Rozdział 32

Dzień z Fredem był naprawdę cudowny, ale ciągle miała w głowie nowo poznane fakty. Wróciła z Miodowego Krolestwa około godziny szesnastej i zaraz po pożegnaniu się z Weasleyem ruszyła w stronę błoni. Liczyła, że złota trójka nadal spędza czas u Hagrida. Szła szybko, a chłodne powietrze uderzało ją w twarz powodując zaczerwienienia na polikach. Brunetka zamarła widząc co aktualnie działo się przed domem Hagrida. Odwróciła głowę nie chcąc patrzeć na śmierć hipogryfa.

Zrobiła to w idealnym momencie, akurat udało jej się ujrzeć trzy postacie. Starając się nie wychylać zaczęła się kierować w ich kierunku. Mimo szybkiego chodu nie mogła dogonić swoich przyjaciół. Zeszła z górki i położyła dłoń na udzie oddychając ciężko. Schylila lekko głowę i przymknęła oczy. Nie wie ile tak stała, wzięła się w garść słysząc przeraźliwy krzyk Rona. Gwałtownie się wyprostowała, a jej oczom ukazał się wielki czarny pies. Zwierzę złapało mocno Rona za nogę i nie zatrzymując się ruszyło w kierunku bijącej wierzby.

— Boże Ron, dobrze wiesz że nie lubię wysiłku fizycznego. — mruknęła z żalem i biegiem ruszyła w kierunku drzewa.

Z opowieści bliznowatego i rudego wiedziała, że owe drzewko było dość agresywne. Jednak widząc, że Harry i Hermiona dali radę dostać się do małego przejścia koło wierzby to ona pewnie sobie też da rade. Chyba.

W jej głowie podczas biegu krążyło wiele myśli. Wiedziała że koło bijącej  wierzby jest przejście do wrzeszczącej chaty, jednak co miałby tam robić pies? Wyminęła jedna gałąź, która próbowała ją uderzyć.

Czarny pies, który porwał Rona był ogromny, nie przypominał wszystkim znanego przyjaciela rodziny. Potknęła się o korzeń i wpadła jak długa do przejścia. Syknęła czując pieczenie na kolanie.

Usiadła i spojrzała na wielka dziurę w spodniach i wydobywająca się z niej krew. Brunetka skrzywiła się lekko, a jej serce biło szybko po biegu. Wstała z ziemi i rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to stary i zakurzony korytarz. Tuż obok niej stały poniszczone drewniane schody, niektóre stopnie  były połamane. Nie musiała długo zastanawiać się, gdzie mogli znajdować się jej przyjaciele.

— Za długo czekałem! Trzynaście lat w Azkabanie!

Byl to głos szaleńca. Chwyciła swoją różdżkę i spojrzała niepewnie na schody. Chęć pomocy przyjacielom była dużo większa niż strach przed nieznanym zagrożeniem . Zaczęła iść w górę uważając na uszkodzone stopnie.

***

Drzwi od pomieszczenia gwałtownie się otworzyły. Syriusz spojrzał w ich kierunku i zamarł. Czuł się jakby wrócił do lat szkolnych. Brunetka spoglądała to na niego to na Remusa. Położenie w jakim się znajdowali jest mało korzystne. Dwaj dorośli faceci i czwórka  nastolatków w opuszczonej chacie. 

—Alex oni myślą, że Parszywek jest mordercą! — krzyczał Ron ściskając mocno swojego szczura. — Poskładaj tych frajerów jak mnie na pojedynkach.

— Ron, Parszywek zabił rodziców Harry'ego. — odparła nie spuszczając wzroku z Syriusza, który na jej słowa lekko się uśmiechnął.

— Ty no stara, wiem że go nie lubisz ale to już przesada.

— Szczury nie żyją tyle lat! — krzyknęła, a Lupin pokiwał głową z podziwem.

—Mądrala z ciebie, jak do tego doszłaś?

— Był na mapie huncwotów, później pan nie zjawiał się na zajęciach no i list Seleny mi wszystko poukładał.

Remus chciał coś powiedzieć kiedy do środka wszedł sam Severus Snape. Mężczyzna trzymał gotową do ataku różdżkę, spojrzał na swoją córkę z rozczarowaniem po czym podszedł do Syriusza. Nie ukrywał nawet jak bardzo cieszył go taki widok, wiecznie zadowolony z siebie Black. Przyjaciel tego pożal się Boże Pottera, żartowniś i zdrajca.
Między nimi doszło do wymiany zdań, oraz gróźb oddania przestępcy dementorom, strzegącym szkoły.
Brunetka spojrzała na Harry'ego, który ściskał w dłoni różdżkę. Dobrze wiedziała co może mu krążyć po głowie.

Brunetka podniosła rękę i błagając niebiosa o pomoc w dalszym życiu, odwróciła się w stronę swojego ojca, który niczego nieświadomy wciąż ze złością prowadził dialog z Syriuszem.

— Expelliarmus! — wypowiedziała zaklęcie, które uderzyło z dużą siłą w mistrza eliksirów. Mężczyzna odleciał kawałek i z impentem wleciał w łóżko, stojące na końcu pomieszczenia. Wszyscy spojrzeli na brunetkę, która opuściła rękę. — On mnie zabije jak się ocknie.

Remus nie chcąc dłużej czekać ruszył w stronę Rona i wyrwał mu z rąk szczura. Zwierzę kręciło się na boki chcąc uwolnić sie z uścisku. Brunetka przyglądała się temu wszystkiemu z niepokojem. Nauczyciel obrony przed czarna magia postawił zwierzę na starym zakurzonym pianinie i wyciągnął różdżkę. Szczur zaczął uciekać w stronę jednej z dziur w ścianie. Unikał przy tym zaklęć rzucanych przez dwóch huncwotów. Blackowi udało się w ostatniej chwili wycelować w zwierzę. Gryzoń nagle zaczął przybierać ludzki kształt. Na podłodze obecnie był mężczyzna o grubszej postawie. Jego włosy były rzadkie i sterczały jakby niedawno co oberwał piorunem. Twarz była zniszczona. Peter był tak fugo szczurem, że jego twarz była bardziej pociągła, a żeby dłuższe niż pamiętali jego byli przyjaciele.

— Już wolałam go chyba w postaci szczura. — rzuciła dziewczyna.

—Ron! To ja twój kochany szczurek!

Peter łapał się każdej możliwej drogi. Ron widząc jak ten zbliża się do niego, zszedł z łóżka i stanął niedaleko ślizgonki. Nie tego oczekiwał, odwrócił głowę i ujrzał młodego Pottera.

—Ależ jesteś podobny do Jamesa!

— Jak śmiesz wypowiadać to imię!

Harry pomimo chęci zemsty, wyszedł przed Syriusza. Brunet spojrzał na jego zacięta minę. Nie wiedział, czego może się spodziewać po nastolatku.

— Nie zasługuje na śmierć. — rzekł, a Peter uśmiechnął się i położył swoje obrzydliwe dłonie na jego ramieniu. Uśmiechnął się szeroko ukazując żółte zęby.

— Wiedziałem, że jesteś...

— Oddamy go dementorom, a każdy pozna prawdę. — przerwał mężczyźnie.

Peter słysząc to przyłożył do ust dłoń. Czuł narastający strach, który wypełniał jego ciało. Syriusz złapał go za ramię i ruszył w stronę drzwi. To samo uczynili pozostali (oprócz Severusa, bo ten dalej ma bombę).

Podmuch wiatru uderzył ją w twarz. Już dawno było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc ukryty zza chmurami. Brunetka spojrzała na idącego przed nią Rona. Chłopak kuśtykał, Hermiona go asekurowała. Syriusz oddał Glizdogona pod opiekę Remusowi.

Harry wraz z Syriuszem odeszli kawałek od pozostałych. Widziała tylko jak młody Potter uśmiecha się delikatnie podczas rozmowy z Blackiem. Ślizgonka odwróciła wzrok i zamarłam widząc jak Remus wpatruje się w bezchmurne niebo. Mężczyzna tak skupił się na księżycu, że nie zauważył jak Peter wyrwał mu różdżkę.

Brunetka szybko chciała zareagować, ale Glizdogon zaśmiał się i znokautował ją tym samym zaklęciem, które ona rzuciła na swojego ojca w chacie.

Jej ciało odleciało kawałek i uderzyło w drzewo. Z hukiem spadła na ziemię. Jedyne co widziała to kontury swoich przyjaciół, oczy mimowolnie zaczęły jej się zamykać. Ostatnie co usłyszała to krzyk Black'a.

— Remus przezwyciężyj to!

***

Okropny ból głowy przywitał ją zaraz po przebudzeniu. Uchyliła lekko oczy i przez chwilę widziała zamazany obraz. Mrugnela kilka razy, a to co ja otaczało stawało się coraz bardziej widoczne.
Położyła dłoń na materacu i starała się usiąść. Ból pleców i głowy wcale nie ułatwiał tego zadania.

— A ty co wyprawiasz?

Odchylila głowę i dostrzegła zbliżającego się Weasley'a. Chłopak starał się wyglądać poważnie, ale widząc jej minę delikatny uśmiech wkroczył na jego twarz.

— Co ty tu robisz?

— Jest tutaj od kiedy nas przyniesiono. — Ron, który leżał na kolejnym łóżku niedaleko jej postanowił zabrać głos. — Przyszedł tu do ciebie, bo rodzony brat jest stopień niżej w jego hierarchii.

— Naprawdę? — zapytała patrząc na wysokiego rudzielca.

—Przecież jesteś moją ulubioną dziewczyna, to co się tak dziwisz? — odparł siadając na krześle obok jej łóżka.

—  A co z Remusem i Syriuszem?

—Serio? Ja cie właśnie nazwałem ulubiona dziewczyna, a ty pytasz o kumplów ojca Harry'ego! — oburzył się. — Ja wiem, że jest tu Ron i on wystarczająco psuje nam klimat, ale byś się chociaż postarała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top