18
Eddie wyszedł na chwile z przyczepy Max po czym poszedł do swojej a my w tym czasie zastanawiamy się w jakiś sposób możemy załatwić Vecnę. Po chwili wrócił Eddie po czym na stole przed nami położył jakąś gazetę.
- Obczajcie. Sklep „strefa wojenna". Raz tam byłem. Jest ogromny. Mają wszystko czego trzeba nam do... No do zabijania - powiedział Eddie wskazując na jedno z ogłoszeń.
- Ten pseudo-Rambo ma tam dość broni? - zapytałam.
- Czy to granat? - zapytała Robin.
- Jakim cudem jest to legalne? - Ponownie zapytałam.
- Na szczęście jest, dla nas to jakoś jest. Ten sklep jest wystarczająco oddalony od miasta. Jeśli pojedziemy bocznymi drogami, powinnismy uniknąć glin i wściekłych wsiurów - powiedział Eddie.
- Jak chcemy uniknąć wściekłych wsiurów, polecam omijać sklep „Strefa wojenna" - powiedziała Ericka.
- Normalnie bym się nie zgodziła, ale potrzebna nam broń - powiedziała Nancy - więc warto zaryzykować - dodała.
- Dobrze mówi - poparł ją Lucas.
- Mamy na to czas? Na rowerach to zajmie cały dzień - powiedział Dustin.
- Ja nie mam zamiaru biec tyle kilometrów - od razu zaprotestowałam.
- Kto mówi o rowerach? - zapytał Eddie.
- A masz jakiś samochód? - zapytał Steve.
- To nie do końca samochód Steve - odpowiedział mu Eddie - I nie do końca mój, ale nada się.
- Hey! Ruda masz jakąś konkretną bandaną albo coś w tym stylu? - zapytał Eddie, Max. Ta tylko zrobiła minę jakby się nad czymś zastanawiała a już po chwili biegliśmy po polu przyczep a na czele biegł Eddie. Na głowie miał maskę jakiegoś świra co goni ludzi z piłą motorową albo siekierą. Po czym przybiegliśmy do przyczepy przed, którą siedziała dwójka ludzi, to zapewne ich „dom". Jak gdyby nigdy nic Eddie zakradł się na tył przyczepy a my tuż za nim po czym odsunął okno i wszedł do środka.
- Eddie! - szepnęłam - to legalne? Właśnie kradniemy komuś furę czy tam dom. Zwał jak zwał.
- A czy to istotne maleńka? Musimy się dostać do tego sklepu więc innej opcji nie ma - powiedział Eddie po czym podał mi rękę i wciągnął do środka.
- Mi też pomożesz? - zapytał Dustin wystawiając rękę do Eddiego.
- Nie - powiedział Eddie po czym ruszył na przód przyczepy. Dustin tylko spojrzał zrezygnowany na mnie po czym próbował wciągnąć się do przyczepy.
- Czekaj pomogę ci - powiedziałam po czym chwyciłam go za obie ręce. Niestety okazało się że to nie było takie proste jak się wydawało dlatego zawaliłam Steve'a aby mi pomógł i takim sposobem wciągnęliśmy Dustina do przyczepy.
Eddie usiadł na miejscu kierowcy i zdjął jakąś nakładkę po czym obcęgami przeciął pare kabli aby uruchomić przyczepę.
- Gdzie się tego nauczyłeś? - zapytał go Steve.
- Gdy inni ojcowie uczyli dzieci łowienia ryb i grania w piłkę, mój stary uczył mnie, jak odpalić na krótko. Przysięgałem sobie że nigdy nie skończę jak on, a teraz jestem poszukiwany za morderstwo a wkrótce za kradzież bryki. Jednak jestem nieodrodnym Munsonem.
- Em Eddie, chyba nie chciałabym żebyś prowadził - powiedziała Robin gdy podeszłyśmy do chłopaków przysłuchując się ich rozmowy.
- Ja go tylko odpalam, Harrington zajmie się resztą. Don't ya, big boy?. - powiedział Eddie po czym klepnął w klatę Steve'a, po chwili maszyna odpaliła a do drzwi zaczęli się dobijać jej mieszkańcy.
- Hej! Otwórzcie drzwi! - było słychać ich krzyki - Zamknęli drzwi!
- W mordę! Szybko - krzyknął Eddie po czym zamienił się miejscem ze Steve'm.
- Szybko Steve! - krzyknęłam po czym usiadłam na kanapie na samym końcu.
- To tylko samochód. Złapie się czegoś! - krzyknął do nas Steve.
- Nie gadaj tylko ruszaj! - ponownie krzyknęłam.
- O mój Boże ruszajmy! - krzyczał razem ze mną Dustin - jedź Steve! Jedź!!
- Ruszaj! - krzyknęłam z Eddie'm i już po chwili zaczęliśmy odjeżdżać z pola.
- Szybciej! - krzyczał Dustin - szlag ale się wkurzyli.
- Nie każdego dnia tracisz jednoczenie samochód i dom - powiedziała Robin.
- Trzymajcie się! - krzyknął Steve widząc że zaraz wjedziemy w śmietniki.
- W mordę jeża! To oni! Biegną za nami - wszyscy na raz krzyczeliśmy.
- No to jedziemy! - powiedział Steve gdy minęliśmy znak „Park przyczep" .
Po chwili jechaliśmy już spokojnie bez szaleństw przez las. Siedziałam razem z Eddiem tym razem na siedzeniach po lewej stronie campera. Robin i Nancy siedziały przed nami przy stoliku a przy stoliku po prawiej stronie siedział Lucas wraz z Ericką. Na tyłach siedzieli Max i Dustin. Każdy z nas był wykończony tą adrenaliną sprzed chwili, która powoli z nas schodziła.
- Udało się - szepnął Eddie obejmując mnie ramieniem.
- Tak. Prawie nas złapali ale na szczęście się udało - powiedziałam po czym spojrzałam na Eddiego on spojrzał na mnie po czym nachylił się i mnie pocałował. Po chwili Nancy wstał i usiadła obok Steve'a.
Każdy był zajęty sobą. Nancy i Steve o czymś rozmawiali uśmiechając się do siebie co chwile, widać było że między nimi nadal są jakieś iskry miłości. Max i Dustin przysnęli oboje oparci o tylnią szybę campera a Lucas położył głowę na stole i chyba też zasnął, Ericka i Robin siedziały podparte i po prostu parzyły na drogę.
- O czym tak myślisz? - zapytał mnie Eddie gdy zamilkłam i wpatrywałam się w śpiącego Lucasa.
- Myśle o tym jak to będzie gdy ciebie oczyszczą z zarzutów i będziesz mógł żyć normalnie. No i gdy to całe piekło się skończy - powiedziałam po czym spojrzałam na Eddiego.
- Będzie cudownie. W końcu skończę szkołę, w końcu to mój rok - powiedział po czym się zaśmiał - a jak ty skończysz szkołę to weźmiemy ślub i będziesz moją panią Munson - dodał po czym pocałował mnie w głowę i przytulił bardziej do siebie.
- Naprawdę chcesz wziąć ze mną ślub? - zapytałam zdziwiona.
- No a jak! No chyba że ty nie chcesz, nie będę cię do niczego zmuszał - powiedział po czym wysłał mi najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam w życiu.
- To nie tak że nie chce po prostu zdziwiłam się lekko, w końcu nie wyglądasz na takiego co lubi się bawić w takie rzeczy - powiedziałam po czym zaśmiałam się a Eddie ze mną.
- Widzisz jestem pełen niespodzianek księżniczko. A co do tego że chce wziąć z tobą ślub to byłem już pewny pierwszego dnia gdy na mnie wpadłaś. Gdy cię zobaczyłem już wiedziałem że cię kocham i będziesz moja. Dlatego byłbym idiotą gdybym się z tobą nie ożenił - powiedział. Ja tylko uśmiechnęłam się po czym oparłam o jego klatkę piersiową i wsłuchiwałam się w jego powolne bycie serca. Uspakajało mnie to. Pomimo tego co się dzieje wokół nas on jest przy mnie i jest dla mnie najlepszym oparciem jakie mogłam mieć.
- Ale pod warunkiem że zagrasz ze mną chociaż raz w D&D - dodał po chwili Eddie a ja zaczęłam się śmiać.
- Oczywiście - powiedziałam po czym zamknęłam oczy i odpłynęłam nadal wsłuchując się w jego bicie serca.
Wreszcie po długim czasie dojechaliśmy do „Strefy Wojny". Szczerze myślałam że się nie doczekam tak czas mi się dłużył plus muszę do łazienki. Wreszcie wyszliśmy z przyczepy i udaliśmy się do sklepu. Wszyscy oprócz Dustina, Lucasa oraz Eddiego, który został w aucie dla bezpieczeństwa.
- Wściekłych wsiurów nie unikniemy - powiedziała Robin.
- Załatwimy to szybko - powiedziała Nancy.
- Oj tak - odpowiedziałam.
- Definitywnie - dodała Ericka po czym weszliśmy w głąb sklepu rozglądając się za najpotrzebniejszymi rzeczami. Każdy poszedł w stronę innego działu ja w tym czasie ruszyłam w stronę Kijów baseballowych i innych maczug i patyków, przydadzą się do walki z gackami. Daje głowę że jak wrócimy do upside down to nie będą nas odstępować na krok. Max w tym czasie zbierała rożnego rodzaju noże i sztylety a Ericka ładunki wybuchowe i trucizny. Nie wiadomo czy trucizna się przyda ale nie daj Boże spotkamy Demogorgona to może się przydać. Kto by pomyślał że taki słodki kwiatek może być taki szkodliwy. Steve w tym czasie wraz z Robin wybierali jakieś ładunki wybuchowe.
- Ile mam tego wziąć? - zapytała Robin Steve'a.
- Pięć albo sześć - odpowiedział jej chłopak pomagając jej pakować do kosza. Podeszłam do nich wkładając do kosza wszytko co wzięłam bo muszę przyznać trochę to ważyło i nie wygodnie mi się nosiło w rękach po czym rownież zaczęłam pakować ładunki do kosza. Nagle Robin przestała i zaczęła wpatrywać się przed siebie. Steve również to zauważył i wszyscy razem zaczęliśmy wpatrywać się w punkt w który wpatrywała się Robin a naszym oczom ukazała się Vicka, dziewczyna z orkiestry oraz wielki obiekt westchnień Robin.
- Będziesz tak stać i się gapić? - zapytał Steve a ja z całej siły klepnęłam go w ramie na znak żeby się zamknął - No co? - zapytał patrząc na mnie.
- Zamknij się - powiedziałam razem z Robin. Po czym dziewczyna zaczęła iść w kierunku Vickie. Nagle do Vickie podbiegł jakiś chłopak strasząc ją, Robin się zatrzymała i już z miej radosną miną wpatrywała się w te scenę.
- Jezu! przestraszyłeś mnie - powiedziała Vickie'a do tego chłopaka po czym go pocałowała. Spojrzałam smutnym wzrokiem na Robin po czym położyłam jej rękę na ramieniu na znak wsparcie.
Dziewczyna przez jakiś czas wpatrywała się w nich do momentu aż Vickie'a nie spojrzała w naszym kierunku, Robin w popłochu zabrała wózek i zaczęła się oddalać a my ze Stevem szybko ją dogoniliśmy.
- Robin! Robin! - krzyczał za nią Steve.
- Kto to był? - oddalając się usłyszałam jeszcze tego chłopaka co był z Vickie.
- Ktoś z orkiestry - powiedziała. Nie mam pojęcia czy mówiła coś jeszcze gdyż oddaliśmy się na tyle że już ich nie słyszałam.
- Ja pójdę z Robin a ty pilnuj koszyka, możesz coś jeszcze dorzucić - odezwał się Steve gdy zauważył że Robin wybiegła ze sklepu, zapewne pobiegła do campera.
- Okej ale jak coś daj mi znać - powiedziałam a Steve tylko kiwnął głową i po chwili już go nie było.
W oddali zauważyłam Nancy stojącą przy ladzie wraz ze sprzedawcą oraz wiatrówką w dłoni, zapewne chce ją kupić. Reszty nie widziałam dlatego postanowiłam rozejrzeć się jeszcze po sklepie a moją uwagę przykuły siekiery dlatego postanowiłam iść w ich kierunku. Nie mam pojęcia czy się przydadzą ale przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówią. Kręciłam się tak przez jakiś czas gdy nagle usłyszałam ten znienawidzony głos zaraz obok mojego ucha.
- Co taka piękna, delikatna dziewczyna robi w takim sklepie? - odwróciłam się a moim oczom ukazał się Jason. - Jeszcze jego tu brakowało - pomyślałam. Jego głos ociekał jadem, zapewne przez tą akcję, która miała miejsce nad jeziorem.
- To że jestem dziewczyną Jason nie znaczy że nie mogę być w takim sklepie - powiedziałam po czym totalnie nie zwracać na niego uwagi zaczęłam wkładać siekiery do wózka sklepowego - a po za tym to nie twój interes co tutaj robię - dodałam po czym chciałam odejść ale jego ręka mnie zatrzymała. Kątem oka widziałam Erickę przyglądający się nam. Ręką dyskretnie pokazałam jej że ma jak najszybciej się stąd oddalić aby Jason jej nie widział. Po chwili dziewczyny nie było - odetchnęłam z ulgą.
- Chcesz coś konkretnego Jason? - zapytałam a mój oddech stawał się coraz cięższy.
- Dać ci radę? - zapytał a ja tylko modliłam się aby jak najszybciej stąd pójść i już nigdy go nie spotykać - taką lichą siekierką to jedynie odrąbiesz łeb małemu ptaszkowi. Nawet klocka drewna tym nie przetniesz - powiedział po czym wyszarpnął mi siekierę z dłoni - coś ty taka zdenerwowana? - zapytał przenikliwie.
- Mamy straszne czasy - odpowiedziałam - trzeba się bronić wszystkim co mamy pod ręką - dodałam po czym zaczęłam odchodzić.
- Jasne - prychnął - pozdrów swojego chłopaka. Mordercę - dodał po czym zaczął się oddalać.
- On nie jest mordercą - powiedziałam hardo nawet się do niego nie odwracając twarzą tylko poszłam przed siebie starając się znaleźć kogoś znajomego ale gdzie tylko nie poszłam wszędzie widziałam drużynę koszykarską - niech to szlag trafi. Jeszcze ich tu brakowało.
- Czemu to tyle trwa? - zapytał Dustin i w tym samym czasie wszyscy wybiegliśmy do Campera.
- Odjeżdżać szybko! - krzyknęłam po czym usiadłam obok Eddiego.
- Co się dzieje? - zapytał Eddie.
- Drużyna koszykarska na czele z Jasonem tu jest - powiedziałam.
- Co!? - krzyknęli w tym samym czasie Eddie, Lucas i Dustin.
- To, a teraz Steve odjeżdżaj szybko - dodałam.
- Ruszaj! - krzyczeli wszyscy na raz do Steve'a.
- Już ruszam! Siadać! - krzyknął Steve odpalając maszynę. Odetchnęliśmy z ulgą gdy przejechaliśmy przez parking i wyjechaliśmy już na drogę. Przez tyknie okna widziałam Jasona przyglądającego się nam ale nie przejęłam się tym, teraz najważniejsze jest aby uciec stąd jak najszybciej aby ten chujek nie pojechał za nami.
Jechaliśmy przez długi czas aż dojechaliśmy na jakieś totalne odludzie gdzie od dawna nie było żywej duszy. Zaparkowaliśmy na jakimś trawiastym polu po czym wysiedliśmy z campera.
Każdy zajął się swoją robotą Eddie wraz z Dustinem przybijali gwoździe do pokryw od kubłów na śmieci. Steve wraz z Robin przelewał benzynę do szklanych butelek i nasączał jakieś szmatki. Ja ostrzyłam wszystkie ostre narzędzia aby były jeszcze bardziej ostre. A Nancy wraz z Max przecinały bronie aby nadawały się jeszcze lepiej do strzelania.
- Czy to legalne? - zapytała Max.
- Wydaje mi się że to przestępstwo - odpowiedziała jej Nancy.
- No tak - powiedziała Max z uśmiechem przewracając oczami.
- Ale to gwarantuje jedno. Nie spudłuje - odpowiedziała jej Nancy po czym oderwała lufę.
- Jak leży w ręce? - zapytał Dustin Eddiego gdy testowali ich „tarcze ochronne".
- Lekka, ale wytrzymała - odpowiedział mu Eddie po czym zaczął nią wymachiwać i zachowywać się jak jakiś superbohater - zabójcza, ale nie zawodna - dodał.
Dustin zaczął się śmiać a Eddie zaczął znowu udawać jakieś superbohatera czy coś bo jedną nogą stanął na skrzynce a rękę miał wystawioną przed siebie i mówił władczym głosem.
- Wysłuchaj mnie. Nic już nigdy nie umknie przed Eddiem Wygnańcem.
- Jak je ciachniesz, zostaną same toperze - powiedział mu Dustin. Ja tylko się temu przyglądałam i przysłuchiwałam z uśmiechem na twarzy. Cieszyłam się znów widząc Eddiego takiego szczęśliwego jak dawniej, nie myślał o zmartwieniach ani o tym że jest poszukiwany on po prostu czuje się wolny.
Eddie spojrzał na Dustina jak na idiotę gdy usłyszał to jak nazwał te nietoperze a ten zaczął się śmiać.
- Łapiesz? - zapytał Dustin - uciąłem „nie" toperze. Nic? - zapytał widząc minę Eddiego która mówiła „serio? Nic bardziej idiotycznego wymyślić nie umiałeś?" - Myślałem że to mi wyszło - dodał Dustin.
Nagle Eddie rzucił się na niego starając się powalić na zmienię.
- Co robisz? - zapytał Dustin - o ty ciulu! - krzyknął po czym tym razem to on rzucił się na Eddiego - Zostaw gacie! Zostaw gacie! - krzyczał Dustin gdy Eddie chciał go zmajtkować.
- Nigdy się nie zmieniaj Dustinie Hendersonie. Obiecaj mi to - powiedział Eddie gdy zaprzestali swoich wygłupów i teraz stali w bardzo śmiesznej pozycji. Eddie obejmował Dustina za szyje a ten Eddiego w pasie.
- Nie zamierzam - odpowiedział mu zdziwiony Dustin odsuwając głowę od niego jak najdalej tak jakby się bal że Eddie go pocałuje czy coś. Nie powiem dla oglądającego to wyglada mega zabawnie.
- Spoko - powiedział Eddie.
- To spoko - dodał Dustin.
- Spoko - znów odezwał się Eddie śmiejąc się wraz z Dustinem.
- Ej Sincleriki! Jak tam nasze dzidy? - zapytał Eddie, Lucasa i Ericki. Lucas tylko wystawił kciuk w górę na znak że dobrze.
- Może idź trochę do Alex - powiedział Dustin - i zobacz jak jej idzie - dodał.
- No tak! Moja Alex. Taka osamotniona siedzi - powiedział Eddie po czym zaczął iść w moim kierunku.
- No właśnie Eddie. Nikt nie dotrzymuje mi towarzystwa - powiedziałam z udawanym smutkiem.
- Już masz towarzystwo - powiedział po czym postawił jedną ze skrzynek i na niej usiadł - daj ostrzałkę - powiedział a ja podałam mu drugą po czym wziął jedną z siekier i zaczął ją ostrzyć.
- O czym tak myślisz? - zapytałam widząc jego skupioną i zamyśloną twarz.
- Tym razem role się odwróciły co? Tym razem to ty zadałaś to pytanie - dodał widząc mój pytający wyraz twarzy - kocham cię - powiedział nagle Eddie a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Co go teraz wzięło na takie słowa, jakby on ciagle mi przypomina o tym że mnie kocha w najróżniejszych możliwych sposobach dlatego wiem o tym doskonale ale czemu teraz.
- Eddie...wiem że mnie kochasz. Ja ciebie też - powiedziałam po czym dodałam - bardzo.
- Ciszę się że wiesz Alex - powiedział po czym spojrzał na mnie - po prostu boje się że pewnego dnia nie zdążę ci tego powiedzieć a chce żebyś wiedziała że kocham cię najbardziej na świcie.
- Eddie... - zaczęłam ale chłopak mi przerwał.
- Nie Alex. Nie mów że będzie dobrze, że wszystko się uda. Tego nie wiemy. Może się okazać że jedno z nas nie wróci z tej walki dlatego chce abyś widziała że kocham cię najbardziej na świecie i jeśli coś mi się stanie nie chce abyś płakała za mną tylko żyła dalej, znalazła sobie kogoś godnego na moje miejsce i była szczęśliwa - powiedział Eddie a w moich oczach stanęły łzy, które powoli zaczęły spływać po moich policzkach. Przysięgam że wolała bym zginąć niż żyć bez niego a tym bardziej go zastąpić.
- Eddie...wolała bym zginąć niż żyć bez ciebie - powiedziałam po czym rozkleiłam się na amen. Eddie widząc mój stan przyciągnął mnie do siebie po czym mocno przytulił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani!
Bardzo chciała bym przeprosić że nie dotrzymałam obietnicy i wczoraj nie było rozdziału, ale coś stało mi się z laptopem i nie mogłam go uruchomić dlatego dopiero dzisiaj wrzucam nowy rozdział. Mam nadzieje że nie jesteście źli. 🤍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top