziwiło. Przecież on chce moich łez!
-P- przecież ty chcesz moich łez! Dla czego mnie teraz nie zabijesz i nie zabierzesz moich łez do jakiegoś szklanego pojemnika!?
-Kto ci naopowiadał takich bredni!? Po co niby są mi potrzebne twoje łzy!?
-J-ja nie- nie wiem!
-No już- Przytulił mnie ponownie- Nie płacz.
-D-dobrze.-Przytuliłam się do niego.
-Ehh {Imię}. - Powiedział po czym złączył nasze usta. Byłam zaskoczona tym, jednak oddałam i pogłębiłam pocałunek.
Koniec~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top