Rozdział 12


Spoglądała na Fred'a, który opowiadał jej o nowym żarcie, na który wpadł przed snem. Chłopak był tak nim podekscytowany, że nieświadomie dość wyraziście gestykulował rękoma. Brunetka uśmiechnęła się lekko. Zazdrościła mu, że cieszyły go takie rzeczy, że mimo iż pewnie po tym żarciku dostanie z bratem konkretny szlaban to i tak ich to nie powstrzyma przed kolejnymi. Rudzielec skończył opowiadać i uśmiechnął się szeroko. 

— I co o tym myślisz? — położył łokcie na stole i uniósł jedną brew do góry. Brunetka również oparła się o stół i spojrzała prosto w jego brązowe oczy. 

— Jesteś porąbany.

—  A ty to lubisz. — puścił jej oczko, na co ta tylko wywróciła oczami prostując się. Odwróciła głowę i spojrzała na wiszący w bibliotece zegar. Było już grubo po dwudziestej, siedziała tutaj już godzinę. Chwyciła za swój pergamin i wrzuciła go do torby. Fred skrzywił się lekko widząc, że dziewczyna już ma zamiar odejść. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i pożegnała chłopaka. Odprowadził ją wzrokiem do wyjścia, zawsze go ciekawiło dlaczego nawet w piątki tak wcześnie wraca do swojego pokoju. Westchnął cicho i również zaczął zbierać swoje rzeczy, nie miał już nic do roboty, a jutro ma trening. Wstał z krzesła i z trzymając dłoń na pasku torby, opuścił bibliotekę. 

***

Rudzielec zszedł ze swojej miotły i spojrzał na swojego bliźniaka, który wycierał rękawem stroju pot z czoła. Dzisiejszy trening był strasznie wyczerpujący, a wiadomość, że pierwszy mecz będzie  miał ich dom z domem węża, sprawił że Oliver musiał przygotować ich jak najlepiej na tą okoliczność. Stanęli w kółku kiedy Oliver mówił im na czym muszą się skupić, co poprawić, a co idzie im coraz lepiej. 

—  Cześć Fred. —  usłyszał za sobą głos, i szybko odpowiedział na powitanie. Po chwili zdał sobie sprawę kto jest właścicielem głosu. Odwrócił się i ujrzał swoją ulubioną ślizgonkę w stroju do Quidditch'a. Zamrugał kilkukrotnie zdziwiony, nie przypominał sobie żeby mówiła mu o chęci dołączenia do drużyny Slytherin'a. 

—  Dołączyłaś do drużyny? —  zapytał opierając się o miotłę i uśmiechając się lekko. Dziewczyna tylko pokiwała głową.

—  Dopóki Michael nie skończy szlabanu. —  powiedziała krzywiąc się lekko. —  Nie mają zastępczego pałkarza, więc miej trochę litości dla mnie. —  chłopak słysząc to zaśmiał się cicho, przez co George spojrzał w ich kierunku zdumiony. Walnął łokciem Harry'ego i wskazał palcem na bliźniaka i ślizgonkę. Potter uśmiechnął się lekko na ich widok, a starszy bliźniak poruszył dwuznacznie brwiami. 

—  A wy co, nadal latacie na tym szmelcu? —  głos Dracona Malfoya rozniósł się echem. Hermiona, która zbiegła z trybun spojrzała na blondyna mrużąc oczy. Ron stojący niedaleko niej również nie był zadowolony jego widokiem. Draco uśmiechnął się złośliwie i wysunął przed siebie swojego najnowszego nimbusa. Harry spojrzał na jego miotłę po czym rzucił okiem, na takie same miotły reszty drużyny domu węża. 

—  Fajne co? —  zapytał kapitan drużyny. —  Tata Draco nam je załatwił. — Hermiona słysząc to prychnęła głośno.

—  I to nas właśnie różni. Do naszej drużyny są przyjmowane osoby z talentem. — powiedziała krzyżując dłonie na piersi i rzucając chłodne spojrzenie platynowłosemu. 

—  Taka jesteś mądra? Spójrzcie tylko, wszechwiedząca Granger! — wykrzyczał, a stojacy obok niego ślizgoni zaczęli się śmiać. Fred zrobił kilka kroków w stronę Malfoy'a, a Alex mając złe przeczucie poszła za chłopakiem. —  Kiedy w końcu zrozumiesz, że nie jesteś niczym więcej niż zwykłą szlamą? 

Zapytał robiąc krok w stronę szatynki. Hermiona spuściła lekko głowę czując, jak do oczu nachodzą jej łzy. Ron zacisnął usta w cienką linię i wyjął kilkukrotnie posklejaną taśmą różdżkę. Alex złapała Fred'a, który chciał uderzyć Draco. 

Młodszy Weasley zamachnął się wypowiadając zaklęcie. Niestety przez obecny stan różdżki, rzucenie czaru nie poszło tak jakby tego chciał. Odrzuciło go kilka metrów do tyłu, Alex puściła rudowłosego, który od razu podbiegł do brata. Ron usiadł na trawniku, a jego twarz pobladła. Odwrócił lekko głowę, a z jego ust poleciał śluz, a zaraz po nim kilka ślimaków. Dziewczyna skrzywiła się.

—  Ale to obrzydliwe.

Harry pomógł wstać przyjacielowi i razem z Hermioną udali się w stronę chatki Hagrida. Śmiejący się ślizgoni zaczęli iść w stronę boiska chcąc zacząć trening, brunetka posłała przepraszające spojrzenie bliźniakom, którzy tylko cicho powiedzieli, że to nie jej wina. Dziewczyna odwróciła się do nich plecami i zaczęła szybki krokiem iść w kierunku swojej drużyny.

***

Poprawiła swój kucyk i czując narastające zmęczenie zaczęła iść w stronę lochów. Zbiegła po schodach i skręciła w lewo, była pierwszą osobą, która dotarła do zamku. Wiedziała tylko, że starsi zawodnicy coś jeszcze omawiali, a Draco wlókł się jak żółw. Była już dosłownie kilka minut od wejścia do pokoju wspólnego ślizgonów. Schodząc po schodach zapalały się pochodnie umieszczone przy ścianach. Ujrzała jak przed nią stoi jakaś dziewczyna, była ona odwrócona do niej plecami. W dłoni trzymała małe lustereczko. Alex przeszła obok niej i zerknęła na jej twarz. Brunetka zatrzymała się zdziwiona, widząc przerażoną minę dziewczyny. Nieznana jej osoba była puchonką i możliwe, że były z tego samego rocznika. Położyła jej dłoń na ramieniu i jedyne co poczuła to chłód. Odsunęła się od razu.

—  Co się stało? —  spojrzała na Draco, który stał kilka stopni wyżej. Dziewczyna spojrzała na niego wystraszona.

—  Musimy zawołać Snape.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top