Rozdział 2
Wychodząc z pociągu rozbrzmiał głos. Był on na tyle głośny, że nikt nie mógł powiedzieć, że go nie słyszy. Niedaleko pociągu stał wysoki na trzy metry mężczyzna. Miał on okazałą czuprynę i wielką brodę. W dłoni trzymał lampę, która idealnie oświetlała, wszystko co było dookoła. Harry uśmiechnął się promieniście i od razu żwawym krokiem udał się w kierunku wołającego. Ron spojrzał na Alex i wzruszając ramionami udali się za bliznowatym.
— Hagrid! — Harry zawołał, stając naprzeciw mężczyzny.
— I jak ci minęła podróż? — zapytał podnosząc brwi do góry. — Widzę, że poznałeś nowych przyjaciół.
— Tak, to Alex Snape a ten tutaj to Ron Weasley.
— O cholibka, Snape? Znam dobrze Severusa, ale nigdy bym nie pomyślał, że mógłby mieć tak uroczą córkę.— powiedział wywołując lekki uśmiech na twarzy brunetki. — A twoich braci znam na wylot, 10 kg zgubiłem wyganiając ich z Zakazanego Lasu. — zwrócił się do rudego.
— Tak, to z pewnością moi bracia.
— Dobra pogawędzimy innym razem, reszta pirwszorocznych już tutaj jest.
Hagrid prowadził dość liczną grupkę jedenastoletnich dzieci w stronę łódek, którymi mieli dostać się do zamku Hogwartu. W każdej łódce mieściło się około pięcioro uczniów, no chyba że w jakieś jest Crabbe i Goyle. W takim przypadku mieszczą się trzy osoby i trochę tlenu na podróż. Draco bardzo chciał, żeby Alex popłynęła z nim. Jednakże kiedy usiadł pomiędzy Crabbem i Goylem, czuł jakby ściskali go tak mocno, że resztki miłości do życia wypływały mu przez nos.
Alex wsiadła do jednej z wolnych łódek. Były tam już trzy nieznane jej dziewczyny. Jedna miała rude włosy, sięgające jej za ramiona i brązowe oczy, które kolorem przypominały gorzką czekoladę.Druga miała długie ciemnobrązowe włosy związane w dwa warkocze. Prawie czarne oczy kontrastowały z jej jasną karnacją. Ostatnia dziewczyna miała poważny wyraz twarzy i krótkie, lekko za ucho czarne włosy. Miała również grzywkę, kończącą się dwa centymetry przed brwiami.
Hogwart był pięknym zamkiem, a szczególnie nocą. Kiedy to zapalone lampy oświetlały mury. Jezioro niedaleko wtedy odbijało na swojej tafli wieże. Nie miała jednak zbyt wiele czasu na podziwianie tego cudu architektury, gdyż dopłynęli na miejsce. Z pomocą Hagrida doszli do zamku. Grupka pierwszorocznych weszła dziarskim krokiem do środka, głośno komentując wszystko co widzieli.
Zatrzymali się widząc u szczytu schodów wysoką szczupłą kobietę w zielonej sukni i spiczastym kapeluszu. Kobieta stukała swoimi paznokciami o poręcz od schodów. Kiedy rozmowy ucichły powitała nowych uczniów po czym zaczęła im opowiadać co teraz ich czeka. Starała się przynajmniej to robić do momentu, kiedy w sowo wszedł jej Neville, który uradowany wykrzyczał imię swojej ropuchy. Zabrał ją spod stóp kobiety, po czym ze skruchą na twarzy wrócił do miejsca, gdzie stał wcześniej.
— Poczekajcie tutaj, ja za moment po was wrócę.
Kobieta zniknęła za drzwiami, a uczniowie spojrzeli na siebie. Alex poczuła na ramieniu dłoń, odwróciła głowę i napotkała parę szarych oczu. Draco uśmiechnął się do niej i wskazał dłonią na Harry'ego, który stał niedaleko nich.
— Czyli to prawda co mówili w pociągu. — odezwał się, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych. — Harry Potter zaszczycił nas swoją obecnością.
Harry spojrzał na platynowłosego z niepewną miną. Po upływie dosłownie dziesięciu sekund odwrócił głowę i zerknął na Rona, który wciąż wpatrywał się w chłopaka. Draco odszedł od brunetki i stanął niedaleko bliznowatego. Wyciągnął w jego stronę dłoń i z uśmiechem powiedział.
— Malfoy. Draco Malfoy.— po wypowiedzeniu tych słów usłyszał zduszony śmiech ze strony Rona. — Co, bawi cię moje imię? Za to ty nie musisz się przedstawiać rudy, szata po starszym bracie, musisz być Weasley.
— Hej! Nie mów tak do niego! — jedna dziewczyna, która była wychowywana przez mugoli wyjechała na swoim wózku przed Rona niechcący przejeżdżając mu po stopie.
— A ty co chcesz? — zapytał Malfoy. — Skrzypienie tego twojego dwukołowca słychać nawet na Pokątnej!
Dziewczyna już szykowała kółka na niego, ale uratowała go nauczycielka, każąc nam wchodzić (wjechać) do sali. Wchodząc do środka starsi uczniowie spoglądali z ciekawością na nowych. Alex uśmiechnęła się lekko widząc swojego ojca, którego twarz nie wyrażała, żadnych emocji. Spoglądał tylko na nią z ciekawością. Dyrektor szkoły wstał ze swojego miejsca i podszedł do mównicy.
— Witajcie pierwszoroczni! Nadszedł czas, aby was przydzielić do domów! Pani profesor Mcgonagall, proszę rozpocząć ceremonię!
Minerva podeszła do krzesła, na którym leżała stara brzydka i zakurzona czapka. Spojrzała na nas, a nakrycie głowy odezwało się niespodziewanie.
Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie mieć panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwarta szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!
Kiedy tylko Tiara Przydziału ucichła, profesor Mcgonagall pokazała nam okazałą listę. Kiedy przeczytała nazwisko, osoba miała podejść i usiąść na krześle. W tym czasie pani profesor kładła mu lub jej Tiarę na głowię, a ta wybierała mu odpowiedni dom.
— Abbott Hanna !
— HUFFLEPUFF! — uczniowie tego domu zaczęli głośno wiwatować.
— Bones,Susan!
— HUFFLEPUFF!
— Melissa, Tatiana
— RAVENCLAW! — tym razem ci uczniowie mieli powód do radości.
— Smith, Selena!
— SLYTHERIN!
—Snape, Aleksandra!
Podeszła do stołka i usiadła po chwili mając już tiarę przydziału usłyszała głos. "Gdzie by cię tu przydzielić? Umysł masz tęgi, odwagi za dwóch, sprytu także wiele a zarazem sprawiedliwa. Już wiem..."
— SLYTHERIN!
Odetchnęła z ulgą słyszeć to. Mogła nawet przysiąść, że jej ojciec lekko uśmiechnął się na tę wieść. Zeszła z krzesła i udała się do swojego stołu, gdzie siedział już zadowolony Draco. Zgromadzeni przywitali się z nią po czym rozmowa ucichła. To zajście było spowodowane przemową Albusa Dumbledora. Nie słuchała go zbytnio, wolała spoglądać na stół gryfonów, gdzie Ron i Harry machali jej wesoło. Jedyne z tego co usłyszała nie mogą wchodzić na korytarz na trzecim piętrze.
***
Minął dokładnie tydzień od kiedy jest w Hogwarcie. Była sobota i chciała wypożyczyć książkę, którą kazał im przeczytać Snape. Schodziła po schodach kiedy to wpadła na Draco. Chłopak właśnie pospiesznie wyminął ją i tylko witając się pobiegł w stronę lochów. Nie wiedziała czym mogło to byś spowodowane. Szła z głową odwróconą w stronę Malfoya, który właśnie zniknął zza rogiem. Wzruszyła ramionami i chwyciła za klamkę, chcąc otworzyć drzwi prowadzące do biblioteki. Otwierając je ktoś rzucił w twarz jakiś proszek przez co zrobiła kilka kroków do tyłu i odwróciła się. Pech chciał, że ktoś właśnie musiał otwierać drzwi od toalety znajdujące się naprzeciw.
— Fred, to nie Malfoy. — powiedział George patrząc na dziewczynę, która z hukiem upadła na podłogę i trzymała się za twarz.
— Właśnie widzę George. — Fred podszedł do dziewczyny i kucnął. — Ej mała, żyjesz?
— Ta nic mi nie jest. — podniosła głowę.
— Ty krwawisz! — krzyknął George.
— Ja krwie! — krzyknęła patrząc na swoja dłoń.
— Ona krwawi!
Bliźniacy, szybko zareagowali. Pomogli wstać dziewczynie i biorąc ją pod ramie zaczęli iść w stronę skrzydła szpitalnego. Dzisiaj niestety, nikt nie ma szczęścia i idąc korytarzem, zza rogu jak partyzant za krzaka wyszedł Severus Snape. Bliźniacy spojrzeli na siebie, a Alex, która trzymała chusteczkę przy nosie, tylko zapytała czemu stoją.
— Co tu się dzieje!? — głos profesora Snape rozbrzmiał po korytarzu. — Co jej zrobiliście? Za taki występek, jestem zmuszony odjąć Gryffindorowi 100 punktów!
— To nie ich wina. — powiedziała patrząc na swojego ojca. — Szłam do biblioteki i się zagapiłam, nie widziałam kiedy Fred otwiera drzwi i najzwyczajniej oberwałam.
— Tak było? — zapytał podejrzliwie, a bliźniacy tylko pokiwali głowami. — W takim razie wracajcie do swoich zajęć, sam ją odprowadzę, do skrzydła szpitalnego. — chłopcy już cieszyli się, że nie zabrał im punktów, kiedy to czarny anioł przemówił — – 50 dla Gryffindoru.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top