Rozdział 10

                    Słońce ogrzewało ich twarze, a letni wiatr rozwiewał włosy. Ginny przyprowadziła Alex w jedno z ładniejszych miejsc w okolicy ich domu. Wielkie jezioro otaczały drzewa, a najlepszy widok na wszystko było z drewnianego mostka, na którym właśnie siedziały. Ginny okazała się być taka sama jak jej rodzeństwo. Była bardzo otwarta i miła, swoim poczuciem humoru dorównywała bliźniakom.

— Naprawdę dziwię się, że jesteś w Slytherinie. — odparła — Pasujesz do gryfonów.

— Nie jesteś pierwszą, która to mówi. — uśmiechnęła się.

— Jakbyś była w Gryffindorze, to mogłybyśmy się przyjaźnić.

— Nadal możemy. — uśmiechnęła się, a rudowłosa wykonała ten sam gest.

Ginny położyła się na mostku, a Alex poszła w jej ślady. Przymknęła oczy i wchłaniała słońce, które ogrzewało jej skórę. Ginny zerknęła na nową znajomą po czym odwróciła głowę. Ich ciszę przerwał krzyk. Usiadły gwałtownie i spojrzały w kierunku, z którego wydobywał się dźwięk. Nagle z lasu wybiegł Ron. Szybko przeskoczył przez pieniek leżący niedaleko mostku i podbiegł do Alex.

— Ratuj! — powiedział łapiąc ją za ramię, tym samym zmuszając do wstania.

— Przed czym?

— Przed nimi! — wskazał dłonią na las, z którego dochodziły wołania Harry'ego.— Odkryli, że oszukałem ich podczas sprzątania ogrodu.

— Jak? — zapytała Ginny.

— Powiedziałem, że idę się napić. — mówił chowając się za brunetką. — I wróciłem jak skończyli. Pomóżcie mi, a będę robił co rozkażecie. — spojrzały na siebie i z uśmiechem odprowadziły Rona, do Nory gdzie czekało już na niego piekło.

***

Ron nigdy by nie pomyślał, że stanie się niewolnikiem w własnym domu. Minęły trzy dni od jego spontanicznej akcji, przeciwko sprzątaniu ogrodu. Pogoda zmieniła się i na dworze ciągle leje i mocno spadła temperatura. Ron wszedł do kuchni z dzbankiem, Fred i George spojrzeli na niego kiedy ten przelewał do niego sok. Bliźniacy spojrzeli na siebie z uśmiechem wiedząc, że to co robią dziewczyny jest dla niego idealną karą. Harry zszedł ze schodów i zaśmiał się widząc minę przyjaciela.

— No co. — oparł się dłońmi o stół i spojrzał na zgromadzonych. — Ginny chciała więcej soku, a Alex drożdżówkę, ale ktoś już zjadł wszystkie. — spojrzał na Freda, który trzymał w dłoni mały kawałek, wcześniej wspomnianego ciastka.

— Głodny byłem! — odparł.

— A dupa rośnie. — rudzielec złapał na dzbanek i odwracając się poszedł do salonu.

***

W końcu nadszedł pierwszy września i rodzinna Weasley'ów wraz z Harry'm i Alex pojawili się na stacji King's Cross. Alex z Ginny szły na samym przodzie, a tuż za nimi byli bliźniacy. Państwo Weasley biegło za dziećmi, chcąc zdążyć na pociąg, natomiast Ron i Harry motali się na samym końcu ze swoimi wózkami. Spojrzeli na znikających za ceglastą ścianą towarzyszy i przyspieszyli.Do odjazdu pociągu było jakieś pięć minut. Ginny została zaczepiona przez jakąś dziewczynę, która również w tym roku zaczęła naukę w Hogwarcie. Po krótkiej rozmowie postanowiły razem usiąść, a Alex rozejrzała się w tym czasie za wolnym przedziałem. Nie chciała narzucać się rudowłosej, tym bardziej że udało jej się tak szybko znaleźć nową koleżankę. Chciała iść dalej w głąb pociągu, kiedy poczuła dłoń na ramieniu. Odwróciła się i ujrzała uśmiechniętą twarz Fred'a. 

— Chodź do nas, będzie fajnie. — powiedział nadal uśmiechnięty.

— Jesteś pewien? Co powiedzą wasi kumple z Gryffindoru? — zapytała, a ten tylko machnął ręką.

— Będą mnie błagać o autograf, rzadko który siedzi w przedziale z dziewczyną.

Chciała coś jeszcze dodać, ale chłopak złapał jej kufer i ruszył w kierunku swojego przedziału. Uśmiechnęła się tylko pod nosem i poszła za nim. W środku był jego bliźniak, oraz Lee Jordan, którego już wcześniej poznała. Usiadła koło okna, a Fred zaraz po położeniu kufra zajął miejsce obok niej i przyłączył się do rozmowy Lee i Georga. Postanowiła im nie przeszkadzać i z kieszeni swojej torby wyjęła książkę, którą zaczęła podczas wakacji. Chłopaki byli tak sobą zajęci, że nawet tego nie zauważyli. Czytając, i tak słyszała tematy ich rozmów. Czasami powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Przewróciła kartkę i zaczęła czytać kolejne zdanie, kiedy poczuła na sobie wzrok Freda. Ignorowała to dłuższą chwilę, ale chłopak nie dawał za wygraną i ciągle się w nią wpatrywał.

— Coś nie tak?— zerknęła na rudzielca, co wywołało u niego uśmiech.

— Tak, zwróć na mnie uwagę, a nie siedzisz nosem w tej książce. Uwierz będziesz mieć jeszcze sporo do czytania w tym roku.— powiedział.

— Wybacz Freddie, bardzo chce dzisiaj skończyć tą książkę.— dziewczyna lekko się uśmiechnęła i wróciła do czytania swojej powieści.

— Freddie? Już na takim poziomie jesteśmy?— uśmiechnął się — Jak będę mieć czas też ci wymyślę jakąś słodką ksywkę.— spojrzała na chłopaka śmiejąc się.— Co ty tam w ogóle czytasz?— zapytał, wyrywając z jej dłoni książkę, spojrzał na okładkę i od razu westchnął.— Nie mów, że ty też . Moja mama pożyczyła to kiedyś od znajomej. Przeczytałem dwa pierwsze rozdziały, a mój mózg jakby zaginął.

— To nie przez książkę.— odezwał się George.

— Zamknij się! — Fred spojrzał na brata, a ten uśmiechnął się. — No nic powracając do tej książki. Uważam, że marnujesz czas. Jeśli chcesz już marnować czas to marnuj go ze mną. — mówił to poważnym głosem, oddalając swoją dłoń kiedy ta próbowała zabrać swoją własność.

— Chce wiedzieć jak się skończy. — odparła wzdychając i opierając się plecami o okno.

— Ten jak on miał, Billy? Tak, ten przyjaciel Charliego zabije ich, a na końcu siebie. — powiedział to, oddając jej książkę. Spojrzała na niego spod byka, a Lee i George wybuchli śmiechem. Przymknęła na chwilę oczy i odłożyła na stolik przedmiot. Wypuściła powietrze ustami i spojrzała na brązowookiego.

— No dobrze to, co tak właściwie mam z tobą robić?— mówiła to spokojnie wpatrując się w Fred'a.

— Nie wiem, chciałem, żebyś na mnie zwróciła uwagę. — odparł śmiejąc się, a ta załamana walnęła go w ramię.

***

Siedziała pomiędzy Pansy a Draco, którzy zacięcie rozmawiali o swoich wakacjach. Ona natomiast skupiła się na jedzeniu ciasta marchewkowego. Nabiła widelec w nie, a Draco spojrzał z uśmiechem w jej kierunku.

— Mama mówiła, że masz na święta do nas przyjechać. — powiedział nagle, a ona spojrzała na niego i pokiwała na znak, że nie ma nic przeciwko temu.

Nie dodała nic od siebie, bo spostrzegła jak jej tata z gniewną miną opuszcza wielką salę. Trzasnął drzwiami, a wszyscy uczniowie spojrzeli w ich kierunku. Alex odwróciła głowę w stronę stołu gryfonów i dostrzegła, że obok Hermiony nie ma ani Harry'ego, ani jego rudego przyjaciela Rona. Nagłe wyjście Snape, musiało być spowodowane tą dwójką. Gdzie są kłopoty tam zawsze jest Potter And Weasley Company. Zazwyczaj kończy się to na szlabanie.

Drzwi od wielkiej sali zostały znowu otwarte, a do środka wbiegł woźny. Przebiegł od całą długość od wejścia, aż do stołu nauczycieli. Podszedł do profesor Mcgonagall i powiedział coś do niej. Spojrzała na niego zdziwiona i rzuciła serwetkę na talerz. Wstała od stołu i gniewnym krokiem wyszła z sali.

— Może w końcu wywalą tego Pottera, gwiazda nie miała nawet ochoty pojawić się w pociągu. — rzucił Malfoy z półuśmiechem.

— Nie było go? — zdziwiła się Alex patrząc na platynowłosego.

— Tak, tego rudego biedaka też nie. — mówił odsuwając od siebie talerz.

— Jeśli to z ich powodu wyszedł Snape i Mcgonagall to raczej ich wywalą. — odparła Pansy. — A jeśli nie, to ta szkoła znowu pokaże swój zerowy poziom.

Tak właśnie rozpętała się rozmowa pod tytułem "nienawidzę Pottera i Weasleya". Alex nie udzielała się w niej, ale ciężko jej było słuchać obelg jakie lecą w kierunku jej znajomych. Dziękowała dyrektorowi, który po kilku minutach kazał perfektom zabrać ich do dorminatoriów.

Po raz kolejny dzieliła pokój z Pansy oraz Klementyna, która przez wakacje stała się dużo bardziej skora do rozmów, ze swoimi współlokatorkami. Wbrew temu, że wakacje u Waesleyów były cudowne, nigdy tak dobrze się nie bawiła. Musiała przyznać jedną rzecz. Hogwart był prawdziwym domem. Tutaj czuła, że może wszystko, miała także dobrych ludzi, którzy ją otaczali. Nie mogła czuć się tego dnia lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top