13
Po chwili można było usłyszeć odgłos syren policyjnych radiowozów jadących nad jezioro. Ktoś jeszcze musiał widzieć to zajście i powiadomić policję. Eddie wyskoczył z łódki po czym pędem płynął w moją stoję, niestety tuż za nim był Jason. Gdy w końcu udało mu się dopłynąć złapałam go za rękę aby pomóc mu wyjść z wody po czym zaczęliśmy uciekać. Co jakiś czas odwracałam się aby zobaczyć czy Jason czasami nie biegnie za nami na szczecie nie, cały czas stał na brzegu.
Biegliśmy przez ulice, łąki, lasy aż dotarliśmy do Skały Czaszki. Byliśmy wykończeni ciągłym biegiem i ucieczką przed wszystkimi. Eddie usiadł pod kamieniem opierając się o niego plecami a ja tuż obok niego opierając się o jego tors.
- Przepraszam Lily - odezwał się Eddie przerywając cieszę.
- Za co? - spojrzałam na niego zdziwiona. Przecież nic złego nie zrobił.
- To wszystko moja wina. Przeze mnie teraz masz kłopoty. Musisz uciekać tak jak ja. Zamiast bawić się w superbohaterkę z resztą musisz siedzieć tutaj ze mną - powiedział po czym spojrzał przed siebie z ciemność.
- Eddie spójrz na mnie - powiedziałam po czym złapałam jego brodę i skierowałam jego twarz w moją stronę - to nie jest absolutnie twoja wina. W końcu to nie ty zabiłeś Chrissy i Patricka tylko Vecna - powiedziałam a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu - a po za tym tak szczerze to wole siedzieć tutaj z tobą pod tą skałą w środku nocy niż latać za jakimś oszołomem - dodałam a Eddie wybuchł śmiechem.
- Kocham cię. Zawsze wiesz jak mi poprawić humor chociaż to powinno być moje zadanie - powiedział Eddie po czym pocałował mnie w policzek.
- Czasami role muszą się odwrócić - powiedziałam po czym ułożyłam się wygodnie - nie wiem jak ty ale ja jestem wykończona i idę spać - powiedziałam a już po chwili oczy same mi się zamknęły. Ostatnie co usłyszałam to szept Eddiego po czym zasnęłam.
- Spij dobrze księżniczko - pocałował mnie w skroń po czym sam zasnął.
Obudziłam się po czym rozejrzałam na boki, nigdzie nie było Eddiego, nie powiem trochę się wystraszyłam ale starałam się myśleć racjonalnie i po prostu poszedł się przejść czy coś i zaraz wróci.
Siedziałam tak przez jakiś czas aż nie usłyszałam szeleszczenia gałęzi, poderwałam się na różne nogi po czym spojrzałam przed siebie i ujrzałam Steve'a i Dustina.
- Steve! - krzyknęłam po czym podbiegłam do brata. Może i nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem ale traktujemy się tak jakbyśmy byli dlatego nazywam Steve'a bratem.
- Lily! - krzyknął Steve po czym podbiegł do mnie i z całej siły przytulił obracając mnie pare razy - jak dobrze że nic ci nie jest - szepnął mi do ucha gdy staliśmy przytulny i siebie - tak się martwiłem.
- Nic mi nie jest. A u was jak tam sprawa z Vecną? - zapytałam.
- A o mnie to już nikt nie pamięta - odezwał się Dustin i zaczął udawać że płacze.
- Dustin! Jak dobrze cię widzieć - powiedziałam przytulając niziołka.
- No i tak ma być. Wszyscy wiedzą że to ja jestem tu najważniejszy - powiedziała liczek i zrobił pozę superbohatera a ja ze Steve'm zaczęliśmy się śmiać w niebogłosy.
Po chwili tuż za nami usłyszeliśmy jakiś szelest, był to Eddie skaczący z drzewa.
- Dustinie Hendersonie, wszyscy wiedzą że dla tej piękniej królewny to ja jestem najważniejszy - powiedział Eddie patrząc na mnie po czym puścił mi oczko.
- Jezu myślałem, że już po tobie - powiedział Dustin po czym przytulił Eddiego.
- Ja też stary - powiedział Eddie po chwili przytulając Dustina - ale na szczecie pewna księżniczka uratowała mi życie i została moim księciem na śnieżnobiałym koniu - powiedział spoglądając na mnie a ja tylko cicho się zaśmiałam. Po chwili do nas dołączyły dziewczyny, Robin gdy mnie zobaczyła rzuciła się na mnie przewracając nas.
- Lily! Jezu myślałam że nie żyjesz czy coś! Tak się bałam - powiedziała nadal na mnie siedząc.
- Spokojnie Robin, tak szybko się mnie nie pozbędziesz - powiedziałam śmiejąc się.
W końcu Robin wstała ze mnie po czym podała mi rękę abym mogla wstać po czym szepnęła mi do ucha.
- Jesteście razem?
- Tak - spojrzałam na nią a ona odsunęła się ode mnie po czym zaczęła skakać i krzyczeć.
- Tak, tak ,tak !! Wiedziałam! Aaaaaaa jak się ciesze! - krzyknęła po czym mnie przytuliła mocno do siebie.
- O co chodzi? - zapytał Steve patrząc na nas razem z resztą.
- Lily i Eddie są raz... - zaczęła Robin ale po chwili się skapnęła i szybko zatkała sobie usta ręką. Steve jednak ogarnął co miała na myśli po czym totalnie w szoku spojrzą to na mnie to na Eddiego i tak na zmianę.
- Co!? - krzyknął zszokowany - jak!? - kiedy!? - w kółko zadawał te same pytania a mi chciało się śmiać z jego miny.
- No tak wyszło Steve - powiedziałam po czym chciałam podejść do niego i go przytulić aby się trochę uspokoił ale on podszedł do Eddiego po czym złapał go za kołnierz i przyciągnął do siebie. Steve wyglądał tak przerażająco że nawet Eddie przestał się śmiać tylko bał się że Steve go uderzy.
- Uważaj sobie Munson. Tylko spróbuj ją zranić a przysięgam że szczękę będziesz zbierał z podłogi - powiedział Steve po czym puścił Eddiego i podszedł do mnie po czym mnie przytulił - nikt nie ma prawa tknąć MOJEJ księżniczki - powiedział Steve dając głośny nacisk na mojej.
- Ej to moja księżniczka! Tylko ja tak mogę na nią mówić - oburzył się Eddie.
- Ha śmieszny jesteś. Nie na mojej warcie. Lily jest dla mnie jak siostra. Moja mała siostrzyczka, którą muszę się opiekować. Lubię cię stary ale jak ją zranisz to zobaczysz - powiedział Steve nadal przytulając mnie do siebie.
- A nie może być waszą księżniczką? - zapytał Dustin - Steve kochasz Lily jak siostrę ale Eddie kocha ją inaczej dlatego dla was obu jest księżniczką tylko że inaczej - powiedział Dustin po czym uśmiechnął się że wymyślił tak idealny kompromis.
- Nie! - krzyknęli w tym samym czasie Eddie i Steve a my przewróciliśmy oczami na ich dziecinną kłótnie.
Po jakimś czasie wszyscy siedzieliśmy razem a ja wraz z Eddiem opowiadaliśmy to co się dzieło nad jeziorem.
- Gdy dotarliśmy do brzegu, próbowałem was wywalać, ale zalało mi krótkofalówkę. I zrobiliśmy to co mi najczęściej wychodzi najlepiej czyli zwialiśmy - Powiedział Eddie uśmiechając się ale wiedziałam że to wcale nie był szczęśliwy uśmiech.
- Eddie przestań - powiedziałam.
- No co taka prawda. Jestem tchórzem. Jestem tchórzem! - zaczął to wykrzykiwać - nie nadaje się do niczego po za uciekaniem.
- Pamiętacie o której doszło do ataku? - zapytała na Nancy.
- Znam nawet dokładną godzinę - powiedział Eddie - zalało mi nie tylko krótkofalówkę - dodał po czym rzucił Nancy popsuty zegarek.
- 21.27 - powiedziała Nancy.
- To wtedy wybuchły latarki - powiedziała Robin.
- Więc co to znaczy? - zapytał Steve.
- Że tą falą energii był Vecna atakujący Patricka - odpowiedziała Nancy po czym rzuciła z powrotem zegarek Eddiemu.
- Jesteśmy o krok bliżej. Wiemy, jak Vecna atakuje - powiedziała Robin.
- I skąd atakuje - dodał Lucas.
- Wystarczy się zakradać do jego kryjówki po drugiej stronie i wbić mu kołek w serce - powiedziała Max.
- O ile ma serce - dodałam.
- kołek? Czy to wampir? - zapytał Steve.
- To była metafora - odpowiedziała mu Max.
- Kula się nadaje? - zapytał Eddie.
- Trzeba mu odrąbać łeb - powiedział Lucas.
- Wszystko mi się podoba, ale najpierw musimy się do niego dostać - powiedziałam.
- Nastka musi odzyskać moce - powiedziała Max.
- Kiedyś było łatwiej. Była taka dziewczynka z supermocami... - przerwał Steve'mu Eddie.
- Supermoce. Wiem kiedyś wspominałeś - powiedział Eddie - Nie rzucił klątwy na Handersona, co nie? - dodał Eddie.
- Co? Nie, nic mu nie jest - zapewniał Steve - czy jest walnięty? Zdecydowanie - dodał Harrington.
- Bingo! - krzyknął Dustin przy okazji przestraszając nas na smierć - Bingo! Bango! Bongo! Miałem racje - powiedział Dustin - Skała Czaszki była na północy.
- Ty tak na serio? - zapytał go Steve z niedowierzaniem a Dustin przytaknął zadowolony - to Skała Czaszki. Jasne? - zapytał a Dustin znowu przytaknął - Totalnie, całkowicie, niezaprzeczalnie się myślisz. Teraz.
- Tak. I nie - odpowiedział mu Dustin.
- O mój Boże - powiedział załamany Steve. W tym momencie naprawdę wyglądał jak mama co właśnie wróciła z wywiadówki.
- Kompas działał, gdy wychodziliśmy od Wheelerów i gdy wsiadaliśmy do auta. Ale im dalej na wschód, tym bardziej się mylił. Teraz jest totalnie rozregulowany. Gdy nas ty przyprowadziłem, to nie ja się pomyliłem. Tylko kompas.
- Popsuł ci się sprzęt. I tak się myliłeś - nadal kłócił się z nim Steve.
- Tyle że on się nie popsuł - powiedział Dustin.
- Błagam chłopaki skończcie - powiedziałam.
- Lucas co wpływa na działanie kompasu? - zapytał Dustin Lucasa totalnie olewając mnie.
- Pole elektromagnetyczne - powiedział Lucas z miną jakby właśnie połączył jakieś fakty.
- Tak - odpowiedział Henderson.
- Chyba przegapiłam te lekcje - powiedziała Robin.
- Przy mocnym polu elektromagnetycznym igła skieruje się w jego stoję Więc albo mamy tu jakiś gigantyczny magnes albo... - powiedział Dustin.
- ...przejście - dokończył za niego Lucas.
- Jesteśmy daleko od laboratorium - powiedziała Nancy.
- A jeśli jakimś cudem, jest przejście jeszcze jedno? - zapytał Dustin retorycznie.
- Albo nawet więcej niż jedno czy dwa - powiedziałam a oni spojrzeli na mnie.
- Ale jak? - zapytał Steve.
- Nie wiem - powiedział Dustin - ale wiem że coś powoduje zakłócenia - powiedział pokazując na kompas - a ostatnim razem było to przejście. Obym miał racje, bo tak dostaniemy się do Vecny. I może uda nam się znieść klątwę z Max - powiedział po czym zawrócił i ruszył przed siebie.
- A ty dokąd? - zapytał Steve - Eddie jest poszukiwany. Nie możemy tak łazić po lesie - zaprzestawał od razu Steve.
- To małe stalowe pudełko może być kluczem do uratowania Max i Eddiego. Co powiesz Eddie wygnańcze? - zapytał go Dustin.
- Powiem, że prosisz, żebym ruszył z tobą do Mordoru, co, jeśli mam być totalnie szczery, jest to złym pomysłem ale Shire...Shire płonie - dokończył Eddie a Dustin zaczął dziwnie podskakiwać i się uśmiechać. Eddie wstał po czym znowu zaczął mówić.
- Zatem do Mordonu - a już po chwili wszyscy ruszyliśmy za Dustinem i Eddiem. W międzyczasie dogoniłam swojego chłopaka po czym splotłam nasze palce i tak udaliśmy się do dalszej wędrówki.
- Czym niby jest Mordoro? - zapytał siebie Steve - zapomniałeś o czymś stary - powiedział do Eddiego wskazując na jego rzeczy porozrzucane na ziemi a ten już po chwili wziął swoje rzeczy i znów znalazł się obok mnie po czym objął mnie ramieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top