Rozdział 6
Minęły święta, uczniowie musieli niestety wrócić do szkoły i do swoich codziennych spraw. Alex nie mogła uwierzyć, że czas tak szybko leci. Niedawno był wrzesień, dzień kiedy po raz pierwszy przeszła przez próg Hogwartu. Teraz miała już końcówkę stycznia, jeszcze trochę i zawita pierwszy dzień wiosny.
W miedzy czasie, złapała bardzo dobry kontakt z braćmi Weasley. Fred nie raz prosił ją o rady w sprawie ważenia eliksirów, co było dość zabawne. Czasami bywało tak, że nie znali receptury, a dziewczyna musiała im zapisywać na pergaminie potrzebne składniki. Jednak po godzinie wracali pytając ją na przykład :"Czym jest boduzjad".
W tym czasie zdołała nawet nawiązać przyjaźń z Harrym i Ronem, którzy ostatnimi czasami zaczęli bujać się po hogwardzkich korytarzach z Hermioną. Malfoy często komentował ową trójkę. Krótko mówiąc Potter był pseudo celebrytą, który cudem przeżył, a teraz puszy się jakby myślał, że kogoś obchodzi. Ron Weasley był oczywiście zdrajcą krwi, którego trzeba wytępić, a no i najważniejsze! Rudym się nie ufa. Hermiona była szlamą. Oczywiście zdanie Draco podzielali jego dwaj towarzysze. Bo przecież Malfoy to postrach dzieci, zwierząt i listonoszy.
Dzisiejszy piątkowy wieczór, Alex spędziła w towarzystwie złotej trójki. Cała ich klasa dostała do napisania referat na temat zastosowania eliksiru zmniejszającego. Do tego mieli do napisania referat na historię magii oraz musieli przepisać kilka regułek na mugoloznactwo. Ron, który najmniej był chętny do odrabiania zadań podniósł głowę z nad pergaminu i spojrzał w wolna przestrzeń przed sobą. Westchnął cicho widząc jak przechodzi Penelopa Worthson, która tak między nami, ostatnimi czasami bardzo spodobała się najmłodszemu Weasleyowi. Problem był tylko jeden. Była ona starsza. Ron ubolewał nad faktem, ze Penelopa jest z rocznika bliźniaków. Nie miał przez to zbyt wiele okazji na porozmawianie z nią. Chodź, gdyby nawet i miał taką okazję to by jej nie wykorzystał. Ron był nieśmiałym prostym chłopakiem ze wsi.
Ron oparł głowę o dłoń i zerknął rozmarzony na dziewczynę, która usiadła przy stole na przeciw nich. Mógł bezkarnie spoglądać na jej krótkie blond włosy, które przypominały swoim kolorem kanarka. Miała także oliwkową karnację oraz duże zielone oczy. Nie spostrzegł nawet kiedy tuż za nim stanęli jego bracia.
— Co ty Ronuś... — zaczął George.
— Pierwsze miłostki w twojej główce? — dokończył Fred.
— A co ja poradzę? — zapytał patrząc na jednego, a potem wzrok przeniósł na drugiego. — Ona za dnia jest pięknością, a w nocy zaś ...— nie dane było mu dokończyć myśl.
— Szkaradą. — dobitnie zakończył Fred. — Ona kiedy mówi pluje na odległość pięciu metrów!
— Po za tym jej noc trwa chyba dwadzieścia cztery godziny. — dodała Alex, odwracając się w stronę dziewczyny, a wszyscy po za Ronem zaśmiali się.
— Nie mam zamiaru tego słuchać! — Ron wstał z miejsca i schował swoje rzeczy do torby. — Wychodzę!
— Ale już nie wrócisz, prawda? — zapytał Fred.
Po tych słowach Ron obdarzył zgromadzonych swoim zdegustowanym spojrzeniem, po czym wyszedł z biblioteki. Bliźniaki przybili sobie piątkę, a Harry jako dobry przyjaciel postanowił pójść za rudzielcem. Hermiona tylko westchnęła i wywróciła oczami. Spojrzała na ślizgonkę i starszych gryfonów, z lekkim uśmiechem się pożegnała i odeszła. Fred oraz George odprowadzili ją wzrokiem, po czym spojrzeli na brunetkę, która spoglądała na swój pergamin.
— Alex, jak ty dzisiaj zniewalająco wyglądasz! — George spojrzał na nią z uśmiechem.
— Księżyc w nowiu nie błyszczy jak ty w tym momencie! — dodał Fred, a ona spojrzała na nich z podniesioną brwią. — Miód na me oczy!
— Dobra nie słodźcie mi tutaj, tylko gadajcie czego chcecie. — odparła opierając łokcie na stole.
— Bo wiesz, stwierdziliśmy że skoro i tak nam tak bardzo pomagasz z recepturami... — zaczął George.
— Bóg jeden wie skąd je znasz. — dodał drugi patrząc na nią z szerokim uśmiechem.
— To może tak przypadkiem
— Czysto hipotetycznie
— Znasz recepturę na eliksir znikania?
— Kojarzę go, ale nie dam sobie głowy uciąć co do wszystkich składników. — powiedziała. — Poszukam o nim informacji i dam wam znać, a teraz muszę już iść. — uśmiechnęła się.
***
Selena siedziała w pokoju wspólnym niedaleko Pansy i Draco, którzy właśnie rozmawiali o czym. Dziewczyna czytała Proroka Codziennego, co jakiś czas zerkając w stronę chłopaka. Zastanawiała się dlaczego blondyn w ogóle chce się z nią zadawać. Wyglądała jak mops a jej poziom inteligencji zwany potocznie IQ, był na poziomie minusowym. Nawet ten górski troll wpuszczony do szkoły, miał w sobie więcej gracji i dziewczęcości (już nie wspominając o jego inteligencji), więcej niż Pansy.
Jej chwilę zadumy przerwało wejście niskiej brunetki do pokoju wspólnego. Miała ona na sobie nadal mundurek szkolny oraz długie brązowe falowane włosy. Musiała przyznać, że była ładna. Selena nie miała jakiś konkretnych stosunków z Alex Snape, bo po pierwsze ta ciągle była albo z Draco i Pansy, albo z Weasley'ami. Po drugie wydawała jej się zbyt sztuczna. Jej przesłodzony głos sprawiał, że miała ochotę wbić jej pióro w rękę, a jej nieskazitelny wygląd wzbudzał w niej mieszane uczucia. Bo, uwaga to córka Severusa Snape. Faceta, który przypomina nietoperza, a jego włosy wyglądały jakby niesamowity wynalazek jaki był szampon nie dotarł do jego epoki.
— Cześć. — spojrzała na Alex, która miło się z nią przywitała i ruszyła w stronę swoich przyjaciół.
Draco spojrzał na brunetkę z uśmiechem jakim nie obdarzył Pansy ani razu. Ba! Nikogo innego, nie obdarzył takim uśmiechem. Usiadła wygodniej i przyjrzała im się uważnie. Pansy nadal miała ten swój pusty wyraz twarzy, Draco ożywił się, a Alex po prostu im coś opowiadała. W pewnym momencie Pansy spojrzała w jej stronę i uśmiechnęła się złośliwie.
— Co się gapisz, Smith? — zapytała wstając.
— Na wybryk natury, Parkinson. — odgryzła się jej.
— To idź do lustra. — odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
— Niesamowicie wyczerpująca odpowiedź Pansy! — Selena wstała. — Powinnaś za nią dostać złoty order, jak dotąd to były twoje najlepsze słowa.
— Oh zamknij się Smith.
—Wiesz co, to jednak prawda co o tobie mówią Słońce. — powiedziała Selena idąc w stronę dorminatorium.
— Słońce. — powtórzyła czarnowłosa.
— Tak, Słońce. — Selena odwróciła się i obdarzyła dziewczynę spojrzeniem. — Bo na twoją mordę nie można patrzyć dłużej niż pięć sekund.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top