19

Na polanie przesiedzieliśmy prawie cały dzień przygotowując się do starcia z Vecną. Wreszcie gdy byliśmy wystarczająco gotowi postanowiliśmy ruszać dalej. Steve prowadził campera a obok niego siedziała jak zawsze Nancy, Ericka siedziała tuż za nim zamyślona, a na przeciwko niej przy stole siedział Lucas wraz ze mną i Max, która coraz bardziej odczuwała obecność Vecny dlatego miała ubrane słuchali i słuchała Kate Bush. Na tylnich siedzeniach siedzieli Dustin, Robin i Eddie. Przez całą drogę nikt się nie odzywał, każdy był skupiony na własnych myślach. Moje przewijały się głównie wokół - czy nam się uda pokonać Vecnę? Czy ktoś zginie? Czy zginę ja? Czy zginie Eddie albo Steve?. Te wszystkie myśli przerażały mnie jak nic innego, nawet sama ucieczka z laboratorium nie była tak straszna jak to co za chwile ma się wydarzyć. Atmosfera była duszna i przyprawiała o dreszcze. Nikt już nie był tak radosny i pewny siebie jak pare godzin temu. Najbardziej baliśmy się o Max, w końcu to ona ma najgorsze zadanie. Max wyglądała jakby się tym nie przejmowała ale wcale tak nie było, widziałam to. W głębi duszy cholernie się bała. Tak samo jak ja. Bałam się że ją stracę, już straciłam dwie osoby z rodziny nie mogę stracić kolejnej.

Wracacie gdy dojechaliśmy do domu Victora Creela poczułam prawdziwy stres. Starałam się myśleć racjonalnie że robimy to dla dobra tego miasta ale uścisk w żołądku nie pozwalał mi na to. Wreszcie postanowiłam się ogarnąć przecież Diabeł nie taki straszny jak go malują prawda. Prawda? Poradzimy siebie.

Przed jego domem wysiedli Lucas, Max i Ericka a my ruszyliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się pod przyczepą Eddiego po czym postanowiliśmy jeszcze raz powtórzyć plan.

- No dobra. Powtórzymy wszytko jeszcze raz - podeszła się Nancy.

- Faza pierwsza spotkanie z Ericką - odpowiedziała jej Robin - Ona da znak Max i Lucasowi.

- Faza druga - znów odezwała się Nancy.

- Max wzywa Vecnę - odpowiedziałam - zaatakuje ją i wpadnie w trans.

- Faza trzecie?

- Ja Alex i Eddie odciągamy nietoperze - odpowiedział jej Dustin.

- Faza czwarta?

- Wchodzimy do niestrzeżonej kryjówki Vency i przysmażamy go - powiedział Steve.

- Przed każdym kolejnym etapem wszyscy musimy się zamalować. Bez względu na wszystko trzymamy się planu. Zrozumiano? - zapytała Nancy.

- Tak - odpowiedzieliśmy jej wszyscy razem po czym ruszyliśmy do przyczepy Eddiego.

- Uważaj - powiedział Dustin do Steve'a gdy już znaleźliśmy się w przyczepie i Steve miał zacząć się wspinać po prześcieradle.

- Dzięki, stary - odpowiedział mu - raz kozia śmierć - szepnął Steve i zaczął się wspinać. A już po chwili był w upside down.

- Czego się spodziewał, oklasków? - zapytała Robin gdy Steve zamiast spaść plackiem na ziemie zrobił salto. Już po chwili Steve przeczołgał materac Eddiego abyśmy my mogli spać bezpiecznie.

- Gotowe. Chodźcie - powiedział Steve.

- Alex ty pierwsza - powiedział Dustin po czymś zabrał mi plecak z siekierami a ja zaczęłam się wspinać po sznurze. Gdy już znalazłam się po drugiej stronie Dustin rzucił mi plecak a po mnie zaczęła wspinać się Nancy.

- Pomogę ci - powiedział Steve podając jej rękę. Przez chwile stali i po prostu się na siebie patrzyli a mi było bardzo niezręcznie w tym momencie.

- Będziecie tak stać i się na siebie patrzeć czy zrobicie miejsce dla reszty? - zapytałam po chwili.

- A zamknij się - odezwał się Steve. A już po chwili na materacu wyładowały wszystkie narzędzia i bronię oraz Eddie. Podałam mu rękę pomagając wstać po czym na dół spadła tarcza a za chwile Dustin i Robin.

Gdy byliśmy już gotowi wyszliśmy z przyczepy Eddiego ruszając ku przygodzie. Robin, Nancy i Steve ruszyli przed siebie a ja Dustin i Eddie zostaliśmy przy przyczepie. Po chwili zatrzymał się Steve i odwrócił w naszą stronę.

- Ludzie, słuchajcie. Jeśli cokolwiek się schrzani, przerywajcie misje jasne? - zapytał patrząc na nas - Ściągacie na siebie nietoperze, zajmijcie je na chwile a my załatwimy Vecnę jasne? Żadnego zgrywania bohatera - dodał po czym zaczął się oddalać ale po chwili kolejny raz odwrócił się w naszą stronę - Lily znaczy się Alex... Uważaj na siebie - powiedział powiedział na mnie po czym podbiegł do mnie i mocno przytulił - nie chce tu wrócić i zobaczyć cię martwej jasne? - zapytał cały czas trzymając mnie w objęciach.

- Wiemy Steve, jesteśmy tylko zmyłką - odpowiedział mu Dustin - luz bohaterstwo zostawimy tobie.

- Jasne Steve. Spokojnie nic mi nie będzie - odpowiedziałam puszczając go - i to samo tyczy się ciebie. Nie chce drugiego brata nieboszczyka - dodałam a Steve zaczął się śmiać.

- Spokojnie, dam sobie radę - powiedział po czym ruszył z Robin i Nancy.

- Hej Steve! Daj mu popalić - dodał Eddie na odchodne.

- Nieźle - powiedział Eddie gdy staliśmy przed jego przyczepą. Teraz po drugiej stronie wyglądała jeszcze straszniej niż po naszej.

- Nawet bardzo - powiedział Dustin po czym oboje zaczęli się uśmiechać.

- Pora na zabawę - dodał Eddie po czym ruszyliśmy do przyczepy.

- Okej Alex? Nie wygadasz najlepiej - odpowiedział Eddie patrząc na mnie.

- Trochę się stresuje - powiedziałam po czym posłałam mu słaby uśmiech - mam złe przeczucia - dodałam.

- Będzie dobrze mała - powiedział po czym przytulił mnie i złożył delikatny pocałunek na moim nosie - wszytko będzie dobrze - wyszeptał jeszcze raz po czym ruszyliśmy do przyczepy.

Weszliśmy do środka a widok zmroził krew w naszych żyłach z wrażenia.

- Jezu...- szepnął Eddie a Dustin cicho się zaśmiał - zupełnie jakby została stworzona do innego wymiaru. Co wy na to? - zapytał po czym wziął gitarę do reki - Jesteś gotowa na najbardziej metalowy koncert w historii? - zapytał Eddie swojej gitary a ja z Dustinem patrzyliśmy na jego poczynania. Czasami mam wrażenie że on te gitarę kocha bardziej niż mnie.

- Pytasz retorycznie? - zapytał go Dustin a Eddie założył swoją gitarę.

- Do działa - odpowiedział mu po czym ruszył przed przyczepę a mu tuż za nim.
Nagle usłyszeliśmy w krótkofalówce głos Ericki - Weszła. Rozpoczynamy fazę trzecią.

- Faza trzecia. Przyjąłem - powiedział Dustin po czym włączył dwie ogromne kolumny - oby to usłyszały - szepnął do siebie. Po czym kiwnął mi na znak że mogę pogłośnić. Podeszłam do kolumn po czym przekręciłam wszystkie gałki na maxa.

- Eddie! Możesz zaczynać - krzyknęłam do chłopaka. A on pokazał mi kciuk w górę.

- Chrissy, to dla ciebie - usłyszałam jego ostatnie słowa po czym zaczął grać. Dustin aż w wrażenia usiadł ale świetnie się bawił a ja tylko trzymałam kciuki aby wszytko poszło według naszego planu. Cały czas czułam z tylu na plecach jakieś dziwne nieprzyjemne dreszcze ale starałam się je zignorować. Miałam wrażenie że coś się stanie a jeszcze bardziej byłam wściekła na siebie za to że nie mogę im w żaden sposób pomóc pomimo tego Że mam nadludzkie zdolności. Niestety zawsze kiedy ich potrzebuje one nigdy się nie pojawiają.

Eddie grał dalej a ja z oddali już słyszałam te gacki, klepnęłam Dustina w ramie po czym pokazałam mu na niebo.

- Już lecą - szepnęłam a Dustin mi przytaknął - to działa - powiedziałam po czym spojrzałam na Eddiego - Eddie! To działa! - krzyknęłam a chłopak spojrzał na mnie po czym się uśmiechnął.

- Eddie! - tym razem krzyknął Dustin - Mamy 30 sekund, żeby się zamknąć! - Eddie tylko kiwnął mu głową po czym zaczął jeszcze bardziej uderzać w struny i wydawać jeszcze głośniejszy i mocniejszy dźwięk.

- 20 sekund! - odliczał Dustin patrząc przez lornetkę a ja w tym czasie przygotowywałam klapę na dachu przyczepy aby jak najszybciej z niej zejść.

- 10 sekund!! - ponownie usłyszałam krzyk Dustina.

- 5 sekund!

- sekunda! - krzyknął Dustin po czym zaczął biec w moją stronę.

- Szybko Dustin!!! - krzyknęłam po czym dosłownie zepchnęłam chłopaka z dachu - Eddie! Szybciej!! - krzyknęłam do chłopaka.

- Jeszcze chwila! - odkrzyknął po czym idealnie zakończył.

- Biegiem! - krzyczał Dustin.

- Eddie, chodź! - krzyknęłam.

- Szybciej! - krzyknął ponownie Dustin.

- Kurde, kurde, kurde - powtarzał Eddie biegając za nami.

- Ruchy! - krzyczeliśmy wszyscy na raz po czym w ostatniej sekundzie wybiegliśmy do przyczepy.

- Eddie, teraz! Zamykaj! - krzyknął Dustin gdy znaleźliśmy się już w środku.
Gacki napadły nas z każdej strony ale my byliśmy już bardziej spokojni bo byliśmy w camperze i tu nic nie powinny nam zrobić. Bynajmniej tak myśle.

- Stary! Metalowa solówa wszech czasów! - krzyknął Dustin.

- O Boże! - westchnął Eddie po czym oboje zaczęli skakać jak małpy ze szczęścia. Po chwili przestali a Eddie rzucił się na mnie - Alex! Udało się! - krzyknął mi do ucha po czym pocałował mnie - tak się ciesze! - znów krzyknął gdy się ode mnie odsunął.

- Ja też się ciesze Eddie - powiedziałam po czym wtuliłam się w niego. Teraz już tylko czekaliśmy na sygnał od reszty jak im idzie. Eddie i Dustin stali do siebie odwróceni plecami po czym obracali się wokół osi. Oboje mieli w jednej ręce tarcze z przykrywki od kosza na śmieci z powbijanymi gwoździami a w drugiej dzidy. Ja za to stałam oddalona od nich i chodziłam po kamperze z siekierami w obydwóch rękach.

Naszą przyczepę atakowało coraz więcej  gacków i powoli zaczęłam wątpić w to Że te siatki ochronne i deski coś pomogą.

- Ej! Gnojki! - krzyknął Dustin - tak łatwo się poddajcie!? - zapytał gdy hałasy ustały.

- Zamknij się Dustin! - krzyknęłam - chyba lepiej żeby sobie dały spokój i po prostu siedziały na przyczepie niż przypadkiem przedziurawiły siatkę i tu wleciały przy okazji zabijając nas - powiedziałam. Nagle znów je usłyszeliśmy tym razem trochę ciszej ale to znak że nadal tu są.

- Są na dachu - powiedział Eddie.

- Kurna - szepnął Dustin.

- Po co się odezwałeś? Tak to by siedziały cicho - powiedziałam przewracając oczami po czym wszyscy ruszyliśmy w stronę jednego z szybów.

- Tędy nie przejdą prawda? - zapytał Dustin a już po chwili jeden z gacków przebił szyb i zaczął na nas ryczeć. Dustin i Eddie zaczęli się drzeć w niebogłosy a ja szybko podbiegłam do gacka i zaczęłam go tłuc siekierą, nie szło mi to najlepiej patrząc ma to że on był w małej dziurce a siekiera była za szeroka ale w końcu się udało. Wzięłam szybko deskę leżącą na stole po czym przystawiłam ją do szybu wentylacyjnego przytrzymując ją jedną z siekier.

- Eddie chodź tu! - zawołałam chłopaka po czym podałam mu siekierę.

- I co ja mam z tym zrobić? - zapytał patrząc na siekierę, która podtrzymywała deskę na szybie wentylacyjnym.

- Stać tak - powiedziałam.

- O w mordę - odezwał się Eddie gdy wreszcie udało nam się zapanować nad gackami.

- Nieźle - powiedział w moją stronę Dustin.

- Dzięki - szepnęłam wykończona po czym wypuściłam głośno powietrze. Takiego zastrzyku adrenaliny od dawna nie miałam. Przybiłam z nimi piątkę po czym odezwał się Dustin.

-  A inne wywietrzniki? - zapytał.

- O cholera - szepnął Eddie po czym wziął jedną z dzid i wetknął ją w deskę opierając ją o ziemie po czym oddał mi siekierę - powinno się trzymać nie? - zapytał a my przytaknęliśmy po czym ruszyliśmy do innych szybów.

Gdy chcieliśmy zatkać kolejne szyby do przyczepy wyleciało całe stado gacków, które zapewne przedziurawiły siatkę albo zerwały ją całkowicie.

- Cholera! - krzyknął Eddie po czym zaczęliśmy uciekać przy okazji zatrzasnął drzwi od swojego pokoju.

- Cholera! - krzyknął ponownie gdy znaleźliśmy się w salonie.

Gacki coraz bardziej dobijały się do drzwi a ja wzięłam siekiery z ziemi po czym stanęłam przed chłopakami. Oni w tym czasie wzięli z powrotem dzidy i tarcze po czym ustawili się za mną.

- Jak myślicie? - szepnął Dustin - ile te drzwi wytrzymają? - zapytał.

- Raczej niedługo - różnisz szepnęłam gdy nagle usłyszeliśmy głośne walnięcie - wiejemy! Szybko! - krzyknęłam po czym Dustin zaczął się wspinać a za nim ja Eddie był na końcu.

- Pospieszcie się! - krzyknął do nas Eddie. A już po chwili leżałam na materacu po naszej stornie.

- Eddie! Szybko! - krzyknęłam do chłopaka.

- Eddie chodź! - krzyknął jeszcze Dustin po czym zobaczyliśmy że Eddie zaczyna się wspinać po linie.

- Eddie szybko! - krzyknął jeszcze raz Dustin widząc że chłopak się zatrzymuje - Jesteś blisko! Wspinaj się!

- Eddie! Dalej! - krzyknęłam wystawiając do niego rękę, jednak on zeskoczył z liny cały czas patrząc w stronę drzwi gdzie znajdowały się gacki - co ty robisz Eddie! - krzyknęłam a w moich oczach stanęły łzy, tak strasznie się o niego bałam.

- Eddie... - szepnął Dustin

- Eddie co ty robisz!? - tym razem krzyczeliśmy razem z Dustinem widząc poczynania Munsona. On jednak wziął jedną z dzid po czym przeciął linę.

- Eddie! Na łeb upadłeś!? Co ty robisz!?? - krzyczałam totalnie zalewając już się łzami - co on robi!? - krzyknęłam cała roztrzęsiona do Dustina. W tym momencie nie umiałam myśleć trzeźwo. Eddie właśnie robi najgłupszą rzecz na jaką mógł wpaść w życiu a ja nie mogę mu pomóc bo idiota przeciął sznur.

- Eddie! - znów krzyczeliśmy z Dustinem widząc że chłopak wziął materac po czym przytrzasnął nim drzwi od pomieszczenia w którym znajdują się Gacki - Eddie przestań! Przestań! Przestań! Przestań! Co ty robisz!?! - teraz razem z Dustinem
byliśmy przerażeni tym co robił Munson.

- Kupuje nam więcej czasu - powiedział jak gdyby nigdy nic Eddie po czym wybiegł z przyczepy.

- Eddie nie!! - krzyczeliśmy razem z Dustinem, ale jego już nie było.

- Cholera! - krzyknął Dustin po czym zaczął chodzić w kółko łapiąc się za głowę - co robić!? Co robić!? Co robić!? - powtarzał w kółko.

- Myśleć racjonalnie!  - odpowiedziałam
Mu hardo po czym dodałam - wracamy tam ratować dupe temu idiocie bo sam sobie na pewno nie poradzi.

- Jak chcesz tam wrócić. Przecież nie doskoczmy do wejścia - zapytał mnie Dustin. Ja mu jednak nic nie odpowiedziałam tylko wzięłam jedną z szafek kuchennych po czym postawiłam centralnie pod przejściem.

- Tak Dustin - powiedziałam po czym weszłam na szafkę i podciągnęłam się do góry a już po chwili leżałam na ziemi w upside down - ała - jękłam gdy z całej siły uderzyłam o ziemie - teraz ty Dustin - odpowiedziałam gdy już się pozbierałam.

- Nie sięgnę! - krzyknął chłopak.

- Spróbuj. Wejdź na szafkę a dalej cię wciągnę jakoś - powiedziałam po czym zobaczyłam że chłopak powoli wchodzi na szafkę - podaj mi rękę - powiedziałam a już po chwili chłopak wystawił ją do mnie - okej teraz jak cię podciągnę spróbuj złapać się tutaj przejścia - powiedziałam po czym z całej siły zaczęłam ciągnąć. Nie było to łatwe zadanie ale już po chwili Dustin leżał pod moimi nogami.

- AłA!!!! - krzyknął cały poobijany i obolały.

- Nie drżyj się tylko szybko trzeba pomóc Eddiemu! - krzyknęłam po czym zaczęłam biec.

- Ej zaczekaj na mnie! - usłyszałam krzyk Dustina ale nie przejęłam się nim.

- Szybciej Dustin! Nie ma czasu! - tylko krzyknęłam i jeszcze bardziej przyspieszyłam.

- Gońcie mnie skurczybyki!! - z oddali słyszałam krzyk Eddie'go.

- Dustin słyszę go! Szybko! - krzyknęłam.

- Szybciej nie mogę Alex! Nie mam tak długich nóg jak ty! - krzyczał za mną Dustin.

Biegliśmy przez długi czas. Eddie odjechał dość daleko przez co po czasie go zgubiliśmy ale widziałam że jechał przed siebie więc biegaliśmy cały czas prosto. Po czasie w oddali zauważyłam  Eddiego walczącego po chwili chłopak upada a gacki zaczynają go atakować.

- Dustin!! Szybciej on jest ranny! - krzyknęłam przerażona i zaczęłam biec jeszcze szybciej niż dotychczas. Eddie był dość daleko od nas dlatego musieliśmy się pospieszyć zanim te nietoperze zrobią mu większą krzywdę.

Po czasie wreszcie znaleźliśmy się koło Eddiego. Dustin zaczął odganiać gacki a ja podbiegłam do chłopaka po czym położyłam jego głowę na swoich kolanach.

- Eddie... - szepnęłam widząc jego stan. Z moich oczu ponownie zaczęły spływać łzy które padały prosto na policzki Munsona.

- Eddie! - usłyszałam po chwili krzyk Dustina podbiegającego do nas - Boże... - szepnął gdy zobaczył stan Eddiego.

- Jest źle, co? - zapytał Eddie patrząc mi w oczy.

- Nie, nic ci nie będzie! - powiedziałam po czym spojrzałam na Dustina - Dustin pomóż mi go podnieść, trzeba go przenieść do naszego świata i jak najszybciej zawieść do szpitala.

- Dobra - powiedział ledwo Eddie po czym razem z Dustinem próbowaliśmy go podnieść.

- Dalej Eddie, podnieś się - powiedział Dustin gdy siłowaliśmy się z umierającym Munsonem.

- Eddie! Straciłam już wystarczająco ludzi w moim życiu! Ty nie możesz być następny - krzyczałam a z moich oczu znów płynęły łzy. Dzisiaj coś za dużo płacze a to do mnie nie podobne.

- Potrzebuje chwili, okej? - powiedział Eddie po czym znów się położył.

- Okej - powiedział Dustin.

- Nie ma czasu chłopaki! Ty się wykrwawiasz - powiedziałam po czym znów próbowałam podnieść Eddiego.

Nagle Eddie spojrzał na mnie i na Dustina i się uśmiechnął.

- Tym razem nie uciekłem, jasne? - powiedział nagle.

- Nie, nie, nie - powiedzieliśmy razem z Dustinem - nie uciekłeś - dodałam głaszcząc go po policzku.

- Dustin? Zajmiesz się dla mnie tymi szkolnymi owieczkami? - Eddie zapytał Dustina po czym spojrzał na mnie - Alex... mówiłem już ci że cię kocham najbardziej na świecie... ale powiem to jeszcze raz. Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie że mógłbym być z kimś innym. Dlatego... - zatrzymał się na chwile po czym sięgnął po coś do kieszeni a po chwili wyjął z kieszeni pierścionek po czym włożył mi go do ręki - na pamiątkę Alex. Nie zdążyłem cię zapytał co to... czy za mną wyjdziesz. Ale teraz to już nie istotne. Chce żebyś znalazła sobie kogoś z kim będziesz szczeliwa a ten pierścionek noś aby przypomniał ci o mnie - powiedział Eddie po czym zamknął oczy.

- Nie! Eddie!! Wracaj tu! Nie możesz umrzeć! - krzyczałam w niebogłosy a Dustin upadł na kolana płacząc najgłośniej jak umiał - Eddie słyszysz mnie!? Ty musisz żyć rozumiesz!? Nie umiała bym bez ciebie funkcjonować! Wróć do mnie Eddie! Nie chce wychodzić za nikogo innego niż za ciebie rozumiesz!? - wpadłam w totalną histerie i nie mogłam się uspokoić. Położyłam  głowę na klatce piersiowej Eddiego gdzie już nie było słychać bicia serca, płakałam jeszcze bardziej.

Po chwili poczułam jak strasznie zaczynają piec mnie ręce. Podniosłam się na chwile i zobaczyłam że moje żyły są na zewnątrz i świecą na niebiesko.

- Alex... twoje oczy... - szepnął Dustin patrząc na mnie.

- Co? Co z nimi? - zapytałam zdziwiona.

- Są całe niebieskie... - szepnął Dustin.

Po chwili poczułam jak zaczynam unosić się nad ziemią i totalnie nie mogłam
nad tym zapanować.

- Alex! - krzyknął Dustin.

Z moich oczu zaczęły płynąc błękitne łzy a wokół mnie zaczęła pojawiać się błękitna aura. Czułam się tak jakbym miała skurcz całego ciała, miałam ochotę krzyczeć z bólu ale nie mogłam.
Nagle jakiś niebieski promień przebił mnie na wylot i poleciał prosto w stronę Eddiego a druga końcówka tego promienia poleciała zupełnie w inną stronę ale nie przejęłam się tym. Teraz skupiłam się na tym co się dzieje z Eddiem. Chłopak zaczął się unosić w powietrzu tak jak ja a już po chwili cała ta aura prysła niczym bańka mydlana a powłok rozniósł się po całym upside down. Spadłam na zmienię. Nie mogłam się ruszać, wszytko mnie bolało, ale resztkami sił podniosłam się aby sprawdzić co z Eddiem.

- Alex! - krzyknął Dustin gdy czołgałam się w stronę Eddiego - nic ci nie jest?! - zapytał podbiegając do mnie ale ja nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Jedyne na czym się teraz skupiałam to aby sprawdzić czy nic nie jest Eddiemu.

- Eddie... - szepnęłam po czym sprawdziłam mu puls. Nic a nic nie dało się wyczuć. Moja nadzieja właśnie umarła. Liczyłam że chociaż tym razem moja moc zadziała i jakoś uratuje Eddiego, nawet jakby miała mnie zabić ale żeby on żył. Niestety jak zawsze pokładałam w niej za dużo nadziei.

Wybuchłam histerycznym płaczem ponownie gdy zadałam sobie sprawę że nic się nie stało a Eddie naprawdę nie żyje. Dustin podszedł do mnie po czym przytulił mnie z całej siły a ja objęłam go w pasie wtulając się w niego aby nie patrząc na Eddiego.

- Czemu ryczycie? - usłyszałam nagle jego głos. Głos Eddiego. Szybko razem z Dustinem odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni po czym spojrzeliśmy na Eddiego. Siedział jak gdyby nigdy nic na ziemi patrząc na nas i podpierając się łokciami.

- Eddie!! - wydarliśmy się oboje z Dustinem po czym rzuciliśmy się na długowłosego.

- Myśleliśmy że nie żyjesz - powiedziałam odsuwając się od niego po czym z całej siły go pocałowałam.

- Tak było, przez chwile ale po chwil poczułem jakieś dziwne szarpnięcie, tak jakby ktoś mnie ściągnął z powrotem na ziemie i nagle otworzyłem oczy i zobaczyłem Was, płaczących - powiedział Eddie gdy już się od siebie odsunęliśmy. Dustin pomógł nam wstać po czym ponownie rzuciliśmy się w objęcia Munsona.

Gdy się od niego odsunęliśmy podwinęła delikatnie jego koszulkę aby sprawdzić jego rany po nietoperzach, ku mojemu zaskoczeniu nie było ani jednej. Eddie wyglądał jak nowy, tak jakby nic się nie stało.

- Bez jaj - szepnęłam a obi spojrzeli na brzuch Munsona.

- Wow - powiedział Dustin po czym przejechał palcem po miejscach gdzie były rany - nie ma ich - szepnął a ja kiwnęłam głową zgadzając się z nim.

- Co się dziwić. W końcu to magia naszej 111 - powiedział Eddie po czym spojrzeliśmy sobie w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie. 

- Jak to możliwe? - zapytał Dustin.

- Nie mam pojęcia. Ostatni raz moje moce zostały ujarzmione 5 lat temu - powiedziałam.

- To nie istotne jak najważniejsze że wszytko się udało - powiedział Eddie a my mu przytaknęliśmy - nie wiem jak wy ale ja już nie chce tutaj być, zbierajmy się - dodał po czym ruszyliśmy w stronę wyjścia z upside down. Dustin szedł przed nami a my za nim przytuleni do siebie.

- Zgadzasz się? - zapytał Eddie a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem - pierścionek - dodał a ja spojrzałam na rzecz na moim palcu.

- A to... - szepnęłam - już dawno się zgodziłam gdy tylko zacząłeś ten temat - powiedziałam po czym pocałowałam chłopaka.

W końcu doszliśmy do przyczepy gdzie znajdowało się wyjście z upside down.

- Tym razem ty idziesz pierwszy - powiedział Dustin kierując swoje słowa w stronę Eddiego po czym wybuchliśmy śmiechem.

- Dobra, dobra aż tak mi nie ufacie? Skoro tak to dobra idę pierwszy - powiedział Munson po czym wspiął się na szafkę.

- Dziwisz się po tym co odwaliłeś? - zapytałam ze śmiechem po czym zaraz po Eddiem przeszłam do naszego świata.

- Teraz ty Dustin - powiedziałam patrząc na chłopaka, który został w upside down.

- Kurka wodna. Znów to samo. Chyba wole tu zostać wiecie!? - zapytał po czym zaczął się śmieć.

- Nie baw się w Eddiego - powiedziałam po czym wystawiłam do niego rękę wciągając go z powrotem.

- Ej! Uratowałem wam życie - powiedział Eddie po czym zaczął się prężyć jak jakiś superbohater.

- Oczywiście bohaterze - powiedziałam po czym przytulałam się do jego boku.

Gdy już wyszliśmy z przyczepy Eddie usłyszeliśmy bicie zegara. O nie Max. A po chwili nastąpiło trzęsienie ziemi czyli otwarcie czterech przejść.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top