Rozdział 18


Hogwart nie był bezpieczny, nie teraz. Dyrektor jednak postanowił przyjąć na nowo uczniów po przerwie świątecznej, wrócili w minimalnie mniejszej grupie. Niektórzy rodzice zbyt bali się o swoje dziecko, by narażać je na takie niebezpieczeństwo. 

Niestety Severus Snape nie należał do nich. Już na samym początku ferii zaznaczył dokładnie, że jego jedyna pociecha ma wrócić do szkoły i poprawić oceny z Obrony przed czarną magią. Według mistrza eliksirów było niedorzeczne, że tak łatwo spadła dwa stopnie w dół. Rozmyślał nad sprawdzeniem prac swojego dziecka, bo znając tego buraka od siedmiu boleści mógł nie zaliczyć jej jednego z zadań. Pewnie dlatego, że zapomniała dodać jak jego włosy niesamowicie błyszczały w świetle księżyca. 

Nieważne z resztą, Alex Lily Snape wróciła do szkoły. Nic się praktycznie nie zmieniło, pomijając wewnętrzny strach mugolaków. Draco bardzo to bawiło, bo w końcu mógłby się pozbyć Hermiony i innych wkurzających dzieciaków. Minęły dokładnie dwa dni od powrotu, a brunetka zauważyła jak z Ginny jest coraz gorzej.

Rudowłosa praktycznie znikała w oczach. Gdy spoglądała na nią w wielkiej sali, w większości siedziała z wzrokiem skierowanym w talerz, albo praktycznie spała podbierając brodę o dłoń. Musiała z nią w końcu porozmawiać i czegoś się dowiedzieć. Nie należało to jednak to spraw najłatwiejszych, dziewczyn zaraz po zajęciach szla od razu do swojego pokoju. 

Tego dnia Alex postanowiła poczekać na najmłodszego członka rodziny Weasley przy schodach prowadzących na siódme piętro. Oparła się o poręcz, a palcami stukała o drewno. Stała tam ponad pół godziny, już powoli traciła nadzieję że udało jej się przechytrzyć dziewczynę. Westchnęła cicho, a wzrok skierowała na jedno z okien. Zima sprawiała, że wieczory przychodziły wcześniej, tym bardziej jeśli przez cały dzień pada deszcz. Zabrała dłoń z poręczy i zeszła z dwóch schodków. 

Nie ukrywała nawet, że jest na siebie zła. W norze powiedziała jej, że mogą być przyjaciółkami. Teraz jednak coś się zepsuło między nimi, a Ginny z pewnością nie jest w dobrym stanie. Potrzebowała pomocy, ale jak ma ją jej udzielić skoro cały czas mijają się? 

— No witam, a kto tu się szlaja po nocach? —  nawet nie zareagowała na nagłe powitanie Fred'a, który nie wiadomo skąd się pojawił.Zerknęła na niego tylko i zaczęła iść dalej. —  Ej, gdzie uciekasz?

—  Nie mam nastroju dzisiaj na rozmowy. — odparła idąc dalej, rudowłosy zatrzymał się na chwilę i spojrzał na jej plecy. 

—  Co jest —  zaczął podbiegając do niej —  to ten James? Mam mu znowu przyłożyć. —  zaśmiała się lekko na te słowa, co go ucieszyło.

—  Mogę cię o coś zapytać? —  skrzyżowała dłonie na piersi.

—  Pewnie i chyba nawet znam odpowiedź na twoje pytanie. —  poruczył brwiami i przejechał dłonią po włosach. —  Nie, nie mam dziewczyny. Jeszcze. 

—  Nie o to chodzi. —  prychnęła, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. —  Co się dzieje z Ginny?

—  Nie mam pojęcia, próbuje coś z niej wyciągnąć. Ta ciągle mnie spławia i mówi, że jest okej. Na początku myślałem, że to coś normalnego. Wiesz nowe miejsce, nowi ludzie. Jednak to jak się od wszystkich oddaliła mnie przeraża. Nie martw się, wezmę sprawy w swoje ręce. —  uśmiechnął się szeroko, a ona odwzajemniła gest wiedząc jaki potrafi być Fred.

—  Weasley! Snape! Co tu knujecie?—  odwrócili głowy, a niedaleko nich ujrzeli woźnego szkoły. Argus Flitch miał jak zawsze skwaszoną minę i zły humor, który nasilił się od dnia kiedy jego kotka stała się jedną z ofiar.

—  Nic. —  odparł Fred, a mężczyzna podszedł bliżej nich. Spojrzał to na rudowłosego, który z uśmiechem nie spuszczał z niego wzroku, po czym zerknął na młodą Snape. 

—  Knujecie coś. Wy zawsze coś knujecie, a ja później muszę sprzątać.

—  Właściwie to mamy randkę, a ty stary nam przeszkadzasz. — rzucił z udawanym wyrzutem Fred. Flinch spojrzał na niego i już miał coś powiedzieć. — Dobra my spadamy, bo skończymy jak twoja kotka.

Fred powiedział to i szybko złapał brunetkę za rękę. Biegiem zaczęli uciekać przed woźnym, który wykrzykiwał coś za ich plecami. Brunetka całkowicie zapomniała o swoich poprzednich zmartwieniach, nie mogła powstrzymać śmiechu zaistniałą sytuacją.  Fred pociągnął ją w jeden z zakrętów po czym przycisnął ich ciała do ściany. Spojrzał w bok i zobaczył jak Flinch podbiegł dalej. Odczekał chwilę po czym odsunął się od dziewczyny. Dyszał ze zmęczenia, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.

—  Ale ty jesteś wredny. —  usłyszał szept, spojrzał na dziewczynę i przyłożył dłonie do twarzy.

—  Ale za to jaki słodki. —  przymrużył oczy, a po chwili przybrał normalną postawę. —  Poczekaj tu, niedaleko jest wejście do pokoju wspólnego Gryffindoru, wezmę fasolki wszystkich smaków i pogadamy o Ginny, co ty na to?

—  Będę czekać.

Chłopak pokiwał głową i sprawdzając czy gdzieś nie ma Flinch'a zaczął iść przed siebie. Dziewczyna poprawiła swojego kucyka i podeszła do okna niedaleko. Oparła się o parapet i wyjrzała przez nie. Zazdrościła Gryfonom, ze mogli obserwować jak Hogwart wygląda nocą. Ona w lochach mogła się tylko zakładać z resztą dziewczyn, kiedy grzyb z pokoju wspólnego dostanie nóg i ich opuści. 

Oczarowało ją to co widziała, lampy na dziedzińcu oświetlały go delikatnie, a księżyc widoczny na niebie odbijał się w jeziorze niedaleko szkoły. Uśmiechnęła się lekko, ale ten uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Słyszała zbliżający się głos. Przełknęła ślinę, a serce zaczęło jej bić mocniej i szybciej. Mogła przysiąc, że głos zbliżał się coraz szybciej. Zrobiła krok do tyłu, ale nie miała odwagi obrócić się.

" Znalazłem cię. " 

Spojrzała w okno, gdzie odbijała się czyjaś poświata. Jej oddech był nierówny, a obraz w szkle był coraz bardziej widoczny. Zamarła widząc co tak naprawdę do niej mówiło, para żółtych oczów była jedynym co zobaczyła. Zaraz po tym poczuła jak jej ciało drętwieje, a ona nie może zrobić kroku. Później była tylko czerń.



Fred siedział na krześle z widocznie zmartwioną miną. Tuż przed nim leżała Alex, miała ona wymalowany na twarzy strach, a jej skóra przybrała szary odcień.  Był na siebie wściekły, jak mógł ją po prostu zostawić samą, kiedy w szkole grozi takie niebezpieczeństwo? Miał gdzieś tam w głowie masę pytań, te legendy o komnacie tajemnic. Przecież, ten potwór miał oczyścić szkołę z mugolaków, ale nie czarodziejów rodzin magicznych. Przejechał dłonią po jej chłodnej dłoni, a drzwi od skrzydła medycznego otworzyły się z hukiem. Chłopak momentalnie wstał z miejsca widząc pospiesznie zbliżającego się Severusa Snape. 

Tuż za księciem ciemności szedł Albus Dumbledore oraz profesor Mcgonagall. Severus odepchnął gryfona, który jak nigdy nie miał nic do powiedzenia. Snape pochylił się nad córką i przejechał dłonią po jej głowie. 

—  Jak do tego doszło Weasley? —  zapytał powoli, co tylko bardziej dodało strasznego brzmienia.

—  Zostawiłem ją na chwilę... —  mówił, a dwójka profesorów wpatrywała się w niego ze skupieniem —  poszedłem tylko na chwilę, gdybym wiedział... nie zostawiłbym jej.

—  Posłuchaj Weasley... —  Severus nagle się wyprostował, a Fred zrobił krok do tyłu.

—  Severusie, wystarczy. —  głos Albusa powstrzymał czarnowłosego przed dokończeniem swoich myśli. —  Nie wiedział, że tak może się wydarzyć. Nikt nie wiedział. Twoja córka byłą ostatnią osobą, którą mógłbym podejrzewać, że zostanie zaatakowana.

—  Co robimy? Wysyłamy resztę uczniów do domów? —  Minewra poprawiła okulary, a Albus tylko założył ręce za plecy.

—  Nie, musimy ich bardziej chronić. Opiekunowie domów będą odprowadzać swoich uczniów na każde zajęcia i do domów. Dzisiaj najbezpieczniej będzie jeśli wszyscy będą spać w wielkiej sali. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top